Rozdział 35

Ruszyli w stronę furtki.

- Załóż coś na siebie, nie chcę, żebyś zmarzł — mężczyzna założył mu na ramiona swój długi płaszcz — Wieczory stają się chłodne gdy tylko słońce zajdzie za horyzont.

- Dziękuję Panie — powiedział z wdzięcznością. 

Wtulił policzek w ciepły materiał, okrywając się nim dokładniej. Było mu tak ciepło i przyjemnie.

- A teraz chodź, zabierzemy na spacer Grona — powiedział

- O! Tak! - uśmiechnął się Theo, na wspomnienie psa swojego pana. Od razu zaczął drapać po głowie psiaka — To super!

Mężczyzna na to uśmiechnął się jedynie i ruszył w stronę ścieżki. Dopiero wtedy uległy dostrzegł, że ten wziął ze sobą czerwoną smycz. Przez myśl przeszło mu, że w sumie chciałby, żeby to jego prowadził na tej smyczy.

Zarumienił się na samą myśl, opuszczając głowę.

- Co jest Theo? - mężczyzna zerknął na chłopaka, zapinając smycz psu.

- Nic... Nic, Panie — powiedział, definitywnie za szybko.

- Chłopcze, pamiętasz jedną z naszych głównych zasad? - zapytał, prostując się.

-Nie kłamać -zagryzł wargę -Ale to nic Panie. Pomyślałem tylko o czymś głupim

- Nie ważne jak głupie by to było, chcę, byś zawsze mówił mi prawdę. Nie chcę karać Cię za takie głupstwa. Mówienie prawdy to coś, na zwracam ogromną uwagę — mówił, patrząc mu prosto w oczy.

Uległy ze wstydem zwiesił głowę.

- Ughh... pomyślałem o tym, że chciałbym, żeby to mnie Pan wziął na smycz — prawie wyszeptał.

- To uważasz za głupie? - przekrzywił głowę.

Uległy pokiwał głową cały rumiany — Proszę, niech mnie Pan za to nie nazywa suką.

- Whites — mężczyzna westchnął głęboko — Tak jak powiedziałem, nie uważam tego za głupie. Wręcz przeciwnie, bardzo chętnie będę zabierał Cię na spacery, na których będziesz na smyczy jednak jeszcze nie teraz. Po drugie, nie będę mówił na Ciebie, w sposób, za którym nie przepadasz. Już o tym mówiliśmy.

- Dziękuję Panie — skinął głową, uspokajając oddech.

No właśnie... Przecież nie miał się czego bać. Pan Argo był miły i nie zrobi mu krzywdy. Wiedział to.

- A teraz chodź — uśmiechnął się i podał mu smycz — Przejdziemy się, powiedz mi... Masz może jakieś hobby lub rzecz, jaką lubiłeś robić w wolnym czasie?

- Um, raczej nie miałem wolnego czasu, Panie — zaśmiał się niezręcznie.

- A zanim wszedłeś w relacje? Sam lubię łowić ryby. Niedaleko jest jezioro. Może kiedyś będziesz chciał mi towarzyszyć?

- Kiedyś lubiłem grać w gry RPG — przyznał — I z chęcią Panu potowarzyszę.

- Gry też są świetną sprawą, rozwijają wyobraźnię. Można spróbować — uśmiechnął się, idąc dalej.

- Chciałby Pan ze mną zagrać? - starał się nie brzmieć na podekscytowanego.

- Bardzo chętnie — skinął głową, wchodząc w leśną alejkę — Tutaj będziemy mieć sporo sesji — wskazał na otoczoną lasem polankę, na której się znaleźli.

Theo poczuł niezdrową nutkę ekscytacji — Oh... - okrył się mocniej płaszczem, by zakryć erekcję.

Mężczyzna uniósł brew — Coś się stało mały?

Już miał mu odpowiedzieć, że nie, ale przypomniał sobie o zasadzie. Chciał być grzecznym chłopcem.

- To... trochę podniecające, Panie...

- Cóż takiego? - jego uśmiech się poszerzył.

- T-te sesje na dworze — zarumienił się jeszcze bardziej, modląc w myślach, żeby Pan nie kazał mu doprecyzowywać.

- Sesje na dworze... - powtórzył za nim i rozejrzał się — Co sobie wyobraziłeś

- J-ja. Panie! - jęknął zażenowany — Proszę, wstydzę się o tym mówić!

- Pamiętaj mały, w naszej relacji nie będzie czegoś takiego jak wstyd. Nie będzie na to miejsca, z czasem to zrozumiesz.

Theo jedynie spuścił wzrok, wyginając palce i mrucząc coś cicho pod nosem.

- Nie mam tak dobrego słuchu. Starość nie radość — zaśmiał się cicho.

- Podnieca mnie, że ktoś może zobaczyć -wymamrotał, zakrywając sobie oczy.

- Jesteś ekshibicjonistą? - przekrzywił głowę Argo.

- Um, nie jestem pewny Panie. Lubię, jak ludzie patrzą gdy jestem grzeczny. - wyjaśnił powoli, jakby spodziewając się potępienia.

- To dobrze — uśmiechnął się — Cieszy mnie to w takim razie. Tutaj jednak będziemy sami. Rzadko kiedy ktoś tu przychodzi.

- Cieszę się, Panie. Umarłbym z zażenowania, choć idea mi się podoba — odetchnął, nieco się rozluźniając. Pan go nie ocenił, to było przyjemne.

- Dobrze — ten rozejrzał się — Dajmy mu się wybiegać — odpiął czworonoga ze smyczy i podał uległemu piłkę — Możesz mu porzucać.

Theo uśmiechnął się szeroko i zaczął bawić z psem. Śmiał się głośno, podskakując z nim. Wyglądał bardzo uroczo.

Argo w tym czasie usiadł na trawie pod drzewem, do którego przypięte były coś na rodzaj skórzanych obejm teraz ukrytych pod liśćmi. Uśmiechnął się pod nosem. Czuł, że będzie im tutaj bardzo dobrze.

***

Gdy zaczęło się ściemniać, ruszyli w stronę domu, czując lekki chłód wiatru na twarzy i plecach. Było im naprawdę dobrze.

Theo uśmiechnął się i pomógł Panu rozebrać. Już wcześniej naszykował kolację, więc teraz musiał już tylko ją podać.

- Jest Pan głodny? - zapytał, po dokładnym umyciu rąk.

- Jak wilk — uśmiechnął się — Jak sądzę, znów jest coś pysznego.

- Muszę jeszcze podgrzać, ale zrobiłem zapiekane owsianki z jabłkami... - zwiesił głos, czekając na słowa sprzeciwu.

- Brzmi pysznie — powiedział Master, zacierając dłonie — Pamiętasz o planie na noc?

Chłopak zarumienił się intensywnie — Tak Panie, pamiętam i trochę się boję...

- Czegóż takiego chłopcze? - zapytał, zaczynając jeść.

- Spania z korkiem. Mój były Pan kiedyś mnie tak ukarał i nie byłem w stanie zasnąć, więc następnego dnia byłem bardzo niewyspany.

- Prawdopodobnie to nie zatyczka była powodem twojego problemu z zaśnięciem.

- A-a co takiego, Panie? - zmarszczył brwi.

- Poczucie winy i świadomość kary. Nie sama zatyczka — uśmiechnął się — Ona mogła być jedynie dodatkiem.

- Oh... - Theo zamyślił się — Pewnie ma Pan rację. Ale nie wiem, dlaczego ona bolała bardziej niż zazwyczaj. Czy w nocy boli bardziej?

- Nie powinna. Na pewno nie mam na celu sprawić, byś czuł większy ból — zapewnił. - Chcę jedynie, byś przespał w niej całą noc.

-Postaram się, Panie. Zrobię wszystko, co w mojej mocy — obiecał, również jedząc.

Po skończonym posiłku posprzątał i obmył się w zimnej wodzie, po czym znów zapukał do pokoju Mastera. Wyraźnie się stresował.

- Wejdź, Theo! - usłyszał od razu melodyjny głos mężczyzny.

Wszedł więc do środka i uklęknął obok łóżka mężczyzny bezgłośnie. Jego oddech był przyspieszony, choć widocznie się hamował.

- Jak się czujesz? - zapytał ten od razu kojąco.

- Trochę zestresowany, Panie. Nie przepadam za bólem... - odetchnął, przyjmując idealną pozycję przed nim.

- Cóż, cieszę się, że mi to mówisz. Kilkoro moich poprzednich uległych było masochistami. Dobrze, że ty jesteś szczery — pochwalił go — Co do samego bólu, nie obawiaj się. Nie będzie on większy niż taki jaki już czułeś. Opowiedz mi czy twój poprzedni Master często zakładał ci zatyczki?

- Głównie w ramach kary. Zazwyczaj wolał mnie nie rozpychać, żeby było mu przyjemniej w trakcie seksu.

- Dawał nawilżacz i dostosowywał ich wielkość do twoich możliwości? - zapytał ostrożnie.

- To chyba przez to nawilżenie bolało. Przynajmniej, tak sądzę Panie.

- Nie... Na pewno nie Theo — pokręcił głową.

- Mój były Master używał innego żelu niż zazwyczaj. I na butelce były płomienie i... imbir. A on piecze, prawda?

- Tak... - zastanowił się — Czy twój Pan zdawał sobie sprawę, że stosowanie celowo piekącego kremu przez dłuższy czas jest bardzo szkodliwe?

- Nie wiem, Panie. Nie miałem nic do powiedzenia. To w końcu była kara — spojrzał w dół na swoje stopy.

- Co nie oznacza, że mógł to nadużywać. Czy poza karami również stosował to gdy zakładał ci zatyczkę?

- Nie Panie, nigdy. Nie chciał mnie rozciągnąć.

- A więc pierwszy raz pokażę ci, jak powinno być — oświadczył — Rozbierz się do naga i idź do swojego pokoju. Zaraz tam będę. Uklęknij przy łóżku w pozycji Leasha — pogłaskał go po głowie.

Theo wykonał polecenie, drżąc ze strachu. Powstrzymywał łzy.

Po kilku minutach mężczyzna wszedł do pomieszczenia, najpierw stukając trzy razy w drzwi, chcąc zakomunikować, że przyszedł, aby nie stresować chłopaka.




__________________________

Witajcieee w ten piękny wtorkowy dzień!
Mi minął całkiem dobrze i mam nadzieję, że wam również.

Pamiętajcie, byle do piątku!
Macie rozdział na pocieszenie ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top