Family
Pogłośnił radio, gdyż kochał gotować przy muzyce. Nic go nie odprężało bardziej niż Beatlesi i ich niezapomniane Twist and shout. Pomieszał sos, odcedził makaron i wrzucił bazylię. Udało mu się wrócić wyjątkowo wcześniej do domu, przed Deanem i postanowił przygotować romantyczną kolację. Z racji tego, że był lekarzem i mógł zostać wezwany do szpitala w każdej chwili, a jego mąż prowadził najlepszy w całym Austin warsztat samochodowy, nie mieli zbyt dużo czasu dla siebie. Korzystali z tych paru godzin, które udało im się wyciągnąć z grafiku i właśnie jedli razem coś pysznego, chodzili na spacery, oglądali film na kanapie w salonie lub spotykali się z Samem i jego narzeczonym Gabrielem w ulubionej restauracji niedaleko jeziora Quarry.
Odkąd ostatecznie pokonali Lucyfera, świat nadnaturalny niemalże całkowicie zniknął. Oczywiście, od czasu do czasu pojawiał się jakiś wilkołak, wampir bądź mściwy duch i wtedy Impala z całym swoim wyposażeniem ruszała w drogę, ale nie było to już tak jak kiedyś -ich podstawowe zajęcie. Cała drużyna wolnej woli założyła rodziny, znalazła pracę, w której się spełniała i układała swoje życie od początku. Bunkier zostawili pod opiekę Jacka, który świetnie radził sobie jako szkoleniowiec nowych łowców, bo nigdy nie wiadomo czy zło nie wróci. Uczył podstawowych umiejętności przetrwania, a także pomagał tym najbardziej zagubionym. Winchesterowie przeprowadzili się do Austin i zamieszkali tuż obok siebie. Dean i Castiel pobrali się osiemnastego września dwa tysiące dwudziestego roku, dokładnie dwanaście lat po ich pierwszym spotkaniu, a Sam poprosił Gabriela o rękę pół roku później, będąc pewien, że to ten jedyny.
Wyłączył kuchenkę, ściągnął fartuch i zaczął przygotowywać stół w salonie. Odpalił świeczki, poprawił obrus i dokładnie w tym momencie poczuł ciepłe ramiona owijające się wokół jego talii.
– Cóż za niespodzianka, czym sobie zasłużyłem? - zapytał Dean składając pocałunki na szyi ukochanego
– Wszystkim skarbie, a teraz ściągaj kurtkę i siadaj do stołu. Zaraz przyniosę kolację - odpowiedział anioł cmokając go w policzek.
Danie, jak zawsze było nieziemskie. Wypili wino i bardzo szybko przetransportowali się do sypialni. Tam, przez kilka godzin cali spoceni wili się pośród pościeli, poduszek i własnych ubrań, gdyż bardzo im się spieszyło. Byli spragnieni siebie, czekali z utęsknieniem na te kilka godzin bycia tylko ze sobą. Wciąż nie mogli sobie darować, że przez tyle lat żaden nie miał odwagi wyznać swoich uczuć, ale bardzo skutecznie nadrabiali stracony czas.
– Kocham cię - wyszeptał Castiel wtulając się w nagi tors męża.
– Ja ciebie też - wymruczał Winchester – A jak tam minął ci dzień w pracy? Miałem zapytać wcześniej, ale samym spojrzeniem wyczyściłeś mi pamięć.
– To moja specjalność. W pracy dobrze, w końcu udało nam się ustalić co jest temu dziecku, o którym ci mówiłem.
– Ten z podwyższoną temperaturą i innymi objawami, które do siebie nie pasują?
– Właśnie. Okazało się, że to grypa, ale jej bardzo ciężka odmiana, dlatego tak długo trwała diagnoza.
– W takim razie bardzo się cieszę, wiem jak się przejąłeś jego losem – blondyn pogłaskał mężczyznę po dłoni
– Kocham tę pracę, ale czasem wolałbym pewnych rzeczy nie wiedzieć, nawet po tym co przeszliśmy.
– Doskonale cię rozumiem - przytaknął Winchester po chwili marszcząc czoło - Cas, nie masz przypadkiem gorączki?
– Proszę cię, to z nadmiernych emocji - zaćwierkał anioł, jednocześnie zakładając koszulkę, gdyż zrobiło mu się zimno.
I tak zasnęli wtuleni w siebie, jak zawsze.
Około drugiej w nocy Deana obudził mąż przewracający się z boku na bok. Zapalił lampkę i na ten widok zrobiło mu się słabo. Castiel cały dygotał, miał spierzchnięte usta i kaszlał co chwilę. Dean potrząsnął mężczyzną, chcą go obudzić.
– Skarbie, obudź się, jesteś cały rozpalony! Zaraz dzwonię po karetkę!
– Nie trzeba...to tylko...kaszel - wymamrotał Castiel nie otwierając nawet oczu.
Winchester nie czekał ani chwili dłużej i wykręcił numer do ich serdecznego kolegi ze szpitala. Po około dziesięciu minutach byli już na oddziale. Castiela zabrali na badania, a jego mąż siedział w poczekalni, a raczej chodził w te i z powrotem, nic nie mogąc poradzić na strach i nerwy.
Oczywiście, że się bał. Anioł, odkąd stał się człowiekiem ani razu nie chorował, żadnego kataru, kaszlu czy nawet chrypki. A tutaj nagle takie dolegliwości. Modlił się, żeby mąż wyszedł z tego cało.
– Spokojnie Dean, to tylko grypa. - próbowała uspokoić go Nancy, pielęgniarka i dobra znajoma Winchesterów.
– Skąd możesz to wiedzieć?
– Bo od dwóch tygodni twój mąż nie opuszczał sali Betty, która choruje na ciężką odmianę grypy. Nawet mi nie pozwolił jej doglądać.
– Wspominał mi o niej, ale nie wiedziałem, że aż tak się przejął - wydukał łowca zastanawiając się nad tą sytuacją
Pielęgniarka położyła mu dłoń na ramieniu.
– Chodź ze mną. Dziewczynka czuje się już dobrze, nie zarazisz się, a może od niej czegoś się dowiesz.
Ruszyli długim korytarzem na oddziale dziecięcym. Mijając pokoje dało się słyszeć śmiechy i okrzyki dzieci, które jakby w ogóle nie zwracały uwagę na obecność w szpitalu. Była to dla nich nowa przygoda.
Nancy wskazała mężczyźnie drzwi na końcu korytarza i wróciła do swoich obowiązków.
Po wejściu do sali, nie musiał nawet pytać dziewczynki o męża, gdyż już znał odpowiedź na nurtujące go pytanie.
Dziewczynka była kropla w kroplę podobna do Claire, córki naczynia Castiela. Dałby sobie rękę uciąć, że tak wyglądała gdy była mała.
Na jego widać Betty od razu się rozpromieniła, zapewne widziała zdjęcie w telefonie anioła.
– Pan Dean?
– Tak, to ja. A ty musisz być tą ulubioną pacjentką mojego męża.
– Tak to ja! - krzyknęła dziewczynka wyciągając spod poduszki małego pluszowego aniołka.
Winchester uśmiechnął na widok małej dziewczynki ściskającej swojego anioła.
Castiel był jej lekarzem i aniołem stróżem.
– Jest śliczny - powiedział Dean zajmując miejsce na krześle obok łóżka.
– A wiesz, że moi rodzice są aniołami. Nie ma ich tutaj, ale są w Niebie.
Łowca przełknął ślinę, uśmiechnął się ciepło i opowiedział Betty o tym, jak bardzo dawno temu pewien anioł w płaszczu uratował łowcę z piekła.
/\/\/\/\/\/\/\
Gdy otworzył oczy uderzyło go białe, rażące światło, które bardzo dobrze znał. Widział je codziennie w pracy. Przełknął ślinę, a raczej próbował, lecz suche od podanych lekarstw gardło nie chciało współpracować.
– Tu masz wodę - usłyszał po swojej prawej stronie opanowany, a raczej taki starał się być, głos męża.
– Dean - wychrypiał chcąc podnieść się z łóżka, lecz zawroty głowy były jeszcze zbyt silne.
– Musisz odpoczywać skarbie. Nancy mówiła, że za kilka dni wstaniesz na nogi, ale mało brakowało, a dłużej zostałbyś w roli pacjenta.
Castiel chwycił dłoń męża i uśmiechnął się.
– Przepraszam, powinienem bardziej o siebie dbać.
– Powinieneś mówić mi o swoich problemach Cassie.
Na te słowa anioł wbił zdziwione spojrzenie w łowcę, po chwili odczytując z jego wyrazu twarzy, że o wszystkim wie.
– Jeśli chciałeś spędzać z nią więcej czasu nawet po godzinach, wystarczyło mi powiedzieć. Sam bym z tobą chętnie tu przyjechał, porozmawiał z Betty. Swoją drogą to wspaniała dziewczynka. Zastanawia mnie fakt, że ukrywałeś to wymyślając co nowe wymówki. Nie ufasz mi?
Anioł uniósł się delikatnie i pogłaskał ukochanego po poliku.
– Nie, nie, nic z tych rzeczy. Ufam ci bezgranicznie, przecież wiesz - wziął głęboki wdech – Po prostu, ona tak bardzo przypomina Claire, nawet uśmiecha się jak ona, zobaczyłem w niej swoją szansę. Szansę by być dobrym tatą, wynagrodzić to co zrobiłem Jimmy'emu. A nie powiedziałem ci bo - zająknął się - bo zobacz ile czasu zajęło nam wyznanie sobie miłości. Ile czasu baliśmy się, że nie będzie tak jak zawsze, że to jedno małe wyznanie zmieni wszystko. A mnie podoba się to co mamy, to że mogę nazwać się twoim mężem, mieszkać z tobą, chwycić cię za rękę, przytulić...A Betty to kolejny poziom. Szczebel wyżej, o którym nie rozmawialiśmy i...
– No właśnie kochanie, nie rozmawialiśmy. I to jest nasz błąd. Wtedy wiedziałbyś, że myślę o tym. O powiększeniu rodziny, o dzieciach biegających po ogrodzie, o pokazywaniu im świata, który sami dla nich stworzyliśmy.
– Naprawdę? - wyszeptał anioł ze łzami w oczach.
– Kocham cię i chcę dla ciebie jak najlepiej, dla naszej rodziny.
Mężczyzna rozpłakał się na dobre i rzucił na szyję blondyna. Ten objął go mocno całując w czoło.
– Zanim zaczniemy się całować i znowu wyczyścisz mi pamięć, mam dla ciebie niespodziankę.
Brunet z zaciekawieniem przyglądał się łowcy, który wyciągnął z kieszeni złożony biały papier.
– Jako, że Nancy to wspaniała kobieta, a ja jestem pewien tej decyzji, gdy byłeś na badaniach wykonałem kilka telefonów i zgłosiłem nas jako rodziców zastępczych dla Betty.
Serce Castiela jeszcze nigdy nie biło tak szybko, no może z wyjątkiem dnia, w którym powiedział "tak" przed ołtarzem.
I Dean miał rację, jego pamięć znowu została wyczyszczona.
I am back baby!
Wróciłam, żyję i tak dalej. Mam nadzieję, że one shot się podobał.
No i w końcu mamy Destiela, który nie ostatni raz się u mnie pojawia ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top