2.15

Zabawa trwała w najlepsze. Nikt nie zwrócił uwagi na nieobecność Ani oraz Diany. Szczerze powiedziawszy możesz przyznać iż brak pierwszej z dziewczynek zadowolił niektórych obecnych tutaj graczy. Jedynie Col wydawał się przygnębiony. Nie tylko dlatego iż Ania opuściła salę w takich przykrych okolicznościach, ale dlatego, że owa zabawa nie przekonywała go do siebie swoim urokiem. Chłopak chyba tak samo jak Ty nie widział w niej nic ciekawego. Całowanie wylosowanych osób uważał za idiotyczne.
Sama nie wiesz czemu postanowiłaś zostać do końca gry w butelkę. Siedziałaś na jednej z ławeczek pod wieszakami i obserwowałaś przebieg wydarzeń. Mimo, że nie działo się nic szczególnego, na co zwróciłabyś swoją uwagę. Całe szczęście wszyscy zaczęli rozchodzić się pomału do domu, gdyż stosunkowo była już późna godzina, a najwidoczniej nikt z obecnych tutaj nie miał dobrzej wymówki, aby usprawiedliwić swoją nieobecność w domu i tak późny do niego powrót. Gdy tylko zobaczyłaś, że Billy Andrew zbiera się do wyjścia z sali, postanowiłaś ruszyć za nim. Musiałaś bowiem z nim porozmawiać. Wyjaśnić kilka kwestii, które tam bardzo zaprzątały Twój umysł. Po prostu potrzebowałaś odpowiedzi.
- Możesz zaczekać? - zapytałaś, zamykając za sobą drzwi szkoły
- Czego chcesz? - odpowiedział pytaniem na pytanie, jak zwykle uszczypliwie - Spieszy mi się - dodał, nawet się nie zatrzymując
- Chciałabym porozmawiać - wyjaśniłaś spokojnie, starając zrównać swoje tempo z chłopakiem
- Wydaje mi się, że nie mamy o czym - stwierdził - Najpierw dostałem od Ciebie w twarz. Dwa razy - wyraźnie zaakcentował ostatnie wypowiedziane przez siebie zdanie - A potem jeszcze Blythe zaczyna bójkę - dokończył, nieco agresywnie
- Nie zapominajmy, że mieliśmy ku temu powody - stwierdziłaś, nie zwracając uwagi na jego nieciekawy zresztą jak zwykle humor - A już napewno ja - kontynuowałaś
- Jasne - odparł pod nosem
- Poczekaj! - krzyknęłaś chwytając go za ramię - Dlaczego taki jesteś? - zapytałaś, gdyż słowa wypowiedziane przez Jankę na Zielonym Wzgórzu, nie dawały Ci ostatnio spokoju. Nie mogłaś spać nie znając odpowiedzi. Musiałaś ja poznać
- Niby jaki? - zatrzymał się, patrząc Tobie w oczy
- Odstraszasz innych od siebie. Nie pozwalasz nikomu się do Ciebie zbliżyć. Ubliżasz osobom słabszym - wyjaśniłaś spokojnie - Przede wszystkim Ani, nie dajesz jej żyć - do Twoich uszu dobiegło prychnięcie młodego Andrews'a
- Co Cię to nagle obchodzi? - zapytał, śmiejąc się histerycznie - To moje życie - odparł
- Mógłbyś odpowiedzieć na moje pytanie? - zapytałaś, przekręcając oczami - Wiesz, że Twoje słowa naprawdę bolą Anię. Z resztą nie tylko ją. Twoimi ofiarami jest większość osób. W tym także Col. Dlaczego tak się zachowujesz? Sprawia Ci przyjemność zadawanie bólu innym?
- Po co inni mają być szczęśliwi skoro ja nie jestem? - drugi raz podczas waszej konwersacji chłopak odpowiedział pytaniem na pytanie, cały czas unikając odpowiedzi
Zszokowana spojrzałaś na niego. Co miały oznaczać jego słowa? Nie jest szczęśliwy, bo rodzice nie kupili mu nowych rzeczy? Bo nie wszyscy chcą go wielbić w szkole? Nie potrafiłaś zrozumieć znaczenia tego zdania.
- Nie jesteś szczęśliwy? - zapytałaś, nie kryjąc zdziwienia wymalowanego na Twojej buzi
- Nie ważne - z powrotem ruszył w kierunku swojego domu - Zapomnij - dodał
- Nie ignoruj mnie tak! - krzyknęłaś zwracając tym samym jego uwagę na - Daj sobie do cholery pomóc - kontynuowałaś
- Nie potrzebuje pomocy! - warknął
Sama nie wiesz jak powinnaś zachować się w owej sytuacji. Nie wiedząc czemu chciałaś pomóc chłopakowi mimo, że sprawił Ci on tak wiele problemów. Może odpowiedź jest tylko jedna? Przez wiele lat dusiłaś wszystko w sobie. Każde zmartwienie, ból, żal czy smutek. Nikomu nie zwierzałaś się ze swoich trosk. Wolałaś trzymać wszystko w sobie. Udawać iż nic złego nie miało miejsca, a Ty jesteś bardzo szczęśliwą osobą. Możliwe, że na pozór właśnie tak to wyglądało, niestety Twoje wnętrze było zepsute. Bardzo zepsute, a z każdym dniem niszczyło się coraz bardziej. Zdajesz sobie sprawę, że wyjawienie komuś swoich problemów wydaje się być niebezpieczne, ponieważ nie można mieć pewności iż owa osoba jest w stu procentach godna naszego zaufania, w dodatku może być nieco wstydliwe i żenujące. Tym bardziej dla chłopaka. Ciężko jest mu zapomnieć o swojej dumie i chociaż przez chwilę się wyżalić.
- Billy - powiedziałaś stanowczo - Mimo tych całych burzliwych sytuacji, które miały między nami miejsce jestem gotowa Cię wysłuchać i jeśli uda mi się to również chciałabym Tobie pomóc - powiedziałaś, wolnym krokiem zbliżając się do chłopaka
- Co miałbym Ci niby powiedzieć? - zapytał zrezygnowany, przecierając twarz dłonią
- Najlepiej prawdę - odpowiedziałaś, uśmiechając się blado
- Sam nie wiem, co się ze mną dzieje - odpowiedział szeptem - Chciałem być z Tobą, ponieważ... - przerwał w trakcie zdania, po czym całkowicie innym tonem głosu. Tonem smutnego chłopaka, kogoś kto naprawdę potrzebuje zrozumienia - chciałem coś sprawdzić - dokończył
Uniosłaś obie brwi ku górze, ponieważ znów nie mogłaś zrozumieć tego, co chciał Ci przekazać.
- I sprawdziłeś? - zapytałaś, gdyż nie wiedziałaś jaką powinnaś dać mu odpowiedź. Nic innego nie przychodziło Ci do głowy
- Tak - kiwnął głową dla lepszego potwierdzenia swojej wypowiedzi
- Więc, co to takiego było? - kontynuowałaś
- Zależy mi na Tobie, Destiny
Twoje oczy wystrzeliły z orbit, gdy usłyszałaś wyznanie chłopaka. Tym bardziej iż był to nikt inny jak Billy Andrews. Osoba, która nie dość, że Cię uderzyła, to jeszcze przezwała. Stałaś jak zamurowana nie wiedząc, co takiego powinnaś teraz powiedzieć.
- Mówisz poważnie? - wydukałaś szeptem - Żartujesz sobie?
- Zakochałem się w Tobie - chwycił Twoją drobną dłoń w swoją
- Przestań. Słowo zakochać się oznacza naprawdę głębokie uczucie - odpowiedziałaś, starając się wyrwać swoją rękę z jego uścisku
- Każdego dnia myślę o Tobie. Nie mogę jeść, nie mogę spać... - nie udało mu się dokończyć, gdyż na jego twarzy wstąpił chytry uśmieszek, który potem zamienił się w głośny, szczery śmiech
Spojrzałaś na niego jeszcze bardziej zaskoczonym spojrzeniem
- Odpowiadając na Twoje pytanie - zaczął - Po prostu lubię wkurzać innych - wyjaśnił, po czym cały czas się śmiejąc zrobił krok w Twoja stronę
- Idiota! - krzyknęłaś nad wyraz zdenerwowana
- Oj, nie denerwuj się tak - rzekł, dotykając Twojego policzka
- Nie dotykaj mnie! - strzepnęłaś jego rękę ze swojej twarzy
- Przykro mi, że się zawiodłaś kochana, że nie zależy mi na Tobie - powiedział spokojnie, a Ty jak zwykle przekręciłaś swoimi brązowymi oczami
- Jeszcze raz potraktuj tak Anię, a obiecuję iż tego pożałujesz - zmieniłaś temat - Zrobię wszystko, abyś dostał za swoje - oznajmiłaś, surowym tonem głosu, odwracając się do niego plecami i zmierzając do swojego domu
- Tak, zapamiętam. Bardzo się boję! - krzyknął na odchodne, a z jego twarzy wciąż nie zniknął ten irytujący Cię uśmiech
Jak można być takim kretynem? Próbowałaś mu pomóc, naprawdę myślałaś iż mógł mieć on jakiś poważny problem. Pierwsza wyciągnęłaś do niego rękę, a w zamian dostałaś kopa w twarz. Już nigdy więcej w życiu nie nabierzesz się na jego sztuczki. Obiecujesz sobie, że dotrzymasz danego przez siebie słowa. Niech tylko jeszcze raz zrobi coś przyjaciółce Diany, a napewno zajdziesz sposób, aby uprzykrzyć mu życie.

Hejka
Spodziewaliście się takiego zwrotu akcji? Haha
Powiem Wam, że dość ciężko pisało mi się ten rozdział i nie jestem z niego zadowolona.
Buziakii😘

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top