1.20
Od około tygodnia Gilbert nie pojawił się w szkole. Z jednej strony martwiłaś się czy nie przydarzyło się chłopakowi coś złego. Jednakże Ania zanosząc Blythe'owi książki za poleceniem pana Phillipsa stwierdziła iż szatyn wygląda jak okaz zdrowia, czego niestety nie może powiedzieć o jego ojcu. Pan Blythe przywitał rudowłosą i dziewczynka mimo, że spędziła z nim bardzo mało czasu mogła wystawić tezę, że stan starszego pana napewno się pogardza. Podczas swojego ostatniego pobytu u brązowookiego poznałaś jego tatę. Nie trzeba być wybitnym lekarzem, aby wiedzieć iż owy mężczyzna napewno nie był do końca zdrowy. Po tym wszystkim, co powiedziała Ci Ania o dziwo odetchnęłaś z ulgą. Nie wiesz dlaczego, ale bałaś się o chłopaka, a myśl, że stało mu się coś złego nie mogła zostać przez Ciebie przyjęta. Nie wiedząc dlaczego zaczyna Ci coraz bardziej na nim zależeć, jeszcze ta dziwna sytuacja, która miała miejsce miejsce u niego w domu potęgowała te uczucie. Właśnie przez ten niedoszły z Twojego powodu incydent cieszyłaś się, że Gilbert nie przychodzi do szkoły. Tak naprawdę pierwsza myśl, która przyszła Ci do głowy, gdy nie zobaczyłaś chłopaka w szkolnej ławce była iż nie pojawił się tam właśnie z Twojego powodu, jednak szybko tą tezę odrzuciłaś. Nie byłoby to w stylu Gilberta, z resztą nie miał on powodów, aby Ciebie unikać. Raczej Ty powinnaś już to robić. Koniec końców martwisz się o ojca szatyna. Masz nadzieję, że w najbliższym czasie wróci do zdrowia, niestety po minie Ani mogłaś stwierdzić, że taki czas nigdy nie nastanie. I miałaś rację. Dzisiaj odbywa się pogrzeb tego starszego schorowanego mężczyzny. Ojciec Gilberta zmarł. Bardzo żałujesz, że nie odważyłaś się odwiedzić chłopaka i chociaż ostatni raz spojrzeć na pana Blythe'a. Jednak nie tylko strach powstrzymywał Cię od zrobienia tego, uważałaś iż nie wypada w takim momencie życia Gilberta mu przeszkadzać. Chciałaś mu pozwolić na to, aby w spokoju mógł spędzić te ostatnie dni z ojcem. Na wyjaśnieniu sobie pewnych spraw z przeszłości, na pożegnaniu i oczywiście na okazaniu sobie jeszcze więcej miłości niż dotychczas.
- Destiny! - usłyszałaś głos swojej matki - Czas już iść - dokończyła nieco ciszej
Wzięłaś głęboki wdech i jeszcze ostatni raz spojrzałaś na siebie w lustrze. Delikatnie wygładziłaś ręką czarną jak węgiel sukienkę.
- Już idę - odpowiedziałaś
Zeszłaś po schodach i stanęłaś już przed całą, gotową do opuszczenia domu rodziną. Diana podeszła do Ciebie i chwyciła Twoją dłoń, w celu dodania otuchy. Postarałaś się, aby na Twoich ustach zagościł delikatny, jednakże szczery uśmiech, którym uraczyłaś siostrę.
*
Cały pogrzeb odbył się w ciszy. Gilbert szedł na czele całej grupy zgromadzonych. Nie chciałaś mu w tamtej chwili przeszkadzać dlatego postanowiłaś iż będziesz szła z tyłu wraz z rodziną Ani i swoją. Obserwowałaś rudowłosą i mogłaś zauważyć iż bardzo często zerkała na Gilberta. Prawdopodobnie tak samo jak Ty chciałaby go wesprzeć w tej trudnej chwili i powiedzieć mu coś, co dodałoby mu otuchy. Z resztą Ania napewno wiedziała, co czuje Gilbert, w końcu teraz obydwoje są sierotami. Nigdy nie zawałaś sobie sprawy jak to słowo może być bolesne dla osób, które są z nim utożsamiane. Ostanie słowa pastora spowodowały, że wróciłaś do rzeczywistości. Już kolejny raz tego dnia przyłapałaś się na zbyt długich przemyśleniach, prowadząc w swojej głowie monolog. Gdy tylko pastor zakończył przemówienie wszyscy ludzie jakby odzyskali mowę i odrazu zaczęli się rozchodzić do domu Gilberta, aby udać się na stypę. W środku aż gotowało się w Tobie. Jak można zachowywać się w taki sposób? Uważasz iż powinno się okazać trochę szacunku zmarłemu i ugościć go chociażby minutą ciszy, na którą pan Blythe naprawdę zasługuje. Był dobrym człowiekiem. Mimo, że go nie znałaś zbyt dobrze, mogłaś to stwierdzić bez żadnego zastanowienia. Pan Blythe był dobrym człowiekiem.
- Destiny, choć już - powiedział Twój tata chwytając Cię za ramię
Ostatni raz spojrzałaś jeszcze w stronę szatyna, po czym niechętnie się odwróciłaś i zaczęłaś kierować się w stronę miejsca, gdzie miała się odbyć dalsza część pogrzebu. Słyszałaś jak Ania wraz z Dianą cichutko rozmawiają między sobą. Dzięki temu iż rudowłosa uratowała Twoją młodszą siostrę, matka pozwoliła Wam znów zadawać się z Anią. Cieszyłaś się, gdyż widziałaś, że naprawdę stara się dać szansę tej dziewczynce. Kto wie, może Twoja mama zobaczy dobro, które z niej emanuje i tak bardzo Cię urzekło.
*
Siedziałaś obok Diany na jednej kanap wraz z innymi dziewczynkami z Twojej szkoły. Obserwowałaś ludzi, którzy mimo sytuacji w jakiej się znajdowali, uśmiechali się i śmiali jak gdyby zapomnieli, że kilkanaście minut temu stali nad jeszcze świeżym grobem. Miałaś już dość ciągłego, sztucznego płaczu Ruby. Mimo, że kiedyś uważałaś ją za przyjaciółkę to te czasy już dawno minęły. Nie możesz po prostu znieść tego fałszu, który od niej wypływa. Diana jakby niczego nie świadoma pocieszała płaczącą blondynkę. Kątem oka zauważyłaś, że Ania która dotychczas stała przy oknie zniknęła. Rozejrzałaś się po całym pomieszczeniu w celu odnalezienia jej. Niestety nie przyniosło to żadnych skutków. Rudowłosa po prostu opuściła dom. Wstałaś z kanapy, na której siedziałaś i starając się zostać niezauważoną wyszłaś na zewnątrz. W oddali zobaczyłaś Gilberta wraz w towarzystwie Ani, którzy zawzięcie o czym dyskutowali. Nie chciałaś im przeszkadzać jednak ciekawość wzięła nad Tobą górę i wolnym krokiem zbliżałaś się do tej dwójki.
- Bycie sierotą to wyzwanie, ale jesteś bardzo zdolny - zaczęła Ania - Napewno poradzisz sobie lepiej ode mnie. Nie znałam swoich rodziców, byłam mała gdy zmarli. Można więc powiedzieć, że jesteś szczęściarzem - stwierdziła rudowłosa lekko się uśmiechając
Stanęłaś w dość lekkim szoku. Po prostu odjęło Ci mowę, wiedziałaś iż Ania nie chciała powiedzieć nic złego, niestety byłaś prawie pewna jak Gilbert odbierze wypowiedziane przez rudowłosą ostatnie zdanie.
- Mówisz poważnie? - zapytał chłopak
- W porównaniu do mnie to tak - rzekła dziewczyna
- A czemu chodzi o Ciebie? - zadał kolejne pytanie Gilbert lekko podnosząc swój ton głosu
Stałaś jakieś pięć metrów od nich. Tak naprawdę czułaś się bardzo niezręcznie będąc świadkiem tej sytuacji. Nie wiedziałaś, co powinnaś zrobić. Odejść i zostawić ich samych czy może pozostać w tym miejscu.
- Nie chodzi... próbowałam pomóc - powiedziała Ania, a na jej twarzy widoczne było zaskoczenie
- Na razie - rzekł Gilbert, gdy już odchodził jego wzrok utkwił jeszcze przez chwilę na Tobie
- Gilbert! - krzyknęłaś, niestety na próżno, gdyż chłopak nie posłuchał Ciebie i szedł w kierunku pobliskiego lasu
Spojrzałaś na Anię i mogłaś zauważyć w jej oczach zbierające się łzy. Szybko podeszłaś do dziewczyny i przytuliłaś ją.
- Nie przejmuj się - powiedziałaś szeptem
- Chciałam pomóc, naprawdę - zaszlochała
Naprawdę było Ci szkoda dziewczynki. Zdawałaś sobie sprawę iż naprawdę nie chciała skrzywdzić Gilberta. Zrobiła to nieumyślnie.
- Wiem, przejdzie mu - uśmiechnęłaś się do niej - A teraz przepraszam, ale chciałabym z nim porozmawiać wskazując ruchem głowy oddalającego się chłopaka
- Pewnie - odpowiedziała Ania odwzajemniając Twój uśmiech
*
Zobaczyłaś iż Gilbert usiadł na jednym z pni zwalonego drzewa. Patrzył się przed siebie, jakby czegoś bardzo uważnie wypatrywał. Podeszłaś do niego i usiadłaś tuż obok. Wiedziałaś iż chłopak chciał przebywać teraz sam, ale jakaś myśl w Tobie nie pozwoliła Ci na zostawienie go w samotności. Bałaś się iż mógł wyrządzić sobie jakąś krzywdę. Niepewnie chwyciłaś jego dłoń i spojrzałaś się w ten sam punkt, co on. Szukając w nim czegoś interesującego. Dopiero po upływie paru minut ciszy chłopak spojrzał na Ciebie. Pod wypływem jego przeszywającego spojrzenia, odwróciłaś głowę w jego kierunku.
- Nie chciałem tak potraktować Ani - powiedział, najwyraźniej mając wyrzuty sumienia
- Ona to wie - uśmiechnęłaś się bardzo delikatnie.
- Mam nadzieję. Dlaczego musi być tak ciężko? - zapytał dalej patrząc w Twoje oczy
- Straciłeś osobę, którą kochałeś. To zrozumiałe, że jest ciężko i nie chcę ukrywać iż szybko to minie, ponieważ takie uczucie będzie w Tobie jeszcze przez długi czas - rzekłaś przyglądając się swoim butom, które o dziwo wydały Ci się bardzo interesujące - Z resztą Twój tata napewno jest teraz szczęśliwy. W końcu po tylu latach spotkał się z Twoją mamą i teraz obydwoje z góry mogą nad Tobą czuwać. Napewno są dumni z tego kim jesteś. Spotykając inne dusze z dumą mówią, że jesteś ich synem
- Umiesz pocieszać ludzi - stwierdził szatyn
Spojrzałaś na niego zaskoczona.
- Mam nadzieję, że to nie sarkazm - powiedziałaś lekko się uśmiechając
- Nie tym razem - odpowiedział Gilbert, a na jego twarzy zagościł prawie niezauważalny cień uśmiechu
Między Wami nastała dość krępująca cisza. Wpatrywaliście się w Twoje twarze, dokładnie analizując każdy ich szczegół. W Twoim brzuchu pojawiły się dziwne motylki, gdy tylko chłopak spojrzał na Twoje usta. Chcąc dać mu pozwolenie delikatnie przysunęłaś swoją twarz do jego. Gilbert nie czekał chwili dłużej tylko odrazu złączył Wasze wargi. Zamknęłaś oczy i swoją zimną od mrozu panującego na dworze dłoń położyłaś na policzku chłopaka. Miałaś wrażenie, że czas się zatrzymał. Owe motylki jeszcze bardziej dały o sobie znać, a po Twoim ciele przebiegły ciarki. Pocałunek był bardzo delikatny, jakby każde z Was było niepewne czy postępuje właściwie i czy napewno druga osoba tego chce. Gdy tylko oderwaliście się od siebie speszona zaczęłaś bawić się swoimi dłońmi, gdyż nie byłaś w stanie spojrzeć na szatyna.
- Nie musisz się chować - zaśmiał się Gilbert podnosząc delikatnie Twój podbródek - Kto by pomyślał, że kiedykolwiek uda mi się Ciebie zawstydzić
- Ej! - krzyknęłaś uderzając chłopaka lekko w ramię - Nie zawstydziłeś mnie - stwierdziłaś, w końcu uraczając go swoim spojrzeniem
- Doprawdy? - zapytał przybliżając się do Ciebie i znów złączając Wasze usta w pocałunku
Hejka
Przepraszam za długą nieobecność, ale nie miałam zbytnio czasu i weny na napisanie kolejnego rozdziału. Mam jednak nadzieje, że takim zwrotem akcji, który nastąpił wybaczycie mi moją niesubordynację.
Buziakii😗
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top