Rozdział 40
Odetchnął głęboko po przeczytaniu umowy i odchylił się na krześle.
Wszystko było tak, jak powinno, a on większość rzeczy dokładnie rozumiał. Znów idealnie zwinął kartki.
Czy Pan wyśmieje go jeśli już teraz do niego zejdzie i powie, że wszystko dokładnie przeczytał i się zgadza?
Postanowił poczekać jeszcze chwilę na opinie od Pani. Patrzył się tępo w kartki i gładził je palcami, jakby czując ciepło innego życia bijące od nich.
Jak wielu innych uległych podpisywało tę umowę? Jak wielu zrezygnowało tuż po przeczytaniu?
Z zamyśleń wyrwał go dźwięk przychodzącej wiadomości. Od razu wziął telefon w dłonie. Odetchnął z ulgą gdy i kobieta nie znalazła w umowie nic niepokojącego.
Drżąco podniósł się i udał do salonu.
Miał wrażenie, że pierwszy raz schodził tak wolno po schodach. Jego serce biło tak szybko a rodzący się stres i ekscytacja sięgały zenitu. Zatrzymał się na chwilę, by wyrównać oddech. Dopiero wtedy udało mu się dojść do salonu, w poszukiwaniu Pana.
Argo siedział w salonie na fotelu, odchylając głowę. Kominek płonął, napawając pokój przyjemnym ciepłem, mimo że na dworze było jasno i wcale nie tak chłodno. Wiedział, jednak że Master rozpalał go tylko na szczególne okazje i jego serce zabiło mocniej gdy zdał sobie sprawę, że to właśnie poniekąd dla niego.
Opadł na kolana, pochylając głowę.
- Panie, przeczytałem dokładnie kontrakt. J-ja... zgadzam się na wszystkie warunki — odetchnął.
Długowłosy wyprostował się, patrząc na chłopaka klęczącego u jego stóp. Po chwili jego dłoń spoczęła na jego białych włosach — Bardzo mnie cieszy Twoja decyzja. Jesteś jej pewien?
- Tak Panie. Przemyślałem to i bardzo chcę należeć do Pana — oświadczył, przytulając się do dłoni.
- Jesteś na to gotowy? - zapytał, głaszcząc go.
- Tak sądzę Panie — skinął głową, przymykając oczy — Ten dni, które tutaj spędziłem, były dobre, Panie.
- Co ci się najbardziej podobało...? - zapytał ten, przysuwając jego głowę do siebie i opierając o swoje udo.
- Wszystko Panie. To jak mnie Pan traktuje i jaki Pan jest. Nie da się stwierdzić, co lubiłem najbardziej — oparł się o niego, wdychając zapach bzu.
- Teraz będzie tak już przez bardzo długo... - powiedział — Nie zmieni się jednak to, że będziesz mi mówił gdy coś będzie się dziać
- Dziękuję Panie — powiedział szczerze, po czym przygryzł wargę — Czyli... też mnie Pan chce? - zapytał z nadzieją.
- Oczywiście — skinął głową — Idź się wykąpać. Potem przyjdź do sali i klęknij na głównej linii. Chcę, żebyś miał na sobie jedynie bokserki. Ja w tym czasie wszystko przygotuję — oświadczył mężczyzna.
- Oczywiście Panie. Mam też... zrobić lewatywę? - zapytał rumiany, podnosząc się.
- Tak, możesz zrobić — skinął głową z uśmiechem
- Dobrze Panie — posłusznie udał się do łazienki. Cały drżał z oczekiwani.
Tam udał się pod prysznic, sięgając po jeden z pachnących żeli. Wiedział, że Pan lubi kwiatowe zapachy i chciał być dla niego idealnym. Wysmarował się też mydłem konwaliowym. Teraz pachniał najlepiej jak mógł. Zrobił też sprawnie lewatyw. Miał już wprawę po ostatnich kilku dniach. Co dziwne Pan pokazał mu, że wcale nie musi to boleć tak, jak uważał wcześniej. Użył ciepłej wody tak, jak mu kazano i się rozluźnił.
Musi tylko ulec. I wszystko będzie okey...
Po kilku minutach był już umyty i pachnący. Założył na siebie czarne bokserki i przetarł ręcznikiem włosy. Spojrzał na siebie w Lutrze. Wyglądał naprawę znośnie.
Gotowy zszedł na dół do pokoju i stanął pod drzwiami, w które zapukał i po chwili nadsłuchiwania wszedł do środka.
Pokój utrzymany był w czerni. Był sporych rozmiarów, a na samym jego środku znajdowała się czerwona linia biegnąca od jednej ze ścian do drugiej. To właśnie tam, naprzeciw niej znajdowało się drewniane podwyższenie z czarnym wysokim fotelem wyłożonym skórzaną tapicerką. Tron jego Pana...
Przeszło mu przez myśl czy jest wygodny.
Nieco dalej znajdowała się klatka a obok miękka leżanka otoczona z przodu i od boku lustrami. Następną ze ścian była ogromna szafa, która po odsunięciu przestawała nią być, ujawniając ścianę z wiszącymi na niej różnymi batami, palcatami i sznurami, których wcześniej nie było widać. Po przeciwległej stronie znajdowały się dyby i drewniany krzyż, który bardziej przypominał literę X z przymocowanymi po obu stronach skórzanymi obejmami. Reszta między innymi kozioł oraz specjalne pufy i leżanki ukryte były za czarną kotarą niedaleko klatki.
Uklęknął posłusznie na linii tak, jak mu kazano i spojrzał na tron. Nie mógł już się doczekać gdy siądzie na nim Pan. Pomyślał, że z tego miejsca dałby rady całować jego buty. Penis chłopaka napiął się zainteresowany. Wyprostował się bardziej i odetchnął, układając dłonie na udach. Pięty złączył z tyłu i rozluźnił ramiona. Chciał wyglądał idealnie gdy pan tu wejdzie. Pozycja Leasha zawsze była jego ulubioną. Miał nadzieję, że zadowoli Mastera i ten go przyjmie do siebie. Chciał już poczuć jego obroże ciasno zapiętą na szyję, dającą mu bezpieczeństwo.
Po chwili usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, na których hałas od razu spuścił wzrok, patrząc na kolejną linię znajdującą się tuż przy tronie.
Tak, tylko tam mógł bez pozwolenia lub nakazu sięgać jego wzrok.
Kilka sekund później usłyszał stukot obcasów butów, które po chwili pojawiły się na jego horyzoncie. Mężczyzna bez słowa zasiadł na tronie.
- Theo...? - usłyszał po chwili znany, łagodny głos.
- Master — skulił się jeszcze mocniej, chcąc pokazać Panu, jak grzecznym chłopcem jest.
- Unieś na mnie swój wzrok — powiedział spokojnie.
Chłopak powoli podniósł spojrzenie, zatrzymując je na ustach Pana. Nie śmiał spoglądać w jego oczy.
Argo trzymał w dłoniach kartkę, wykonaną z czerpanego papieru jednak to nie ona wzbudziła uwagę chłopaka. Mężczyzna ubrany był na czarno w obcisłe skórzane spodnie, koszulę i luźną również ciemną marynarkę. Jedynie koszula miała jasny kolor i rozpięta była na dekolcie. Natomiast jasne włosy były rozpuszczone i spływały po jego ramionach.
- Zdajesz sobie sprawę, że z dzisiejszym dniem staniesz się moją absolutną własnością i z nieprzymuszonej woli oddasz swojego siebie oraz całe swoje ciało pod moje skrzydła?
- Tak Panie — zdołał, wykrztusić przez zaciśnięte gardło. Jego Master wyglądał jak bóstwo — Pragnę tego najbardziej na świecie.
Ten skinął głową — Wstań, mój chłopcze.
Theo podniósł się na równe nogi i wyprostował, jednak nawet stojąc, wyglądał uległe.
Master podał mu kartkę i wskazał na drewniany stolik znajdujący się obok — Zgodnie ze złożeniem twojego podpisu staniesz się moim uległym a ja twoim Panem odpowiedzialnym za Ciebie i twoje czyny. Będę miał obowiązek prowadzenia Cię i wskazywania drogi jednocześnie nagradzając i dyscyplinując. Czy to rozumiesz?
- Tak Panie, rozumiem — poczuł nagłą falę wzruszenia. Czuł też jak powoli jego mózg zaczyna opadać w subspace — Pragę oddać się Panu w całości.
- Przeczytaj na głos — wskazał na treść umowy wypisanej dużymi literami.
Chłopak wziął ją drżącymi dłońmi.
Ja, powszechnie znany jako:
....................Theodrick Cruz....................
OD dnia dzisiejszego tj......................................................
Zostaję "ULEGŁYM" posiadacza niniejszego dokumentu.
Stwierdzam, że jestem w pełni władz umysłowych i oddaję się zgodnie z postanowieniami Aktu zniewolenia we władanie mojemu "PANU".
Odetchnął drżąco.
Nie przepadał za podejmowaniem decyzji, cieszył się więc, że od teraz nie będzie musiał już więcej tego robić. Będzie mógł być po prostu grzecznym chłopcem
- Czy wszystko rozumiesz? - przekrzywił głowę mężczyzna, również wstając.
- Tak Panie — przytaknął, drżąc na całym ciele.
- Dobrze — ten uśmiechnął się jedynie, podając mu czarne zdobione pióro — Uzupełnij dane i złóż swój podpis. Czy jesteś pewien?
Theo skinął głową, biorąc głęboki oddech. Starał się pisać ładnie, ale przez emocje pismo było jednak troszkę koślawe. W końcu złożył na dole strony podpis. Nie mogąc już wytrzymać, opadł na kolana i skulił ramiona. Potrzeba uległości uderzyła w niego z pełną siłą.
- Theodricku Cruz od teraz jesteś moim uległym. Niewolnikiem, który zobowiązuje się w czasie trwania umowy wykonywać wszystkie polecenia i rozkazy swego "Pana" bez względu na stopień ich trudności. - odparł nieco poważniejszym tonem — Przyjmuję Cię pod moją opiekę. Moim priorytetem zawsze będzie twoje zdrowie i bezpieczeństwo.
- Dziękuje Panię. To naprawdę wiele dla mnie znaczy — powiedział zduszonym głosem -Jestem Cały twój, Panie.
Ten spojrzał na jego zaszklone oczy — Teraz otrzymasz obrożę — sięgnął po niewielkie pudełko.
__________________________
No i nasz Theo oficjalnie został uległym Pana Argo. Kto się cieszy?
My razem z Nerą sobie właśnie leżymy i sprawdzamy wam rozdziały na nooowe krótkie opowiadanie walentynkowe! ❤️❤️🔥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top