⭐25⭐

Z każdymi kolejnymi drzwiami, które otwierały się przed moimi oczami, czułem, jak nadzieja coraz bardziej ulatuje. W mojej głowie kłębiły się obrazy, które chciałem odegnać — Youjung, niewinna i bezbronna, w rękach mojego ojca, który nie zawahałby się użyć wszelkich środków, by zdobyć to, czego pragnął. Potrafiła tworzyć zaklęcia, a dla niego było to wystarczającym powodem, by uznać ją za zagrożenie, a może też za pewnego rodzaju broń.

Pukałem do kolejnych drzwi, a za każdym razem, gdy napotykałem obojętne spojrzenia mieszkańców, moje serce waliło coraz mocniej. Myśli krążyły wokół tego, co mogło się stać. Wiedziałem, że nie zrezygnuję, dopóki jej nie znajdę. Nawet jeśli oznaczałoby to, że muszę przeszukać każdy dom w tej przeklętej okolicy.

Moje kroki stawały się coraz bardziej desperackie. Bałem się, że nie zdążę, że ten, kto powinien mnie chronić, stał się teraz moim największym wrogiem. Każda minuta, każda sekunda bez jakiegokolwiek śladu była jak ostrze, które wbijało się głębiej w moją duszę.

Zatrzymałem się na środku ulicy, próbując złapać oddech, gdy nagle poczułem, jak ktoś łapie mnie za ramię. Odwróciłem się gwałtownie, gotów do obrony, ale to był tylko Hoseok, mój przyjaciel. Jego twarz była pobladła, a oczy szeroko otwarte, jakby zobaczył coś, co przeraziło go do głębi.

Hoseok złapał mnie za ramię, a jego oczy były pełne niepokoju.

– Shinyu, wiem, gdzie jest Youjung – powiedział, łapiąc oddech. – Twój ojciec ją dorwał i trzyma w starej rezydencji na wzgórzu. Usłyszałem, jak jego ludzie o tym mówili.

Poczułem, jak mój żołądek ściska się z przerażenia. Stara rezydencja była miejscem, które ojciec wykorzystywał do ukrywania swoich najciemniejszych sekretów. To tam znikały osoby, które miały nieszczęście stanąć mu na drodze.

– Musimy się spieszyć – dodał Hoseok, widząc moją reakcję. – Jeśli nie dotrzemy tam na czas...

Nie czekałem na dalsze wyjaśnienia. Wiedziałem, że każda sekunda się liczy. Ruszyłem w stronę rezydencji, czując, jak strach miesza się z determinacją. Hoseok biegł za mną, a ja tylko modliłem się, żebyśmy zdążyli na czas.

Kiedy dotarliśmy na skraj lasu otaczającego starą rezydencję, poczułem, jak moje serce zaczyna bić szybciej. Stary, zaniedbany budynek, w którym kryły się mroczne sekrety mojego ojca, teraz skrywał również Youjung. W ciemnościach nocy dostrzegłem strażników krążących wokół posesji, ich sylwetki ledwo widoczne w słabym świetle księżyca.

Hoseok położył mi rękę na ramieniu, jakby chciał dodać mi odwagi. Przez moment nasze oczy się spotkały, a ja wiedziałem, że obaj jesteśmy gotowi zaryzykować wszystko, by uratować Youjung.

– Musimy to zrobić ostrożnie – szepnął. – Jeśli zaalarmujemy strażników, może być po wszystkim.

Skinąłem głową, ale w środku gotowało się we mnie od złości. Wiedziałem, że musimy działać szybko, ale również mądrze.

Ruszyliśmy dalej, przemykając się między drzewami, starając się unikać wzroku strażników. Każdy krok, każdy szelest wiatru w liściach, wydawał się głośny i zdradziecki. W miarę jak zbliżaliśmy się do rezydencji, czułem, jak narasta we mnie napięcie. Wiedziałem, że mamy tylko jedną szansę na uratowanie Youjung i nie zamierzałem jej zmarnować.

W końcu udało mi się przemknąć przez kordon strażników i dotrzeć do wnętrza rezydencji. Czułem, jakby każda ściana tego miejsca przesiąknięta była mrokiem, zimnem i strachem. Słabe światło świec migotało na kamiennych korytarzach, a moje kroki odbijały się echem od ścian, gdy zbliżałem się do celu.

Zatrzymałem się na chwilę przy drzwiach prowadzących do piwnicy. Wiedziałem, że tam najpewniej trzymają Youjung – miejsce, gdzie mój ojciec trzymał swoje ofiary, zanim doprowadził je do upadku. Próbowałem uspokoić oddech i zapanować nad paniką, która powoli zaczynała się wkradać w moje myśli.

Powoli uchyliłem drzwi i zszedłem po kamiennych schodach w dół. W powietrzu unosił się zapach wilgoci i pleśni, a każdy krok wydawał się coraz cięższy. W końcu dotarłem do niewielkiego pomieszczenia na końcu korytarza, skąd słyszałem cichy szloch.

Youjung siedziała na zimnej podłodze, przykuta łańcuchami do ściany. Jej twarz była blada i wycieńczona, a oczy pełne strachu i bólu. Na jej nadgarstkach widniały ślady po więzach, które musiały być zaciśnięte z brutalną siłą.

– Youjung... – wyszeptałem, podchodząc do niej.

Jej oczy otworzyły się szerzej, kiedy mnie zobaczyła. Z ulgą i niedowierzaniem próbowała wstać, ale łańcuchy skutecznie trzymały ją na miejscu. Bez słowa podbiegłem do niej i zacząłem szarpać łańcuchy, próbując je zerwać. Wiedziałem, że czas ucieka, a strażnicy mogą w każdej chwili zorientować się, że coś jest nie tak.

– Shinyu... – wyszeptała, jej głos pełen był rozpaczy. – Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę.

– Nie pozwolę, żeby coś ci się stało – odpowiedziałem z determinacją. – Wyciągnę cię stąd, obiecuję.

Po chwili udało mi się rozluźnić łańcuchy na tyle, by uwolnić jej ręce. Pomogłem jej wstać, ale była tak osłabiona, że musiałem ją niemalże nieść. Wiedziałem, że nie możemy się teraz zatrzymać. Musieliśmy uciekać, zanim będzie za późno.

Zanim zdążyłem zrobić choćby krok, usłyszałem za sobą znajomy, mrożący krew w żyłach głos.

– Myślałem, że wychowałem cię lepiej, Shinyu – rozbrzmiał głęboko w ciszy, przerywając ją jak ostrze wbite w serce.

Odwróciłem się powoli, cały czas trzymając Youjung, która drżała ze strachu. Mój ojciec stał na końcu korytarza, jego sylwetka była potężna, a twarz wykrzywiona w złowrogim uśmiechu. W ciemnościach jego oczy błyszczały zimnym blaskiem, pełnym pogardy i rozczarowania.

– Ojcze... – zacząłem, starając się, by mój głos brzmiał spokojnie, choć w środku czułem, jak moje serce bije coraz szybciej. – Puść ją. To nie ma sensu.

– Ty naprawdę nic nie rozumiesz, prawda? – odpowiedział z chłodną ironią, powoli zbliżając się do nas. – Ona jest kluczem do tego, czego szukałem przez całe życie. A ty, mój własny syn, stajesz mi na drodze.

Jego słowa były jak trucizna, wżerająca się głęboko w moją duszę. Zrozumiałem, że dla niego Youjung była tylko narzędziem, środkiem do osiągnięcia celu. Nie obchodziły go jej życie ani nasze uczucia. Był gotów poświęcić wszystko, by zdobyć to, czego pragnął.

– Nie pozwolę ci jej skrzywdzić – powiedziałem stanowczo, czując, jak adrenalina wypełnia moje ciało. – Zrobisz mi, co chcesz, ale ona wyjdzie stąd wolna.

Ojciec zatrzymał się, jego uśmiech stał się jeszcze bardziej drapieżny.

– Jesteś gotów poświęcić własne życie dla tej dziewczyny? – zapytał z drwiną. – Zobaczymy, jak bardzo jesteś zdecydowany.

Wszystko wydarzyło się w mgnieniu oka. Mój ojciec wyciągnął miecz, a jego ostrze lśniło złowrogim blaskiem w przyćmionym świetle korytarza. Widziałem, jak jego twarz wykrzywia się w okrutnym uśmiechu, gdy zamachnął się, gotów uderzyć.

W tej samej chwili poczułem silne pchnięcie z boku. Straciłem równowagę i upadłem na ziemię, obserwując w przerażeniu, jak Youjung staje przede mną, biorąc na siebie cały impet ciosu. Ostrze przebiło jej ciało, a czas zdawał się zwolnić, gdy uderzyła o ziemię z przytłumionym krzykiem.

– NIE! – krzyknąłem, czując, jak serce mi się łamie na ten widok. Rzuciłem się do przodu, chwyciłem jej ciało, które powoli osuwało się na ziemię, a jej krew zaczęła zabarwiać moje dłonie na czerwono.

– Dlaczego? Dlaczego to zrobiłaś? – szepnąłem, ledwo powstrzymując łzy, patrząc w jej oczy, które już zaczynały gasnąć.

– Shinyu... – wyszeptała słabo, jej głos ledwie słyszalny. – Nie mogłam pozwolić, żebyś zginął. Ty masz w sobie tyle dobra... musisz żyć. Zobaczymy się w kolejnym życiu. Pamiętaj, że jesteśmy sobie przeznaczeni.

Jej oddech stawał się coraz płytszy, a ja czułem, jak cała nadzieja ulatuje z mojego serca. Próbowałem zatrzymać krew, przyciskając dłonie do rany, ale wiedziałem, że to na nic. Jej oczy powoli się zamykały, a ja czułem, jak ogarnia mnie zimna, bezsilna rozpacz.

– Youjung, proszę... nie odchodź... – szepnąłem, ale ona już nie odpowiedziała. Jej ciało stało się bezwładne w moich ramionach.

Mój ojciec stał nad nami, patrząc na całą scenę z chłodną obojętnością. Dla niego to był tylko kolejny krok w dążeniu do celu, kolejna ofiara na jego drodze do władzy. Jego oczy spotkały się z moimi, a ja poczułem, jak ogarnia mnie gniew tak silny, że niemal mnie dławił.

– Ty potworze... – wysyczałem, wstając powoli, zaciśniętymi pięściami. – Zabiję cię za to, co zrobiłeś.

Od Autorki: Kochani! Blokuje się trochę przy pisaniu, ale staram się wyjść z takiego zastoju zwłaszcza, że jak sami widzicie, niedługo będzie koniec tej historii.

Czytelniku! Proszę, zostaw po sobie ślad- komentarz i/lub gwiazdkę. To dla mnie znak, że to, co tworzę, ci się podoba. To dla mnie bardzo ważne.

Do zobaczenia w kolejnym rozdziale.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top