Rozdział 58
Argo uśmiechnął się pod nosem. Strzepnął pejcz, wydając tym samym charakterystyczny świszczący dźwięk obijania się o siebie rzemieni.
Wyczuwał obawę w głosie uległego.
- Chłopcze, wierzę, że je dla mnie zniesiesz. Jeśli jednak poczujesz, że nie masz sił, powiesz mi natychmiast. Czy to jasne? - zapytał, zbliżając się do niego i unosząc rączką floggera jego podbródek.
Theo odwrócił wzrok, nie mogąc znieść patrzenia na Pana — Tak, Panie. Jeśli coś będzie nie tak, to powiem — obiecał przez zaciśnięte gardło. Troska, jaką obdarzał go Pan, uderzała prosto w jego duszę, sprawiając, że z sekundy na sekundę jego szacunek do Argo rósł. Dobroć uderzała też w konkretną część jego ciała, napełniając ją jeszcze większą ilością krwi.
- Chcę, byś prosił — oznajmił, na nowo stając za nim — I liczył.
- Jak mam prosić Panie? Jakimiś konkretnymi słowami? - dopytał.
- Tak jak lubię najbardziej — uśmiechnął się znacząco i uniósł przedmiot — Gotów?
- Tak, Panie — Theo wypuścił powietrze z płuc, po czym po głębokim wdechu powiedział -Panie, błagam, okaż mi łaskę i naznacz mnie znakiem swojej siły.
Argo zaraz po tych słowach wymierzył średniej siły uderzenie, widząc, jak skóra białowłosego przybiera intensywnie czerwony odcień.
- Jeden, dziękuję Panie — Theo powiedział przez zaciśnięte gardło. Dopiero po paru długich sekundach znów wypowiedział słowa prośby.
Ten skinął głową, od razy zamachując się kolejny raz. Tym razem rzemienie opadły na łopatki młodszego.
Uległy zapłakał na intensywny ból. Podziękował jednak i powiedział formułę, chcąc kontynuować...- Bardzo ładnie, mój dzielny chłopiec — pochwalił go, po raz uderzając ze średnią siłą.
Pochwały zawsze działały na uległego, dodając mu niesłychanych pokładów siły. Zerknął na Pana, delikatnie się uśmiechając — Dziękuję Panie.
- Nie usłyszałem liczby — oznajmił — Mam powtórzyć?
- Przepraszam — chłopak zamknął oczy, próbując się skupić- Trzy, dziękuję Panie.
Kolejne kilka uderzeń uległy przyjął dobrze, głośniej jęczeć dopiero przy ósmym — Whites, czy chcesz na tym przestać? - zapytał mężczyzna troskliwie.
- Jeszcze dwa prawda? - upewnił się chłopak, oddychając szybko.
- Owszem, jednak to nie ma znaczenia. Czy chcesz przerwać?
- Może... Dać mi Pan minutę? Dam radę tylko muszę wyrównać oddech.
- Oczywiście mój mały, masz tyle czasu, ile potrzebujesz — zapewnił, kładąc dłoń na obroży chłopaka.
Chciał pokazać, że tu jest. Że jest przy nim...
Zaczął poruszać palcami, masując jego kark ponad obrożą. Zahaczał również o linie włosów, drapiąc go po skórze głowy. Lekkie pieszczoty łagodziły ból pleców i pozwalały Theo na przyjęcie go. Głaskał go tak długo, aż białowłosy nie skinął delikatnie głową, tym samym pokazując, że jest gotowy na resztę.
Ostatnie dwa uderzenia wymierzył lżej niż poprzednie, po czym odkładając pejcz na trawę, powiedział:
- Mój dzielny. Bardzo ładnie sobie poradziłeś. Jestem z ciebie dumny Whites.
Podszedł do pleców uległego, dokładnie je oglądając. Były czerwone i opuchnięte, jednak udało mu się nie przeciąć skóry.
Przejechał dłonią po jego kręgosłupie z bardzo małą siłą. Jednak nawet taka pieszczota sprawiła, że Theo mruknął i przestąpił z nogi na nogę.
- Dziękuję Panie. To zaszczyć móc Panu służyć.
Ten delikatnie nachylił się, dotykając wargami opuchniętej skóry. Ten sam czuły pocałunek złożył jeszcze w trzech innych miejscach, w których plecy były wyjątkowo urażone.
Pokazywał w ten sposób swoje uznanie dla siły uległego, oraz wdzięczność za fakt, iż chłopak ofiarował mu swoją uległość. Dar uległości należało szanować, gdyż otrzymanie go było największym wyrazem zaufania.
Słysząc ciche łkanie chłopaka, od razu przeszedł do przodu, uważnie mu się przyglądając.
- Shyyy, mój mały, jestem tutaj — powiedział, gładząc jego policzek.
- Dziękuję Panie — wychlipał, napierając głową na jego głowę. Czasem czuł się tak... kochany, przez swojego Pana.
- Czy chcesz, abym cię odpiął? Położymy się i odpoczniemy. Co ty na to? - zapytał, gładząc go czule.
- Będę mógł się przytulić? -poprosił.
- Oczywiście aniele — uśmiechnął się — A więc? Chcesz jeszcze odetchnąć czy cię odpiąć?
- Jeśli mogę, to wolałbym, żeby już mnie Pan odpiął — powiedział powoli
- Oczywiście — ten szybkim ruchem odpiął obejmy na nadgarstkach chłopaka, przytrzymując go w talii tak, by ten nie upadł.
- Spokojnie, trzymam cię — zapewnił Master, obejmując go.
Uległy oparł się o niego, zamykając oczy. Ciało Mastera było silne i bardzo ciepłe. Uwielbiał uczucie bycia blisko.
- Usiądziemy co? Napijesz się, żebyś się nie odwodnił, a potem coś przekąsimy co ty na to? - uśmiechnął się Argo.
- Mhmmm — Theo oparł głowę na ramieniu Mastera i uśmiechnął się głupkowato.
- Widzę, że mój szczeniak wszedł w headspace — uśmiechnął się i pogłaskał go czule po głowie.
- Nie jestem szczeniakiem — chłopak otarł się o Pana.
Bardzo się cieszył móc być blisko.
- Nie? Wolisz określenie kociak? - uniósł brew.
Theo zarumienił się jeszcze bardziej. Schował gorącą twarz w zagłębieniu szyi Mastera. Nie lubił być przyrównywany do psów, jednak co do kotów... Miał inne odczucia.
- Dobrze, w takim razie choć kociaku. Połóż się na brzuchu — wskazał na rozłożony koc z ułożonymi kilkoma poduszkami.
Były miękkie i ich chłód przyjemnie kontaktował z bolącym ciepłem pleców i całego ciała. Theo pozwolił sobie na rozluźnienie. Czuł się przez to niezwykle senny.
- Zaraz się prześpisz, ale na razie połóż się i odpocznij — sięgnął po przenośną lodówkę z lodem, z której wyciągnął biały, schłodzony ręcznik i ułożył go na plecach chłopca.
Delikatnie, nie chcąc sprawić mu bólu.
Chłód był na tyle nieinwazyjny, że nie sprawił bólu uległemu. Uśmierzył za to nieco obrzęk.
Argo ułożył się obok niego i pogładził po głowie — Jak się czujesz? Ból w skali od 1 do 10?
- 6, ale to przez to, że psychicznie mi idealnie. Jutro pewnie będzie bolało gorzej — powiedział, podsuwając się do Pana.
- Jutro spędzimy spokojny dzień. Mam wolne, a to oznacza, że jestem cały dla ciebie. I to ja przygotuję obiad — dodał.
- Nie! Dam radę gotować! - zapewnił od razu uległy — Ale może mógłby Pan siedzieć ze mną w kuchni gdy będę to robić?
- Ah, oczywiście, to będzie całkiem przyjemne. Będę ci towarzyszył i to ja będę podawał przyprawy jak chłopiec na posyłki — zaśmiał się.
- Dziękuję, Panie — Theo odpowiedział mu śmiechem — Wystarczy mi, że będzie Pan obok i będzie wspaniale.
- Cieszę się, że właśnie to sprawia, że jesteś szczęśliwy. - uśmiechnął się, po czym sięgnął po niewielkie pudełeczko, z którego wyciągnął świeże truskawki. Wziął jedną pomiędzy palce, które wcześniej zdezynfekował i wsunął chłopakowi do ust.
- Mmm... Słodkie — zamruczał uległy, z radością przyjmując owoce z ręki Pana. Gdy Pan go karmił, odnosił wrażenie, że jedzenie jest smaczniejsze.
- Tak? Truskawki zazwyczaj są słodkie — zgodził się z nim mężczyzna. - Choć osobiście lubię dodać do nich odrobinę cukru.
- Cukier jest niezdrowy — sennie, przekręcił się na bok, wtulając się w Pana bardzo mocno.
- Tak, masz rację. Lecz niestety nadal go lubię — wzruszył ramionami.
- Może zrobię Panu z bitą śmietaną? Wystarczy ubić kremówkę, a z nią owoce są lepsze — zaproponował, choć Master ledwo zrozumiał, gdyż chłopak mamrotał w jego koszulkę
Uśmiechnął się więc jedynie na to, i przysunął uległego bardziej do swojej piersi — Śpij... Na razie śpij.
Theo otarł się o niego mocniej i fuknął z niezadowolenia. Wolał kontakt ciała z ciałem, który teraz był nie możliwy.
Ten uniósł brew i uśmiechnął się pod nosem.
Jego słodki chłopiec...
_________________________
Witajcie! A raczej, dobry wieczór.
A może dobra przed noc? Prawie noc? Dobra noc?
Nie ważne XD Przepraszam w każdym razie, że rozdział tak późno, ale za to macie zakończenie sesji ❤️
Dobrej nocy!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top