Soul so bright. Part II

Dźwięk zamykanych drzwi wyrwał go z zamyślenia. To było zwykłe, można by rzecz książkowe polowanie. Dostali wiadomość od Donny, pojechali, zrobili research, przesłuchali świadków, dotarli do ducha i odesłali go gdzie być powinien. Standardowe działanie, zero zaskoczeń a jednak Castiel czuł się okropnie. Dean całą drogę z Omaha do Lebanon śpiewał, żartował, ogólnie zachowywał się jak typowy Dean, może troszkę bardziej wylewnie, ale anioł nie miał serce zwracać mu na to uwagi albo prosić żeby przestał. 

Zasługiwał na to jak nikt inny, właśnie powinien szaleć, bawić się, korzystać, jak to mówią ludzie, z życia. Relatywnie niedawno odzyskał pełną władzę nad swoim ciałem, najwyraźniej tak wygląda ładowanie baterii w wykonaniu Winchestera.

Problem polegał na tym, że anioł chciał się cieszyć z nim, chciał żartować, nawet, a może szczególnie wtedy, gdy kompletnie nie rozumiał aluzji; wiedział, że blondyn to uwielbia, ale zamiast tego, całe trzy godziny biernie odpowiadał albo przytakiwał. Z początku myślał, że może ta sprawa jakoś nim wstrząsnęła ale po krótkim namyśle dotarło do niego, że to był punkt zapalny. Coś w nim pękło, coś się zadziało...Dodatkowo przebywanie blisko Deana, bez Sama (który spędzał więcej czasu na poznawaniu języka migowego) było krótko rzecz ujmując, uciążliwe. A już szczególnie po rozmowie z Samem; wyłożył wszystkie karty na stół, nie tylko przed przyjacielem, ale również przed samym sobą. Po raz pierwszy naprawdę zobaczył co to wszystko znaczy, nazwał emocje kotłujące się w głowie, wypowiedział je na głos. Raz powiedziane nie zostanie zapomniane. Nie mógł przestać o tym myśleć.

Kilka razy próbował jakoś inicjować rozmowę, ale za każdym razem kończyło się to totalnym fiaskiem. Albo sam tchórzył, albo Dean tak nim zakręcił, że nie zdążył dojść do tematu, albo ktoś im przerywał. To wcale nie wyglądało tak jakby wszechświat nie chciał by Anioł Pański wyznał swoje uczucia człowiekowi. Wcale.

Schodząc po schodach, słysząc ciężkie kroki łowcy za sobą, który chyba kontynuował opowiadanie historii doczłapał się jakoś do stołu i opadł na krzesło. Już dawno nie czuł się tak bardzo zmęczony, tak bardzo...przytłoczony, fizycznie i psychicznie. A może coś było nie tak z jego naczyniem? Może używał go za długo? Na domiar złego zaraz po tym rozbolała go głowa. Zdecydowanie wszechświat go testuje.

-Czyli jednak mnie nie słuchasz...

-Co? – rzucił Cas szybko podnosząc głowę do góry. Dean przystanął obok niego ściągając kurtkę; trudno było wyczytać z twarzy o czym myśli. Za dużo się na niej działo. Albo, anioł rzeczywiście tracił zmysły.

-Powiedziałem, że Sam nosi damską bieliznę i kiedyś tańczył na rurze, a ty nawet nie zareagowałeś. Całą drogę w aucie miałem przeczucie, że jesteś obecny tylko ciałem dlatego nawijałem jak najęty, żebyś mógł odpocząć. Wybacz, ale wyglądasz jeszcze gorzej. – blondyn położył dłoń na jego ramieniu szybko ją zabierając gdyż anioł strząsnął ją z siebie.

Boże, nie chciał się zachowywać w taki sposób, szczególnie wobec niego, ale to przecież on był problemem. Dotyk, ciepło jego ciała, wzrok dosłownie wywiercający mu dziurę w brzuchu...

Och Dean, gdybyś wiedział

Winchester podwinął rękawy, na chwilę odszedł od niego wracając po sekundzie z kieliszkami i whiskey. Deja vu. Najwyraźniej to mają we krwi. Rozlał alkohol do kieliszków, usiadł na swoim krześle (tj. po lewej stronie) i oparł się łokciami o blat.

-Krótka piłka Cas, co się dzieje?

Aniołowi automatycznie przyspieszyło serce. Dlaczego wszystko inne tak łatwo przechodziło mu przez gardło, a tego powiedzieć nie mógł. Supeł w gardle i koniec. Miał wrażenie, że zacznie się zaraz dusić. Nie czuł się na siłach by mówić teraz o swoich uczuciach, romantycznych uczuciach, więc jak zwykle zmienił temat, ale faktem było, że coś się z jego ciałem i umysłem działo.

-Sam chciałbym wiedzieć, Dean. To było zwykłe polowanie, prawda? Szybko poszło, wszyscy cali i zdrowi i tak dalej, a jednak...gdy ten duch cię zaatakował – westchnięcie – Spanikowałem. Jasne, doskoczyłem do ciebie ale dopiero po chwili. Pomyślałeś pewnie, że cios mnie zamroczył, ale tak nie było. Ja po prostu zamarłem. Nie mogłem się ruszyć, w ciągu tych kilku sekund wyobraziłem sobie jak umierasz, ja podbiegam i jest za późno. Byłem zbyt wolny, zbyt słaby. Cały czas jest mi zimno, a zaraz potem gorąco, moje płuca jakby się zacinały...serce wali mi jak młot. Czuję się taki mały, jakbym się-

-bał... - dokończył za niego Dean podnosząc wzrok znad szklanki na niego – To jest strach, Castiel. Każdy z nas tego doświadczył, hm, cały czas doświadcza. To niestety normalne, ludzkie uczucie.

-To okropne!

Winchester parsknął.

-No co ty nie powiesz, witaj w świecie ludzi.

-Ale dlaczego nigdy wcześniej mi się to nie zdarzało. Martwiłem się wiele razy o was, o Sama i o ciebie, oto czy moje decyzje na pewno są dobre, czy to co robię jest właściwe. Tyle strasznych i ciężkich rzeczy się nam przydarzyło i akurat teraz...

Dean przegryzł wargę. Odchrząknął.

-Strach nie wybiera, chwyci i nie puszcza. Chciałbym ci coś doradzić, ale sam wiesz nie jestem najlepszy w te klocki – pochwycił dłoń Casa i uścisnął ją delikatnie – Ale nie jesteś sam. Masz mnie i Sama, Eileen i wielu przyjaciół, którzy również zmagają się z tym samym. To nic złego...czuć i się tego bać. Swoją drogą chyba nadszedł ten moment gdzie bliżej ci do nas niż aniołów.

-Dobrze, że cię nie słyszą.

-Wolałbym, żeby żaden już się do nas nie zbliżał, nie ręczę za siebie...i ciebie – potarł lewą dłonią czoło, jemu również zmęczenie dawało się we znaki.

-Powinieneś odpocząć, połóż się.

Dean westchnął pocierając kark.

-I kto to mówi.

Brunet uśmiechnął się. Nadal był totalnie rozbity...ale jedyne o czym teraz myślał to dłoń mężczyzny którą chwilę temu trzymał. Ileż dotyk potrafił zdziałać. Taki niewinny, mały.

-Postaram się, jak to mówisz, wyluzować. I dziękuję za rozmowę, naprawdę pomogła.

Winchester uśmiechnął i wstał od stołu kierując w stronę holu. Zatrzymał się przy ścianie jakby się zamyślił, Cas uniósł brew ale zanim zdążył zapytać co się stało Dean rzucił :

-A może chciałbyś położyć się ze mną? W sensie odpocząć. Dobrze by było byś przez najbliższe dni nie był sam. Jak mówiłem, nie jestem dobry w pocieszaniu ale zawsze lepiej we dwoje niż w pojedynkę.

Czy Dean właśnie zaprosił go do swojego pokoju? Czy Dean właśnie...chwila, co się właściwie dzieje?

-Nie chce ci przeszkadzać, wiem, że lubisz-

-Dwa razy nie powtórzę, no chodź nie marudź.

I zniknął w korytarzu. Castiel nie pamiętał jak doszedł do pokoju łowcy, za dużo myśli kotłowało się w jego głowie by przejmować się czymś tak błahym jak otaczająca go rzeczywistość. Blondyn przebierał się w łazience, a anioł nie miał pojęcia co ma ze sobą zrobić. Ściągnął płaszcz, powiesił go na haczyku i stanął jak kłoda.

Nie panikuj, przecież chciałeś spędzać z nim więcej czasu

Rozejrzał się wokoło. Przy komodzie zlokalizował krzesło i to nim postanowił się zająć przez najbliższe 50 sekund zanim Dean nie wróci z łazienki. Było wygodne, obok leżał też koc, dodatkowo zwrócone było w stronę łóżka gdzie cały czas będzie mógł patrzeć. Idealnie.

-Co ty robisz?

Anioł zamrugał.

-No, siedzę.

-Widzę, że siedzisz, ale czemu tam?

-Bo tu będę spał.

-Człowieku, serio myślałeś że będę kazał ci spać na twardym, drewnianym, starym krześle ze skrzypiącą nogą? To łóżko i tak jest dwuosobowe, jak się będziesz rzucać to cię skopię i tyle.

Castiel wytrzeszczył oczy. To nie było normalne. Może mu się to wszystko śni, może wciąż jest w transie podczas sprawy? A może umarł? Może wcale nie doskoczył do Deana tylko faktycznie tak go sparaliżowało, że duch z łatwością się go pozbył.

-W łazience masz koszulkę i spodnie, będzie ci nie wygodnie spać w koszuli. W ogóle musimy jutro skoczyć do sklepu i coś ci kupić. Nie możesz chodzić ciągle w tym samym, nie żebyś wyglądał źle, wręcz przeciwnie, po prostu pozwól sobie na trochę wygody. Ludzie myślą, że to coś złego, a to nieprawda. Każdy zasługuje na trochę przyjemności.

Zdecydowanie śni, to się nie dzieję naprawdę. Albo to jakaś gra...chociaż nie, Dean jest zbyt dumny, nie bawiłby się z nim w coś takiego. Z Samem co innego, tak funkcjonuje ze sobą rodzeństwo.

Przebrał się, zerknął w swoje odbicie chyba niepotrzebnie bo przestraszył się sam siebie. Wyglądał blado, jakby miał za chwilę zemdleć. Dlaczego ludzie sobie to tak pokomplikowali? Uczucia...po co one komu?! Najpierw wymyślili sobie miłość, a potem gdy się zaczęła pojawiać wszędzie to jej zabronili w pewnych wariantach. Przez co wytworzyła się presja i takie oto dziwne sytuacje. A było zostać w Niebie.

Skierował się w stronę łóżka, Dean pisał coś na telefonie.

-Pff, Sam zostaje na „kilka" dni u Eileen. Ta jasne, pomalować jej płot, ciekawe określenia wymyślają dzisiaj.

-Lubię Eileen, jest miła – powiedział anioł starając się uspokoić głos. O ile było to możliwe leżąc parę centymetrów od Deana Winchestera z ciałem greckiego boga. A Cas wiedział o czym mówi, och, spotkał ich wielu i...niech wszyscy święci mają w opiece jego myśli wtedy i teraz też.

-Ja też, co jak co ale Sam trafiał czasami na naprawdę niezłe ziółka, a Leahy to totalnie inny poziom.

Odłożył komórkę, poprawił poduszkę i zatrzymał się chwilę przy pstryczku.

-Mogę zgasić?

-Tak, tak, mamy w końcu odpocząć.

Taaa, cisza była jeszcze gorsza. Po paru minutach Castiel przyzwyczaił się do panujących w pokoju ciemności i to właściwie tyle bo poruszyć się nie miał zamiaru. Ani o centymetr. To nie tak, że się nie cieszył. Leży w łóżku faceta, którego kocha ponad wszystko, oczywiście, że się cieszył. Był wniebowzięty. Ale tak to jest z marzeniami. Spełnisz jedno, więc chcesz więcej. Gdyby się odwrócił na lewo mógłby go objąć, przytulić, boże, wciągnąć ten cudowny zapach. Teoretycznie mógłby tak? Mógłby mu to wszystko wyznać, wystawić wszystkie karty na stół, ale...co jeśli straciłby ten moment. Co jeśli Dean zamknąłby się w sobie i już nigdy nie mógł zbliżyć do niego tak blisko? Co wtedy?

-Cas, miałeś odpoczywać.

Jakim cudem...

-Ale ja nic nie powiedziałem...

-No właśnie. Słyszę jak te zębatki pracują w twoim mózgu, zaraz się przegrzeją.

-Co? Jakie zębatki?

Parsknięcie.

-To taka metafora – anioł poczuł jak Dean obraca się w jego stronę – Wiem jak to jest gdy za żadne skarby nie możesz ich wyłączyć. Głosów. Mówią różne rzeczy, raz lepsze, raz gorsze ale cały, cały czas nadają. Może spróbuj z oddychaniem. Wdech i wydech, skup się na nich, tak w każdym razie mówili w telewizji. Albo policz owieczki.

Castiel w zwolnionym tempie obrócił głowę w stronę blondyna. Chyba przestał rozumieć po angielsku.

-Że co?

Chichot.

-To taka technika dla dzieci gdy nie mogą zasnąć-

-Nie jestem dzieckiem!

-Śmiem się zgodzić, bo zachowujesz się jak jedno z nich, przerywasz. Zamknij się i słuchaj. Wyobrażasz sobie pole i płotek, potem owieczki i liczysz jak skaczą przez niego aż się zmęczysz i zaśniesz.

Castiel zaplótł dłonie na piersiach.

-To idiotyczne.

Kolejne parsknięcie. Czy Dean się z niego nabija?

-Okey, dobra, trochę jest. To nie wiem, może chcesz porozmawiać. Skoro wtedy przy stole poczułeś się lepiej, powtórzmy to.

A chwycisz mnie za rękę

-Nie wiem czy-

Nie zdążył dokończyć gdyż Winchester zapalił nocną lampkę, po czym wsparł się na łokciu. Nawet w takiej pozycji wyglądał obłędnie. Castiel właściwie to siedział, oparty o wezgłowie z ramionami na piersiach. Szlag by go trafił, będzie się teraz na niego gapił aż go złamie. A było zostać w Niebie. Ile to jeszcze dzisiaj razy powie w myślach.

-Nie chce zrzucać na ciebie niepotrzebnych zmartwień, to mój ciężar nie twój.

-I widzisz już się nie zgadzamy. Jestem twoim przyjacielem, co jak co ale mnie możesz powiedzieć wszystko, szczerze. Ufamy sobie, w każdym razie mam taką nadzieję. Przecież ja też ci się wiele razy zwierzałem, pomimo iż na bank sam nie miałeś lekko. Od tego jestem Cas, proszę cię. Widzę jak coś cię zjada od środka i przykro mi na to patrzeć, chce ci pomóc.

-Nie możesz Dean, nie gdy... - westchnięcie.

Teraz albo nigdy, no dawaj

Blondyn podniósł się z poduszki i usiadł po turecku przodem do mężczyzny, by widzieć jego twarz. Pierwsza myśl jaka przyszła Casowi do głowy to, że muszą słodko wyglądać razem tutaj. Przyjemne ciepło rozlało mu się po klatce piersiowej. Już bliżej go zapewne nie będzie. No trudno, nie ucieknie od tego.

-Ten atak paniki, strach...ja wiem dlaczego wydarzył się teraz.

-Domyśliłem się.

Anioł uśmiechnął się pod nosem.

-Gdy Michał cię zabrał, gdy zniknąłeś, ja...mnie...to rozwaliło. Jak nigdy nic wcześniej. Czuję się tak bo to trwa pomimo tego że wróciłeś. Dzień twojego powrotu to jeden z najpiękniejszych momentów w całej mojej egzystencji, byłem pewien, że to wszystko załatwi, ale ludzkie emocje...są strasznie popieprzone. Pamiętam jak na mnie wtedy spojrzałeś – ich oczy się spotkały – zanim się zgodziłeś. Błagałeś mnie o pomoc, o jakiś znak a ja tam stałem, bezruchu, jak dzisiaj podczas polowania. Nic nie mogłem dla ciebie zrobić-

-Cas...

-Nie mogłem cię uratować. I tak, wiem, to nie moja wina. Jasne, ale się wydarzyło na moich oczach, pośrednio byłem w to wciągnięty i nic-

-Castiel!

Anioł zamilkł. Dopiero zauważył że Dean trzyma go za rękę, mocno, stanowczo. Gładzi jego skórę kciukiem. O matulu.

-Myślę, że to co powiem wbije nam się dwóm do łba. Rozmowa przede wszystkim. Cas, przepraszam jeśli odebrałeś moją reakcję w ten sposób bo nie tak miało być. Ja nie prosiłem o pomoc, ja się żegnałem z tobą.

-Co? – brunet niemalże pisnął

-Nie byłem głupi, wiedziałem, że Michał to wykorzysta. Odzyskać swoje prawdziwe naczynie dobrowolnie, come on, nikt nie zaprzepaściłby takiej szansy. Miałem tak mało czasu, tyle chciałem ci powiedzieć ale nagle wszystkie słowa utknęły mi w gardle. Spojrzałem na ciebie, a ty byłeś przerażony. Bałeś się, zresztą ja też, ale ja jakby mniej bo wiedziałem, że moja zgoda cię ocali. Ciebie, Sama i Jacka. Dzięki tobie odchodziłem w spokoju jakkolwiek to brzmi.

-Oh Dean...

-Oboje przeżyliśmy coś okropnego, ty tutaj szukając rozwiązania, a ja tam będąc więźniem sadysty. Ale udało nam się. Żyjemy, zwyciężyliśmy, na Twojego Ojca daj sobie pomóc. Uspokój myśli, naprawdę odpocznij. Jesteś aniołem, okey, ale nie oznacza, że nie potrzebujesz się czasem wyłączyć.

No i mur zburzony. Ostatnia tama silnej woli pękła, i to tak szybko, że Castiel nawet nie zarejestrował początku a już był w połowie, wciśnięty w Deana, ściślej rzecz ujmując w zagłębienie jego szyi. Jak dobrze, że mężczyzna mu to wszystko wyznał, bo choć nie zapomni to było mu jakoś tak lżej. Jakby znów miał skrzydła. Świadomość powróciła i bolesny wręcz dreszcz przeszedł jego ciało. O boże, czy on się właśnie na niego rzucił?! O nie, nie, nie, słyszał jak serce mężczyzny wali jak oszalałe, jak oddech właściwie się zatrzymał.

-Przepraszam, nie powinien, ja...przepraszam!

Ze spuszczonym wzrokiem odwrócił się gwałtownie by zejść z łóżka, skierować się w stronę drzwi i jak najszybciej opuścić ten stan w trybie natychmiastowym. Dość rygorystycznie, ale jeśli chce kiedykolwiek, ewentualnie go jeszcze kiedyś spotkać nie ma innego sposobu. Taki był plan, ale Dean, silny i zręczny facet, chwycił go za ramiona i przyszpilił do materaca siadając na niego okrakiem.

Niespodziewany obrót spraw proszę państwa.

-CASTIEL TY IDIOTO! Jeśli myślałeś, że pozwolę ci stąd wyjść i zniknąć na jakiś czas, znając ciebie, to się grubo mylisz pajacu. Teraz się zamkniesz raz a dobrze i mnie posłuchasz bo wiesz jak bardzo nie lubię się powtarzać.

Mężczyzna nie mając innej możliwości przytaknął tylko próbując uspokoić oddech.

-Naprawdę nie zauważyłeś, że próbuję to z ciebie wyciągnąć! Odkąd tylko wróciłem staram się do ciebie zbliżyć, ale ty albo jesteś ślepy albo kompletnie odpływasz i nie reagujesz. Wiesz ile razy chwyciłem cię w aucie za rękę albo oparłem dłoń o twoje kolano – anioł wytrzeszczył oczy – No właśnie! Zero jakiejkolwiek reakcji. Te wszystkie aluzje dzisiaj, to spanie w jednym łóżku, come on Cas, twarda z ciebie sztuka ale żeby aż tak! Myślałem, że to ja z naszej dwójki jestem ten uparty ale się grubo myliłem.

Westchnięcie. Powoli puścił nadgarstki bruneta i skierował palce do jego policzka.

-Im dłużej się nad tym zastanawiałem, tym bardziej oswajałem z tą myślą. My jako para, nas dwoje w związku...ale tyle się wydarzyło. Zginąłeś na moich oczach, zostałem sam jak palec i tak jak sam mówiłeś, wiele razy coś nas rozdzielało, ale to było inne. Bardziej intensywne, bolało jak diabli. Do tego stopnia, że było mi wszystko jedno co się ze mną stanie. Wybrałbym śmierć gdyby oznaczała spotkanie z tobą. A potem wróciłeś, cud z Nieba, moja wygrana – przejechał palcem wskazującym po suchych wargach bruneta – Spanikowałem, tak, spanikowałem. Wizja naszej dwójki sprawiała, że się uśmiechałem a jednocześnie chciałem płakać. Jak to możliwe, że ktoś taki jak ty na mnie spojrzał, wybrał mnie, z ponad kilku bilionów ludzi to właśnie mnie uratowałeś. Gdy, powiedzmy, dotarło do mnie, że to nie jest coś złego i może coś mi się od tego cholernego życia należy przyszła kolejna rzecz. Jak mam ci to powiedzieć. Nie chciałem wyjść na tego, który chce cię wykorzystać bo jesteś obok. Nie chciałem, żeby to wyglądało tak że skoro jesteś obok nas to znaczy że musimy być razem.

Castiel uniósł się do pozycji siedzącej umieszczając dłonie na plecach blondyna, a ten by nie stracić równowagi oparł dłonie na jego ramionach. Teraz to dopiero wyglądali pięknie. Anioł i grecki bóg.

-Dean, powiedziałem to już Samowi gdy ze mną rozmawiał po twoim zniknięciu. Gdybyś mnie tylko poprosił, ja dałbym ci wszystko byle tylko być obok ciebie. I nie robiłbym tego ze względu na fakt, że cię uratowałem, że związałem swój los z twoim. To jest moja, własna i tylko moja decyzja. Sam mnie tego nauczyłeś. Jesteś moim wyborem. Jedynym i prawdziwym.

Winchester pociągnął nosem i oparł swoje czoło o czoło przyjaciela.

-Wszystko co kiedykolwiek do ciebie poczułem płynie ze środka. Nie z naczynia, ale ze mnie, anioła. To dlatego gdy się rozdzielaliśmy czułem tę więź, te tęsknotę i wiem, że ty też. Moja łaska szukała twojej duszy, przecież tak się poznaliśmy. Mógłbym ci teraz tyle powiedzieć, słowa których zapewne się nie spodziewasz, ale tak bardzo pragnę żeby to się udało, że poczekam. Tym razem nie na ciebie, ale z tobą.

Poczuć jego ciepłą dłoń na sobie to jedno, ale usta...tak delikatne choć gest był drapieżny. Tak słodkie choć łzy były gorzkie. Zacisnął dłonie na jego koszulce przybliżając go do siebie.

Blisko, błagam, bliżej

Dean trzymał jego twarz w dłoniach i całował i całował i całował. Mógłby to robić bez końca. Ból, troska, cierpienie, szczęście, potrzeba, namiętność, bliskość; tak wiele chciał mu przekazać. Tak wiele chciał mu dać, posiadając tak niewiele. Ale czyż nie na tym to właśnie polega? Czasem niewiele to wszystko co się posiada. Z taką siłą nie można walczyć.

Ten pocałunek zawrócił mu w głowie, i to jak. Toż to bilet w jedną stronę. Przepadli, już po nich. Nie ma od tego odwrotu. Gdy oderwali się od siebie, po jakimś czasie rzecz jasna, Winchester przejechał dłonią po jego włosach uśmiechając się tak uroczo, tak naturalnie.

-Podoba mi się takie odpoczywanie.

Castiel roześmiał się wesoło wtulając się w jego tors.

-Czyż nie oto ci chodziło?

-Poniekąd tak.

Położyli się obok siebie, ciasno spleceni, łowca przykrył ich obu napawając się ciepłem mężczyzny, który jak ośmiornica przylgnął do niego.

-Mówiłem, że owieczki to beznadziejny pomysł.

Uśmiechnął się gdy blondyn cmoknął go we włosy.

-Sam mi powiedział.

-Domyśliłem się.

Parsknięcie.

-Zanim opowiesz mi o swoim planie zemsty, może wykorzystajmy mój. Wątpię by Sam chciał nas zastać w kuchni robiących bardzo, ale to bardzo nieodpowiednie rzeczy.

Castiel się zarumienił. Oh, poczuł to na swojej piersi. Boże, jakie to było wspaniałe uczucie.

-Nawet nie wiesz ile na to czekałem, Cas.

Ja też, Dean. Ja też.

Pomyślał anioł rozkoszując się wdychanym zapachem. Okey, może wcześniej trochę dramatyzował. Lekko przesadzał, to wcale nie było takie straszne. Jak już Sam ich nakryje i zgodzi się z nim później porozmawiać, podziękuje mu. Poniekąd to jego zasługa. A było zostać-

Jak dobrze, że jednak upadł.

Mimo iż oderwano mu skrzydła, zabrano aureolę, wyrwano łaskę...wręczono mu jego. A dla Deana Winchestera było warto przejść przez wszystko.  

Dawajcie znać jak wam się podobała ta część. Nie powiem, jestem z niej cholernie dumna. Cieszę się, że jednak jej nie zostawiłam tylko od razu zabrałam za pisanie. Czasem mi się udaje <3 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top