Rozdział 12
Patrzałam się w jego oczy i zastanawiałam się czy naprawdę by strzelił, ale nie oszukujmy się, po takim jak on to nie można się dobrych rzeczy spodziewać
-Ale ja naprawdę nie wiem, gdzie on jest- wykrzyknęłam mu prosto w twarz bo już miałam dość tej rozmowy i nawet nie obchodziło mnie że on cały czas trzyma broń w ręku i może strzelić
-Nie udawaj głup...
-Nie udaje, ile mogę ci tłumaczyć,że to zbieg okoliczności! I nie znam gościa - przerwałam mu, bo ten baran ciągle swoje. Wyrwałam się, po czym upadłam na podłogę, bo wciąż miałam związane ręce.
-Zobacz w internecie, że mówię prawdę- powiedziałam po chwili, bo tam już na pewno na każdej stronie piszą o mnie, będę miała dowód, że przed czymś uciekałam. Lucjano spojrzał się na mnie dziwnie a już po chwili sprawdzał coś w internecie.
-Byłaś uczestniczką, tego wielkiego balu? - zapytał zdziwiony, co jest mało spotykane, bo na jego twarzy prócz złości i obojętności nie można nic innego wyczytać
-Tak i narobiłam trochę zamieszania, dlatego musiałam uciekać. A twój samochód, był pierwszą rzeczą która spotkałam na drodze
- Hym, więc mamy do czynienia z Veronicą Adrienne Moliere. No proszę, proszę - powiedział Lucjano po czym kucną obok mnie i dziwnie się na mnie patrzał, więc wkurzona plunęłam mu w twarz
-Odwiąż mnie baranie i przestań się gapić, bo znowu ci przywalę, jak za pierwszym razem- krzyknęłam wściekła
-Chłopaki wiecie co robić, naszą księżniczkę zapakować do samochodu, a ja zaraz zejdę - powiedział o dziwo spokojnie Lucjano, po czym wstał i pod szedł do okna i wyjął telefon
-Spróbuj mnie dotknąć a własna matka cię nie pozna, tak cię obiję - darłam się jak jeden z osiłków szedł w moją stronę. Na nic się moje wrzaski zdały, bo ten barbarzyńca tak po prostu przerzucił sobie mnie przez ramię jak worek ziemniaków !
-Puszczaj słyszysz ! - darłam się dalej próbując się uwolnić, ale to i tak na nic bo po chwili znalazłam się na tylnym siedzeniu samochodu. Gdy goryl zamknął drzwi szybko próbowałam złapać za klamkę, ale wyprzedził mnie ten kretyn wsiadając do samochodu.
-Natychmiast mnie wypuść , słyszysz wypuść mnie! - krzyczałam całą wściekła bo za kogo on się niby uważa, jakiś bandyta
-Doceń moją dobroć, bo za chwilę możesz się znaleźć w bagażniku - wysyczał Lucjano, jak jakiś wąż
- Twoja dobroć, nie zna granic - prychnęłam na jego słowa, bo teraz dobro dusznego będzie udawał
-To korzystaj z niej babo puki masz okazję - powiedział i zajął się telefonem, jak niby nigdy nic
-Baby to masz w nosie prostaku - powiedziałam pod nosem ale pan gumowe ucho wszystko słyszy
-Jeszcze chwila a naprawdę się zdenerwuję
-Nic nowego, ty ciągle chodzisz jak taka tykająca bomba.Dziwię się, że nic sobie jeszcze nie uszkodziłeś - ledwo skończyłam a ten pajac kazał się zatrzymać i siłą wyjął mnie z samochodu, po czym wsadził do bagażnika
-Puszczaj mnie! Słyszysz, puszczaj !! Nie jestem jakimś przedmiotem, żebym siedziała w bagażniku - krzyczałam wkurzona, bo on naprawdę mnie tam wsadził
-Następnym razem mnie gadaj a więcej myśl- powiedział po czym z trzaskiem zamknął bagażnik zostawiając mnie w ciemności.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top