Rozdział 1. Koszmar
Aiden
Głośny pisk, huk i zapach spalenizny, rzeczy, które tak głęboko utkwiły w mojej pamięci razem z widokiem zakrwawionego dziadka i dymem unoszącym się spod maski samochodu, którym uderzyliśmy w drzewo. Jedyne rzeczy, które pamiętam przed zemdleniem są ze mną do tej pory, do dziś pamiętam ten ból w całym ciele.
Obudziłem się zlany potem, spojrzałem na szafkę nocną, na której stoi zegarek. Wskazywał godzinę trzecią rano.
-Znowu koszmar- powiedziałem sam do siebie przecierając twarz dłonią i próbując się chociaż trochę uspokoić. Bardzo często śnie o tym samym wypadku z dziadkiem, który miał miejsce 11 lat temu. Zawsze budzę się zlany potem.
Opadłem plecami z powrotem na łóżko i wgapiałem się bezczynnie w sufit. Jakże ciekawe zajęcie o trzeciej w nocy czyż nie? Westchnąłem głośno i zamknąłem oczy z nadzieją, że uda mi się w miarę szybko zasnąć co niestety się raczej nie udało. Kręciłem się z boku na bok nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji, która pozwoliłaby mi w spokoju usnąć, tym samym udało mi się to dopiero po upływie godziny, która dłużyła się niemiłosiernie. O godzinie siódmej z łóżka zerwał mnie dźwięk telefonu leżącego na szafce obok łóżka. Mój przyjaciel Noah, który do mnie zadzwonił spowodował, że nie tylko zerwał mnie z mojego wygodnego materaca, ale również bolesny upadek na tyłek.
-Czego dzwonisz tak wcześnie, życie ci nie miłe?- zapytałem odbierając telefon.
-Życie jak najbardziej mi miłe, ale otwórz, że łaskawie te drzwi bo stoję i czekam na ciebie zjebie- odpowiedział ze śmiechem i się rozłączył. No co za padalec ja pierdole z kim ja żyję.
Przewróciłem oczami i rzuciłem telefon na łóżko po czym udałem się do wyjścia ze swojego pokoju oraz w stronę drzwi wejściowych. Odkluczyłem je i otworzyłem patrząc na tego ułoma, który siedział pod drzwiami, a raczej już leżał bo domyślam się, że było oparty o drzwi jak je otwierałem to się wyjebał. Nic nowego.
-Wygodnie?- spytałem pochylając się nad czarnowłosym ze śmiechem.
-No jasne, wygodną masz podłogę- odezwał się pokazując mi środkowego palca po czym łaskawie wstał.- Długo kazałeś na siebie czekać Ai- otrzepał się z niewidzialnego kurzu i wszedł do mieszkania.
-A spierdalaj, nie mogłem spać w nocy- zamknąłem za nim drzwi i udaliśmy się w stronę kuchni. Wyciągnąłem z lodówki jogurt i łyżeczkę z szafki po czym usiadłem przy wyspie i zacząłem jeść. Oczywiście mój przyjaciel jak to on zaczął przeszukiwać mi lodówkę i wszystkie szafki jakie są w kuchni.- Już? skończyłeś mi grzebać w szafkach?- zapytałem śmiejąc się z niego.
-Gdzie masz moje ulubione żelki chuju- spojrzał na mnie ''groźnym'' wzrokiem.
-Nie ma, zeżarłeś je ostatnio - odpowiedziałem obojętnie i wstałem wyrzucając opakowanie jogurtu do kosza, a łyżeczkę od razu umyłem bo po co ma leżeć.
-Trzeba ci zrobić zapasy, często przychodzę i nie mam co jeść!- jęknął zrezygnowany.
-Dobra ty sobie tu siedź, a ja idę się przebrać i możemy wychodzić- oznajmiłem nie czekając na jego odpowiedź udałem się do pokoju, zgarnąłem jakieś losowe ciuchy z szafy i przebrałem się w nie. Czarne jeansy i granatowa bluza wyglądały dobrze, a z racji tego, że jeszcze jest wiosna to bluza będzie idealna.
Wróciłem do kuchni z nadzieją, że Noah nie zdążył jeszcze roznieść mi kuchni w poszukiwaniu swoich ulubionych rzeczy i na moje szczęście siedział grzecznie przy wyspie i przeglądał telefon. Podszedłem po cichu do niego i wystraszyłem.
-Kurwa debilu nie strasz!- zaczął na mnie krzyczeć, a ja się tylko śmiałem. Złapałem się nawet a brzuch bo od tego śmiechu mnie rozbolał.- Głupi chuj- prychnął.
-Sam jesteś chuj- otarłem łzę próbując się uspokoić.- Dobra dobra, zbieraj się i lecimy na uczelnie- wyprostowałem się normując oddech.
-No ileż na ciebie można czekać, Cat już pewnie jest, a ty się gramolisz- powiedział z udawanym oburzeniem, a po chwili sam się zaśmiał ze swojej reakcji.
Dość szybko się zebraliśmy i ruszyliśmy do wyjścia, w mieszkaniu nikogo nie było poza nami więc zakluczyłem drzwi i razem z Noah udaliśmy się na uczelnie, która mieściła się dość blisko mojego miejsca zamieszkania. Całą drogę rozmawialiśmy na różne tematy, głównie te głupie i dziecinne, bo mimo, że mamy po 21 lat to dalej bawią nas nastoletnie żarty.
Weszliśmy na teren uczelni i od razu nie wiem jakim cudem, ale zostaliśmy zaatakowani przez naszą przyjaciółkę Catharine. Cudem ją złapaliśmy nie lądując przy okazji na ziemi, drugi raz nie chce mieć z nią bliskiego spotkania, mój tyłek za bardzo już ucierpiał.
-Długo każecie na siebie czekać chłopcy- powiedziała wesoło rudowłosa dziewczyna odsuwając się od nas tak aby patrzeć nam w oczy. Cat nie należy do niskich dziewczyn jednak dalej przy nas jest dość niska.
-Dobra, dobra. Jak na ciebie trzeba czekać to jest dobrze- oj Noah się naraża jej od samego początku dnia, może być zabawnie. Ta dwójka uwielbia się ze sobą kłócić tak jak ja z czarnowłosym sobie dogryzamy, ale jednak miedzy nimi jest coś dziwnego czego oni sami nie widzą, a ja już tak. Kiedyś im pomogę to zrozumieć, teraz jeszcze niech się kłócą.
-A ty co, niby ranny ptaszek?- spojrzała na chłopaka zakładając ręce na piersi.
-Zaczyna się- przewróciłem oczami z lekkim uśmiechem.- Okej zakochańce spokój ma być, nie mam siły słuchać waszych krzyków dzisiaj- westchnąłem i pacnąłem obojga w tył głowy jak to mam w zwyczaju.
Ruszyliśmy spokojnie do sali wykładowej, w której ja i Noah będziemy mieć pierwsze dzisiejszego dnia zajęcia, natomiast Cat ruszyła do swojej sali. Na szczęście kończymy dzisiaj o tej samej godzinie więc pewnie jak zawsze w takich dniach pójdziemy coś zjeść. Uczelnia wysysa z nas całą energie jaka tylko jest.
-Jeeeść- jęczał mi nad uchem brązowooki.- Chce jeeeść
-Boże przymknij się, nie mogę się przez ciebie skupić debilu. Było coś zjeść rano, a nie mi teraz jęczeć, że głodny jesteś- byłem trochę zirytowany, ten cep jęczy mi nad uchem od dobrych piętnastu minut o tym, że jest głodny, a ja chciałbym się skupić na wykładzie.
-Ale ty jesteś jezu- mruknął niezadowolony. Bądźmy szczerzy Noah Acermann jest zadowolony gdy ma co jeść, nie nudzi się lub po prostu jak śpi. Boże co złego zrobiłem, że mnie tak pokarałeś i musze go słuchać. Chociaż już tyle z nim wytrzymałem, że powinienem być przyzwyczajony, ale do tego jego marudzenia nie da się przyzwyczaić.
-Przestań marudzić, pójdziemy coś zjeść, ale teraz się ucisz łaskawie- powiedziałem patrząc na niego, miałem ochotę zdzielić go zeszytem w ten pusty łeb.
-No i to rozumiem- uśmiechnął się zadowolony i w końcu zamknął tą jadaczkę.
Boże dziękuję, w końcu się zamknął.
----
Trochę spóźniony, ale jest. Następnym razem się wyrobie i będzie we wtorek tak jak plan zakładał
Dajcie znać co myślicie chętnie się dowiem
Do następnego see ya
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top