Rozdział 31

- Jak się czujesz? - zapytał łagodnie mężczyzna.

- Boli Master. Ale bywało gorzej — odpowiedział słabo.

- Jakie to uczucie, opisz mi je — powiedział, przyglądając się ładnemu zaczerwienieniu na jego skórze.

- Takie... Szczypiące, jak oparzenie i jest bardzo ciepłe. Czuję to gorąco, nawet bez dotykania. Nie jest to aż takie straszne. Teraz też powoli słabnie — wymruczał chłopak, starając się jak najbardziej opisać uczucie, jakie mu doskwiera.

- Możesz płakać i krzyczeć ile chcesz — powiedział ze spokojem i przeczesał mu włosy — Chcesz wody czy możemy kontynuować?

- Możemy kontynuować, Dziękuję — W jego sercu pojawiło się ciepłe uczucie, gdy Pan tak o niego dbał.

Ten skinął głową i na nowo wznowił uderzenia, znów skupiając się na środku pośladków oraz ich dole. W końcu Theo zaczął płakać, mocząc łzami pościel.

To tak bardzo bolało!  Może jednak zrobił coś nie tak?

Wtedy druga dłoń mężczyzny znalazła się na jego głowie w trakcie gdy pierwsza sprawiała ból. Chłopak piszczał i płakał pod koniec serii, czując, jak jego serce boli.

Był złym uległym, tak? Na pewno nim był...

Zapłakał mocniej. Ta seria wydawała się dużo dłuższa przez ból, jaki odczuwał chłopak. W końcu jednak klapsy się skończyły. Mimo to wciąż towarzyszyło mu bardzo mocne uczucie pieczenia, a jego pośladki miały śliczny wiśniowy kolor. Piszczał w pościel uciekając w świat swoich myśli. Myślał, co takiego zrobił, żeby zasłużyć na karę.

To bolało, więc... musiało być karą, prawdą? Zawsze nią było.

- Theo, spokojnie — pogładził go.

- Przepraszam Master. Nie chciałem być zły — wymamrotał w pościel.

Ten westchnął głęboko i pomógł zsunąć się z jego kolan tak, by chłopak klęczał po prawej stronie. Uniósł jego twarz i spojrzał w oczy. Theo był cały zapłakany, a jego oczy przypominały teraz dna studni. Były tak pełne smutku i dziwnej nadziei.

- Za co przepraszasz, Whites? - zapytał kojącym głosem.

- Za bycie złym. Przepraszam, ja chciałem być grzeczny — schował twarz w dłoniach.

- Nie jesteś zły mały — powiedział, ocierając kciukiem jego łzy.

- P-przecież... bolało. Tak strasznie — zapłakał ponownie.

- Tak, jednakże nie była to kara — skinął głową — Dobrze, poprzestaniemy więc dziś na dwóch seriach. Trzy to jeszcze dla Ciebie za wiele.

- Przepraszam, ja dam radę! Proszę, Master. -przytulił głowę do jego uda.

Nie chciał zawieść.

- Shyyy — pogładził go po włosach — Spokojnie, na dziś wystarczy. Taka jest moja wola, chcesz się jej sprzeciwiać?

- Nie Panie — dalej płakał bardzo smutny.

Znów wszystko popsuł.

- Więc już się uspokój, jestem z Ciebie zadowolony — dodał.

Theo postarał się zabrać do kupy. Pan pewnie nie chce, patrzeć jak wyje. Otarł oczy, zaczynając głęboko oddychać.

Ten cały czas gładził go uspokajająco — W porządku? - zapytał, chcąc się upewnić.

- Tak Master. Jest w porządku — potwierdził, uspokajając się powoli.

- Dobrze — uśmiechnął się — Poleż tak i się uspokój, dobrze się sprawiłeś i ładnie wytrzymałeś. Chyba wierzysz swojemu Panu...? - ręka, która cały czas gładziła jego głowę, się zatrzymała.

- Oczywiście Panie — mruknął, samemu ocierając się o rękę. Uwielbiał pieszczoty. Chciał też wierzyć Panu, że nie jest aż tak beznadziejny.

- Chcę to usłyszeć od Ciebie, powiedz mi, że byłeś dzielny i grzeczny, a to nie była kara. - wznowił głaskanie.

- Byłem dzielny i grzeczny, a to nie była kara — powtórzył posłusznie.

Powoli... zaczynał nawet w to wierzyć.

- Bardzo ładnie, trzy serie zaczniemy robić od następnego tygodnia — odparł.

- Następnego tygodnia? - ożywił się wyraźnie. - To znaczy, że chce mnie Pan zatrzymać?

- Cóż... Sprawiasz się bardzo dobrze, jeśli nie wydarzy się nic złego lub nie zmienisz zdania, zostaniesz ze mną mały.

Theo uśmiechnął się szeroko i mocno przytulił do nogi mężczyzny — Dziękuję, Master!

- Okey dzieciaku. Wstań i pokaż mi się, boli? - zapytał, dotykając dłonią jego pośladków.

- Tak. Trochę piecze — obrócił się tyłem do Mastera, pozwalając się obejrzeć.

Ten ścisnął lekko jego skórę i sprawdził jej stan oraz elastyczność. Nie było na niej żadnych większych siniaków prócz ogólnego zaczerwienienia. Theo piszczał cichutko i co chwilę podskakiwał. Dotyk tam bolał i jednocześnie był tak boleśnie przyjemny.

- Maść chłodzącą dostaniesz dopiero po moim powrocie z pracy — odrzekł.

- Oczywiście Panie. Teraz czuję Pana obecność. Cieszy mnie to.

- Możesz dotknąć — powiedział łagodnie — Nie chcę jednak widzieć, że smarowałaś sobie pośladki czymkolwiek.

- Dobrze Panie — I tak nie dotknął

Zwyczaje stał z zamkniętymi oczami i rozkoszował się pieczeniem. Teraz zrozumiał. Czuł się tak, jakby Pan cały czas był obok.

To ogrzewało jego serduszko...

- Miałem kiedyś uległego — zaczął, podnosząc się — Który pod moją nieobecność wysmarował w pośladki Nivea'e — powiedział jakby z rozbawieniem.

- To chyba nie było grzeczne — przyznał Theo, kiwając głową.

On by tak nigdy nie zrobił!

- Cóż, do samego końca utrzymywał, iż tego nie zrobił — dodał — Ale dobrze znałem prawdę... I specyficzny zapach tego kremu.

- A to jeszcze bardziej niedobre. Nie wolno kłamać Panu — powiedział, jakby to było oczywiste.

- Dokładnie mały, nie wolno — pokiwał głową — Jak myślisz, jaką karę otrzymał?

- Bat? - zapytał niepewnie.

- Nie chłopcze, po prostu zakazałem mu używać kremu przez kilka następnych sesji z klapsami, Nie mówiąc już o zakazie poduszek na krzesłach.

- To... lekka kara — powiedział mało inteligentnie.

- Adekwatna to winy. To było pierwsze takie przewinienie. Za powtórzenie go dostałby dużo bardziej.

- Rozumiem, Panie — pokiwał głową, nadal czekając. Przez otwarte drzwi zaczął wpływać słodki zapach naleśników.

- Ładnie pachnie — stwierdził mężczyzna, również go czując.

- To śniadanie Panie. Mam Panu podać do łóżka?

- Nie, zjemy razem przy stole. Nie lubię jeść w łóżku. To zły nawyk — odparł, podnosząc.

Theo wyglądał na trochę zdziwionego, ale nie skomentował. Poszedł za Masterem do kuchni, gdzie na stole leżał już stosik naleśników, szklanka soku i dwie miseczki z dżemem oraz czekoladą. Do tego stała jeszcze miska z sałatką z kurczakiem — Nie wiedziałem, co Pan lubi...

- Zazwyczaj się dostosowuje — odparł — Lubię wszystko, co trzymam w domu.

- Mam nadzieje, że będzie Panu smakować -uśmiechnął się szeroko.

- Z pewnością będzie — usiadł przy stole — Siadaj — wskazał na krzesło.

- Dziękuję Panie — usiadł na krześle z uśmiechem, który jednak szybko zbladł.

Cholera! - Krzyknął w myślach i Syknął czując ból pośladków.

- Boli? - zaśmiał się cicho mężczyzna, sięgając po jeden ze słodkich dżemów.

- Trochę Panie — skrzywił się — Ale to nic Panie. Dam radę.

- To okres próbny, możesz wziąć poduszkę — wskazał na kanapę.

- Nie trzeba Master — uśmiechnął się. - To zaszczyt czuć pana ślad.

- To dobrze — uśmiechnął się — A więc siadaj i smacznego.

Theo poczekał chwile, zanim Master zjadł pierwszego naleśnika, obserwując uważnie jego reakcję z zapartym tchem. Dopiero wtedy sam zaczął jeść.

___________________________

Miłej soboty moi drodzy!
Macie na dziś jakieś plany? Niedługo mikołajki, dostaniecie dodatkowy rozdział na co chcecie. Jakieś życzenia?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top