Prolog

28.12.2005r
Godzina 23:25

-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=
Był to ciemny, grudniowy wieczór. Prawie wszyscy już spali, jednak jedna jedyna osoba wśród pacjentów - nie. Czekała ona na coś, czekała od bardzo długa...

Śnieg szalał za oknem niczym opętany. Jego drobne płatki wirowały w cały świat. Szyby były pokryte białym szronem. Jednak nawet jakiś lód na szkle, nie zatrzymywał światła wydobywającego się z sali. Właśnie, światła...

Jasne, oślepiające, białe światło - to pierwsza rzecz, jaką ujrzałem. Nie słyszałem też za wiele - jedynie jakieś głuche dźwięki. Otworzyłem szerzej oczy, aby więcej tego światła wpadło do moich siatkówek, i wtedy ujrzałem ją...

To była ona. Była piękna, ba! Nadal jest piękna! Miała czekoladowe włosy, mniejwięcej do ramion, lekko bladą cerę, najprawdopodobniej ze zmęczenia i wycieńczenia, oraz biały, cieńki szlafrok z drobnymi czarnymi gwiazdkami. Trzymała mnie na swoich chudych rękach. Czułem pulsujące od niej ciepło. Było to takie miłe...

Moja mama. To była właśnie ona. Zaraz potem położyła mnie delikatnie na łóżku i sięgnęła po telefon z szafki. Wybrała numer i przyłozyła słuchawkę do ucha.

- Wstawaj! To już!
- Mhmmm... Tak późnooo...?
- No taką sobię godzinę wybrał, co poradzisz - Uśmiechnęła się czule zerkając na mnie na chwilę.
- Jak wygląda? - Spytał głos
- Jest piękny, taki trochę inny, wyjątkowy...
- Wszystko okej? Dobrze się czujesz?
- Taak, tylko chce mi się spać...
- Dobra, zaraz tam będę, wytrzymaj - odezwał się niższy głos z słuchawki po czym się rozłączył.

-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=-=
Po 10 minutach pojawił się on. Średnio wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o lekkim zaroście. W ręku trzymał czerwoną różę, a w drugiej aparat.

- Wszystkiego najlepszego kochanie!
- Ohhh, nie musiałeś...
- No jak to, przecież to taka okazja! - powiedział czule oddając skromny pocałunek - M-mogę potrzymać? Chyba musisz trochę odpocząć...
- Tak, jasne... Snu też mi się trochę sprzyda... - ziewnęła i położyła się półprzytomna.

Wtedy na ręce wziął mnie on - mój tata. On również był bardzo ciepły. Pokołysał mnie trochę na rękach. Ja zamknąłem oczy.

- Jak go nazwiemy? - spytał
- Nie myślaaałam... Jeszcze. Masz może jakiś pomysł?
- Nie do końca...
- Chociaż chwila... - powiedziała rozglądając się po sali. Na szafce przy łóżku leżała również książka "Władcy Pierścieni - Drużyna Pierścienia", która przykuła jej uwagę. Na jej okładce wyraźnie było napisane drukowanymi literami: "TOM I"

- Co powiesz na Tom? - spytała
- Brzmi ładnie - przytaknął
- No to niech już tak zostanie... - uśmiechnęła się czule i ziewnęła. Chwilę potem już spała.
- Tom... Pasuje jak ulał... - szepnął cicho.

Odłożył mnie do łóżka z barierkami, po czym sam siadł na najbliższym krzesełku i zasnął.

Było już wtedy chwilę po północy. Nowy dzień zaczął się z kolejną, nową, wyjątkową osobom...

-—-—-—-—-—-—-—-—-—-—-—-—-—-—-
411 słów

I jak się wam podoba nowy koncept nowej książki? Ujdzie to, czy raczej nie...?   Na razie publikuję prolog, reszta pojawi się jak napiszę, ale w pierwszej kolejności chcę skończyć "Gorący Jesteś!".

Więc na razie to tyle, idźcie spać i dobranoc :)

☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆
☆  TakisobiepisarzXD  ☆
☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆☆

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top