1.9
- Przestań mnie ciągnąć! - powiedział oburzony Billy
- To Ty nie zachowuj się jak dziecko! - sama zaczęłaś żałować podjętej przez siebie decyzji. Wiedziałaś jednak iż Ania nie dałaby rady spędzić tyle czasu z chłopakiem. Młody Andrews był najwredniejszą osobom, którą dotychczas spotkałaś. Uwielbiał znęcać się nad słabszymi od siebie. Niestety teraz na jego celowniku była rudowłosa. Obiecałaś sobie, że postarasz się ją chronić, dlatego dotrzymujesz postanowionego przez siebie słowa - Co będziemy robić?
- My? - zaśmiał się chłopak, mierząc Cię wzrokiem - Ja popracuję, a Ty sobie postoisz
- Nie będziesz mi rozkazywał - powiedziałaś najspokojniej jak potrafiłaś, gdyż emocje w Tobie już buzowały i myślałaś, że zaraz wybuchną. Jak można być tak irytującym?
- Nie pamiętasz już co powiedział pastor? - zapytał, a Ty spojrzałaś na niego takim wzrokiem, aby kontynuował - Mamy pokazać Wam, co macie robić. A to oznacza, że Ty będziesz stała i nie przeszkadzała
- Dobrze wiesz, że nie to miał namyśli
- I co z tego? Ja właśnie w taki sposób to zinterpretowałem - spojrzał na Ciebie z wyższością
Przez chwile szliście w ciszy do miejsca jego pracy. Zobaczyłaś, że niedaleko Was stoi Gilbert z Ruby. Uśmiechnęłaś się pod nosem, gdy zobaczyłaś ich razem pracujących. Dobrze wiedziałaś iż szatyn nigdy nie zrobiłby krzywdy dziewczynie, bynajmniej celowo, dlatego byłaś spokojna o swoją przyjaciółkę. W dodatku teraz prawdopodobnie spełniało się jedno z jej marzeń.
Stanęłaś przy stoisku, pracy Twojego tymczasowego partnera. Z tego, co mogłaś zauważyć jego zadaniem było cięcie długich desek na mniejsze kawałki, a potem zanoszenie ich do miejsca, gdzie pracowała wcześniej wspomniana przez Ciebie para.
- No dobra, to co mam robić? - zapytałaś poważnie
- Już Ci mówiłem, że nie chcę Twojej pomocy! - powiedział, tnąc jedną z desek
- A ja nie chcę pomagać Tobie. Robię to tylko i wyłącznie dla Ruby. Dlatego znów się zapytam, co mam robić? - czułaś, że pomału tracisz już resztki swojej cierpliwości do Tego chłopaka
- Głupia jesteś, że nie rozumiesz?! - zaprzestał wykonywaną przez siebie czynność i spojrzał na Ciebie
- Jak Ty mnie nazwałeś?! - krzyknęłaś
- Głupia - odrzekł śmiejąc Ci się prosto w twarz
W tym momencie nie wytrzymałaś. Wyciągnęłaś rękę i już chciałaś uderzyć Billy'ego prosto w twarz, gdy w ostatnim momencie się powstrzymałaś. W końcu nie tego uczyli Cię w szkole, gdyby tylko matka się dowiedziała znów wysłałaby Cię do tamtego miejsca. Z resztą takim zachowaniem tylko sprowokowałabyś chłopaka i zachęciła do dalszej kłótni. Zarzuciłaś więc włosy do tyłu i z gracją wzięłaś parę kawałków drewna, w celu zaniesienia ich do Ruby
- Sama sobie przydzieliłam zadanie, dobrze? - powiedziałaś spokojnie - I następnym razem nie próbuj mnie przezywać, bo nic o mnie nie wiesz, dlatego nie życzę sobie, abyś tak robił
Widziałaś minę blondyna. Był bardzo zszokowany Twoim zachowaniem. Uśmiechnęłaś się w duchu, gdyż byłaś z siebie bardzo zadowolona
Wolnym krokiem podeszłaś do stoiska Gilberta.
- Gdzie mam to położyć? - zapytałaś
- Możesz dawać to mi - odrzekł lekko się uśmiechając
Odwzajemniłaś gest i podałaś chłopakowi kawałki drewna, które trzymałaś.
Przez pewniem czas wszystko szło bardzo dobrze. Żadne z Was się do siebie nie odzywało, dlatego pracowaliście w zupełnej ciszy. Nie miałaś zamiaru zaczynać konwersacji z blondynem, gdyż zwyczajnie w świecie on zaraz zacząłby kolejną kłótnie. Niestety taka atmosfera nie mogła długo potrwać.
- Chodź mi pomóc - powiedział zdenerwowany
- Mam Tobie pomóc? - zapytałaś zbita z tropu
- Tak, stań tutaj - wskazał Ci miejsce na trawie
Nie myśląc dłużej wykonałaś polecenie, które Ci zadał.
- W jaki sposób ma udzielić Ci pomocy?
- Jedna z desek jest zadługa. Będziesz musiała pomóc mi ją przytrzymać - oznajmił
- Przecież wszystkie są jednakowej długości - powiedziałaś zdziwiona
Po chwili jednak poczułaś ogromny ból głowy. Wszystko działo się tak szybko, że nie byłaś świadoma tego, co się stało. Upadłaś za ziemię. Przez chwilę przed Twoimi oczami pojawił się ciemny obraz. Usłyszałaś jakieś wołania w Twoją stronę, jednak nic do Ciebie nie docierało. Miałaś wrażanie iż był to tylko głuchy bełkot. Po chwili jednak wszystko zaczynało wracać do normy. Zobaczyłaś przed sobą twarz Gilberta oraz Ruby. Odwróciłaś lekko głowę w bok i zobaczyłaś Billy'ego, który lekko się uśmiechał. Wszystko było dla Ciebie już jasne. Chłopak całość dokładnie zaplanował. Wściekła chciałaś się podnieś, jednak poczułaś czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Spojrzałaś się w tą stronę i zauważyłaś Gilberta.
- Posiedź jeszcze chwilę - powiedział spokojnie - Masz ranę
- Co? - zapytałaś, gdyż nie czułaś żadnego bólu. Wyciągnęłaś rękę w stronę skroni i dopiero wtedy poczułaś dość silne pieczenie, dlatego szybko opuściłaś dłoń - Nic mi nie jest - powiedziałaś lekko się uśmiechając
- Przecież widzimy, że coś jest na rzeczy - odezwała się zmartwiona Ruby - Krwawisz. Może to być coś poważnego
- Spokojnie, czuję się dobrze. Mogę już wstać? - zapytałaś
- Tylko ostrożnie - rzekli równocześnie Gilbert wraz z blondynką
Pomału podparłaś się ręką o ziemię i wstałaś, pomimo silnych zawrotów głowy. Lekko się zachwiałaś, dlatego szatyn szybko Cię złapał, chroniąc przed upadkiem.
- Napewno wszystko w porządku? - zapytał lekko zmartwiony
- Tak
- Trzeba Ci opatrzyć tą ranę - stwierdził, cały czas jej się przyglądając
- To ja może pójdę po jakieś rzeczy - oznajmiła Ruby, odchodząc od Was
Dopiero teraz zorientowałaś się iż ręka chłopaka wciąż tkwi na Twojej tali. Dlatego lekko ją strąciłaś
- Dam radę sama
- Jak chcesz - uśmiechnął się
Zobaczyłaś Billy'ego i dość szybkim krokiem podeszłaś do niego. Spojrzałaś mu prosto w oczy, po czym zrobiłaś to, co już wcześniej chodziło Ci po głowie. Wyciągnęłaś swoją drobną dłoń i uderzyłaś go z całych swoich sił w policzek.
- Nigdy więcej się do mnie nie zbliżaj - powiedziałaś stanowczo
- Des, o co chodzi? - zapytał wciąż obecny szatyn
- O nic takiego - skłamałaś. Nie chciałaś, aby ktokolwiek o tym wiedział. W końcu to sprawa pomiędzy Tobą, a chłopakiem
- Boże Destiny! - usłyszałaś głos swojej siostry, który dobiegał zza Twoich pleców
Odwróciłaś się i zobaczyłaś zmartwioną Dianę
- Słyszałyśmy, że miałaś wypadek - powiedziała Ania
- Boże, nic mi nie jest - rzekłaś już lekko poirytowana zachowaniem wszystkich wokoło
- Jak nie? Przecież widzę, że krwawisz! - oburzyła się lekko Twoja siostra
- I co z tego? Nie pierwszy raz. Naprawdę dziękuję za troskę, ale wszystko jest w porządku - powiedziałaś, ruszając w kierunku swojego domu
Hejj
A więc o to i jest kolejny rozdział! Mam nadzieję, że nie popełniłam zbyt dużej ilości błędów haha
Buziakii😗
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top