Rozdział 18

Argo wskazał na drewnianą huśtawkę obok altanki pośród kwiatów i usiadł na niej.

- Chodź - wskazał na podłogę - Oprzyj się o moje udo.

Chłopak ochoczo wykonał rozkaz, jak pies ocierając się o nogę.

Tak przyjemnie...

Ten pogłaskał go po włosach i po policzku.

- Już jest wszystko dobrze Theo.

Dotyk był miły i kojący, jednak chłopak miał problem z rozluźnieniem. Czuł się winny. Nie powinien teraz być głaskany kiedy tak naprawdę zawiódł.

- Co teraz myślisz chłopcze? - zapytał łagodnie.

- O tym, że na to nie zasłużyłem - wyszeptał takim głosem, jakby zaraz znów miał się rozpłakać.

- Czy uważasz, że moje zdanie jest nieprawdziwe? Zarzucasz mi kłamstwo? - kontynuował.

- Nie! Oczywiście, że nie! - odsunął się od uda i pokłonił mocniej, dotykając czołem ziemii - Nigdy, Panie...

- Ciiii - pogładził go po włosach - A więc wysłuchaj co powiem - powiedział niemal szeptem.

- Dobrze, Panie - też wyszeptał cały czas nie unosząc wzroku. Jednak słuchał uważnie.

- Nie zrobiłeś nic złego, nie jestem na Ciebie zły i nie zawiodłeś mnie, powtórz.

- Nie zrobiłem nic złego, nie jest Pan na mnie zły i nie zawiodłem Pana - powiedział, choć nie było w jego głosie pewności.

Przecież... zawiódł.
To dlaczego Pan mówi, że jest inaczej?

- Głośniej i wyraźniej, mam wrażenie, że się wahasz. Nie jesteś pewien moich słów?

- Jestem, po prostu... Ciężko mi uwierzyć w to, że naprawdę tak Pan myśli - wyznał, kuląc się.

Ten odetchnął głęboko.

- Dlaczego? - zapytał, gładząc go jednostajnie cały czas.

- Bo - zaciął się, powoli rozluźniając z każdym posunięciem dłoni po włosach.
- Byłem niegrzeczny. Niegrzeczne psy nie są głaskane tylko bite.

- Czy twój Master używał wobec Ciebie przemocy psyczhicznej? - zapytał.

- Co oznacza przemoc psychiczna? - dopytał, przymykając oczy.

- Ktoś mówi Ci takie rzeczy, które sam właśnie do siebie powiedziałeś, jakich zwrotów już do siebie użyłeś?

- Tak. Bardzo często powtarzał mi takie słowa, ale to nie była przemoc... On tylko nazywał rzeczy po imieniu.

Mężczyzna westchnął.

- Powiedz jakimi słowami już się określiłeś? - zapytał Master.

- Że jestem beznadziejny, bezwartościowy i powinienem zdechnąć - powtórzył posłusznie.

- Spójrz mi w oczy - powiedział unosząc jego podbródek palcami.

Chłopak uniósł wzrok patrząc na Pana. Był już spokojniejszy przez głaskanie.

- Powiedz takie same słowa do mnie, skieruj je w moją stronę - cały czas nieprzerwanie go gładził.

- Ż-że Pan jest beznadziejny? - zapytał niepewnie.

Przecież nie wolno obrażać Pana...

- Tak, powiedz to, spokojnie - wpatrywał w niego swoje oczy.

- Jest Pan beznadziejny, bezwartościowy i powinien Pan zdechnąć - wykonał polecenie drżącym głosem.

To było...dziwne

- Dobrze się czujesz mówiąc mi coś takiego? - zapytał.

- Oczywiście, że nie! To okropne Sir.

- Widzisz, nazywanie tak siebie również jest okropne. - powiedział przeplatając jego białe kosmyki pomiędzy palcami. - Jest to przemoc, i nie zamierzam jej tolerować.

- Rozumiem - powiedział już bardziej pewnie. Nazywanie tak kogoś nie było miłe - Dziękuję, Panie.

- Dobrze, co ty na to by jak skończysz pisać, później obejrzeć coś wieczorem? Zasadami zajmiemy się jutro.

- Z chęcią, Proszę Pana. Tylko muszę jeszcze pouczyć się trochę na poprawkę - uśmiechnął się.

- Oczywiście, zabrałeś wszystkie książki?

- Tak, Proszę Pana. Wszystko czego potrzebuję.

- Kiedy masz termin? - zapytał, zjeżdżając na jego potylice.

- W następną środę - zamruczał, opierając ponownie głowę o udo Pana.

Było mu taaaak dobrze.

- W porządku - skinął głową - Jutro pracuję od 8.00 do 14.00,więc będziesz miał czas dla siebie.

- Dobrze, Proszę Pana - wtulił głowę mocniej w Mastera. Jego myśli coraz bardziej się oczyszczały.

- Okey, mały - poklepał się po udzie - Bierz się za pisanie.

Miał ochotę jęknąć, jednak grzecznie poszedł i zaczął pisać zdania. Na szczęście po medycynie przyzwyczaił się już do pisania.

Po chwili mężczyzna wrócił na werandę. - Proszę - podał mu kolorowe żelowe flamastry i cienkopisy. - Może lubisz kolory, zazwyczaj pomagają zapamiętać.

- Oh - zarumienił się, ale z chęcią sięgnął po kolory - Dziękuję. Tak, napewno łatwiej zapamiętam.

- Dobrze, idę się wykąpać. Jak przyjdzie Alavar weź go na kolana. Lubi na nich spać.

- Oczywiście. Musi być mięciutki - skinął głową, wracając do pracy.

Ten pogłaskał go jeszcze po głowie, po czym wyszedł z pomieszczenia.

***

Chłopak spokojnie pracował. Próbował zapamiętać zwrot i wbić go sobie do głowy. W końcu przyszedł do niego kotek miałcząc cichutko.

- Co jest śliczny? - zapytał, głaszcząc go po pyszczku.

Ten usiadł na jego kartkach zadowolony, spragniony głaskania i miauknął radośnie.

- O nie, nie. Muszę pracować, kochanie - zdjął go z kartek i delikatnie położył na swoich kolanach.

Ten skulił się w kłębek na jego nogach i zamruczał znów cicho.

Theo jedną dłonią gładził do snu zwierzaczka a drugą wypełniał zadanie. W końcu ukończył je i potarł dłoń. Bolało i to bardzo.

- Ał... - rozmasował ją.

- Boli? - usłyszał głos mężczyzny za sobą.

- Tak, Proszę Pana - potwierdził, dalej masując dłoń - Skończyłem - pokazał mu śliczne rządki słów.

- Świetnie, zapamiętałeś?

- Tak, Panie. Zapamiętałem - odetchnął zmęczony, ale delikatnie pogłaskał kotka.

- Dobrze, chodź do salonu - mruknął.

Jego długie włosy były mokre, chodź z kosmyków nie ściekała już woda.
Chłopak grzecznie poszedł za Masterem wpatrując się w jego plecy. Był bez koszuli, więc wyglądał bardzo gorąco.

Ten usiadł na kanapie i poklepał miejsce obok siebie - Siadaj.

Theo znów wykonał polecenie i spojrzał na swoje dłonie. Ciekawiły go kolejne zadania.

- Okey, co ty na to, by obejrzeć coś ciekawego? - zapytał, sięgając po kocyk

- Z chęcią. - ułożył się wygodnie, pozwalając okryć kocem.

Z poprzednim Panem nigdy nie oglądał tak filmów.

Argo przytulił go bardziej do siebie - Jaka jest Twoja ulubioka produkcja?

- Właściwie nie oglądam filmów - przymknął sennie oczy.

- Nie masz żadnego ulubionego? - zapytał lekko zdziwiony.

- Kiedyś uwielbiałem 101 dalmatyńczyków - przyznał, przysuwając się do niego, by czuć ciepło mężczyzny.

- No to świetnie - uśmiechnął się - To dobry film. Chyba, że wolisz ten animowany.

- Lubię obydwa - przymknął oczy.

Film nie obchodził go tak bardzo.

- W porządku - Argo wstał i sięgnął po laptop i położył mu go na kolanach - Znajdź i włącz, już jest połączenie z telewizorem.

- Dobrze, Panie - otworzył przeglądarkę wyszukując grzecznie film. - Panie? - zapytał po chwili, cichym głosem. - Czy mógłbym się przytulić?

- Oczywiście - Argo objął go ramieniem czule i pogłaskał po włosach.

- Dziękuję, Panie - przytulił się mocno i wtulił twarz w jego ramię. Było mu ciepło i dobrze.

- Będzie Ci ciężko patrzeć w ekran - odparł rozbawiony.

- Przytulanie jest lepsze. Mogę siedzieć tak, Panie? - spytał odsuwając się bardzo lekko.

- Możesz - przysnął go bliżej i poprawił koc na jego ramionach.

- Dziękuję - usłyszał tylko mruknięcie i Theo umieścił się w jego ramionach.

Zamknął oczy uspokajając się.

- Widzę, że niezła z Ciebie przylepa, mały - uśmiechnął się.

- Tak, Proszę Pana. To... źle? - spiął się wyraźnie.

- Nie, wręcz przeciwnie. Mój poprzedni uległy nie lubił dotyku - westchnął.

- Nie wiem jak to możliwe - otarł się głową o niego. Gdyby był kotem pewnie już by mruczał.

- Hm, może zamiast filmu puszczę nam azjatycką muzykę relaksacyjną? - zagadnął.

- Nigdy czegoś takiego nie słuchałem, Panie. Ale jeśli Pan chce, z chęcią posłucham - rozluźnił uścisk na mężczyźnie by pozwolić mu się ruszyć.

Ten sięgnął po telefon włączając muzykę i objął go, kładąc głowę białowłosego chłopaka na swojej klatce piersiowej.

- Przyjemnie - skomentował chłopak, opierając się i mrucząc pod nosem.

Dawno z nikim się nie przytulał. Poczuł jak zaczyna mu się robić smutno... Jeśli Master go odrzuci znów będzie sam. Nikt nie da mu ciepła. Zaczął szlochać cicho starając się by Pan tego nie zauważył.

_________________________

Dzień dobry wszystkim!

W tym pięknym niedzielnym po południu. Jak wam ono mija? Mam nadzieję, że rozdział tutaj trochę wam go umilił ❤️🌸

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top