Rozdział 26
Theo obudził się około dwóch godzin później otwierając oczy. Nadal było jasno na dworze. Argo leżał tuż obok z przymkniętymi powiekami. Jego klatka piersiowa lekko się unosiła i opadała.
Chłopak przytulił się do niego mocniej jeszcze na chwilę. Dopiero potem spojrzał na zegarek. Była już pora kolacji. Pan był dla niego taki dobry... chyba musi się odwdzięczyć i zrobić mu coś dobrego do jedzenia, prawda?
Powoli, bezszelestnie się podniósł. Wciąż był nagi a on sam czuł się dziwnie spokojnie, jakby całe te złe emocje z niego wyszły w czasie sesji. Poszedł do kuchni z uśmiechem.
Hmmm... Musi ugotować coś najlepszego na świecie.
Wszedł do kuchni po drodze spotykając kota, który głodny otarł się o jego nogi.
- Co mały? Chciałbyś coś do jedzenia? - zajrzał do lodówki wyjmując z niej kawałek szynki - Tylko ciii... to będzie nasza tajemnica.
Kot od razu podbiegł do niego zadowolony zaczynając jeść. Spojrzał tęsknymi oczami na chłopaka. Chłopak zachichotał klękając obok niego i gładząc po grzbiecie - Potem cię więcej pogłaszczę, obiecuję. Muszę ugotować coś smacznego twojemu Panu - pocałował główkę zwierzaka i wstał.
Kto miauknął jedynie przeciągle i ponownie otarł się o niego, po czym usiadł na blacie kuchennnym zawijając ogonek wokół swoich łap. Theo natomiast zajął się przygotowywaniem makaronu z sosem, co jakiś czas dając kawałki szynki kotu. W między czasie przyszedł też psiak, więc i jemu dostało się pare pysznych przysmaków. Całą kuchnię wypełnił smaczny zapach sosu pomidorowego.
- Myślicie, że waszemu Panu będzie smakować? - zapytał cicho uległy.
Pies dał głos merdając ogonem. Można chyba było uznać to za zgodę. Lekko trącił nogę chłopaka nosem domagając się większej ilości przysmaków.
- Ale ciiii... obudzisz go - białowłosy przyłożył palec do pyska psa jakby chcąc go uciszyć, jednak w zamian dostał tylko wylizanie ręki do czysta i kolejne szczęknięcie. Zachichotał rozbawiony.
W tym czasie odezwał się znów kot spragniony kolejnego plasterka szynki.
W progu kuchni stanął rozbawiony Argo słysząc głosy zwierząt i usilne uciszanie ich przez uległego.
- Dzieci. Nie wolno tak krzyczeć - pogroził im ponownie poważnym głosem Theo, stojąc tyłem do Mastera.
- Widzę, że mają prawdziwą ucztę - spojrzał na kota jedzącego właśnie szynkę.
- Oh! - chłopak krzyknął odwracając się. - Przepraszam Panie! - opadł na kolana przestraszony.
Chyba nie powinien dokarmiać tak zwierząt. Co jak Pan będzie zły?
- Spokojnie, wystraszyłeś Ala - spojrzał na kota, który w momencie zetknięcia się kolan chłopaka z drewnianą podłogą odskoczył na drugi koniec kuchni.
- Przepraszam - skłonił głowę wyginając jak zawsze swoje palce. Pies widząc to zaczął lizać go uspokajająco po dłoni.
- Wstań, zaraz się przypali - wskazał na sos wciąż będąc rozbawionym.
- No tak. Sos! - podniósł się gwałtownie by wyłączyć palnik - Zrobiłem Panu kolację... Przepraszam jeśli nie powinienem...
- Nie, bardzo mi miło chłopcze - uśmiechnął się i podszedł bliżej - Pachnie świetnie.
- To zwykły makaron z mięsem wieprzowym i sosem pomidorowo-paprykowym. Czy to Panu odpowiada?
- Wszystko co zrobisz mi będzie odpowiadało - zapewnił.
Chłopak uśmiechnął się zadowolony. - Nałożyć Panu? Już pora kolacji...
- Tak, poproszę, a wy chodźcie, nie przeszkadzajcie mu - zawołał zwierzęta do siebie siadając przy stole na werandzie. Lubił jeść na świeżym powietrzu.
Theo nałożył grzecznie porcję makaronu z sosem. Posypał go jeszcze szczodrze startym serem i bazylią z ogrodu. Po tym wziął szcztućce i serwetki. Podał talerz Masterowi tak jak wcześniej to zrobił z obiadem.
Argo uśmiechnął się i wskazał miejsce na przeciw siebie widzec niepewność chłopaka na twarzy, co do tego gdzie powinien usiąść.
Uległy usiadł posłusznie. Miał zamiar iść po swoją porcję, jednak jeśli Pan kazał mu usiąść, zje potem.
- Weź też swoje jedzenie - uśmiehnął się Master patrząc na białowłosego.
- Oh. Tak, przepraszam -wstał i poszedł do kuchni by i sobie przynieść porcję. Nie zaczął jednak jeść, patrząc na Mastera w oczekiwaniu na pozwolenie.
Mężczyzna spróbował i przymknął oczy - Bardzo dobre, dziękuję Theo.
- To przyjemność gotować dla Pana - uśmiechnął się, wpatrując w talerz mężczyzny.
- Znalazłeś do tego wszystkie potrzebne produkty? - zapytał jedząc.
- Tak, Panie. Trochę zmodyfikowałem przepis, ale jakoś się udało - przeniósł wzrok na swoj talerz i przełknął ślinę. Był głodny.
- Cieszę się, smacznego - zachęcił go dłonią widząc, że chłopak potrzebuje wyraźnego wskazania co ma robić.
Ten odrazu zaczął konsumpcje rozkoszując się każdym kęsem i mrucząc zadowolony z posiłku - Dziękuję, Panie. - wymamrotał z pełnymi ustami.
- To sobie podziękuj, ty zrobiłeś jedzenie - uśmiechnął się.
- Ale Pan pozwolił mi zjeść. I to jeszcze z Panem - uśmiechnął się radośnie. Po sesji naprawdę czuł się o niebo lepiej.
- Cieszę się, że sprawia ci to przyjemność w takim razie - uśmiechnął się - Jak się czujesz po sesji?
- Lepiej... Jakby spokojniej. Chociaż teraz jeszcze bardziej mam ochotę się do wszystkiego przytulać - zarumienił się.
- A fizycznie? - dopytał.
- Bolą mnie pośladki. Ale to nic nowego i też jest to raczej lekki ból. Dziękuję za krem.
- Jutro rano się im jeszcze przyjrzę - powiedział ze spokojem.
- Dobrze, Panie - skinął głową zadowolony chłopak.
- Okey White. Czas omówić naszą poranną rutynę na jutro. Czy dasz radę się dla mnie skupić i zapamiętać co ci teraz powiem? - zapytał, sadzając go na swoich kolanach.
- Tak, Panie - Uległy uśmiechnął się gdy Master posadził go na swoich umięśnionych udach.
- Jutro znów idę do pracy. Na 8.00 Oczekuję, byś obudził mnie o 7.00 pukając do drzwi. Śniadanie ma być do tego czasu gotowe, ale to nie musi być nic wykwintnego. Przyjdziesz do mnie z kubkiem herbaty posłodzonej dwoma łyżeczkami cukru i klękniesz przy łóżku, konkretnie po lewej stronie. Czy narazie nadążasz?
- Tak Sir, pamiętam - powiedział powtarzając jeszcze raz w głowie.
- Cieszy mnie to. Potem, mój mały, przejdziemy przez poranną dyscyplinę, byś przez resztę dnia pamiętał do kogo należysz.
- Co to znaczy Panie? - jego głos lekko zadrżał.
- Dostaniesz znów klapsy ręką - odparł bez ogródek. Dzięki temu zapamiętasz swój status niewolnika i będziesz cały czas czuł moją obecność przy sobie gdy będę w pracy.
- Dobrze Panie, ale.. czy to będzie kara? - szepnął.
- Nie, mały. Oczywiście, że nie - pogładził go po plecach, długim kojącym ruchem. - To mój wyraz troski o ciebie. Nie nagana.
- Dobrze Sir, w takim razie przyjmę wszystko co mi dasz - uśmiechnął się i przysunął bliżej.
- White? - zbliżył usta do jego ucha i wyszeptał ciepło.
- T-tak Panie? - poczuł jak jego penis sztywnieje.
- I tak przyjmiesz wszystko co ci dam - mruknął - Nawet jeśli nie do końca będzie Ci się to podobać. Po podpisaniu kontaktu, będziesz już tylko mój do zrobienia z tobą co tylko będę chciał. - jego oczy błysnęły.
__________________________
Witam was moi kochani!
Wracam z imprezy i mogę uznać ją za udaną, no... Może oprócz rozwalonej deski w toalecie.
A jak u was skarby? ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top