2.18


Ania z opuszczoną głową stała w przejściu bojąc się zrobić kolejny ruch. Spojrzenie wszystkich zgromadzonych utkwione było w owej dziewczynie. Cichy szept wypełnił całą salę. Każdy miał coś do powiedzenia, niestety ze względu na swoje tchórzostwo był w stanie podzielić się swoją opinią tylko osobie stojącej obok. Nikt nie odważył się podejść do piegowatej, aby zapytać się cóż takiego się jej przydarzyło. Każdy wiedział lepiej, mimo iż nie znał jej historii, nie wiedział, że to właśnie przez takich ludzi jak oni, Ania musi teraz cierpieć i być skazana na jeszcze większy wstyd, a także upokorzenie niż dotychczas.
- Nie przejmuj się - szepnęłaś do jej ucha - po prostu chodź - rzekłaś ściskając jej dłoń, gdyż zdawałaś sobie sprawę iż Diana nie będzie teraz w stanie pocieszyć swojej bratniej duszy. Za bardzo boi się postawić innym ludziom, przejmuje się ich opinią. Stara się w ich oczach być idealną, godną naśladowania osobom, idealnie reprezentująca nazwisko, które nosi - Pamiętaj, że masz mnie, a ja nie mam problemu, aby komuś powiedzieć parę słów za dużo - uśmiechnęłaś się do niej
- Dziękuję, ale... - nie dane było jej dokończyć, gdyż nie czekając na dalsze jej słowa zadałaś pytanie, które bardzo Cię w tym momencie dręczyło
- Co tam się dzieje? - po męskiej stronie klasy znajdowało się sporych rozmiarów zbiorowisko ludzi. Wszyscy weseli i uśmiechnięci rozmawiali, niestety z takiej odległości nie byłaś w stanie usłyszeć o czym była ich dyskusja
- Ładne włosy - rzuciła Josie Pay, podchodząc do Ani i w bezszczelny sposób śmiejąc się jej w twarz - To normalne, że sieroty mają wszy? - kontynuowała, dolewając oliwy do ognia
- Czy to normalne, że wszystkie blondynki są głupie? - zapytałaś podchodząc do niej i zakładając ręce na piersi - Czy może tylko u Ciebie owa cecha występuje? - dodałaś
Jak to bywa w stylu tej dziewczyny, gdy nie ma pojęcia, co powinna odpowiedzieć po prostu odchodzi zarzucając swoje długie, falowanie włosy na plecy. Tak było i w tym przypadku.
    Spojrzałaś na młodą Cuthbert, której policzki przybrały odcień czerwieni z powodu złości jaka ogarnęła jej ciało.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziała Ania na Twoje pytanie ignorując bezsensowną zaczepkę Josie i zostawiajac ją bez zbędnych komentarzy - Może ktoś dostał jakaś nową rzecz i jak to już bywa u chłopców musi się nią pochwalić - stwierdziła, nieznacznie wzruszając swoimi chudymi ramionami
- Możliwe - przytaknęłaś jej
Gdy już chciałaś odchodzić, aby zająć swoje miejsce w ławce zobaczyłaś jak z owej grupki wychodzi pewna postać. Twoje oczy powiększyły się niemiłosiernie, a szczeka opadła z wrażenia. Musiałaś pomrugać kilka razy, aby upewnić się iż Twój wzrok nie szwankuje, a umysł nie płata figli, a kilka metrów przed Tobą napewno znajduje Gilbert Blythe we własnej osobie. Stałaś jak zaczarowana nie mogąc zrobić żadnego ruchu. Nie mogłaś uwierzyć, że chłopak wrócił już do swojego domu, do Avonlea.
- Będziesz tak cały czas stała czy podejdziesz się przywitać? - zaśmiał się szatyn podchodząc w Twoją stronę
Te słowa wyrwały Cię z zadumy. W końcu od tak długiego czasu mogłaś usłyszeć jego głos, śmiech, którego tak bardzo Ci brakowało. Na Twojej twarzy zagościł szczery uśmiech i nie przejmując się tym, co pomyślą o Tobie inni po prostu podbiegłaś do chłopaka i przytuliłaś się do niego. Musisz przyznać, że Gilbert strasznie urósł oraz zmężniał. Pod wpływem jego uścisku mogłaś bez problemu stwierdzić, że nabrał też mięśni, prawdopodobnie przez pracę fizyczną , którą wykonywał na parowcu.
- Dlaczego mi nie napisałeś, że wracasz? - zapytałaś odrywając się o chłopaka i spoglądając w jego orzechowe oczy
- Był to dość spontaniczny pomysł - stwierdził, zakładając kosmyk Twoich włosów za ucho tak, aby jeszcze dokładniej przyjrzeć się Twojej twarzy - Nie miałem czasu napisać listu z resztą nie dotarłby na czas - dodał
- Wiesz, że nie ma tutaj złota?! - zadałaś kolejne pytanie, bojąc się iż list, który jakiś czas temu wysłałaś mógłby nie dotrzeć na czas i Gilbert przyjechał tutaj na marne
- Wiem - odpowiedział, a na jego twarzy zagościł uśmiech, który tak bardzo u niego uwielbiałaś
- To dlaczego przyjechałeś? - zmarszczyłaś brwi, nie do końca rozumiejąc powód jego przyjazdu
- Bo się stęskniłem - odparł, przybliżając swoją twarz do Twojej. Szybko wyciągnęłaś rękę przed siebie i położyłaś ją na jego torsie, tym samym zaprzestając wykonywanej przez niego czynności
- Ludzie się patrzą - stwierdziłaś, przypominając sobie o inny uczniach znajdujących się wokół Was i przyglądających się z szeroko otwartymi oczami - A po drugie jesteśmy w szkole - kontynuowałaś
Chłopak odsunął się od Ciebie w tym samym czasie przekręcając oczami.
- Od kiedy stałaś się taka grzeczna? - zaśmiał się, chwytając Cię ręką w tali
- Zawsze byłam tylko chyba wystarczająco tego nie doceniałeś - odparłaś, dając mu szybkiego całusa w policzek, po czym udałaś się na swoje miejsce, które dzieliłaś wraz z Ruby, a z Twojej twarzy wciąż nie znikał uśmiech szczęścia
- Dzień dobry, klaso - rzekł pan Phillips wychodząc ze swojego kantorku, w którym przebywał w czasie przerw i przed lekcjami - Witam Cię Gilbercie- skinął głową bezpośrednio do chłopaka, utrzymując z nim kontakt wzrokowy - Otwórzcie książki od angielskiego na stronie setnej - powiedział swoim jak zwykle znudzonym głosem

Hejka
Przepraszam Was, że ten rozdział jest taki krótki, ale chciałam w nim umieścić tylko spotkanie Des i Gilberta. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie.
Buziakii😚

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top