1.17

Wreszcie zabrzmiał upragniony dzwonek świadczący o zakończeniu lekcji. Spokojnym krokiem wstałaś z ławki i poszłaś za Dianą, która udała się w kierunku szatni.
- Diano - powiedziałaś chwytając szatynkę za ramię - Wrócę dzisiaj do domu trochę później - stwierdziłaś lekko się uśmiechając
- Dlaczego? - zapytała widocznie zdziwiona
- Jestem umówiona - nie dane było Ci dokończyć, ponieważ odrazu przerwała Tobie Ruby, która jak zwykle chciała być o wszystkim poinformowana.
- Z kim?
Przez dość krótką chwilę zastanawiałaś się czy
powiedzieć jej prawdę, w końcu Gilbert jest jej wielką miłością już od paru lat. Jednakże postanowiłaś, że nie będziesz kłamać, w końcu nic złego się nie stanie, jeśli pójdziesz do swojego kolegi.
- Z Gilbertem - powiedziałaś spokojnie, wzruszając ramionami
- Co?! - krzyknęła jednocześnie Diana z Ruby. We dwie opuściły delikatnie szczękę, powodując otwarcie ze zdziwienia ich buzi. Miałaś wrażenie, że oczy blondynki lekko zaszły łzami
- Żartujesz? - zapytała cichutko Ruby drżącym głosem
Nie mogłaś patrzeć na to jaką krzywdę w tym momencie jej wyrządzasz, dlatego postanowiłaś lekko nadgiąć swoje zasady i spróbować sił w kłamstwie.
- Tak - zaśmiałaś się melodyjnie - Przepraszam, ale muszę już iść - chciałaś jak najszybciej odejść z tego miejsca zanim zostaniesz zaatakowana masą pytań.
Wybiegłaś na zewnątrz budynku, zauważyłaś iż szatyn stał przy rzece w podobnym miejscu, w którym siedzieliście poprzednio. Ruszyłaś szybkim krokiem w jego kierunku, gdy tylko do niego dotarłaś chłopak odwrócił się w Twoją stronę, lecz Ty zamiast cokolwiek powiedzieć chwyciłaś go za rękę i jak najszybciej odeszłaś z pola widzenia innych uczniów.
- Co to miało być? - zapytał, a z jego ust wydobył się melodyjny śmiech
- Oj długa historia - chciałaś go zbyć, jednakże widząc znaczące spojrzenie chłopaka westchnęłaś głośno po czym dodałaś - Powiedzmy, że podobasz się jednej dziewczynie, a ja nie chciałam ranić jej uczuć
- Masz na myśli Ruby? - zapytał, jak gdyby była to dla niego taka oczywista sprawa
Twoje brwi powędrowały ku górze w wyrazie zaskoczenia.
- Dla czego uważasz, że to ona? - zapytałaś
- Widzę to, wiesz jak ciężko jest skupić się na lekcjach, gdy cały czas ktoś na Ciebie patrzy - oznajmił, zaśmiałaś się szczerze z tego w jak poważny sposób Gilbert przekazał Ci tę wiadomość
- Widzę, że dobrze się bawicie? - usłyszałaś czyjś głos tuż za swoimi plecami, odwróciłaś się w kierunku, z którego dobiegał, a Twoim oczom ukazał się Billy.
Twoje mięśnie automatycznie się spięły, a z twarzy zniknął pogodny uśmiech, a na jego miejsce wstąpił grymas
- Czego chcesz? - zapytałaś znudzona, chcąc dać chłopakowi do zrozumienia iż nie jest tu mile widziany
- Spokojnie, chciałem ostrzec swojego kumpla - powiedział uśmiechając się w dość szatański sposób. Gilbert dotychczas tylko obserwował zaistniałą sytuację, jednakże teraz zrobił krok do przodu,
powodując, że stałaś za nim
- Przed czym? - zadał pytanie, ciągle ilustrując twarz blondyna
- Przed nią - oznajmił pokazując na Ciebie palcem,
Twoje oczy niemiłosiernie się rozszerzyły. Czułaś iż wystarczy jeszcze tylko jedno jego słowo, a po prostu wybuchniesz. Wzięłaś dwa głębokie wdechy w celu uspokojenia się, niestety na marne.
- Przede mną? - zaśmiałaś się mu prosto w twarz zakładając ręce na piersi
- Nie rozmawiam z Tobą - stwierdził, odwracając od Ciebie wzrok i skupiając go na szatynie - Widzisz Gilbert, ta mała suka nie jest tym za kogo się podaje - stwierdził z poważnym wyrazem twarzy
Już chciałaś podbiec do chłopaka i zrobić mu dość niezłą awanturę przez to w jaki sposób Cię nazwał, jednakże robiąc krok do przodu, poczułaś czyjeś ręce na swojej tali. Był to Blythe, który kazał Ci zostać i dać sobie spokój. Zrezygnowana stanęłaś w miejscu i czekałaś na dalszy bieg wydarzeń.
- Nie nazywaj jej tak! - ostrzegł go szatyn
Pierwszy raz widziałaś go chyba tak zdenerwowanego.
- Bo co? - zaśmiał się w bezczelny sposób Billy, co w sumie coraz częściej się u niego zdarzało - Zasłużyła sobie, myśli, że w bezkarny sposób może mnie bić? Teraz to ja jej pokażę jak to jest - nim ktokolwiek zdążył zareagować blondyn podbiegł do Ciebie i z całej siły pchnął na ziemię. Pod wpływem tak dużej siły straciłaś równowagę i upadłaś. Już chciałaś się podnieść i oddać chłopakowi, lecz zrobił to za Ciebie Gilbert. Zaczęła się między nimi bójka, nie wiedziałaś, co powinnaś zrobić. Szatyn miał większą przewagę nad Billym, jednakże nie uniknął on paru uderzeń od Andrews'a.
- Przestańcie! - krzyknęłaś zdenerwowana
- Nie wtrącaj się suko! - krzyknął Billy, dolewając oliwy do ognia, powodując przez to jeszcze większą agresję w brązowookim
- Mógłbyś już wymyślić inne przezwisko - mruknęłaś przekręcając oczami - Gilbert, daj sobie spokój, proszę! - starałaś się w jakiś sposób załagodzić zaistniałą sytuację - Gilbert!
Dopiero po chwili Blythe odkleił się od chłopaka, odwracając się w Twoim kierunku. Z przerażeniem spojrzałaś na jego twarz, która była dość mocno poobijana. Jego prawy łuk brwiowy i dolna warga były rozcięte, w dodatku mnóstwo zaczerwień znajdujących się na jego buzi świadczyły o tym, że naprawdę dość mocno oberwał.
- Jesteście siebie warci! - krzyknął jeszcze Billy, zanim odszedł
Obydwoje zignorowaliście go kompletnie.
- Boże, w coś Ty się pakował? - podbiegłaś do Gilberta przyglądając się jego twarzy z bliska
*
Przez całą drogę do domu chłopaka żadne z Was nie zamieniło nawet słowa, postanowiłaś, że pomożesz Gilbertowi opatrzyć jego rany. Zostałaś przepuszczona w drzwiach przez chłopaka. Weszłaś do środka czekając, aż zrobi to samo.
- Synu, to Ty? - zapytał jakiś głos, dobiegając z sąsiedniego pokoju
- Tak, tato - odpowiedział mu chłopak odwracając twarz w Twoim kierunku - Chodź - zwrócił się do Ciebie. We dwoje udaliście się do tego pokoju, gdy tylko przekroczyłaś próg pomieszczenia Twoim oczom ukazał się schorowany już człowiek leżący na łóżku. Uśmiechnęłaś się promiennie do taty szatyna.
- Dzień dobry - powiedziałaś
Mężczyzna dopiero teraz zwrócił na Was uwagę
- Dzień Dobry, panienko
- Tato, to moja koleżanka, Destiny - przedstawił Cię Gilbert
- Miło mi poznać tak śliczną dziewczynę - oznajmił pan John, a na jego twarzy zagościł wyraz uśmiechu
- Tobie, co się stało, synu? - zapytał starszy człowiek lekko marszcząc brwi
- Nic takiego, trochę mnie poniosło i - niestety nie było dane mu dokończyć, gdyż jego ojciec mu przerwał
- Po prostu mów, że się biłeś - zaśmiał się pan Blythe

Hejka
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał. Tak jak obiecałam było on już znacznie dłuższy niż dwa poprzednie. Kto tak samo jak ja pisze niedługo egzaminy? Moje zaczynają się już w środę haha szczerze mówiąc chcę już mieć to za sobą.
Buziakii😗

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top