Forgive me friend
Historia przyjaciółki Mishy, przeplatana z naszym kochanym Cocklesem.
Ważne info: W tej historii mamy rok 2015, ale nasi chłopcy czyli Jensen, Misha i Jared są singlami. Na razie...
And I guess that we don't need to be falling apart
But you will always have a special place in my heart
I never wanted this to end, can you forgive me friend?
Poczuła jak autobus zwalnia i po chwili zatrzymuje się. Drzwi skrzypnęły przeraźliwie jak to w ponad trzydziestoletnich rzęchach, a do środka nareszcie wleciało świeże powietrze. Zapach potu, marynowanych makreli, które na pewno wiozło więcej niż parę osób wymieszał się teraz z chłodną poranną bryzą. Poczuła ją na swoim poliku, gdyż siedziała tuż za kierowcą; ściągnęła słuchawki chowając je do przedniej kieszonki plecaka, a drugą ręką przeczesała grzywkę. Zdecydowanie po tej podróży będzie potrzebować prysznica. Wyskoczyła z autobusu od razu rozglądając się na boki, taki nawyk. Położyła plecak na ławce by wyciągnąć butelkę wody, choć nie jadła od prawie dwóch dni to właśnie woda dawała jej energii. Na razie musiała wystarczyć. Jeszcze raz sprawdziła dokładnie adres, który przesłała jej agencja w liście.
773 Beatty Street
Vancouver
To właśnie tam znajdował się plan serialu Supernatural, który już po pierwszym sezonie okazał się ogromnym hitem. Dwóch braci polujących na potwory, a obok tego takie wartości jak miłość, przyjaźń, lojalność i wierność, poświęcenie, rodzina. To musiało się udać. Nie skłamałaby mówiąc, że jest podekscytowana; nie mogła doczekać się spotkania z ekipą i aktorami. Co prawda dostała niewielką rolę ( 3 odcinki ), miała grać demona który przyczyni się do śmierci Charlie ( przyjaciółki braci ) by potem zginąć z rąk samych Winchesterów. Poza planem słyszała od kolegów po fachu, że to wręcz błogosławieństwo. Oby zadziałało, bo teraz, odrobiny szczęścia potrzebowała chyba najbardziej.
Z powrotem podłączyła słuchawki do telefonu i z nim w dłoni skierowała w dół ulicy jak nakazywała mapa. Wraz z rolą otrzymała niewielki pokoik w motelu kilka przecznic od planu zdjęciowego. Musi doprowadzić się do porządku, nie może zaprzepaścić tej szansy. Wstąpiła jeszcze do drogerii po mydło, szampon, plaster i podkład by zakryć to co mogłoby zrodzić pytania. Z cichym jękiem doczłapała się na drugie piętro z kluczykiem w dłoni. Ból w łydce nie ustępował, sukinsynowi pewnie na tym zależało. Kiedy już dotarło do jego pustego łba, że psychicznie złamać jej już bardziej nie może, przyszła kolej na fizyczność. Zamknęła drzwi do pokoju trzy razy upewniając się, że nikt nie dostanie się od wewnątrz; zasunęła zasłony zostawiając jedno okno uchylone, naprawdę zakochała się w tym świeżym powietrzu. Miła odmiana od dymu papierosowego i smrodu zepsutego żarcia z mikrofalówki.
Łazienka. I to szybko. Powoli, gdyż otarcia i siniaki sprawiały ból przy każdym ruchu ściągnęła bluzę i spodnie następnie okulary. Odkręciła kran i oparła o zlew, trudno było jej stać. Opłukała twarz zimną wodą i boże, miała ochotę się rozpłakać – cudowne uczucie. Poczekała aż woda sama wsiąknie w jej skórę i niech to uczucie trwa jak najdłużej. Powtórzyła czynność parę razy aż w końcu spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Wciągnęła powietrze przez nos; nie było tak źle. Zakryje fioletowo – żółtą plamę pod okiem i otarcie na prawym policzku; nikt nie zauważy i nikt nie będzie zadawał zbędnych pytań. Usiadła na brzegu wanny masując delikatnie łydkę, dwa dni temu bała się, że może ją złamał bo ból był nie do zniesienia, ale prawdopodobnie czubkiem buta trafił centralnie w nerw. Szkoda, że nie spojrzała mu wtedy w oczy i nie wykrzyczała tego wszystkiego co od dawna chciała. W tamtej chwili po prostu spuściła głowę, doczołgała się do szafki i chwyciła figurkę ( którą dostała od niego) uderzając go mocno w czoło. Potem nie myśląc o niczym tylko by się stamtąd wydostać, chwyciła torbę ( spakowaną już dawno, na wszelki wypadek) i wybiegła z mieszkania nawet się nie odwracając. I tak, dwa dni później znalazła się w tym oto motelu, siedząc w łazience i płacząc, bo doskonale zdawała sobie sprawę, że to tylko i wyłącznie jej wina.
Wzięła prysznic, umyła włosy i pozwoliła swojemu ciało na chwilę relaksu. Owinięta w ręcznik skierowała się do kuchni, gdzie stał duży koszyk z podstawowymi rzeczami jak herbata, chleb i masło orzechowe. Na karteczce przypiętej wstążką widniał napis : Supernatural Family. Zagryzła wargę; może rzeczywiście los się do niej uśmiechnął. Zrobiła sobie kanapki i usiadła przy stole czekając aż czajnik zacznie gwizdać. Pochłonęła śniadanie w parę sekund tak była głodna. Przed wejściem do autobusu nie pomyślała o jedzeniu, najważniejsze było wyjechanie z miasta.
Spojrzała na wyciągniętą z plecaka broszurkę. Na ten miesiąc serial miał zaplanowane cztery konwenty na które od razu dostała zaproszenie. Zdziwiła się nieco, przecież jej rola mieści się na czterech stronach scenariusza i to koniec, ale Supernatural od dawna na każdym polu wyróżniał się niesamowicie i zostawiał inne produkcje daleko w tyle. Odwróciła kartkę by spojrzeć prosto na zdjęcia głównych aktorów i automatycznie w jej oczach zaszkliły się łzy.
Misha Collins jako Castiel
Misha Collins...
Misha...
Wciągnęła gwałtownie powietrze przez nos. Tak dawno go nie widziała, przecież to będzie ponad 20 lat. Mieszkali blisko siebie i poznała go bliżej w szkole podczas przygotowań do konkursu recytatorskiego. Misha jest człowiekiem, którego nie da się nie lubić, od zawsze taki był. Gdy pojawiał się obok wszystko stawało się lepsze. Uśmiechała się częściej zapominając o tym, że niedługo wróci do domu, do taty, który nawet nie powinien być tak nazywany. To tylko określenie w dokumentach.
I choć Misha był starszy, żadnej ze stron to nie przeszkadzało. Był dla niej jak brat i tak też się zachowywał. Nie było dnia, by jej nie zapytał jak się czuje, a gdy zaczął studia co noc dostawała od niego telefon. Dbał o nią i martwił jak nikt nigdy w życiu. On jedyny wiedział o jej ojcu, że ma problemy z alkoholem i że czasem go ponosi. Błagał ją by pojechała z nim na uczelnię, tam miałby na nią oko, ale odmówiła. Wiedziała, że ojciec nie da im spokoju, więc wolała poczekać do ukończenia osiemnastu lat i wtedy już żadnych praw by nie miał. Dodatkowo właśnie wtedy, gdy Misha chciał ją przekonać do wyjazdu ostro ( to mało powiedziane) się pokłócili, pewne rzeczy „nie jesteś moją rodziną" zostały powiedziane, a być nie powinny. Poszli w swoją stronę i od tamtej pory nie mieli ze sobą kontaktu. Wiedziała, że Misha próbował odbudować relację, ale ona wszelkie jego próby odcinała, aż przestał. To była rzecz, której żałowała najbardziej. Nie powinna powiedzieć tego wszystkiego, odtrącić jedyną osobę, która o nią dbała. Niestety czasu nie da się cofnąć choć bardzo tego chciała.
Oczywiście była świadoma, że Collins gra w tym serialu; w trakcie rozłąki czytała o nim artykuły, przeglądała nawet Twittera, gdzie jak to on był panem rozrywki. Miał nawet swoją małą armię fanów. Och, nic się nie zmienił. W gwoli ścisłości, nie podjęła decyzji o wzięciu tej roli dlatego, że on był w obsadzie. To ekipa serialu skontaktowała się z nią, prawdopodobnie ktoś z nich widział ją w teatrze, gdzie od pewnego czasu grała często. Fakt, że spotka się ze swoim dawnym przyjacielem był dla niej jak odkupienie. Może uda jej się naprawić błędy młodości i odzyskać brata.
Z zamyślenia wyrwał ją gwizd czajnika; oby herbata pomogła na zbliżającą się falę niepokoju i zdenerwowania.
/\/\/\/\/\/\/\
Rzeczywiście droga na plan zajmowała niecałe piętnaście minut, dzięki temu zdążyła się spokojnie pomalować nieśmiało twierdząc że wygląda nawet nieźle. Ubrała się wygodnie, ale nie elegancko, to Ameryka nie herbatka u Elżbiety. Po za tym już dostała tę rolę, miała dzisiaj spotkać się z reżyserem, otrzymać ostateczny scenariusz, no i poznać aktorów. Tak jak w motelu się w miarę uspokoiła, tak teraz dygotała jakby miała dostać zawału. Może to był zły pomysł? Może nie powinna po 20! latach mu się pokazywać? A może aż tak ją zdążył znienawidzić, że nie będzie mógł na nią patrzeć?
Dlaczego pomyślała o tym dopiero stojąc przed drzwiami reżysera, Roberta Singera? Jakaś kobieta zapytała czy chce coś do picia, ale odmówiła. Czemu wszyscy są tutaj tak dziwnie mili? A może jest po prostu przewrażliwiona. W swoim życiu spotkała tylu popaprańców, że zwykłe zaproponowanie wody brzmi dla niej co najmniej jak wzięte z jakiejś królewskiej etykiety. Drzwi się otworzyły i wyłoniła się zza nich głowa z siwą czupryną.
– Zapraszam do środka. - mężczyzna uśmiechnął się szeroko.
Wzięła głęboki wdech. Przecież to na razie tylko rozmowa. Nikogo nie spotkała siedząc na korytarzu, a rozglądała się co pięć sekund. Oddychaj. Usiadła na miękkim fotelu przy biurku i czekała aż reżyser zaleje sobie kubek z kawą. Tym razem z chęcią przyjęła puszkę coli. Skoro to już druga osoba, którą to zaproponowała wypadałoby się zgodzić. Mężczyzna rozsiadł się wygodnie i wyciągnął teczkę z szuflady biurka.
– I jak się podoba w mieście? Przyzwyczajona do upałów Arizony co?
Uśmiechnęła się.
– Zdecydowanie wolę waszą pogodę.
– To się bardzo cieszę – wziął łyka kawy – A więc tak, Melindo, dzisiaj spotkasz się ze scenarzystami Thompsonem i Dabbem, następnie poznasz chłopców, a na koniec podamy ci całą rozpiskę na najbliższe kilka dni. Odcinki mamy już...
Nie dokończył, gdyż przerwał mu huk otwierających się gwałtownie drzwi.
– Robciu, to co godzinka przerwy? - wysapał blondyn jakby co najmniej przebiegł maraton.
Chwila, kojarzyła tę twarz. To był Jensen Ackles, który gra Deana Winchestera; jedną z postaci odpowiedzialną za jej śmierć.
– Chryste Jensen! Nie możesz się tak wpieprzać gdzie tylko chcesz! Ludzie maja normalną pracę jakbyś nie wiedział! - skinieniem głowy wskazał na dziewczynę.
Ackles ukłonił się teatralnie, puścił do niej oczko, przywitał po czym wbił wzrok ponownie w reżysera.
– Czyli godzinka, tak?
– Spierdzielaj mi stąd i niech cię sam Chuck Broni jeśli się spóźnicie choćby minutę!
Blondyn machnął ręką co pewnie miało oznaczać tak jasne spoko i po raz drugi trzasnął drzwiami.
– Co ja się z nimi mam...a więc, na czym to...Ach tak, odcinki mamy już prawie nakręcone. Zostało kilka scen z tobą i jedna finałowa, bo Padalecki dostał takiego ataku śmiechu, że musieliśmy przełożyć.
– Ciekawa z was rodzinka – powiedziała dziewczyna czując, że nerwy chyba troszkę z niej zeszły.
Singer oparł się łokciami o blat.
– Och tak, czasem mam ochotę ich zamordować, ale to są tylko chwile. Normalnie oddałbym za nich życie, są dla mnie jak synowie. Kręcimy ten serial już dziesięć lat, po takim czasie nie możecie być tylko współpracownikami. Zresztą sama zobaczysz.
– Jeszcze raz dziękuję za danie mi tej szansy, to wiele dla mnie znaczy.
– Ależ nie ma za co, ale jeszcze nie dziękuj. To co się dzieje podczas nagrań, to sodoma i gomora.
Roześmiał się wesoło a ona dołączyła. Nigdy wcześniej nie spotkała się z taką atmosferą. Grała kilka małych epizodów w większych i mniejszych serialach, ale nie miała żadnych wspomnień stamtąd. Weszła, zagrała i wyszła. Już wiedziała, że tu będzie inaczej. Na pewno będzie. Uściskała dłoń Roberta i sekretarka zaprowadziła ją do wspomnianych wcześniej scenarzystów. Czekając aż skończą omawiać coś razem, zaczęła czytać swoje kwestię. Na szczęście naniesiono tylko kilka drobnych poprawek; podczas drogi autobusem zdążyła nauczyć się całości więc zostało jej właściwie odegranie tego przed kamerą.
Thompson i Dabb mieli pełne ręce, więc w przeciągu góra dwu-minutowej rozmowy streścili jej poprawki, które sama wyłapała, rzucili kilka żarcików o Acklesie i Padaleckim, poklepali po ramieniu i zniknęli. To było ciekawe doświadczenie. Zaśmiała się pod nosem i nie bardzo wiedzieć co ma teraz robić postanowiła rozejrzeć się po hali, a była ona ogromna przez duże o. Jak to w takich produkcjach, zamieszanie jest czymś normalnym. Minęła kilku statystów biegnących na złamanie karków, zapewne się spóźnili; ktoś coś wylał, ktoś przeklinał, ktoś rechotał. Tak, to właśnie serial zza kulis. Skręciła w kolejną alejkę pełną rekwizytów, noży, sztyletów, worków z solą, książek z zaklęciami. Kurcze, chyba naprawdę los się do niej uśmiechnął. Nie oglądała wszystkich odcinków, ale zakochała się w jego stylu, w sposobie jakim przedstawia świat nadnaturalny; pokazuje, że ludzie również są potworami i nie każdy potwór musi być zły.
Przejechała palcem po sztylecie; ludzie daliby się pokroić za samo bycie tutaj i dotykanie wszystkiego. Poprawiła ramiączko torebki na ramieniu i już odwracała się, że by przejść dalej gdy zderzyła się z kimś.
– Boże, przepraszam cię bardzo!
Akurat tak niefortunnie upadła, że zawartość torebki wysypała jej się na ziemię. Klucze, chusteczki, podkład, leki...
Mężczyzna pomógł jej pozbierać wszystko cały czas przepraszając, serio, jak zacięta płyta. Gdy pomógł jej wstać dopiero przyjrzała mu się bardziej. To był ten drugi brat, Sam, a raczej Jared. Te włosy rozpozna chyba każdy.
– Hej, nic się nie stało, już się bałam, że pech mnie opuścił na dobre.
Uśmiechnął się. I to jak się uśmiechnął.
– Zatem nie ma za co – wyciągnął rękę przed siebie. – Jared, ten zabawniejszy z duetu.
– I ten z lepszą koordynacją – dodała ściskając dłoń. – Melinda, zabijesz mnie w przedostatnim odcinku tego sezonu.
Jared wytrzeszczył oczy po czym roześmiał się tak głośno, że bała się rozglądnąć na boki czy aby ktoś nie patrzy na nich.
– Wybacz, ale wiedz, że zapewne musiałem to zrobić. Szukasz kogoś? Nie potrzebujesz pomocy?
– Skończyłam omawiać scenariusz i miałam spotkać jak to reżyser ich nazwał „chłopców", więc zapewne chodziło również o ciebie.
Padalecki schował dłonie w kieszenie jeansów.
– Tak, to ja. Chodź, zaprowadzę cię do reszty, ale za uszczerbki na zdrowiu nie odpowiadam.
– Oto się nie martw, już bardziej wyszczerbiona być nie mogę.
Skierowali się w wąski korytarz, na którego końcu było widać ogromną przestrzeń. Dziewczyna nie zauważyła jednak, że uśmiech mężczyzny po jej słowach zniknął. Chwilę później znaleźli się w stołówce, gdzie siedziała spora część ekipy. W oddali dostrzegła Roba z kolejnym kubkiem kawy gawędzącym z Dabbem; przy jednym stoliku siedziała grupka dziewczyn, od Jareda dowiedziała się że to makijażystki. Przesunęła wzrokiem dalej i zauważyła Jensena jedzącego burgera, a obok niego...
Zamarła. Jezu kochany. Serce w ciągu sekundy przyspieszyło o stokroć. Ręce zaczęły jej drżeć, a kropelki potu spływały po linii kręgosłupa. Wyglądał tak, nie mogła znaleźć innego określenia, bosko. Zawsze był przystojny, ale teraz...ten delikatny zarost, nabite ramiona, koszulka mocno podkreślająca wyrzeźbione ciało, coś ty robił przez te dwadzieścia lat ?! Jared chyba coś do niej mówił, ale pulsująca krew uszach totalnie ją od tego odcięła. Podeszli do stolika i gdy Padalecki przedstawiał dziewczynę ich oczy się spotkały.
Szoku Mishy na twarzy nie da się opisać słowami. Oczy i buzia szeroko otwarte, chyba chciał coś nawet powiedzieć, ale słowa uwięzły mu w gardle.
– Mish, wszystko w porządku? - zapytał Jensen marszcząc czoło.
– Melinda... - wyszeptał tylko zanim dosłownie zmiażdżył ją w uścisku.
– Misha... - wyjąkała zaciskając zęby z bólu, siniaki dawały o sobie znać. Oplotła ramionami jego szyję. Boże, jak ona od dawna o tym marzyła. Łzy same popłynęły jej po policzkach. Tyle lat, tyle lat wstydu i żalu, tyle lat bez jednej, choćby najmniejszej rozmowy. Jak mogła do tego dopuścić.
Collins chwycił jej twarz w dłonie.
– Co ty tu robisz?! Gdzie mieszkasz?! Gdzie byłaś?!
– Daj jej odetchnąć – odezwał się Jared zajmując miejsce obok przyjaciela.
Dziewczyna starła rękawem bluzki łzy.
– Nazywam się Melinda Graham, w dzieciństwie przyjaźniłam się z Mishą, był dla mnie jak brat. Długo się nie widzieliśmy... - to już skierowała prosto do Collinsa.
Ten pociągnął nosem i przytaknął. Nagle rozległ się dzwonek, zapewne oznaczający koniec przerwy.
– Szlag! - zaklął brunet, podszedł do Jensena i pogłaskał go po ramieniu – Proszę, powiedz, że coś mi wypadło, jakaś sytuacja rodzinna, nakręcę tę małą scenę wieczorem albo jutro.
– Wiesz, że on mnie zabije. – Ackles przykrył jego dłoń swoją.
– To cię wskrzeszę, no proszę...
Blondyn prychnął pod nosem i kazał Collinsowi znikać mu z oczu. Zabrzmiało to tak uroczo, że dziewczyna zaczynała mieć pewne podejrzenia. Przypomniała sobie, że gdy obserwowała stołówkę jej przyjaciel wpatrywał się w Jensena takim wzrokiem, że w tej relacji było chyba coś więcej. Przeszli przez hangar, parking i wyszli poza strefę planu, gdzie mężczyzna zaprowadził ją do restauracji nieopodal.
/\/\/\/\/\/\/\
Zajęli stolik przy oknie i przez dobre kilka minut wpatrywali się w siebie bez słów. Na tę chwile nie były potrzebne. A gdy już się odezwali nie mogli przestać. Wspominali zabawy w ogrodzie za domem, w domku na drzewie z Sashą (bratem Mishy), wymykanie się w nocy na wieczór filmowy. Melinda czuła się w jego domu jak powinna była w swoim. Zapach ciasta dało się wyczuć codziennie, śmiechom i zabawom nie było końca. Płakała gdy nadchodził czas powrotu do siebie, do ojca leżącego na kanapie i traktowaniu jej jak służącą. Ale był jej tatą i tego zmienić nie mogła. Była szczęściarą mając taką rodzinę za płotem.
– A więc co robiłaś po wyjeździe z Bostonu?
Przełknęła kęs przystawki.
– Jeździłam to tu to tam, grałam trochę w teatrze, brałam udział w castingach, nie ma o czym opowiadać. Ciekawi mnie natomiast jak to się stało, że nie tylko ja znam twoje nazwisko.
Przewrócił oczami i prychnął.
– Samo się stało. Po stażu w Białym Domu zacząłem grać trochę w małych serialach, aż potem pojawiły się większe role i Supernatural. Ten serial naprawdę zmienił moje życie. Ludzie zaczęli mnie rozpoznawać, dodatkowo mamy swój własny konwent. Szaleństwo! Ale kocham to.
– Bardzo się cieszę z twojego szczęścia.
Zagryzła wargę. Trochę zazdrościła mu tego jak sobie poradził w życiu podczas gdy ona toczyła się z roku na rok w dół, same porażki i złe decyzje. Złe wybory, źli ludzie...Przełknęła ślinę. Wyszeptała, że pójdzie do łazienki i dosłownie do niej wbiegła. Oparła się o zlew i zaczęła płakać. Boże, ile on rzeczy jeszcze nie wiedział. Jak miała mu powiedzieć, że ma wszystkiego dość, że spieprzyła ich przyjaźń po całości, że prawdopodobnie już do końca życia sobie nie wybaczy. Płacz nie miał końca a wręcz przybierał na sile. Wspaniale, jeszcze atak paniki jej tu potrzebny. Oparła się o kafelki by osunąć się po nich na ziemię. Dlaczego życie jest takie trudne...
Nagle ktoś otworzył drzwi, ale nie miała siły nawet podnieść głowy.
– Przejrzałem cię na wylot Mels – powiedział Misha odgarniając kosmyki z jej czoła – Nie ukrywaj przede mną rzeczy, które sprawiają ci ból.
Rzuciła mu się w ramiona ponownie wybuchając płaczem. Głaskał ją po włosach samemu próbując się nie rozkleić. Czuł, że to dopiero wierzchołek góry lodowej. Przyjaciółka potrzebowała jego pomocy.
– Przepraszam – wychlipała – Nie miałam tego na myśli wtedy...po prostu nie chciałam cię wciągać w to całe bagno. I dobrze zrobiłam, jesteś szczęśliwy, masz karierę...
– Ale ty nie jesteś, a tym samym ja również. Jesteś moją siostrą Melinda, zawsze będziesz. I widzę jak cierpisz, pozwól sobie pomóc. To naprawdę najwyższy czas – ucałował ją w policzek.
– A podasz mi torebkę? Muszę wziąć leki.
Mężczyzna sięgnął za siebie i pociągnął torebkę po podłodze za pasek.
– Ile ty tam tego masz?!
– Trochę się nazbierało.
– Przepraszam bardzo to jest toaleta dla kobiet! - jakaś starsza pani krzyknęła automatycznie łapiąc się za serce.
Misha puścił dziewczynie oczko i odwrócił się.
– Ale ja jestem kobietą, więc jeśli pani to przeszkadza, może pani wyjść.
– Och, przepraszam, żyjemy w wolnym kraju, oczywiście że mi to nie przeszkadza. Po prostu się zaskoczyłam.
Melinda zachichotała po czym połknęła garść tabletek. Popiła wodą z kranu i zerknęła w lustro. Chryste, łzy zmyły podkład pod okiem i było widać spory kawałek siniaka. Pospiesznie sięgnęła do torebki, by to zakryć.
– O tym też porozmawiamy – uścisnął ją delikatnie i wyszedł z pomieszczenia by nie robić niepotrzebnego zamieszania. Nie wszyscy mogą być tak uprzejmi jak ta staruszka.
/\/\/\/\/\/\/\
Rozsiadła się wygodnie na kanapie w przyczepie przyjaciela i chwyciła w dłonie kubek z gorącą herbatą. Misha naprawdę oprócz wyglądu nic się nie zmienił. Litrami pił zieloną herbatę, czasem zapominał o śniadaniu, ale kubek tego gorącego napoju był numerem jeden. Zajął miejsce obok niej. Skrzyżowała nogi po turecku i westchnęła.
– A więc...co jest między tobą a Jensenem?
Brunet o mało się nie opluł.
– O nie, nie, nie zmieniamy tematu, będziemy rozmawiać o tobie.
– Nie zaprzeczyłeś! – zauważyła z triumfalnym uśmieszkiem.
Przewrócił oczami.
– Zgoda, najpierw ty mówisz, a potem ja.
– Ej, to jest szantaż!
– Przecież nic się nie zmieniłem.
Och to prawda. Wiele razy w dzieciństwie, gdy nie chciała czegoś zrobić wyjeżdżał z taką gadką. Teraz zdawała sobie sprawę, że to było dla jej dobra. Tak samo w tym momencie. Komu miałaby się zwierzyć jak nie Mishy.
– Kto ci to zrobił? - zapytał czując gulę rosnącą mu w gardle.
– Mój chłopak, w sensie były już chłopak. Jak się domyślasz, nie była to wielka miłość. Po prostu spotkaliśmy się w barze, on zarzucił kilkoma tekstami, ja go kokietowałam no i zamieszkaliśmy razem po jakiś dwóch tygodniach. Był to dobry układ. Ja potrzebowałam mieszkania, a on kogoś kto będzie tam sprzątał i od czasu do czasu zabawi, gdy nie będzie w klubie. Proste. - spojrzała mu w oczy – Wiem co sobie myślisz. Jak mogłam być tak głupia...Misha, nie wiem, nie wiem gdzie miałam oczy i co sobie wtedy myślałam. Po ukończeniu szkoły wyjechałam z Bostonu, chcąc znaleźć się jak najdalej. Miałam się wtedy do ciebie odezwać, ale, nie zrozum mnie źle, byłeś jedynym dobrym wspomnieniem związanym z tym miejscem. No właśnie, przypominałeś mi to miasto, mój dom, te krzyki i tłukące się butelki. Musiałam uciec od tego. Zapomnieć.
Uścisnął delikatnie jej kolano, ale się nie odezwał.
– Nie miałam pieniędzy na studia, więc poszłam do pracy. I tak w niej zostałam. Pracowałam głównie w barach i klubach. Potem przeprowadziłam się do Phoenix i zanim spotkałam tam Josha, zaczęłam grywać w teatrze. Mój sąsiad w kamienicy był jednym z aktorów i zaprosił mnie na próbę. Zagrałam kilka spektakli, potem trafiłam na casting do trzyodcinkowego serialu, no i pierwszy raz poczułam, że lubię to robić, że mi się to podoba. Na scenie wczuwasz się w postać, mogłam być kim innym, kimś lepszym od mnie.
– Hej, nie mów tak. Zagubiony nie znaczy zły. Dramatyczna przeszłość nie oznacza dramatycznej przyszłości. Zostaw wspomnienia a żyj tym co tu i teraz. Nie uwierzę, że twój przyjazd tutaj, do mnie, jest przypadkowy. To się miało wydarzyć. Nie jest jeszcze za późno, możesz stanąć na nogi, ale nie możesz być tak ostra dla siebie. I musisz mi podać adres tego typa bo nie ręczę za siebie.
– Nie, to nie ma sensu. Znając jego zapomniał już o mnie i ma nową laskę. To głupek, co prawda silny, ale wciąż głupek. A ja po prostu zrezygnuje z facetów i tyle. Na jakiś czas.
– A te lekarstwa? Na co one są?
Melinda objęła się ramionami wcześniej odkładając kubek na stolik.
– Nie mogłam spać, dręczyły mnie koszmary. Wyglądałam jak zombie. Były dni, gdy nie wychodziłam z łóżka, gapiłam się w sufit. Czułam, że coś nie tak, ale nie chciałam tego przyznać przed samą sobą. Zrzucałam to na dzieciństwo i po prostu, że taka jestem. Ale kiedy zaczęłam myśleć o, no wiesz, o zrobieniu sobie krzywdy, zrozumiałam, że nie dam rady sama i poszłam do lekarza. Zdiagnozował u mnie depresję i zaburzenia lękowe, przepisał leki. Czuję się po nich lepiej choć marzę o dniu, w którym nie będę musiała ich brać.
Misha przełknął ślinę i chwycił ją za rękę.
– Pomogę ci, wyjdziesz z tego. Już nigdy nie wrócisz do baru czy innej speluny. Zostaniesz tu ze mną i postawimy cię na nogi. I żadnych ale.
Melinda zagryzła wargę.
– Tęskniłam za tym. Zatem, teraz ty. I nie oszukasz kobiety, widziałam was na stołówce.
Collins momentalnie się zarumienił. Odkaszlnął.
– Jesteśmy przyjaciółmi, dobrymi przyjaciółmi... - czując jej przeszywający wzrok dodał – Okej, no, lubię go, bardzo lubię.
– Ty się zakochałeś.
– Ja...chyba tak.
Dziewczyna automatycznie podskoczyła z podekscytowania.
– Nie powiedziałeś mu jeszcze? Jezu Misha, tu nie chodzi nawet o branie pierwszej lepszej osoby, ty go kochasz. I dam sobie rękę uciąć, że on ciebie też. A jak ciebie znam, chowasz to w sobie i nie chcesz zrobić pierwszego kroku.
– Właśnie o to chodzi – przetarł twarz dłońmi – Już dawno bylibyśmy razem gdyby dał mi jakiś sygnał, ale nic takiego nie robi. A co jeśli to jest jednostronne i mówiąc mu to stracę najlepszego przyjaciela? Jest jedyną osobą na świecie, która tyle o mnie wie. Sprawia, że chce mi się wstawać codziennie, bo wiem, że spotkam go na planie. Śmiejemy się na conach, że scenarzyści specjalnie dają nam takie linijki, by sugerowały, że coś się dzieje między bohaterami. Czasem mam wrażenie, że to dlatego, że tak się zachowujemy gdy jesteśmy obok siebie. I w tym problem. Ja nie wiem co jest z jego strony prawdziwe, czy nie mówi czegoś bo gramy takie postacie.
Teraz to ona chwyciła jego twarz w dłonie.
– Wiesz co jest prawdziwe. Idź i mu to powiedz. I mam nadzieję, że do przyczepy już dzisiaj nie wrócisz. - mrugnęła do niego szeroko się uśmiechając.
– Ale, że teraz? - oczy prawie wyszły mu z orbit.
– A niby kiedy, no już! – roześmiała się, spychając go z kanapy – Sam powiedziałeś, że to nie przypadek, że tu jestem. Może właśnie miałam być twoim kopniakiem w tyłek.
Collins wybiegając przez drzwi minął się z Jaredem, ale jego myśli były zajęte czymś innym więc tylko go wyminął i pobiegł przed siebie. Padalecki uniósł brwi i zerknął do przyczepy kolegi.
– Czy ty właśnie dokonałaś czegoś co ja próbowałem od prawie siedmiu lat?!
/\/\/\/\/\/\/\
Powie mu to. Po prostu tam wejdzie i mu to powie. Taki jest plan. Boże, miał cztery dychy na karku a panikował jak mała dziewczynka. Przecież nie znają się od wczoraj. Przyjaźnią się do cholery, to nie powinno być takie trudne. A może właśnie przez ten fakt takie jest? Jeśli wykona krok nie będzie odwrotu. Ale z drugiej strony gdy tego nie zrobi, nigdy się nie odważy i pozostanie mu tylko patrzenie na niego, śmianie się z jego żartów, być może obserwowanie jak znajduje sobie kogoś innego. Jezu! Melinda miała racje, tu nie chodzi o pierwszego lepszego faceta, tu chodzi o Jensena, jego przyjaciela.
Da radę! Da radę!
Stanął przed drzwiami jego przyczepy. A może jednak się wygłupia? Nie, postanowił, że to zrobi to tak zrobi. Teraz. Strzepnął rękoma, wciągnął powietrze przez nos i już sięgał do drzwi, by zapukać, gdy te otworzyły się i pojawił się w nich blondyn.
– Hej, właśnie do ciebie szedłem. Wszystko w porządku? Wybiegliście tak nagle.
– A tak, wszystko już dobrze. Mogę wejść?
– Jasne. - Jensen wpuścił przyjaciela do środka. – Mish, widzę że coś jest nie tak, znamy się już trochę...
Collins oparł się o blat w kuchni i potarł kark dłonią.
– Muszę ci coś powiedzieć.
Ackles od razu podszedł niego.
– Oczywiście, mnie możesz wszystko.
Misha uśmiechnął się a serce waliło mu jak młot. Spuścił wzrok na swoje buty, boże, nawet nie mógł spojrzeć mu w oczy. Jak ma mu to wszystko wyjawić teraz? Może jest za późno? Jensen chwycił jego dłoń i złączył ze swoją. To zmusiło bruneta do podniesienia głowy.
– Chyba wiem co chcesz powiedzieć, a w każdym razie modlę się teraz, żeby to było to.
– Wybacz, nie słyszę modlitw jak Castiel.
To sprawiło, że blondyn roześmiał się wesoło. Wolną dłoń przeniósł na jego policzek wodząc palcem po linii żuchwy.
– Mish, Mish, Mish... - wychrypiał, a brunetowi momentalnie zrobiło się gorąco – Powiedz to, proszę.
Jezu, on go błagał. Normalnie prosił go o powiedzenie słów, których tak bardzo się bał.
– Kocham cię Jensen.
Widać było, że Acklesowi kamień z serca spadł.
– Ja ciebie też Mish, ja ciebie też – wyszeptał zanim wpił się w jego usta. Boże, co to był za pocałunek! Gorący, namiętny, tak długo wyczekiwany, pełen żaru i tęsknoty. Misha oplótł szyję blondyna jednocześnie wodząc palcami po jego włosach. Odrywali się tylko po to, by nabrać powietrza. Jensen sunął dłońmi po jego plecach tak chaotycznie, że dosłownie można by rzecz: nie wiedział co ma zrobić przy nim ze swoimi rękami. Ten taniec języków, te płonące od temperatury poliki, boże, to doprowadzało do obłędu. Na chwilę zwolnili, by nie zedrzeć dosłownie z siebie ubrań, na to przyjdzie czas.
– Bałem się, że jest za późno... - powiedział mu do ucha, gdy oparł podbródek na jego ramieniu – Zobaczyłem twoją przyjaciółkę, jak się cieszyłeś gdy ją zobaczyłeś i potem zniknęliście, jezu, serio, myślałem że zacznę gryźć ściany. Nie chciałem do ciebie pisać, bo przecież to twoja sprawa z kimś się widujesz. Niby dlaczego miałbym ci zabraniać, nawet jeśli rozsadzało mnie to od środka.
Misha wypuścił powietrze przez nos cmokając go w policzek.
– Zawsze byłeś tylko ty, a właśnie Melinda uświadomiła mi, że nie mogę dłużej czekać, że muszę coś z tym zrobić bo oszaleję.
– Byliśmy idiotami – zaśmiał się w jego ramię Ackles.
– Tak, ale zakochanymi idiotami. Myślałem, że to zniszczy naszą przyjaźń, a jest najważniejszym co w życiu mam.
-Dlatego między innymi ja również nic nie powiedziałem – odchylił się delikatnie by spojrzeć na jego twarz – W pewnym momencie bałem się z tobą grać, by za bardzo nie wczuć się w scenę. Kilka razy byłem o włos od pocałowania cię przed kamerą, tak na mnie działasz. Broniłem się przed tym rękami i nogami, wmawiałem, że to chwilowe, ale tak nie było. Im dłużej byłem obok ciebie tym bardziej utwierdzało mnie w przekonaniu, że to jest prawdziwe. Ale jesteśmy aktorami, piszą o nas gazety, nie chcę żeby teraz każdy mówił jak to wiedział, że coś jest między nami. Skąd mogli, skoro nas nie znają. Nie chce odpowiadać na pytania dlaczego tak późno, kocham ten etap od naszego poznania do tego momentu teraz i nie zmieniłbym go nigdy.
Misha złożył na jego ustach najsłodszy pocałunek ever.
– Nie mówmy nic, grajmy dalej. Nic im do tego. Teorie i tak będą czy tego chcesz czy nie. Będę cię przytulał i trzymał za rękę, a tabloidy niech się wypchają. Fani i tak od dawna coś podejrzewają. Kiedy uznamy, że to właściwy moment, to im powiemy. Jensen, my nic nie musimy. To nasza sprawa.
– I za to cię kocham Mish – przeczesał czule jego włosy – To znaczy, że ... - zlustrował go z góry na dół – Mogę już zerwać z ciebie ubranie.
Collins chwycił między zęby jego dolną wargę ssąc słodko.
– Na co czekasz.
/\/\/\/\/\/\/\
– Nie ma za co – odpowiedziała na pytanie Jareda, który właśnie wszedł do przyczepy.
– Wow, serio, dokonałaś cudu. Obserwuje ich związek od samego początku i powiem tylko tyle, ślepy by nie zauważył.
– Domyślam się. Siadaj, oni raczej szybko stamtąd nie wyjdą.
Mężczyzna opadł na kanapę sięgając po miskę orzeszków.
– Oby, niech sobie zrekompensują te siedem lat, dla mojego zdrowia i wszystkich dookoła. O właśnie – sięgnął do kieszeni – Tu jest twój plan nagrań, wziąłem z biurka Singera.
– Ukradłeś moje dokumenty z biura reżysera?
– Ale nie mów nikomu – mrugnął do niej wsypując garść orzeszków do buzi.
Udawała, że nie zauważyła rumieńca, który pojawił się na jego twarzy. I modliła, by jej również nie był widoczny. Co się z nią dzieje. Przecież jeszcze kilka minut temu twierdziła, że koniec z facetami, a teraz chichocze za każdym razem gdy na nią spojrzy. Ogarnij się.
–Lit czy Seroquel?
Zapytał nagle, na co ona o mało się nie zakrztusiła. Skąd zna nazwy jej leków? Przecież...no tak, torebka. Pomagał jej pozbierać zawartość, gdy się z nią zderzył. Serio, przeczytał nazwy z opakowań?!
– Słucham? - udała, że totalnie nie wie o co chodzi.
– Co lepiej na ciebie działa? Lit czy Seroquel?
– Wolę Lit, bo nie rozwala tak żołądka...czekaj, czemu oto pytasz?
– Ja brałem Klonopin, ale totalnie po nim odlatywałem, więc przerzuciłem się na Xanax.
I teraz zrozumiała. Znał te leki wcześniej, bo sam je zażywał. Powiedzieć, że była w szoku to jakby nic nie powiedzieć. Ten facet, wiecznie uśmiechnięty, mający żart na każdą okazję, którego wszędzie pełno i jest duszą towarzystwa.
– Tak... - odezwała się po chwili – Po Klonopinie widzi się dziwne rzeczy. Nie będę ukrywać, że mnie zaskoczyłeś. Znam cię z wywiadów, serialu i filmików i nigdy nie zauważyłam czegoś co by wskazywało na depresję.
– Wystarczy tylko się uśmiechnąć, by zakryć zranioną duszę, nikt nawet nie zauważy, że cierpisz.
– Robin Williams. Cierpienie w milczeniu, uwierz, wiem doskonale o czym mówisz. Całe moje życie tak wygląda. Jak zaczęło się u ciebie? - odwróciła się w jego stronę opierając głowę na kanapie.
– Pamiętam, że nagrywaliśmy trzeci sezon, wiesz, miałem dwadzieścia pięć lat, kariera pięła się do góry, ludzie kochali mojego bohatera i śledzili jego losy. Powinienem być szczęśliwy, a jednak coś było nie tak. Nie czułem właściwie nic. Po jednej ze scen wróciłem do przyczepy i coś we mnie pękło. Jeszcze nigdy nie miałem czegoś takiego. Nie mogłem przestać płakać, trząsłem się jak porąbany. Jensen mnie znalazł i wezwał lekarza. Siedział ze mną całe czterdzieści pięć minut. Po rozmowie określił od razu, że to depresja. Z początku nie mogłem w to uwierzyć, przecież nie miałem żadnych większych problemów, potem zrozumiałem, że owszem mam, po prostu ich nie dostrzegałem.
– U mnie zaczęło się to już w dzieciństwie. Mój ojciec był alkoholikiem, często wracał nawalony do domu nawet nie sprawdzając czy jestem, czy żyję, czy mam co jeść. Na szczęście Misha był moim sąsiadem, więc całe dnie spędzałam u niego w domu. Dzięki niemu jeszcze tu jestem. Potem, niestety pokłóciliśmy się, z mojej winy i kontakt się urwał aż do dzisiaj. Uniosłam się dumą, a wstyd sprawił, że nie próbowałam nawet się do niego odezwać. Żałuję bardzo, bo wiem, że nie pozwoliłby mi podjąć wszystkich tych głupich decyzji. No ale człowiek uczy się na błędach i oto jestem.
Jared odłożył miseczkę na stół i zaplótł ręce na piersiach.
–Przepraszam, że w ogóle podjąłem temat, bo jest w tym odrobina egoizmu. Chciałem tobie i też sobie pokazać, że nie jesteśmy z tym sami. Że na świecie jest wiele osób walczących z tym dziadostwem i myślę, że świadomość tego pomaga. W każdym razie mam taką nadzieję.
Uśmiechnęła się kiwając twierdząco głową. Nigdy nie myślała o tym w ten sposób. Wydawało jej się, że życie po prostu się na niej uwzięło i tylko ona musi tak cierpieć. Nie pomyślała, że są również osoby, które tak jak ona, duszą w sobie emocje i ze sztucznym uśmiechem idą do przodu.
– Dziękuję, to naprawdę działa. Poczuć się choć trochę lepiej z naszą chorobą to nie lada wyzwanie.
Zamyśliła się na moment po czym sięgnęła do swojej torebki. Wyciągnęła małą karteczkę i długopis. Zapisała coś szybko i podała mężczyźnie. Na jego zmarszczone czoło odpowiedziała:
– Mój numer telefonu gdybyś potrzebował z kimś porozmawiać. Wiem, że masz Jensena i Mishę, ale nikt nie zrozumie cię lepiej niż osoba przechodząca przez to samo.
Jared uśmiechnął się szeroko i wsunął numer do kieszeni.
– A jeśli zadzwonię w innej sprawie?
– Sprawdź, a się przekonasz.
Padalecki żwawym krokiem opuścił przyczepę Mishy, naprawdę czując się troszkę lepiej. Ostatnie tygodnie nie były najlepsze, prawdę mówiąc czuł się tak jak wtedy, gdy to się wszystko zaczęło. Ale Melinda dała mu małe ziarenko nadziei, że może, tym razem uda mu się z tym wygrać. Dziewczyna zamknęła drzwi znów zagryzając dolną wargę. Znała go jeden dzień, jeden dzień! Nawet przy Joshie się tak szybko nie otworzyła. No dobra, w ogóle się przy nim nie otworzyła. Może to był właśnie jakiś znak.
Z tymi myślami położyła się na kanapie i przykryła kocem. Nie było sensu wracać po ciemku do motelu, zresztą Collins sam jej zaproponował by została u niego. Wtedy jeszcze nie wiedział, gdzie spędzi te noc. Zamknęła oczy i odetchnęła głęboko. Może tym razem obędzie się bez koszmarów. Już powoli odlatywała do krainy snów, gdy rozległ się dźwięk telefonu. Podniosła się na jednej ręce by chwycić komórkę i kliknęła zieloną słuchawkę. Sekundę później miała ochotę palnąć się w czoło. Nawet nie spojrzała kto dzwoni, a od nieznajomych numerów nie odbierała połączeń.
– Dobry wieczór, otrzymałem ten numer od pewnej miłej pani, która mówiła, że gdy będę miał ochotę to mam dzwonić więc oto i jestem.
Zmęczenie momentalnie opuściło jej ciało.
/\/\/\/\/\/\/\
2 lata później, 21 maja 2017, Rzym
– Hm, z jakichś dziwnych powodów uznałem, że to mi przyniesie szczęście. No więc otwieram szufladę z toną majtek, które nie są pomarańczowe i...
– Facet potrzebuje tylko osiem par gaci – wtrącił się Jensen kończąc drinka.
– Nie, nie prawda – odpowiedział Misha totalnie ignorując miny Acklesa – No więc stoję i patrzę na nie i mówię sobie, nie, a co jeśli dzisiaj będę potrzebować odrobiny szczęścia. Serio, więc zawsze wybieram te pomarańczowe, nawet dzisiaj.
Mówiąc to odsunął materiał spodni, by pokazać widowni, że one naprawdę są pomarańczowe. Jensen podszedł z udawanym zaskoczeniem. Jakby sam mu ich dzisiaj nie wkładał. Kłócili się jeszcze rano podczas porannego seksu, gdyż blondyn twierdził, że są różowe. Co również zaznaczył na scenie.
Widownia jakby przekrzykiwała się, kto z nich będzie najgłośniej. Później wskazali na samego Acklesa, który pomachał głową, że on nie będzie pokazywał swoich gaci światu.
Za kulisami stała cała ekipa przed monitorami. Wzięli orzeszki, trochę wody, niektórzy coś mocniejszego i padali na ziemię ze śmiechu podczas panelu tej dwójki. Byli nie do przebicia. Choć wróć, Misha i Jared też potrafili rozbawić ich do łez. Dzisiaj natomiast Cockles (połączenie ich nazwisk) przechodził samego siebie. Przecież gdyby zaczęli się całować nie zrobiłoby to na widowni większego wrażenia. To napięcie było czuć nawet tutaj.
– Stawiam dwadzieścia dolców, że to zrobi! – krzyknął Speight machając przed twarzą japońskim wachlarzem.
–To nie fair i tak wiemy, że ściągnie spodnie! - rzucił Benedict wsypując ostatnie orzeszki do buzi.
Melinda zaśmiała się pod nosem wracając do monitora. I pomyśleć, że to tak naprawdę dzięki niej. Gdyby dwa lata temu nie pojawiła się na planie Supernatural, prawdopodobnie chłopcy dalej kręciliby się jeden koło drugiego. I spali w swoich przyczepach. Ach, stare czasy. Westchnęła czując oplatające ją w talii ręce.
– Czy on właśnie rozebrał się przed Collinsem na oczach tłumu? - zadał pytanie składając na jej szyi pocałunek.
– Zauważyłam, że od pewnego czasu mają krótko mówiąc wyjebane czy ktoś coś zauważy.
Padalecki zaśmiał się pod nosem, po czym oparł podbródek na jej głowie, zaleta bycia wysokim i posiadania niskiej narzeczonej.
– Prawda, a te gatki to kupił specjalnie dla niego. Wiesz, uwielbia jego rosyjskie korzenie.
– Ciekawe czy podczas seksu też używa rosyjskiego.
– Stawiam dwadzieścia dolców, że tak – ponownie odezwał się Richard przedzierając przez salwę śmiechu.
Wiele się przez te dwa lata zmieniło. Postać Melindy jednak nie została uśmiercona. Reżyser widząc to jak gra i jak dobrze dogaduje się z chłopakami, patrz, nie daje sobie w kaszę dmuchać i przy niej zachowują się na planie jak potulne pieski, postanowił rozbudować jej wątek. Co jakiś czas pojawiała się w kilku sprawach, dobrze dogadując z Samem oczywiście.
I choć od samego początku czuła, że ten mężczyzna jest wyjątkowy nigdy nie przeczuwała, że może z tego wyjść coś dobrego. Mogli sobie pomagać, ale oboje byli tak samo popaprani w środku, że wątpiła by wyszedł z tego poważny związek, a jednak. Każdy z nich przechodził gorsze chwile, mieli załamania i tak zwane dołki, ale mając siebie obok z czasem te momenty stawały się łatwiejsze do przejścia. Zorganizowali nawet wspólną kampanię koszulek o nazwie „Nie przestawaj walczyć" chcąc pomóc osobom, które nie mają nikogo obok, by wiedzieli, że nie są z chorobą sami. I każdy może trafić w jej sidła. Niedawno również odstawili leki i zaręczyli się, na planie w trakcie nagrań. Tam przecież pierwszy raz na siebie wpadli.
Jensen też coś tam szeptał o pierścionku, gdy Collinsa nie było w pobliżu, pewnie z zazdrości, że ci szybciej to zrobili. Jared lubił żartować, że jeśli jeszcze raz usłyszy te gadkę Acklesa to wytarga go za fraki z przyczepy i sam zawiezie do jubilera. Nie przyznali się jeszcze publicznie do związku, nie czuli takiej potrzeby, ludzie którzy powinni wiedzieć zostali poinformowani, oczywiście totalnie ich to nie zaskoczyło. A opinia publiczna dowie się w swoim czasie. Może wyślą im zdjęcia ze ślubu.
Melinda ocierała właśnie łzy wywołane śmiechem. Ten panel zdecydowanie przejdzie do historii. Pijany Ackles i śliniący się na jego widok Collins. Urocze. Obserwowała jak chłopcy staczają się ze sceny za kulisy by dołączyć do zabawy. Chwyciła Jareda za rękę i pociągnęła go do przodu. Teraz była ich kolej wystąpienia. I zupełnie się nie bała. Bo niby czego? W życiu nie była tak szczęśliwa jak teraz, nauczyła się, że proszenie o pomoc to nie oznaka słabości, a wręcz przeciwnie. To oznaka siły i wytrwałości. Zrozumiała także, że dzieciństwo wcale nie definiuje całego naszego życia. To my decydujemy co z tymi wspomnieniami zrobimy i jak je wykorzystamy do osiągnięcia szczęścia.
Cieszę się, że dotrwaliście do końca. Mam nadzieję, że wam się podobało. Pomysł przyszedł mi do głowy podczas słuchania piosenki użytej na samym początku "Forgive me friend" Smith&Thell.
Starałam się by wszystkie fakty w miarę się ze sobą zgadzały. W 2015 roku Jared pierwszy raz opowiedział głośno o tym, że ma depresję i z nią walczy, tak samo jak zorganizował kampanię "Always Keep Fighting". Podczas pisania tej wstawki przypomniało mi się, że Jared ma dziś urodziny, tak więc to dla ciebie Moose i Wszystkiego najlepszego! <3
Do usłyszenia,
Vitka
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top