Rozdział 57

Uległy nie zareagował w żaden sposób. Uderzenie było ledwo wyczuwalne i nie różniło się zbytnio od gładzenia którego wcześniej doświadczył. Zaraz po nim, nastąpiło następne. Uważne oczy Mastera dokładnie przyglądały się wszelkim reakcjom chłopaka. Jego mimice twarzy, ruchom kończyn i każdego najmniejszego oddechu. Nie chciał go skrzywdzić. Musiał być uważnym.

Stopniowo intensywność uderzeń robiła się coraz większa. Flogger zostawiał po sobie przyjemne, równe zaczerwienie. Skóra chłopaka zaczęła reagować intensywnie na najmniejsze bodźce.

Theo teraz bujał się więc z każdym kolejnym uderzeniem, a z jego ust zaczęły uciekać pojedyncze dźwięki. Chwilę później mężczyzna zjechał nieco niżej, oczywiście omijając wrażliwe miejsca takie jak nerki czy wątroba, w które uderzenia byłyby niezwykle bolesne i przede wszystkim niebezpieczne. Zaczął więc zamachiwać się w uda młodszego, celowo omijając genitalia. Dzięki temu chłopak nieco się rozluźnił i rozłożył nogi, by dać Panu lepszy dostęp.

Zawsze uwielbiał ból na udach, uważał, że jest niezwykle podniecający...

- Whites? - powiedział nagle mężczyzna, nie przerywając równych uderzeń, pięknie rumieniących jego skórę.

Theo już wyraźnie w headspace, zamruczał cicho. Słuchał Pana, tylko słowa w takim stanie nie chciały przejść mu przez gardło.

Ten widząc jego lekki uśmiech, skinął głową. Było w porządku. Panował nad tym...

- Jesteś gotów by przejść w inne miejsca?

Odpowiedziało mu delikatne skinienie głowy. Szczerze mówiąc, w tym stanie chłopak zgodziłby się na cokolwiek.

Argo delikatnie, znacznie zmniejszał siłę. Z początku zaczął jedynie jeździć pejczem po przyrodzeniu i jądrach Theo. Lekko unosił flogger i opuszczał go, sprowadzając jego reakcję. Tak jak się domyślał, już po chwili penis chłopaka stał, domagając się więcej uwagi i przyjemnego smyrania końcówkami rzemieni. W zamian za to dostał jednak jedynie lekkie uderzenie.

Póki te nie były bolesne, uległy stał posłusznie, jedynie bujając biodrami w rytm pieszczot. Jednak gdy Master włożył więcej siły w zamach, Theo zacisnął uda, a jego oczy otworzyły się szeroko. To już zabolało.

Z punktu obserwatora można było wręcz powiedzieć, że razy zadawane przez Argo są wymierzane z jak najdokładniejszą precyzją. Nie każdy mógł sobie pozwolić czy też zdecydować się na zadawanie uderzeń w takie miejsca. Była to praktyka dostępna jedynie na profesjonalistów z wieloletnią praktyką i doświadczeniem, którzy są pewni każdego ruchu dłoni. A Argo był wręcz zabójczo precyzyjny. Jego uległy był pewny, że Master byłby w stanie uderzyć batem muszkę owocówkę w locie. Teraz też jego uderzenia wymierzone tak strategicznie w delikatną skórę jąder, sprawiały mu niezwykle dużo bólu. Nie rozsunął ud, patrząc, ze strachem na narzędzie w dłoni Pana.

- Whites? - mężczyzna sunął nim po jego łydkach. - Jaki jest twój kolor?

Chłopak zacisnął wargi, myśląc nad czymś intensywnie — Ja... nie jestem pewny sir.

- Mów co czujesz chłopcze — rzekł ten, delikatnie gładząc jego zarumieniony policzek.

- Boję się. Ten ból jest bardzo... dogłębny. -przyznał, znów szukając ukojenia w dłoni.

- Chcesz, bym przerwał? Jeśli to twoja granica, zrobię to — obiecał — Nie bój się mówić mi co czujesz Whites...

Było lepiej, jednak chłopak nadal miewał problemy z wyrażeniem tego co czuje.

- Potrzebuję chyba... żeby Pan mnie nieco nacisnął. Jest w porządku, ale sam z siebie nie dam rady przemóc strachu.

- Jesteś mój — rzekł władczo, zmieniając ton głosu, który wciąż jednak pozostał łagodny — Moja siła jest twoją siłą... Chcesz być silny dla mnie prawda?

- Bardzo Panie... pragnę, by był Pan ze mnie dumny — wyznał, cały czas wpatrując się w narzędzie w dłoni pana.

- Jestem dumny. Jestem bardzo, bardzo dumny z mojego grzecznego chłopca. Jesteś taki silny i wytrwały. - chwalił go z każdym następnym słowem.

Te pochwały i zachęty sprawiły, że Theo rozsunął uda, dając Panu dostęp do swoich jąder. Przy tym patrzył na niego z taką miłością i ufnością, jak tylko pies może patrzeć na swojego Pana.

Argo uśmiechnął się — Mój mały — to mówiąc, wymierzył lekkie uderzenie w jądra uległego.

- Dziękuję Panie — podskakiwał po każdym uderzeniu. Tym razem jednak nie zaciskał ud.

W końcu mężczyzna opuścił narzędzie i przyjrzał się czerwonej skórze. Zbliżył się do jasnowłosego i pogłaskał go po włosach. - Mój mały... Jestem bardzo zadowolony

- J-już, Panie? - zapytał uległy z wyraźnie załzawionymi oczami.

- A chciałbyś by był to koniec? - zapytał, przekrzywiając głowę.

- Może... Moje jądra mogłyby nieco odpocząć, Sir? Oprócz tego jest w porządku i — zatrzymał się, oblizując wargi — Chciałbym kontynuować.

- Myślałem nad zmianą floggera — rzekł starszy, obchodząc uległego dookoła.

- Na jaki Panie? - podążył za nim wzrokiem, nieco obkręcając się na kajdanach.

- Taki którego użyję jedynie na twoich plecach — uśmiechnął się.

- Uf — uśmiechnął się, jednak mina mu zrzedla gdy zobaczył narzędzie, którego zamierzał użyć Argo.

Był to równie ciemnego koloru pejcz o znacznie mniejszej liczbie rzemieni. 3 grube, wykonane ze skóry pasy, wyglądały złowrogo i ciężko. Sam flogger był znacznie mniejszy i krótszy od poprzedniego, stąd siła przy zamachu, byłaby dużo większa, nawet przy użyciu tej samej siły.

- Co? Podoba ci się? Został wykonany na zamówienie. Rączka jest posrebrzana - rzekł długowłosy - Dlatego rzadko go używam.

-To jakaś specjalna okazja Panie? -spojrzał na dzieło sztuki, starając się unormować oddech.
- Tak, pierwsze użycie go na plecach mojego pięknego chłopca - skinął głową - Czy to niewystarczająca okazja?

Theo pokrył się rumieńcem na słowa swojego Pana. Uwielbiał, gdy ten chwalił go, czy nazywał słodko. -Tak, Panie. Nie mogę się już doczekać aż go poczuje.

- Będzie bolało bardziej - zaznaczył mężczyzna - Zacznę powoli, jeśli poczujesz, że zbyt cię to przytłacza, przerwę, rozumiesz?

Chłopak spiął się, podnosząc wzrok na twarz Pana. Już teraz czuł lekkie pieczenie na plecach, nie był pewny jak dużo da rade jeszcze znieść -Tak, Panie -powiedział w końcu.

- Nie chcę byś wahał się przy powodzeniu koloru. Nawet jeśli uznasz to za niepotrzebne. Rozumiesz Whites?

-Tak Panie. Będę pamiętał -obiecał, rozkładając nieco nogi, by stać pewniej na trawie.

- Seria 5 uderzeń. Gotów? - głos mężczyzny zmienił się na dużo bardziej pewny, tak samo jak wyraz jego twarzy.

Machnął przedmiotem w powietrzu.

-Tak Panie. Gotowy - uległy potwierdził, starając się oddychać głęboko i spokojnie.

Po kilku sekundach ciszy, przerywanej jedynie śpiewaniem ptaków i dźwiękiem poruszanej na wietrze trawy, słyszeć można było świst przecinający powietrze, a zaraz potem trzask zderzenia się rzemieni ze skórą. Zamach nie był mocny, testowy, jednak zdecydowanie bardziej odczuwalny przez uległego.

Narazie nie było to jednak aż tak przytłaczające. Theo wytrzymywał w swoim życiu o wiele dotkliwsze chłosty. Nabrał, więc kolejny raz powietrza do płuc, szykując się.

- I jak? - zapytał Master, obserwując uważnie relacje młodszego.

-Ból jest dotkliwszy. Bardziej szczypie, niż piecze, ale dam radę więcej Panie -zakomunikował, posyłając Masterowi słaby uśmiech.

- W porządku - ten skinął głową, po czym znów po chwili przerwy wymierzył kolejne uderzenie, a zaraz za nim następne i następne. Po czterech przyjrzał się intensywnym zaczerwienieniom i obrzmienią na skórze niewolnika.

Wąskie paski bieli teraz napełniały się krwistą czerwienią. Nie przeciął skóry, jednak widział, że niedługo zapewne zaczną się pojawiać niewielkie krwawienia. Dłonią ucisnął plecy uległego, chcąc sprawdzić stopień opuchlizny. Odpowiedział mu na to cichy, szybko stłumiony jęk.

- Whites? - zapytał, delikatnie i czule gładząc jedno z ramion.

-Zabolało, Panie -wyjaśnił uległy, odkręcając głowę tak by wytrzeć, mokre od paru łez, policzki o swoje ramię.

- Tak, zabolało - skinął głową samemu delikatnie ocierając jego policzki z łez - Jesteś bardzo dzielny aniele.

Pochwała uderzyła uległego prosto w serce. By zadowolić Pana mógł znaleźć o wiele więcej. Byle by Argo pogładził go po głowie i powiedział, że jest z niego zadowolony.
-Dziękuję Panie.

- Jesteś gotów na kolejną serię? Znów 5 uderzeń - wyjaśnił, gładząc go spokojnie.

-Znów w plecy Panie? - upewnił się, przytulając do dłoni.

- Tak, tego flogger używa się tylko w plecy - skinął głową.

Długie palce Pana, przeplatające teraz kosmyki jego włosów, dodawały Theo otuchy. Jego Master wiedział w końcu co robi. Jeśli uważał że da radę jeszcze wytrzymać zapewne było to prawdą. Do tego miał przecież hasło...

-Gotowy Panie... proszę o kolejną serię.

Ten bez słowa uderzył w jego plecy. Nie zmienił siły, wszystko przebiegało tak jak poprzednio. Jedynie plecy uległego, teraz mocno obrzmiałe przybierały coraz mocniej czerwony odcień.

Po kolejnej serii, uległy pociągnął nosem. Czuł przeszywający ból. I choć sprawiał mu on dyskomfort, penis Theo stał w pełnej okazałości, prężąc się dostojnie.

- Mój mały masochista - mężczyzna uśmiechnął się pod nosem.

-To przez Pana obecność. I gładzenie po głowie - zaprzeczył, pokrywając się na twarzy czerwienią podobną do tej na jego plecach.

- Tak? A więc to wszystko moja wina? - uniósł brew.

-Mhm - przytaknął chłopak, opuszczając głowę. Lekko kpiący ton Pana zawsze sprawiał, że zalewało go podniecenie.

- Myślę, że jeszcze 10 uderzeń i tyle starczy na dziś. Bardzo dobrze się sprawiłeś chłopcze.

- Dziękuję Panie - uśmiechnął się szeroko. Zdawał sobie jednak sprawę z faktu, że nie będzie łatwo wytrzymać jeszcze 10 na tak obite plecy.

_________________________

Witajcie!

Przepraszam, że rozdział dopiero teraz, ale cały dzień jestem w podróży. A że w aucie cholernie boli mnie głowa nie byłam w stanie sprawdzić rozdziału.

Ps. Narzekaliście ostatnio na za krótkie więc dziś macie 1500 słów

Miłego wieczoru,
pozdrawiam z Bieszczad🏞

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top