Rozdział 17

Theo nie miał odwagi powiedzieć czegokolwiek. Był tylko uległym. Może jak będzie grzeczny, potem Pan pogłaszcze go po głowie? Nie.. Za dużo wymagał. Wystarczy, że powie, że był grzeczny.

Uniósł kolejną łyżkę ze słodkością do ust. Jego dłoń cała drżała, a gardło było zaciśnięte ze strachu. W końcu jednak dokończył jedzenie i udał się do wskazanej łazienki.

- Czekam w sypialni - zawołał jeszcze Argo z pomieszczenia.

Widział reakcję młodszego, jednak tyko w ten sposób mógł odłuczyć go postępowania w ten sposób. Już po chwili nagi chłopiec wszedł do pomieszczenia drżąc na całym ciele. Patrzył w podłogę nerwowo wyginając palce.

- Jestem gotowy, Panie - powiedział łamiącym się głosem.

- Tak? - zapytał trzymając w rękach dekoracyjny bat, który wisiał przedtem na jego ścianie.

- Tak, Panie - cofnął się o centymetr i skulił. Sądził, że Pan nie użyje tego bata... Miał ochotę się rozpłakać i wybiec stamtąd.

- Nie brzmisz pewnie mały - patrzył na niego uważnie - Coś nie tak?

- J-ja... Boję się, Panie. Ale dam radę, obiecuję - otarł dłonią formujące się w oczach łzy.

- Czego się boisz? W ankiecie nie zaznaczyłeś nic w tym rodzaju - zapytał.

Na te słowa, Theo po prostu rozpłakał się jak dziecko. On nie potrafił kłamać. A teraz jeszcze został na kłamstwie przyłapany. Czuł się taki beznadziejny. Schował twarz w dłonie szlochając.

- Theo? - Zapytał poważnym tonem mężczyzna - Co się dzieje? - dodał, udając że nie wie czym spowodowany jest jego wybuch.

Chłopak cofnął się tym razem o krok.

Już zawalił.

Otarł oczy, starając się względnie uspokoić.

- Pokaże mi Pan jak mogę stąd wrócić do domu? - zapytał słabym głosem.

- Dlaczego chcesz wracać? - zapytał znów odkładając bat na fotel, po czym podszedł bliżej chłopaka.

- Przecież Pan wie, że skłamałem. Przepraszam za zmarnowanie na mnie czasu. Jestem taki beznadziejny - wyszeptał dalej płacząc.

- Theo... - westchnął mężczyzna i sięgnął po koc, po czym okrył nim chłopaka i usiadł na łóżku wciągając go na swoje kolana - Shyyyy.

Chłopak spiął się jeszcze bardziej. Chciał uciec i zakopać się w swoim domu z lodami.

Zawalił sprawę.

Nie wtulił się w mężczyznę wiedząc, że na to nie zasłużył. Ten gładził go jednak po plecach i włosach.

- Spokojnie, uspokój się. Nie zamierzam Cię odsyłać.

- Powinien Pan. Nie zasługuję by tu być. Powinienem zdechnąć - rozpłakał się jeszcze mocniej, chowając twarz w ramiona.

- Mówiłem coś o mówieniu na siebie w ten sposób - spoważniał, jednak znów westchnął - I nie, właśnie takie rzeczy utwierdzają mnie w przekonaniu jak bardzo potrzebujesz Master'a.

- Nie rozumiem - wymruczał płaczliwie, jednak wtulił się w Pana. Potrzebował miłości.

- Posłuchaj mnie - złapał jego policzki w dłonie nakierowując na siebie - Spójrz na mnie. - rozkazał.

Chłopak złączył ich spojrzenia. Wyglądał w tamtym momencie jak zbity szczeniak.

- Pamiętaj, zaznaczenie nie prawdy, nie zgodnie z własną wytrzymałością i progiem bólu jest bardzo nieodpowiedzialne. Co gdybyś trafił na Master'a, który naprawdę zrobiłby Ci teraz krzywdę, nie wyczuwając, że to co tu napisałeś jest nie prawdą?

- Pewnie by mnie zbił... Ale ja dam radę. Jestem tylko uległym, moim zadaniem jest służenie Panu - pociągnął nosem.

- Zaznaczyłeś, że masz bardzo wysoki próg bólu, ktoś mógłby Cię bardzo skrzywdzić, mały.

- Mój próg bólu się nie liczy - powiedział szeptem - Jednak dziękuję, że mnie Pan tym nie uderzył. Boję się bata.

- Nie, twój próg się bardzo liczy - westchnął. - I oczywiście, że bym tego nie zrobił. Nie zniósłbyś tego, z resztą mówiłem, to eksponat - wskazał na bata.

Chłopak spuścił wzrok tak szybko jak został puszczony. Było mu wstyd. Taktyki, które stosował u poprzedniego Mastera tu wydawały się conajmniej nie na miejscu.

- Więc, miałem... Zaznaczyć prawdę? Nie tak jak Pan by chciał?

- Tak, tylko prawdę - skinął głową i wskazał brodą na kartki na stoliku - Zaraz znów na to odpowiesz, zrobimy to razem żebyś mógł pytać o szczegóły.

- Dobrze, Proszę Pana - przełknął ślinę i pokiwał głową.

Otarł łzy wierzchem dłoni, powoli się uspokajając.

- Już dobrze, okey? Czy rozumiesz moją reakcję? - zapytał, głaszcząc go.

- Chciał mi Pan pokazać, że nie wolno kłamać? - zapytał, rozluźniając się pod dotykiem.

- Tak. Aczkolwiek nie do końca, twój Pan tego od Ciebie wymagał dlatego bardziej potraktuje to jako złe zrozumienie plecenia, dobrze?

- Dobrze, dziękuję Master - uspokoił się w końcu na tyle, że jego serce wróciło do normalnego tępa pracy.

- Dziś zajmiemy się wypełnianiem ankiety. Wieczorem dostaniesz zeszyt w którym napiszesz 100 razy:

"Będę zgodnie z prawdą wyrażał swoją własną opinię i informował o swoim samopoczuciu Mastera"

- W porządku - skinął, szykując się na resztę kary. Pisanie zdań było bardzo proste.

Ten pogłaskał go po głowie.

- Dobrze, a teraz już się uspokój - otarł jego policzki kojąco - Jest dobrze...

- Przepraszam, Panie - przytulił się do ręki. Czuł się źle z tym, że skłamał.

- Jutro spróbujemy zrobić sesję korygującą. Ale na razie skupimy się na twoim rozluźnieniu. Chodź ze mną, pójdziemy do ogrodu. Ubierz się.

- Czym jest sesja korygująca? - spytał, gdy już ubrany szedł za Panem do ogrodu.

- Sesja ta polega  na dyscyplinujących klapsach. Nie myl tego jednak z karą mój mały, słyszałeś kiedyś o tym? - zapytał.

- Nie... Nie słyszałem - powiedział, jednak spiął się słysząc słowo "klapsy"

- Słowo "Dyscyplina" pochodzi od łacińskiego słowa disciplina, które oznacza "instrukcje", podporządkowanie się przepisom. Lanie dyscyplinujące ma na celu dostarczyć instrukcje dotyczące przyszłego zachowania, w przeciwieństwie do konskewencji nakładanych za wcześniejsze zachowanie. Ma więc na celu wyjaśnienie ci, że zachowanie takie jak nie mówienie i nie pisanie prawdy zgodnej z twoimi emocjami nie jest dobre, ma być wytłumaczeniem, nie ukaraniem za coś co zrobiłeś źle chłopcze.

- Rozumiem... Tak, sądzę. Ale przecież zasłużyłem na karę - powiedział, wyginając palce i starając się pojąć co właśnie do niego Master powiedział.

- Nie, nie zasłużyłeś. Napewno nie za to, bardziej za mówienie o sobie w zły sposób.

- Dobrze, Proszę Pana.

Zadrżał.

Klapsy... czyli będzie bolało

- Ale nie dostanę batem, tak Panie? Proszę...

- Oczywiście, że nie - pokręcił głową - Do wszystkiego będziemy szli powoli.

- Dziękuję - rozluźnił się troszkę i rozejrzał. Byli już w ogrodzie.

__________________________

Cześć skarby!

Siedzę na lekcji i umieram na chemii.
Czy tylko ja tego nie ogarniam? Chyba nie...

Jak wam mija dzień? Już prawie środa. A co to oznacza? Że niedługo piątek i spanko!

Pozdrawiamy❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top