Baby


Ja też jestem w szoku, ale się udało. Jeszcze w tym roku wrzucam one shota, na którego pomysł pojawił się wczoraj. Dean, Cas i jak w tytule Baby, zatem dużo, ale to dużo cukru. 


Słońce przyjemnie grzało tego popołudnia, gdy Castiel dotarł wreszcie na miejsce. Dean i Sam rozwiązali sprawę wilkołaka i anioł miał sprawdzić czy w budynku, w którym doszło do ataku oraz pokonania stwora jest bezpiecznie. Policja sprawdziła piętra, jasne, ale nie miała pojęcia o całym tym nadludzkim kramie, więc ich oględziny zdawały się właściwie na nic. Brunet zwinnie przeszedł pod taśmą i wszedł do mieszkania. Ekipa sprzątająca wynajęta przez właściciela, który postanowił zrobić sobie przyspieszone wakacje; tak, nie sądził że kiedykolwiek współlokator będzie chciał go zjeść, uwinęła się w miarę szybko i teraz mężczyzna chodził po wyczyszczonej podłodze, wciągając zapach środka do dezynfekcji. Przejechał palcem po szafce, zerknął pod łóżko, materac, szuflady w kuchni. Pusto.

Stanął pośrodku salonu, na miękkim białym dywanie, zamknął oczy by z pomocą swojej łaski spróbować wyczuć obecność jakiegoś bytu albo po prostu to czego nie widać ludzkim okiem. Odchrząknął i właśnie wtedy usłyszał w swojej głowie bardzo dobrze mu znany, niski głos.

Tylko się pośpiesz aniołku, dziwnie tak leżeć samemu.

Och tak, Dean, tak bardzo wcześniej przyzwyczajony do samotnego spania, w ogóle do życia w pojedynkę, teraz mając Casa u boku, będąc z nim w związku, nie potrafił wysiedzieć nawet godziny. Anioł doskonale zdawał sobie z tego sprawę dlatego uśmiechnął się pod nosem. Ile lat kręcili się wokół siebie, ile czasu stracili na głupie podchody bo oboje za bardzo kochali, bo obojgu zależało za bardzo. Postanowił nie myśleć o tym, już dawno temu wszystko sobie wyjaśnili, wyrzucili słowa o których byli świadomi, powiedzieli to co ciążyło im na sercu. Od tamtego pamiętnego momentu nie mogli być bardziej szczęśliwi. Trzymanie się za ręce, długie rozmowy bez końca leżąc pod kocem i obejmując się, śniadania z Samem, wspólne prowadzenie spraw, robienie tych wszystkich ludzkich rzeczy, które kiedyś Dean nazywał nastoletnim bullshitem, a teraz proszę. Jakoś dwa tygodnie temu zabrał go do kina, a potem na kolację pod gwiazdami. Bullshit, ta jasne.

Ale taki blondyn był, wiele trzymał w sobie bojąc się oceniania, bojąc się opinii innych, bojąc się, że mogli by na niego inaczej patrzeć. Castiel znał go od ponad dwunastu lat i nigdy, przenigdy mężczyzna nie wyglądał dla niego inaczej.

Wciąż był tak samo piękny, wciąż był jego Deanem.

Blondyn chciał z nim tutaj przyjść, ale Cas widząc jego podkrążone oczy i siniaki zdobyte podczas ataku wsadził go z Samem do Impali i kazał młodszemu Winchesterowi mieć na niego oko, nawet przez tę góra godzinę gdy go nie będzie. Sam przewrócił oczami, bo tę gadkę słyszał już ponad tysięczny raz. No cóż, troszczyli się o siebie, pomimo że jeden z nich był Aniołem Pańskim.

Opuścił mieszkanie, w którym nie znalazł nic a nic i skierował się w uliczkę przy budynku, by nie rzucać się w oczy podczas teleportacji. Miał dość kolejnego nagłówka w gazecie o Bożym Objawieniu. Ludzie, to tylko on, nic wielkiego. Schował dłonie do kieszeni, jakoś tak wydawało mu się, że wygląda wtedy bardziej...ludzko. Po prostu zwykły facet w trenczu, który wraca po pracy do domu. Właściwie to tak właśnie było, z małym dodatkiem anielskiej łaski. Minął dwa duże kontenery na śmieci, parę kartonów, tuzin przepakowanych worów i już miał znikać gdy coś usłyszał.

Klaksony i gwar ulicy zostały przerwane jakby wołaniem, nie, to był bardziej cichy...płacz. Odwrócił się i schylił delikatnie próbując zlokalizować źródło dźwięku. Im bardziej zbliżał się w stronę śmieci tym dźwięk był głośniejszy. Może dochodził z piwnicy, albo z wentylacji...bo przecież niemożliwe by...

Oj niestety, bardzo chciał się mylić. Przykucnął przy kartonie, który wyglądał z nich wszystkich tutaj najlepiej, otworzył go i ujrzał niemowlę. Wstrzymał oddech. Boże drogi ktoś zostawił na śmietniku dziecko, żywe płaczące dziecko. Sądząc po różowej czapeczce w kwiatki była to dziewczynka. Delikatnie i jak najostrożniej się tylko dało wyciągnął ją z pudełka umieszczając na swoim ramieniu, tak jak to ludzie robili.

-Hej, ciii, spokojnie.

Płacz nie ustawał, pewnie była przerażona i głodna. Przyłożył jej dwa palce do czółka i na tyle ile mu jego wciąż jeszcze niekompletna łaska (dlatego nie mógł zabrać braci prosto do bunkra) pozwoliła, dowiedział się, że dziewczynka jest cała i zdrowa. Żadnych obrażeń wewnętrznych, było jej po prostu zimno. Po chwili kołysania krzyk zamienił się w pochlipywanie, a ona otworzyła oczka i niech to szlag, były to jedne z najpiękniejszych niebieskich tęczówek jakie kiedykolwiek widział. Światło z budynku obok odbijało się we łzach, które dopiero co miały spłynąć po jej policzkach i Castiel...zaniemówił. Opuszkiem palca wskazującego starł je i chyba dopiero wdechy wziął oddech.

Przełknął ślinę, rozejrzał się na boki, przycisnął niemowlę do siebie i zagryzł wargę. Oby się udało, w końcu nie byli to dwa rośli faceci, łaska powinna objąć również i dziecko. Na całe szczęście teleportacja nie zawiodła i tym sposobem stał teraz przy wielkim stole z mapą w bunkrze. Tutaj z pewnością było cieplej niż na dworze w ciemnej uliczce.

-Cas, wszędzie poznam dźwięk twojej-

Dean urwał gdy wreszcie spojrzał na mężczyznę, a raczej na to co trzymał w ramionach. Zmarszczył brwi i zwolnił tempo.

-Cas...

-Ja...ja – wyjąkał – nie mogłem jej tam zostawić, po prostu nie mogłem...

Blondyn zbliżył się na tyle, że mógł przyjrzeć się niemowlęciu.

-Czy to jest...

-Znalazłem ją w kartonie, za budynkiem który sprawdzałem, ona...była sama, płakała...

Dziewczynka szarpnęła ręką w bok akurat gdy Winchester chciał poprawić jej kocyk i tak się stało, że chwyciła go za kciuka. Objęła swoją malutką dłonią jego palec i anioł poczuł, że jego partner, tak jak on wcześniej, wstrzymuje oddech. Dziecko parsknęło słodko i oboje się uśmiechnęli. To było coś niesamowitego.

-Wow, nie mówiliście, że rodzina się powiększy.

To powiedział Sam, który wpadł na nich w drodze do salonu.

-Bez żartów Sammy, ktoś ją zostawił w kartonie.

-Co? Naprawdę?!

-Musiało to być niedawno, bo karton wyglądał na nowy – rzucił anioł głaszcząc jej policzek – Powoli zaczyna być głodna, czuję to.

-Okay, chwila, musimy mieć jakiś plan – młodszy Winchester podrapał się po karku – Ona nie może tu zostać, jej rodzina na pewno się martwi...

Castiel gwałtownie podniósł głowę jakby kopnął go prąd. Wbił spojrzenie w Sama jakby ten powiedział coś strasznego, obraźliwego wręcz.

-Hej, dobra – Dean widząc co się dzieje interweniował – Cas, weź proszę cię małą do sypialni, niech pobędzie trochę w ciepłym pomieszczeniu. A ty – kiwnął na brata – Sprawdź czy może policja nie ogłosiła czegoś, jakieś zaginięcia w okolicy i tak dalej. Ja pojadę do sklepu po butelkę, jedzenie i tak dalej.

Anioł przytaknął i skierował się w stronę korytarza, wymijając Sama nie zmieniając swojego wyrazu twarzy.

-Czy ja powiedziałem coś złego?

-Po prostu lepiej nie podchodź do niego, jeśli się czegoś dowiesz poczekaj na mnie no chyba, że brakuje ci rozrywki i dawno nic cię nie bolało.

/\/\/\/\/\/\/\

Zakupy nie zajęły łowcy dużo czasu, już kiedyś z Samem zajmowali się małym chłopcem, powiedzmy, że jakieś doświadczenie miał. Kasjerka uśmiechnęła się do niego w taki sposób, że nawet nie musiała otwierać ust, by wiedział co dokładnie miała na myśli. Świeżo upieczony tatuś i tak dalej, zaśmiał się z tego określenia bo kurczę, no w sumie, patrząc na okoliczności nim dzisiaj został. Jego facet opiekował się małą dziewczynką w ich sypialni. Domyślał się, że nie potrwa to długo, prędzej czy później ktoś się odezwie, rodzice albo rodzina ale do tego czasu byli...rodzicami.

Dziwna myśl, ale on nie czuł się dziwnie. Oczywiście, że nie rozmawiali o tym z Casem, logiczne, nie mogliby mieć razem dzieci. Zresztą prowadząc taki styl życia byłoby to fizycznie niemożliwe, a jednak o tym pomyślał. Co by było gdyby. Parkując przy bunkrze wyobraził sobie jak mała dziewczynka wybiega ze środka i biegnie w jego stronę by rzucić się mu na szyję. A może...pomyślał o tym dlatego, że wiedział iż to jest na chwilę, że to dziecko z nimi nie zostanie.

Po przygotowaniu mleka, które doradziła mu ekspedientka i nakarmieniu niemowlęcia oraz jego przebraniu (tak Dean Winchester zmieniał pieluszkę dziecku) położyli się razem w jego sypialni, ona pomiędzy nimi dwoma z głowami opartymi na łokciu. Sam wciąż siedział w bibliotece przeglądając wiadomości, dzwoniąc w różne miejsca, na razie bez skutku. Dean patrzył jak brunet delikatnie głaszcze małą po brzuszku, swoją drogą, wyglądała rozbrajająco; leżała na plecach z rękami nad głową, była wycieńczona, kto wie jak długo tam leżała i płakała.

- Cas – odchrząknął- Nie chcę psuć nastroju i w ogóle, ale-

-Wiem Dean, wiem, że ktoś prędzej czy później się zgłosi, możliwe, że już jest poszukiwana. Wiem, że nie mogę jej zabrać i czuję się źle modląc się by jednak nikt nie zadzwonił, ale... - zagryzł wargę – Nie wiem co się ze mną dzieje. Z początku wydawało mi się, że to przez mój pobyt na ziemi, jestem tu dość długo, na pewno dłużej niż przeciętny anioł. Widzę, obserwuję ludzi, chodzimy na spacery, mijamy place zabaw, rodziców z dziećmi i tak dalej...a może to moje naczynie. Jim miał córkę, widział jak dorasta, opiekował się gdy była taka mała...możliwe, że te wspomnienia do mnie wróciły i dlatego...

-Albo to przez twoje wielkie serce. Cas, znam cię jak nikt inny. Ty nie potrafisz przejść obojętnie. Ona leżała tak sama, bezbronna, potrzebowała pomocy a ty jej udzieliłeś. To cię wyróżnia od reszty tych dupków, dbasz i zależy ci, nawet jeśli to obca osoba.

Anioł uśmiechnął się szeroko spuszczając wzrok. Zarumienił się. Oderwał palec od małej i wziął rękę Deana naprowadzając w to samo miejsce.

-Lubi twój dotyk.

-Naprawdę? - wyszeptał mężczyzna głaszcząc jej czółko.

-Tak, nie mówi do mnie co prawda, ale wyczuwam to.

Nastała cisza przerywana ich miarowymi oddechami. W sypialni było ciepło, oni leżeli na kocu, na biurku paliła się lampa rzucająca pomarańczowe światło...brakowało kominka i dosłownie widok jak z obrazka.

-Czuje się bezpiecznie?

-Tak.

-Pytam bo aktualnie leży z aniołem i łowcą w obcym łóżku.

Castiel parsknął.

-Dobrze, że jeszcze nie zna tego świata.

-Oby nie musiała go poznać.

Dean podniósł wzrok na ukochanego i trącił go w podbródek.

-Hej, nie smuć się.

Westchnięcie.

-Chodzi oto, że...kto robi coś takiego. Jak można tak po prostu zostawić dziecko w kartonie przy śmietniku, przecież boże, mogła trafić do śmieciarki gdyby nikt jej nie znalazł, umrzeć z głodu i pragnienia. Ja ledwo ją usłyszałem a co dopiero taki zwykły człowiek-

-Skarbie, ten kto to zrobił nie może nazywać się człowiekiem. Ja zawsze powtarzam, polujemy na potwory, stwory, nadnaturalne byty, ale to ludzie są tak naprawdę najgorszymi stworzenia, które kiedykolwiek istniały. Bo robią to świadomie. Wyprułbym tej osobie flaki gdybym ją spotkał, twoja mina sugeruje, że posunąłbyś się nawet o krok dalej, ale...może lepiej skupić się na tym, że ta mała żyje. I to dzięki tobie. Mnie trochę również bo kazałem ci przeszukać mieszkanie, ale w głównej mierze to tobie należą się podziękowania.

-Uratowaliśmy ją.

-Tak, uratowaliśmy.

Uśmiechnęli się do siebie, a Cas w tej samej chwili położył dłoń na dłoni Deana, by razem mogli cieszyć się tą małą, niepozorną pieszczotą, która uspokajała dziewczynkę.

Skrzypnięcie drzwi poderwało wzrok blondyna do góry, gdzie zobaczył swojego brata. Ucałował palce bruneta i wyszedł na korytarz powoli zamykając za sobą drzwi. Przeszli do kuchni by tam porozmawiać.

-Znaleźli się, prawda?

Młodszy Winchester przytaknął.

-Tak. Dwa dni temu dziewczynka została porwana z wózka w parku, mama na chwilę się odwróciła. Ale, że są dziani no to postawili całe miasto na nogi. Podejrzewam, że ktokolwiek to zrobił spanikował i zostawił ją w tym kartonie, a sam uciekł. Policjantka to moja znajoma, więc powiedziała, że poinformuje rodziców dopiero jak dojedziemy.

Dean przetarł twarz dłońmi.

-Okay, ale ty zostań. Pojadę sam z Casem i dziewczynką, on...będzie mnie potrzebował.

-Wiem, domyślam się. A teraz tak całkiem szczerze, bez żadnego dowcipu, naprawdę słodko wyglądaliście we trójkę.

Blondyn klepnął go po ramieniu.

-Dzięki Sammy. 

On sam również tak uważał.

/\/\/\/\/\/\/\

Droga na posterunek nie była łatwa, a patrząc w lusterko i widząc Casa zabawiającego dziecko głupimi minami zastanawiał się dla kogo tak naprawdę nie była. Dziewczynka śmiała się tak uroczo, że choć skupiał się na prowadzeniu, starał się rejestrować te dźwięki, szczególnie, że w pewnym momencie anioł zaczął nucić jakąś kołysankę. Nie miał pojęcia skąd ją znał, ale nauczył się przez te lata, że ukochany uwielbia go takimi rzeczami zaskakiwać.

-Tak, to jest ręka...a to mój nos, a to moje oko...nie, nie wkłada się do niego palca.

Blondyn zachichotał.

-Tak wiem, lubisz się przytulać. Nie, pan blondyn teraz prowadzi...tak, ja też uważam że jest przystojny.

-Co?

-Patrz na drogę.

Winchester pokręcił głową z rozbawieniem.

-Ciekawe co pomyślała o Samie?

-Za wysoki i koniecznie powinien zmienić fryzurę.

Cała trójka się roześmiała, dziewczynka dodatkowo próbowała chyba podskoczyć, machała rękami i nogami i kołysała się na wszystkie strony. Z pewnością Dean wyczerpał limit na słodkie awww i och w tym miesiącu.

Impala zaparkowała przed budynkiem i atmosfera w aucie momentalnie zgęstniała. A więc to już, nadszedł czas rozstania, dziewczynka wróci do swoich rodziców i już nigdy więcej jej nie zobaczą.

-To może jeszcze rundka po mieście-

-Cas...

-No wiem, wiem – westchnął i otworzył drzwi, a Dean, który wysiadł pierwszy wziął na chwilę małą na ręce.

Spojrzała na niego, a on mógł przysiąść, że jej oczka błysnęły, zaświeciły się jak te gwiazdy, które oglądali z Casem podczas ostatniej kolacji pod gołym niebem. Wydała z siebie dźwięk, jakby powiedziała „papa", jakby wiedziała, że tutaj ich drogi się rozchodzą. Przytulił ją, ucałował w policzek i pozwolił jeszcze raz chwycić kciuka.

-Tak, dokładnie, miło było cię poznać.

Castiel wziął ją do siebie i przed wejściem łowca pocałował również anioła, jego w usta oczywiście.

-Poczekam tutaj na ciebie, pamiętaj, uratowałeś ją.

Mężczyzna pokiwał głową przełykając gulę, która tworzyła się od wciśnięcia przez Winchestera hamulca. Naprawdę mógł się tak przywiązać przez te kilka godzin, tak bardzo, że był bliski zabrania jej z powrotem do bunkra? Jak to się stało?

Policjantka, którą spotkał zaraz po wejściu przedstawiła się jako znajoma Sama, a więc to z nią rozmawiali. Poinformowała go, że rodzice już wiedzą o odnalezieniu i czekają w gabinecie na końcu korytarza. Podziękował jej i ruszył przed siebie. Jeszcze kilka kroków i będzie musiał oddać ją na zawsze, próbował, naprawdę próbował cieszyć się z tej sytuacji. Nikomu nic się nie stało, dziecko wraca do swojego domu, szczęśliwe zakończenie, co nie? Dlaczego więc go wszystko w środku bolało.

Po otwarciu szklanych drzwi dwójka ludzi doskoczyła do niego od razu wybuchając płaczem. Kobieta przytuliła swoją córkę, całując ją i przytulając i tak kilka razy, mężczyzna natomiast objął go mocno dziękując raz po raz za uratowanie dziecka. Wszyscy płakali, Castiel również, wszystkie te emocje nagle w nim wybuchły. Ci ludzie byli szczęśliwi dzięki niemu, rodzina znów była w komplecie, komuś pomógł. Dean miał rację, nie potrafił przejść obojętnie, miał po prostu za duże serce. Rodzice chcieli mu jakoś wynagrodzić to co zrobił, mówili coś o pieniądzach, ale on tylko się uśmiechnął i poprosił by wrócili do siebie i odetchnęli z ulgą. By nigdy nie zapomnieli jak ważna jest rodzina, bo sami zobaczyli jak łatwo można ją stracić. W ułamku sekundy.

-Jest Pan prawdziwym aniołem, Bóg nam Pana tu zesłał.

Właściwie to zszedł do piekła by ratować swojego ukochanego, by potem uciec z Nieba, wystawić fucka aniołom i zostać na Ziemi, ale komu by się chciało to wszystko tłumaczyć. Niech żyją w błogiej nieświadomości, że tylko ludzie są niebezpieczni, a potwory nie istnieją i nie atakują. Choć, nie wiedział czy tylko ludzie to jest coś...lepszego. Pożegnał się po którymś z kolei wyściskaniu i opuścił gabinet. Westchnął pociągając nosem. Po chwili poczuł ciepłą dłoń na ramieniu.

-Wracajmy do domu Cas.

/\/\/\/\/\/\/\/\/\

Silnik zawył, by dosłownie po sekundzie zgasnąć. Anioł zmarszczył czoło i przekręcił głowę w lewo. Mina blondyna sugerowała jakby się nad czymś mocno zastanawiał.

-Dean?

-Hmm?

-Czemu zgasiłeś silnik?

-Ach tak, ja... - wyjąkał odwracając się lekko w prawo by siedzieć w miarę przodem do mężczyzny -Wiele razy ci to mówiłem, ale zmieniasz mnie Cas, mam tu na myśli, wyciągasz ze mnie te dobre cechy o których zapomniałem albo które głęboko pogrzebałem. I to jest wspaniałe. Ta sytuacja, która nam się przydarzyła, też była dobra. Też w jakiś sposób na mnie wpłynęła, dzięki tobie. Wiem, że nie każesz mi teraz zdecydować czy chcemy mieć dzieci czy nie, nie zaczniesz tego tematu, bo szanujesz moje zdanie, ale to nie znaczy, że nie zdaje sobie sprawy, że ty byś chciał. Ba, byłbyś idealnym tatą, takim, który zdobywa ten duży, złoty medal w przedszkolu podczas konkursu na super rodzica...

-Dziękuję Dean, że mi o tym powiedziałeś. Nasze życie jest za bardzo pokręcone i gdybyśmy chcieli wrzucić w nie jeszcze dziecko, które potrzebuje opieki i które samo nie da rady się obronić...jeszcze bardziej byśmy je skrzywdzili. Te kilka godzin z Amelią...

-Miała na imię Amelia? Jak pięknie.

-Tak...nie zapomnę ich, bo spędziliśmy je razem. Jest mi ciężko, nie będę tego ukrywał, bo się przywiązałem ale dla tych kilku momentów z nią - było warto. 

Winchester uśmiechnął się i ucałował dłoń bruneta, którą cały czas trzymał.

-Wiesz...kiedy mnie dotknęła, kiedy chwyciła ten mój kciuk poczułem coś...niesamowitego. Jakby przeszedł mnie prąd i zdałem sobie sprawę, gdy jeszcze na mnie spojrzała, że to dlatego, że...przypomina mi ciebie. Ty sprawiasz, że się tak czuję, twój dotyk za każdym razem wysyła mnie w jakąś odległą galaktykę.

-Czuliśmy się przy niej dobrze, bo odzwierciedlała nas samych. Też to poczułem. Gdy ją znalazłem, automatycznie pomyślałem o tobie.

Słodki, długi pocałunek złączył ich na kilka dobrych minut. Raczej nigdy nie spodziewali się, że będzie im dane zająć się takim maluchem i w ogóle rozpocząć taką rozmowę, ale pomimo wszystko, było to coś dobrego. Coś co będą wspominać przez lata.

-Jeszcze jedno – dodał Dean gdy oderwali się od siebie – Jeśli, dajmy na to coś się wydarzy i nie wiem, potwory i te wszystkie popaprańce znikną albo po prostu polowania nie będą tak często, albo jakimś cholernym cudem nastanie ten wielki pokój na świecie o którym wszyscy marzą... nie mówię nie Cas, nie mówię nie.

Castiel, jak zresztą się blondyn spodziewał, rzucił mu się na szyję. Co on tam mówił o tym aww i och?

-Kocham cię Deanie Winchesterze. Rodzice Amelii powiedzieli, że spadłem im z nieba, ale prawda jest taka, że spadłem na ziemię dla ciebie i bez wahania zrobiłbym to jeszcze raz.

A więc łowca rzadko płakał tak? Szczególnie ten oto właściciel Impali, ale tego dnia siedząc w niej ze swoim ukochanym i słuchając jego słów nie potrafił się powstrzymać. Cas pomógł, swoimi delikatnymi pocałunkami, przeczesaniem włosów, starciem łez kciukiem, by chwilę później ucałować to miejsce. Odjechali z piskiem opon, gdyż Dean jak to ujął, chciał dobrze wykorzystać czas przed tym całym dziecięcym kramem, który może będzie czekał na nich w przyszłości.

Czy znalazł by miejsce na „trzecie baby" w swoim życiu? Z Casem u boku, z pewnością tak.  


Szczęśliwego Nowego Roku kochani! Dużo uśmiechów, radości i miłości <3 Cieszcie się sobą, bądźcie z siebie dumni i pamiętajcie: nie jesteście sami. 

PS. Robicie postanowienia noworoczne? Ja w tym roku postanowiłam je zrobić i czuję, że tym razem uda mi się je spełnić. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top