Rozdział 62

Argo przyjrzał się twarzy uległego.

- Mały? - mężczyzna dłonią uniósł mu podbródek i potarł lekko — Co jest? Posmutniałeś?

- To nic mój Panie — potrząsnął głową na tyle, w jakim stopniu pozwalała mu trzymająca go dłoń — Pomyślałem tylko, że kolczyków w sutkach nic nie zobaczy, a w uchu miałbym widoczny symbol, że ktoś mnie posiada.

- Ah... O to chodzi! Oczywiście, kolczyk w uchu również chciałem ci zrobić. Jest to jednak kwestia wyglądowa, którą przeważnie widać na co dzień. Mój poprzedni uległy nie chciał łączyć naszej relacji z życiem codziennym, przez co jakiekolwiek oznaki jego uległości musiały zostać ukryte. To samo zamierzałem omówić z tobą.

Theo podniósł szczenięce spojrzenie na Mastera. Wziął jego dłoń w swoją, bawiąc się ciepłymi palcami pana.

- Ja chciałbym, żeby wszyscy wiedzieli, jeśli ci to nie przeszkadza Sir — wyznał tak, jak gdyby był to największy sekret.

- Oczywiście, że nie chłopcze, wręcz przeciwnie będę... Zaszczycony! - przybrał głos jeszcze z elfiej sceny, jaką odgrywali w lesie.

Oddech uległego przyspieszył. Posłał swojemu panu mordercze spojrzenie, czując, jak jego penis zaczyna nabiegać krwią. Ten głos Pana kojarzył mu się z roleplayami, które cholernie mocno go podniecały.

- Może... Kwestie kolczyków zostawimy na czas po twojej sesji na studiach, by wszystko przebiegło na spokojnie a teraz... Dokończmy w spokoju to, co zaczęliśmy? Akcja zawsze mogła się przenieść do pałacowej komnaty, prawda?

- Czyżby Elfi łowca złapał swoją zwierzynę i zabrał do swojego domu, by tam zmienić ją w swoje zwierzątko? - zapytał Theo.

Był nadal nieco niepewny, jednak podniecenie dodawało mu sił.

- By ukarać ją za aroganckie i bezczelne zachowanie, jakim raczyła się z nim podzielić podczas spotkania w lesie — skinął głową, nachylając się nad nim bardziej.

- Ah... Panie — chłopak odchylił głowę, ukazując ulegle szyję.

Jak posłuszny pies próbujący pokazać alfie, że nie stanowi zagrożenia.

- Tak... Jestem twoim panem — zgodził się Master, zaczynając obdarowywać pocałunkami całą szyję chłopaka.

- Co chcesz ze mną zrobić? Nie zabrałbyś mnie tutaj, gdybyś miał zamiar mnie wypuścić — Theo wplótł dłoń we włosy pana — Chcesz mnie zabić?

- Zabić? Nie... Jaka byłaby w tym zabawa? - uniósł brew.

- Więc co zamierzasz zrobić? Złożyć mnie w ofierze? Sprzedać? - zapytał z przestrachem.

- O nie, bynajmniej nie sprzedać. Zostawię cię sobie dla siebie... - powiedział głosem, który ociekał podnieceniem.

Theo przeniósł dłonie na klatkę piersiową Pana. Odepchnął go od siebie — Nie jestem jakąś pamiątką, żeby mnie sobie zostawiać!

- Nie pamiątką, moją zdobyczą...

Z tymi słowami rzucił się na niego, przygwożdżając do materaca i zatopił usta w malinowych wargach uległego.

***

Theo zagryzł wargi, grzebiąc łyżką w budyniu. Na dworze panowała wyjątkowa brzydka pogoda. Zbierało się na burzę, a deszcz już teraz intensywnie uderzał o dach.

Argo, który właśnie kończył swoją porcję, oparty o zagłówek kanapy przeniósł na młodszego wzrok.

- Co jest Whites? Nie smakuje ci...? - zwiesił głos.

Nie był najlepszym kucharzem, ale zdawało mu się, że jeśli już coś przygotował, było to względnie zjadliwe. Nawet gdy był to jedynie budyń.

- Co? - zmarszczył brwi, przenosząc wzrok na pana. Wydawał się jak gdyby wybudzony ze snu — Nie, nie. Jest smaczne panie — wmusił kolejną łyżkę do ust.

- Jesz, jakbyś nie mógł. Co się dzieje? Boisz się burzy?

- Nie jestem głodny panie — przyznał nieco niechętnie. Nie chciał, aby jego partner znów się martwił.

- No dobrze, - odebrał od niego kubek i wraz ze swoim odstawił na stolik. Następnie wyciągnął dłonie — Chodź do mnie.

- Panie? - zdziwił się, siadając na kanapę obok mężczyzny. Zazwyczaj przytulali się, dopiero gdy skończył już naukę na dany dzień. Teraz był dopiero w jej połowie.

- Tak kociaku? - zapytał, samemu przysuwając chłopaka do siebie. Delikatnie przesunął dłońmi po jego włosach.

- Powinienem iść się uczyć — zauważył. Poddał się jednak dotykowi, czując, jak przyjemne jest masowanie skóry przez pana.

- Owszem, ale kilka minut rozluźnienia cię nie zbawi, prawda? - uniósł brew.

- Sam nie wiem panie — uległy owiał ciepłym oddechem jego szyję, przysuwając się bliżej niego — Czeka mnie teraz trudną sesję.

- Zauważyłem, że niezwykle się tym stresujesz — dodał, gładząc chłopaka czule.

- Trochę tak. Szczególnie że profesorowie ostrzegają, że podobny będzie egzamin końcowy. Jak teraz tego nie zdam, to się załamię!

- A ja wiem, że zdasz i to bardzo dobrze — zapewnił Master.

- Chciałbym mieć tyle wiary — westchnął, wchodząc panu na kolana całym ciałem. Był wyraźnie lżejszy niż zazwyczaj.

- W takim razie zaufaj mi — powiedział, opierając chłopaka na sobie i splatając ręce na jego plecach.

Zmarszczył lekko brwi, widząc, że faktycznie ciało uległego waży mniej niż poprzednio.

- Schudłeś... - stwierdził.

- Nie jakoś bardzo — zaprzeczył młodszy, jednak widząc wzrok pana, zmieszał się — Może... trochę?

- To pewnie przez stres. Mam nadzieję, że nie zaniedbujesz posiłków — powiedział znacząco.

Theo zacisnął wargi. Wiedział, że powinien jeść. Wiedział, że to ważne. Jednak przez ostatnie tygodnie jego żołądek nie chciał niczego w siebie przyjmować.

- Whites? - mężczyzna odchylił się i uniósł palcami jego podbródek.

- Przepraszam Panie... ostatnio nie chce mi się jeść — mimo uniesionego podbródka, chłopak nie miał serca spojrzeć w oczy pana. Wiedział, że zobaczy w nich obawę i rozczarowanie

- Ostatnio? Ostatnio, czyli kiedy? - zaniepokoił się.

Starał się mieć spokojny głos, jednak zdecydowanie był daleki od spokoju. Jak mógł dopiero teraz dostrzec, że coś jest nie tak?

- Od paru dni. Nie mogę w siebie nic wmusić — wyznał.

- Paru dni...? - powtórzył niemal z niedowierzaniem.

- Jem musy z owoców. I precle — odparł, próbując się bronić.

- Precle...? Od kilku dni jesz... Precle? - powtórzył za nim.

- Nic innego mi nie wchodzi... przepraszam Panie — spróbował zsunąć się z kolan Argo, jednak mężczyzna jedynie przytrzymał go mocniej.

- Nie powiedziałeś mi — rzekł nieco ostrzej, niż zamierzał.

- Nie chciałem cię martwić. To nic takiego. Nie jem tak przecież przez miesiąc tylko parę dni...

- Parę dni wystarczy Theo! Jesteś na medycynie i chyba akurat ty powinieneś bardzo dobrze o tym wiedzieć tak?

- Pewnie masz rację — westchnął — Nie miałem głowy, żeby tego dopilnować.

- Przede wszystkim powinieneś mi powiedzieć, że spotkał cię taki problem. Czy nie na tym polega nasza relacja? Na rozwiązywaniu wzajemnych trudności? Powiedz mi... - zamilknął, po czym nim chłopak zdąrzył otworzyć usta kontynuował — Jestem tu po to, żeby ci pomagać, tak samo, jak ty jesteś, by pomagać mi — zaznaczył twardo — Mieliśmy umowę. Jeśli masz problemy z zachowaniem zdrowych rytuałów, czy to jedzenia, snu czy higieny, masz do mnie przyjść. Sam mnie prosiłeś o coś, jeśli nie dotrzymasz swojej części umowy i to przede mną zataisz...

- Wiem... Panie... Prosiłem być mnie ukarał — wymamrotał niechętnie, patrząc przed siebie smutno. Nie miał zupełnie ochoty na odczuwanie teraz bólu. Poczucie winy zżerało go jednak od środka.

- Tak i to zamierzam zrobić, ale najpierw, choć do mnie — wyciągnął dłonie i delikatnie ujął w dłonie jego twarz — Zależy mi na twoim zdrowiu i dobru chłopcze.

- Wiem, Panie. Nie mam co do tego wątpliwości — potwierdził cicho, przytulając się do palców.

- Taką mam nadzieję. Dziś wieczorem przygotuje posiłek, który ma, chociaż w połowie znaleźć się w twoim brzuchu. Czy to zrozumiałe?

- Nie wiem, czy dam radę — przyznał ten szczerze.

- Nakarmię cię — uśmiechnął się smutno — Postaramy się, aby było jak najlepiej, lecz póki co...

- Może... ból pomoże? Zejdzie ze mnie trochę napięcia...?

- Bez względu czy pomoże, czy nie, zamierzam cię ukarać — oświadczył pewnie — Idź do siebie i się przygotuj. Chyba wiesz, jak to zrobić?

- Nie jest pewien. Jak bardzo intensywną karę planujesz panie? - w głosie chłopaka zabrzmiał niepokój.

- Nie zrobię ci krzywdy, tego możesz być pewien — mężczyzna ponownie przejechał dłonią po jego głowie.

- Nie o to się martwię, Sir. Zastanawiam się, czy będzie aż tak intensywna, że mam robić lewatywę — dopowiedział.

- Niemal nic nie jadłeś. Nie będzie to więc potrzebne — odparł po namyśle.

Theo spojrzał na Pana z niepokojem. Jego serce biło szybko, a mięśnie były spięte. Nienawidził mieć kłopotów i zdawał sobie sprawę z tego, że Argo nie ma lekkiej ręki. Przechylił się jednak w stronę Pana, jakby szukając oparcia.

Ten ucałował jego czoło — Nie bój się, chcę jedynie, byś wiedział, że nie możesz zachować się tak ponownie — oznajmił szczerze — Jesteś dla mnie bardzo ważny i nie pozwolę, by ktokolwiek ci zagrażał. Nawet ty sam...

- Możemy poczekać jeszcze parę minut? Chciałbym się poprzytulać, jeśli to ci nie przeszkadza panie.

- Nie przeszkadza, wiem, że tego potrzebujesz. Choć zapewne powinienem być teraz surowy i powiedzieć, że najpierw jest kara, a potem nagroda...

- Uspokajanie przed sesją, chyba nie jest nagrodą... prawda?

- Nie, to zdecydowanie nie — skinął głową i nos wciskając w pachnące białe włosy — Spokojnie...

- Dziękuję Panie — uległy odpowiedział mocniejszym wciśnięciem się w ciało starszego. Czuł się dzięki temu o wiele bezpieczniej.

Siedzieli tak jeszcze przez pewien czas, aż Argo nie odsunął się i odetchnął — Okey mały, teraz idź do siebie i przygotuj się do sesji. Wiesz, jak to zrobić, prawda?

- Tak panie. - młody chłopak uniósł się z kanapy.

Wolałby zostać na kolanach pana, ale wiedział, że niestety musi najpierw przyjąć karę.

Powoli udał się do swojej sypialni.

___________________________


No i szykuję się karna sesja. Tak wiem że to lubicie ^*^

W ogóle to co zrobiliście pod poprzednim rozdziałem było mega mega Woow. Mam nadzieję, że taka aktywność pozostanie

Do zobaczeniaaaa ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top