2.19

  

Do końca lekcji nie zamieniłaś z Gilbertem ani jednego słowa. Po pierwsze był on zajęty rozmową z kolegami, którzy na przerwach nie ustępowali go na krok. Najwidoczniej chcieli, aby szatyn opowiedział im historie, które przeżył za granicą pracując na statku. Z drugiej strony sama nie chciałaś z nim rozmawiać mimo, że miałaś na to bardzo ochotę. Po prostu jeden wielki paradoks. Widziałaś spojrzenie całej klasy, gdy przytuliłaś się do chłopaka. Nie chciałaś, aby taka sytuacja miała kolejny raz miejsce, ponieważ gdy tylko Twoje emocje opadły i w końcu przyswoiłaś do siebie informację iż Gilbert naprawdę wrócił, zdałaś sobie sprawę w jak bardzo krępującej sytuacji się znalazłaś. Masz nadzieję, że nigdy więcej się to nie powtórzy, gdyż nie lubisz być w takim centrum zainteresowania.
   Gdy tylko zabrzmiał dzwonek oznajmiający koniec zajęć na dzisiaj podeszłaś do Gilberta, który stał na dworze jak zwykle otoczony grupką innych osób. Gdy tylko Cię zobaczył na jego twarzy zagościł szczery uśmiech, a on grzecznie przeprosił swoich znajomych mówiąc im, że musi udać się do domu, gdyż po swoim powrocie ma wiele rzeczy do zrobienia. Bez słowa podążyłaś za chłopakiem idąc w kierunku jego miejsca zamieszkania. Gdy minęliście budynek szkoły, a uczniowie zniknęli Wam z pola widzenia Gilbert zatrzymał się i czekał aż do niego dołączysz.
- Zawsze nie będziesz się odzywała do mnie w szkole? - zapytał unosząc jedną brew ku górze i zakładając swoje ręce na piersi
- Oj przestań - zaśmiałaś się - Dobrze wiesz, że wszyscy się patrzyli, gdy zamienialiśmy ze sobą choćby kilka słów - oznajmiłaś podchodząc do niego o krok bliżej
- Przeszkadza Ci to? - kolejny raz zadał pytanie, zamieniając swój ton głosu na cwaniacki
- Tak, nie lubię być w centrum uwagi - odpowiedziałaś zgodnie z prawdą
- Dla mnie zawsze jesteś w centrum i jakoś Ci to nie przeszkadza - rzekł podchodząc jeszcze bliżej Ciebie, tak iż Wasze twarze dzieliło od siebie tylko kilka centymetrów
- Dla Ciebie jestem w stanie zrobić wyjątek - uśmiechnęłaś się, po czym Gilbert złączył Wasze usta w tak upragnionym pocałunku.
W swoim brzuchu znów poczułaś motylki, takie same jak za pierwszym razem Twojego zbliżenia z chłopakiem. Pierwszy raz od dłuższego czasu poczułaś się szczęśliwa i naprawdę bezpieczna. W końcu mogłaś dostać swoją tak bardzo upragnioną bliskość. Gdy tylko się od siebie odsunęliście szatyn chwycił Cię za Twoją drobną dłoń.
- Tęskniłam za tym i za Tobą - powiedziałaś zgodnie z prawdą
- Ja też - uśmiechnął się - Każdego dnia, gdy byłem z daleka od domu myślałem o Tobie - dodał
- Dobra, starczy już tego, bo robi się zbyt słodko - zaśmiałaś się mimo, że w duchu byłaś bardzo szczęśliwa iż chłopak pamiętał o Tobie i tęsknił prawdopodobnie tak samo jak Ty
- Chcesz pójść do mnie? - zapytał
Szczerze powiedziawszy zaskoczyła Cię ta propozycja, gdyż nikomu nie mówiłaś iż planujesz wrócić do domu później niż zwykle. Jednakże chęć pójścia do chłopaka była silniejsza, dlatego kiwnęłaś twierdząco głowa
- Pewnie - odpowiedziałaś, aby utwierdzić chłopaka iż się zgadzasz
*
Po przekroczeniu progu domu Gilberta, szatyn pomógł ściągnąć Ci płaszcz, a następnie odwiesił go na wieszaku.
- Dziękuję - uśmiechnęłaś się serdecznie, co chłopak odwzajemnił
- Blythe, wróciłeś?! - usłyszałaś krzyki dobiegające z sąsiedniego pokoju
Spojrzałaś na brązowookiego pytającym wzrokiem czekając na jakieś wyjaśnienia z jego strony.
- No tak, nie zdążyłem Ci jeszcze o tym powiedzieć - westchnął - To mój przyjaciel Bash, ten o którym Ci pisałem - wyjaśnił
- Przyjechałeś z nim?! - zapytałaś zaskoczona, nie mogąc ukryć swojego zdziwienia
- Tak wyszło. Postanowiliśmy, że zajmie się on rolą - rzekł
- Tego się nie spodziewałam - zaśmiałaś się, kręcąc z niedowierzania głową
-  My też, uwierz nam. Wszystkie podjęte decyzje były takie spontaniczne - wyjaśnił, trzymając swoją rękę na Twojej tali - Des - dodał, zmieniając swój ton głosu - Bash nie jest tacy jak wszyscy. On jest... - nie dane było mu dokończyć, gdyż owa osoba weszła do pomieszczenia w którym dotychczas się znajdywaliście.
Odrazu zdałaś sobie sprawę o co chodziło Gilbertowi. Jego przyjaciel był innego koloru skóry. Szczerze powiedziawszy nigdy nie miałaś przyjemności poznać takiej osoby, aż do dzisiaj. Mimo wszystko nie zrobiło to na Tobie dużej różnicy, kto jak wyglada. Dlatego bez problemu podeszłaś do mężczyzny z uśmiechem na twarzy i wyciągnęłaś przed siebie swoją dłoń.
- Destiny Barry - rzekłaś
- A więc tak wyglada ta panienka o której cały czas mi opowiadałeś, co Blythe? - zwrócił się do Gilberta nie kryjąc swojego rozbawienia - Bash, miło mi Cię poznać - dodał, ściskając Twoją rękę
- Mnie również - powiedziałaś zgodnie z prawdą
Wszyscy razem udaliście się do salonu. Wszystkie Twoje wspomnienia powróciły, gdy przekroczyłaś próg tego pokoju. Przypomniało Ci się, gdy Gilbert oznajmił iż wyjeżdża z Avonlea. Pamiętasz jak bardzo było Ci wtedy przykro, ale mimo wszystko chciałaś go wspierać w tym, co planuje zrobić i za żadne skarby tego świata nie chciałaś zachować się egoistycznie i zmusić szatyna do zostania mimo, że sam powiedział iż dla Ciebie jest w stanie to zrobić. Na Twojej twarzy zagościł nieznaczny uśmiech. Całe szczęście osoba, którą dążysz niezwykłą sympatią wróciła i właśnie teraz masz okazję z nią porozmawiać.
*
Rozmowa między Waszą trójką trwała w najlepsze. Zupełnie straciłaś poczucie czasu wysłuchując historii zarówno Gilberta jak i Bash'a. Bardzo polubiłaś tego czarnoskórego mężczyznę. Emanowała od niego sympatia i dobro. Czułaś iż przeżył on bardzo dużo w swoim życiu. Ludzie poniżali go, traktowali jak swojego sługę mimo iż był on już wolnym człowiekiem. Zdajesz sobie sprawę, że również tutaj w Avonlea spotka go swojego rodzaju rasizm. Jednakże masz ogromną nadzieje iż mieszkańcy szybko zrozumieją jak świetną osobą jest Sebastian i zaczną traktować jak równego sobie. Tak samo jak traktuje go Gilbert. Przyjaźń która powstała między tymi dwoma osobnikami płci przeciwnej jest niesamowita. Pomimo tego iż każdy na swój sposób dokucza drugiemu to i tak nie sposób zauważyć jak wielką sympatią się dążą. Totalnym zaskoczeniem było dla Ciebie, że mężczyzna, prawie o siedem lat starszy zaprzyjaźni się z siedemnastolatkiem.
Podniosłaś głowę i spojrzałaś na wiszący zegar na ścianie, który wskazywał godzinę 6.00 po południu. Lekcje skończyły się prawie cztery godziny temu! Zdajesz sobie sprawę, że nikogo nie poinformowałaś iż zamierzasz wrócić później niż zazwyczaj. Z całego serca masz nadzieję, że zważywszy na sytuację w szkole, Diana wymyśli jakąś dobrą wymówkę, tym samym Ciebie usprawiedliwiając.
- Jezu! - krzyknęłaś zaskoczona - Będę musiała już iść - oznajmiłaś nieznacznie zasmucona tym faktem
- A która to godzina? - zapytał zaskoczony Bash, spoglądając na zegar. Jego oczy po zobaczeniu gdzie znajdują się wskazówki na tarczy zegara powiększyły się niemiłosiernie - Nie wiedziałem, że już tak późno - powiedział pod nosem
- Chyba nikt nie zdawał sobie z tego sprawy - uśmiechnęłaś się ciepło, kierując się do przedpokoju
Po założeniu swojego ciepłego płaszcza Gilbert podszedł do Ciebie, a jego twarz wyrażała wiele emocji. Szczęście oraz smutek w jednym.
- Mam nadzieję, że jutro też się zobaczymy - stwierdził, opierając się plecami o przeciwległą ścianę
- Napewno w szkole - odpowiedziałaś, zmniejszając odległość Was dzielącą
- Tym razem będę mógł z Tobą normalnie porozmawiać? - zapytał
- Oczywiście - zaśmiałaś się, przekręcając oczami
- Odprowadzić Cię? - jego pytanie zaskoczyło Cię. Oczywistym było, że chciałaś spędzić jeszcze więcej czasu z chłopakiem, jednakże zdawałaś sobie sprawę z mrozu panującego na zewnątrz. Nie chciałaś, aby musiał on jeszcze bardziej marznąć wracając z powrotem do swojego domu.
- To bardzo miłe z Twojej strony - zaczęłaś - ale przejdę się sama - oznajmiłaś, podchodząc jeszcze bliżej do chłopaka i składając na jego ustach kolejny tego dnia pocałunek - Do zobaczenia jutro - uśmiechnęłaś się
- Tak, do zobaczenia. Uważaj na siebie - rzekł
- Zawsze uważam - zaśmiałaś się, a wychodząc z jego domu usłyszałaś jeszcze ciche „A ta jak zwykle wie swoje".

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top