⭐2⭐

*JUNGKOOK*

Siedząc przy biurku, spojrzałem na zegarek na ścianie, zastanawiając się, co dalej. Byłem teraz szefem działu, odpowiedzialnym za kierowanie zespołem i podejmowanie kluczowych decyzji. To było nowe wyzwanie, które nie cieszyło mnie, tak jak powinno.

- Zarząd mnie zabije- jęknął pan Lee i opadł bezsilnie na krzesło przy biurku Lisy.

- Przecież to zarząd podjął decyzję o tym, że zostaje szefem- zauważyłem, ponieważ nie rozumiałem zaistniałej sytuacji.

- Tylko jeśli Lisa zostanie w biurze jako twój zastępca. Taki był warunek.

- To nie ma żadnego sensu. Jeżeli tak bardzo im zależało na niej, to dlaczego wybrali mnie?- zapytałem, gdy w mojej głowie robił się jeszcze większy bałagan.

Sytuacja była naprawdę dziwna i trudna do zrozumienia. Nie spodziewałem się, że Lisa od razu rzuci wypowiedzeniem w twarz. Uważałem, że jest bardziej odporna na moje żarty i zagrywki. Tak było przez ostatnie dwa lata wspólnej pracy.

- Zawieziesz jej wieczorem kosz pożegnalny. Taka tradycja- odezwał się po dłużej chwili były szef.

- Nie może ktoś inny?- jęknąłem niezadowolony, ponieważ wizja odwiedzenia jej w domu nie podobała mi się w żadnym stopniu.

- Nie. Odeszła przez ciebie, więc miej choć trochę przyzwoitości i podziękuj jej w imieniu naszej firmy.

Wiedziałem, że muszę się zgodzić, chociaż z trudem przełykałem tę gorycz. Opiekowanie się pożegnalnym prezentem dla Lisy było kolejnym krokiem, którym musiałem się zająć jako nowy szef działu. Ale nie byłem pewien, czy jestem gotowy na to zadanie.

Pan Lee spojrzał na mnie z wyraźnym oczekiwaniem, a ja wiedziałem, że nie mogę go zawieść. Musiałem wyjść z cienia Lisy i pokazać, że mogę być odpowiedzialnym liderem, nawet jeśli to oznaczało robienie rzeczy, które niekoniecznie mnie cieszyły.

- Dobrze, załatwię to- odpowiedziałem, starając się zachować spokój, choć wewnętrznie kłębiły się we mnie sprzeczne emocje.

Wstałem od biurka, czując na sobie spojrzenie pana Lee. Był to moment, w którym musiałem się skonfrontować z rzeczywistością, niezależnie od tego, czy mi to odpowiadało, czy nie. Nie tylko musiałem poradzić sobie z nowymi obowiązkami jako szef działu, ale także naprawić naszą złą relację z Lisą. Musiałem znaleźć sposób, aby pokazać, że mogę być liderem, na którego ona i reszta zespołu mogą liczyć.

Kiedy zapadał zmrok, zabrałem się do przygotowywania kosza pożegnalnego dla Lisy. Było to symboliczne pożegnanie, które miałem nadzieję, pomoże nam zapomnieć o sobie wzajemnie. Musiałem o niej zapomnieć i próbowałem robić to od początku naszej wspólnej pracy. Lisa była piękną kobietą, która pasowała do mojego ideału dziewczyny.

Dlaczego więc tak często się z nią kłóciłem? Drażniłem i żartowałem? Musiałem ją nienawidzić, a ona tak samo mnie. Takie rozwiązanie wydawało się najlepsze. Nie chciałem się zakochać. Byłem przeklęty. Łatwiej było mi nienawidzić niż kochać.

Po spakowaniu prezentu pożegnalnego przebrałem się w luźniejsze ubrania. Zdecydowałem się na zwykły biały T-shirt i czarną skórzaną kurtkę. Nie siliłem się na elegancki wygląd, mimo że wykonywałem właśnie część mojej pracy.

Wyruszyłem w kierunku domu Lisy, starając się skupić na zadaniu, jakie miałem przed sobą, a nie na zawiłościach naszej relacji. Niestety nie było to możliwe, ponieważ jakaś część mnie odczuwała głęboki smutek na myśl, że nie będę codziennie widział dziewczyny.

Kiedy dotarłem na miejsce, zatrzymałem się przed drzwiami i wziąłem głęboki oddech. Musiałem zachować zimną krew i zachować profesjonalizm, nawet jeśli każde spotkanie z nią wywoływało we mnie tak wiele skomplikowanych i sprzecznych ze sobą emocji.

Po chwili zdecydowałem się i dzwoniłem do drzwi. Nie musiałem długo czekać. Gdy Lisa otworzyła swoje mieszkanie, w końcu zobaczyłem ją w innym wydaniu. Zawsze profesjonalna wyglądała niezwykle elegancko podczas pracy, a teraz wyglądała tak zwyczajnie, a zarazem wprawiła mnie w zachwyt. Jej oczy nadal tliły się gniewem, ale mimo tego na jej widok wciągnąłem głośno powietrze, oniemiały. 

- Co ty tu robisz, Jungkook? - jej głos brzmiał surowo, ale w jej spojrzeniu dostrzegałem coś, co mnie zaskoczyło. Była tam jakaś nuta tęsknoty, czy może to było moje złudzenie?

- Przyszedłem z koszem pożegnalnym- odpowiedziałem równie stanowczo. - Nie mógłbym pozwolić, żebyś odeszła bez odpowiedniego pożegnania.

Lisa spojrzała na mnie nieprzekonana. Po chwili jednak wyciągnęła dłoń w moim kierunku. Od razu ją złapałem, co zaskoczyło ją. Mnie poniekąd też, ponieważ poczułem dreszcz, który przeszył moje ciało. W jej oczach dostrzegłem mieszankę uczuć-gniewu, smutku, a może nawet trochę zaskoczenia. Gdy dotarło do niej, co się dzieje, próbowała wyrwać rękę z mojego uścisku, ale ja trzymałem ją mocno. Sam nie wiem dlaczego.

- Puść mnie, Jungkook- warknęła, szarpiąc się mocniej, dzięki czemu w końcu ją puściłem. Lisa zatoczyła się lekko do tyłu i spojrzała na mnie z chęcią mordu w oczach.- Chciałam, byś dał mi ten kosz, a nie mnie dotykał, Jeon.

- Oj daj spokój- zaśmiałem się, by ukryć moje zażenowanie zaistniałą sytuacją- każda marzy, by mnie dotknąć. Ty, jako jedna z nielicznych, miałaś przyjemność tego doświadczyć. 

- Przyjemność?- prychnęła, odsuwając się ode mnie- masz wybujałą wyobraźnię i przerośnięte ego, Jeon. Nic co z tobą jest związane, nie może kojarzyć się z przyjemnością.

Czułem jak napięcie, budowało się wokół nas, co sprawiło, że poczułem się jeszcze bardziej pewnie. Chociaż Lisa była widocznie zirytowana moją obecnością, to jednak wiedziałem, że potrafię z nią sobie poradzić. Lubiłem się z nią droczyć, to było jakby nasze wspólne tango- pełne spięć, ale też i silnych emocji.

- Oj nie kłam, kochanie. Nie mów, że nie masz ochoty na odrobinę mojego uroku- rzuciłem z lekkim uśmiechem, próbując złamać jej surową fasadę.

- Twój "urok"? - odrzekła z wyraźnym sarkazmem w głosie. - To jedynie twój sposób na ukrycie swojego przerośniętego ego.

Mimo jej ostrych słów widziałem, że towarzyszyło temu lekkie drgnienie w kąciku jej ust. Była tak samo zuchwała, jak zawsze. To było coś, co podobało mi się w niej, nawet jeśli ciężko było mi to przyznać przed samym sobą.

- Mojego ego nie jest przerośnięte- zaśmiałem się i poruszyłem sugestywnie brwiami- ale możesz sama się o tym przekonać.

Wypowiedziałem te słowa z lekkim przymrużeniem oka, ciesząc się z efektu, jaki wywołały. Lisa uniosła brew w geście niezadowolenia, a ja w duchu triumfowałem. To było jak gra, w której każde z nas chciało być zwycięzcą.

- Nie masz pojęcia, co mówisz- odparła ostro, unikając mojego wzroku.

Czułem, jak atmosfera gęstnieje wokół nas, a ja nadal podsycałem ogień. Byłem jakby wciągnięty w tę grę, gdzie każdy ruch, każde słowo było jak kolejny krok na szachownicy. To było o wiele lepsze, niż nasza gra w pracy, która miała na celu wzajemną nienawiść.

- Jesteś pewna, że to o mnie mówisz? 

Na twarzy Lisy pojawił się grymas złości, a jej oczy błyszczały gniewem. Dopiąłem swego i jak zwykle cieszyłem się ze swojego zwycięstwa. Uśmiechnąłem się szeroko.

-Tak, o tobie- odparła ostro, zdecydowanym tonem.

W jej głosie było coś takiego, co sprawiło, że momentalnie poczułem, że coś jest nie tak. Dziewczyna miała więcej cierpliwości, a teraz wyglądała, jakby chciała mnie uderzyć.

Nie zdążyłem zareagować, gdy bez wahania wyrwała kosz z mojej ręki i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. Stałem tam przez chwilę, patrząc na zamknięte drzwi z uczuciem niedosytu i zaskoczenia. Czułem, że coś mi umknęło, ale nie potrafiłem tego zdefiniować.

- Do szybkiego "nie do zobaczenia"! - westchnąłem z lekkim ironicznym uśmiechem, choć w głębi czułem pewien niesmak.

Ruszyłem do auta, starając się oderwać myśli od tej dziewczyny, której na szczęście nie będę widział już codziennie w pracy. Droga przebiegała spokojnie, a ja starałem się skoncentrować na jeździe, odganiając od siebie myśli o Lisie. Jednak w połowie drogi zacząłem odczuwać silne duszności oraz miałem mroczki przed oczami.

Ostro zatrzymałem auto na poboczu, próbując złapać oddech. Serce biło mi mocniej, a ja czułem się, jakby ktoś dusił mnie niewidzialnymi rękami. W panice sięgnąłem po telefon, chcąc zadzwonić po pomoc. Niestety wypadł mi od razu z ręki.

- Co się dzieje ze mną? - zapytałem siebie, nie mogąc zrozumieć nagłej zmiany stanu zdrowia.

Spojrzałem na swoje dłonie. Przez ułamek sekundy wydawało mi się, że widziałem je całe w krwi. To wywołało we mnie jeszcze większą panikę i atak duszności. Nie rozumiałem, co się stało, ale widziałem jedno. Musiałem jak najszybciej udać się do szpitala.

Nie wiedziałem jednak, że żaden lekarz nie będzie w stanie ustalić, co mi jest. Według każdego z nich byłem zdrowy, pomimo że takie ataki miały się już zdarzać dość często.

Od Autorki: Kochani! Bardzo się cieszę, że zainteresował was mój nowy pomysł. Mam nadzieję, że to rozdziały z dwóch perspektyw będą się wam podobały.

Czytelniku! Proszę, zostaw po sobie ślad- komentarz i/lub gwiazdkę. To dla mnie znak, że to, co tworzę, ci się podoba. To dla mnie bardzo ważne.

Do zobaczenia w kolejnym rozdziale.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top