rozdział 24

ZAYN'S POV:

Dzisiaj mieliśmy 24 maja. Od mojej kłótni z Charlie i naszej zgody minęły już dwa tygodnie.

Tego wieczora mieliśmy wrócić na trasę po tygodniowym odpoczynku. W sumie, tą przerwę spędziłem głównie ze swoją dziewczyną. Czasem wieczorami wychodziliśmy na kolację do restauracji, a czasem na spcaer, bądź też pozostawaliśmy w domu i odpoczywaliśmy przytuleni do siebie na kanapie, oglądając przy tym telewizję.

Nie wiem, czy wspominałem o tym wcześniej, ale odkąd na nowo zacząłem się spotykać z Charlie to postanowiliśmy ze sobą zamieszkać. Może i za szybkie i zbyt nierozważne posunięcie, ale chcieliśmy spędzać ze sobą każdą wolną chwilę. Mieliśmy prawie 22 lata, nie byliśmy już szczeniakami z liceum, ale dorosłymi ludźmi, którzy mieli pracę, obowiązki i doświadczenie życiowe. Niby 22 lata to mało, ale patrząc na moją sytuację, czuję jakby było to conajmniej 10 lat więcej.

Musiałem usamodzielnić się już w wieku 17 lat, kiedy to rodzice wysłali mnie do szkoły w Leeds - miasta oddalonego o godzinę drogi samochodem od mojego rodzinnego domu. Jak dla mnie była to poważna sprawa. Sam robiłem swoje pranie, sam gotowałem, sam sprzątałem, sam robiłem zakupy. Nie miałem innego wyboru, pod ręką nie było nikogo, kto byłby w stanie przyjść i pomóc mi w którejś z tych czynności.

Powiem Wam, że związek z Charlie traktowałem bardzo poważnie, ale tak bardzo bardzo poważnie. W liceum to było bardziej na zasadzie: okej, ona mi się podoba, świetnie się czuję w jej towarzystwie, powinniśmy być razem. Patrząc przez pryzmat czasu tamten okres nie był dla mnie tak ważny jak ten, który mamy teraz. Bo teraz byłbym w stanie oświadczyć się Charlie w każdym momencie i wiem, że za nic w świecie nie żałowałbym tej decyzji za tydzień, miesiąc czy rok. Tym razem to uczucie było stałe, dlatego w swojej głowie nie raz pozwalałem sobie stwierdzić, że Blondynka to dziewczyna, z którą chcę po prostu spędzić resztę mojego szalonego życia. Może i ckliwa gadka, ale przecież Wy to lubicie, prawda?

- Zayn? Wszystko w porząsiu? - za swoimi plecami usłyszałem głos Harrego.

- W porząsiu? - a po chwili do moich uszu dotarło krótkie parsknięcie Louisa.

- Em, tak. Wszystko jest okej. - rzuciłem. - Po prostu się trochę zamyśliłem. - dodałem.

- Aha? Charlie przychodzi dzisiaj na koncert? - spytał Styles, siadając obok mnie.

- Raczej nie. Ostatnio źle się czuje, więc zostaje w hotelu. - odparłem.

- O mój Boże, co jej jest?! - pisnął Harry, przykładając dłoń do serca.

- Nic złego, po prostu boli ją brzuch i jest trochę senna. Czasem się zdarza. - wyjaśniłem, próbując go uspokoić.

- Brzuch i spanie? Od kiedy to ma? - spytał nagle Louis.

- Jezu, nie wiem. Jakiś tydzień? - wzruszyłem ramionami. - Bierze tabletki i już jej lepiej. - dorzuciłem.

- Kiedy ostatni raz uprawialiście seks? - zapytał Tommo, sprawiając, że o mało się nie zakrztusiłem.

- To Cię chyba nie powinno interesować, Louis. - uciąłem krótko, posyłając w jego kierunku ostre spojrzenie.

- Pytam, bo moja mama miała takie same objawy, kiedy zaszła w ciążę. Eh, ale co ja tam wiem, przecież mam tylko szóstkę młodszego rodzeństwa. - zaironizował szatyn, a mnie jego słowa wbiły w siedzenie. Nie, nie, nie. To nie jest możliwe, żeby Charlie była w ciąży. Ona nie może być w ciąży na litość boską! Uh, spokojnie Zayn. Louis tylko żartuje, Louis tylko żartuje... Cóż, gorzej będzie, kiedy okaże się, że Louis może mieć rację. O Boże, co ja wtedy zrobię? Będę skończony jeszcze bardziej niż jestem teraz. Oh God, dajcie mi siły...

- Co się tutaj dzieje? Czemu Zayn wygląda jakby dowiedział się, że Charlie jest w ciąży? - zaśmiał się Nialler, wchodzący do garderoby.

- Na szczęście nie jest, Horan. - syknąłem, przeczesując dłonią włosy.

- Dlaczego? Nie chciałbyś małego Zayna albo małej Charlie? - zapytał.

- Chciałbym, ale niekoniecznie teraz. Za kilka lat - okej. Teraz - nigdy. - odparłem.

- Tylko jak już się zabierzecie za produkcję Waszych potomków, to nie róbcie ich za dużo, bo bocian nie wyrobi z kursami. - powiedział nagle Harry.

- Czy ty nadal wierzysz w to, że dzieci przynosi bocian? - jęknął Tommo, nie chcąc potwierdzać swoich przemyśleń.

- No raczej? A skąd się niby wszyscy wzięliśmy? Mama i bunia powiedziały, że przyniósł mnie bocian. - odparł Harry. - Nie mówcie, że nie wiedzieliście, lol. - dodał, patrząc na nas w zdziwieniu.

- Właściwie, to ja podobno jestem z kapusty.

Nie, Niall... Tylko nie ty! Straciliśmy go!

CHARLIE'S POV:

- Jak się czujesz? - spytała Sophia, wchodząc do mojego pokoju hotelowego w Irlandii. Brunetka miała być z nami w trasie przez cały miesiąc jako osoba towarzysząca - moja... i Harrego.

- Fatalnie. - jęknęłam, nakrywając twarz poduszką. - Godzinę temu zjadłam całe pudło lodów, a przed chwilą wszystko zwróciłam. Boże, nigdy więcej już tyle nie zeżrę. - dodałam.

- Mhm, na pewno. - zadrwiła Sophia, siadając na fotelu, stojącym obok łóżka. Oczywiście zanim to zrobiła, to musiała pozbyć się ubrań moich i Zayna, które leżały, gdzie popadło. - Powinniście tutaj posprzątać. - mruknęła, odsuwając na bezpieczną odległość bokserki Malika. Hah, ups...

- Ta, cokolwiek. - rzuciłam, ale w chwili, gdy do moich nozdrzy dostał się ostry zapach perfum Smith, to biegiem pognałam do łazienki i pochyliłam się nad muszlą.

- Charlie? Może powinnaś z tym iść do lekarza? - spytała niepewnie Soph.

- Ja jestem lekarzem. - mruknęłam, płukając usta. - To zwykłe zatrucie. - wzruszyłam ramionami, zakręcając kurek z wodą.

- Może i się na mnie wkurzysz, ale to tylko dla pewności. - powiedziała nagle dziewczyna i wcisnęła mi do ręki mały przedmiot. Aha, jeszcze czego...

ZAYN'S POV:

Dzisiejsze show w Dublinie było jednym z dwóch, które odbywały się przed publicznością 235 tysięcy ludzi. To właśnie tym występem pobiliśmy swój własny rekord. Zazwyczaj graliśmy na stadionach, gdzie było max 100 tysięcy, a tym razem było to aż 135 tysięcy więcej. Aż się w głowie nie mieści.

Teraz byliśmy już w drodze do hotelu. Liam, Louis i Niall byli zajęci rozmową o ostatnim meczu Realu Madryt, Harry był przylepiony do okna, a ja przeglądałem coś w swoim telefonie. Nagle dostałem SMS'a od Charlie.

Od: Charlie
Przyjdź do mnie do pokoju, kiedy będziesz już w hotelu...mam Ci coś ważnego do powiedzenia.

Do: Charlie
Oh God, co się stało? Dobra czy zła wiadomość?

Od: Charlie
Coś pomiędzy...zależy.

Do: Charlie
Okej, teraz się boję...

Od: Charlie
Cóż, chyba powinieneś. Nie pisz mi odpowiedzi.

Ta krótka wymiana zdań doprowadziła do sytuacji, w której chciałem jechać tym busem na koniec świata. Nie wiem czemu, ale byłem strasznie zdenerwowany i w sumie nie chciałem znać powodu tej rozmowy... I miałem rację, bo okazało się, że ...

---------------------
Dum, dum, dum, dum! B)

Wiem, że jestem bardzo przewidywalna... XD

To tak na miły (?) początek tygodnia. Eh, no nic... Idę na obiad, a potem na randkę... Z matematyką i angielskim. ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top