1. Początek Lata

Ostatni dzień szkoły zapowiadał się dosyć... Przyzwoicie. Większość nauczycieli również nie mogła doczekać się wakacji, więc nie tępili uczniów tak jak zwykle. Zdarzały się oczywiście inne przypadki, jak pani Flithich, która całą lekcje przepytywała wszystkich po kolei. Ale dla każdego ucznia zapach gorącego lata byl osłodą tego dnia i niewiele mogło zepsuć ich nastroje.

Gdy zabrzmiał ostatni dzwonek Cheryl wyszła z klasy, w poszukiwaniu siostry. Beverly i Cheryl były bliźniaczkami i to niemal identycznymi. Obie posiadały długie, rude loki, z tą różnicą, że włosy Bev przypominały pomarańczowego baranka, a te Cheryl układały się raczej w mocne fale. Obie posiadały piegi, lecz Beverly miała ich dużo więcej. Starsza Bev była też odrobinę wyższa. Obie posiadały też duże, zielone oczy, ale i one różniły się barwą. Te Bev były dosyć wyblakłe, podczas gdy Cheryl wręcz płonęły dziką zielenią.

Zależało jej, by jak najszybciej znaleźć siostrę i opuścić budynek szkoły. Bev miała opinie puszczalskiej. Było to ordynarnym kłamstwem, ale nie wielu o tym wiedziało, a jeszcze mniej się tym przejmowało. Henry Bowers rozsiał takie plotki, po tym jak sam wraz ze swoimi znajomymi ją napastowali. W tedy przegonił ich ojciec bliźniaczek, ale od tamtej pory niemal całe miasto patrzyło na Bev jak na najgorszy margines społeczny. Często ją zaczepiano  i gnębiono. Dlatego Cheryl chciała jak najszybciej ją znaleźć i wrócić do domu bez zbędnych problemów, choć znając życie Bev znajdzie jakiś powód by tam nie wracać.

Przed oczami przebiegła jej blond kitka, zapewne należąca do Grety Keene, która była miejscową "królową" szkoły. Uwielbiała nabijać się wraz ze swoimi koleżankami z innych. Nie różniła się w tym temacie zbytnio od Bowersa, choć oczywiście nie była aż taką socjopatką co syn szeryfa. Jej ulubioną ofiarą była Beverly Marsh. Dlatego Cheryl od razu wiedziała, że idąc za dziewczyną zapewne natknie się również na swoją siostrę. Ostrożnie podążyła za blondynką i uchyliła drzwi od łazienki dla dziewczyn, za którymi zniknęła.

Jedna z jej przyjaciółek, szatynka Sally Mueller upewniała się, że starsza panna Marsh jest w jednej z kabin. Druga, jasnowłosa Marcia Fadden, nalewała do worka ze śmieciami wody. Greta kopnęła w drzwi od kabiny.

—Siedzisz tam sama? Czy gwintujesz rurę, dziwko?— Cheryl widziała jak jej twarz wykrzywia się w dumnym uśmiechu. —Wiem, że tam jesteś, zasrańcu. Wszyscy cię unikają!— jej przyjaciółeczki zaśmiały się okrutnie.

—To jak w końcu? Dziwko czy zasrańcu? Zdecyduj się.— spokojna odpowiedź Bev rozzłościła Gretę, której nie udało się sprowokować u Bev łez.

—Ty śmieciu!— wrzasnęła gniewnie. W tym czasie Sally i Marcia weszły do kabiny obok i stanęły na desce klozetowej. —Taka przypominajka!— zawołała Greta, tuż przed tym, jak pozostałe dziewczyny wylały wodę ze śmieciami na Bev.

—Cienias.— prychnęła Sally.

—Darmowa perfuma...— skwitowała Greta. Dała znać swojej paczce, że pora się ulotnić. —Miłych wakacji, Bimberly.— ostatni raz uderzyła w drzwi od kabiny i wyszła. Cheryl schowała się za drzwiami i gdy tylko minęły ją, weszła z impetem do łazienki. Jej siostra wyszła już z kabiny i próbowała jakoś doczyścić swój plecak, którym się zasłoniła.

—Wszystko okej, Bevi?— zapytała ostrożnie. Bev spojrzała na nią przez ramię i uśmiechnęła się lekko.

—Tak, nic mi nie jest. Możemy iść.— wytarła powierzchownie plecak ręczniczkami do rąk i przewieszając go sobie przez ramię opuściła łazienkę wraz z Cheryl.

—Przepraszam, że ci nie pomogłam. Ale nie wiedziałam nawet co mogę zrobić...— młodsza od razu zaczęła się tłumaczyć. Z wyglądu były podobne, ale charakterami się różniły. Beverly była buntownicza, waleczna, odważna i dumna. Za to Cheryl... Cheryl była pod tym względem raczej słaba. Nie była na tyle odważna, by stawiać się silniejszym od siebie. Nie była na tyle dumna, by unosić się honorem, gdy jej dokuczali. Zamiast tego, łzy stawały jej w oczach, a język cofał się do gardła. Nie była z natury wojowniczką. Ale Beverly i tak jej zazdrościła. Zazdrościła jej dobroci i tego, że widziała ją w świecie, niezależnie od tego jak okropne rzeczy ją spotykały. Ludzie mogli ją krzywdzić, ale ona zawsze na nich czekała, wierząc, że nikt nie jest do końca zły. Z resztą Cheryl nie znosiła używać tego słowa. "Zły" sugeruje, że nie można już nikogo, ani niczego odratować. Wolała słowo "zepsuty", bo zawsze można było go naprawić.

Beverly straciła swoje różowe okulary jeszcze we wczesnym dzieciństwie. Okrucieństwo ojca bardzo mocno odbiło się na jej psychice i spojrzeniu na świat. Cheryl również przeżywała ich sytuację domową, ale nie pozwalała by jakiekolwiek złe zdarzenie ją zmieniło, zniszczyło. Bev chciałaby móc cieszyć się życiem, tak jak jej siostra. Za to Cheryl bardzo chciała być tak silna jak Beverly. By potrafić chronić innych i siebie.

—Nic nie szkodzi i tak nie mogłaś nic zrobić, a jeszcze być oberwała rykoszetem.— widząc, że Cheryl wciąż czuje się winna, objęła ją ramieniem. —No weź! Zaczyna się lato, a ty masz minę jakby ktoś umarł!— Cheryl uśmiechnęła się delikatnie.

Wychodząc tylnym wyjściem musiały się zatrzymać. Brazwłosy chłopak zastawiał rowerem wyjście. Był przy kości i dosyć niski. W jednej ręce trzymał kierownicę od roweru, a w drugiej makietę przedstawiającą budynek przypominający stary młyn lub wieżyczkę. Na głowie założone miał słuchawki.

—Możemy przejść? Czy potrzeba hasła?— spytała uszczypliwie starsza. Cheryl spojrzała na nią z ukosa, ale nie skomentowała tego.

—Wybacz.— próbował jakoś się zebrać i przesunąć, ale nagle kierownica się wykręciła, przez co rower spadł. Chłopak próbował go złapać, przez co wysunęła mu się z rąk makieta i przypadkowo ją rozwalił. Obu dziewczyną zrobiło się go szkoda.

—To nie hasło.— rzuciła, ale już bez entuzjazmu Bev, za co otrzymała kuksańca od siostry. —Banda Henrego czai się przy zachodniej bramie.— dodała szybko, chcąc rozładować napięcie.

—Oł... Ja...— zaczerwienił się i zawstydził. Próbował się jakoś wykręcić, ale Derry to małe miasteczko, w którym informacje szybko się rozchodzą.

—Wiemy, że cię szuka. Jest na ciebie wściekły, że nie dałeś mu ściągnąć. Lepiej na niego uważaj w wakacje.— powiedziała najmilej jak się dało i uśmiechnęła się promiennie. Chłopak odpowiedział jej nieśmiało.

—Czego słuchasz?— Bev bezceremonialnie ściągnęła mu słuchawki i przyłożyła sobie do uszu. —New Kids on the Block.— zaśmiała się, a Cheryl słysząc nazwę zespołu uśmiechnęła się dyskretnie.

—Nie lubię ich!— próbował ratować się z sytuacji. Tym razem nawet Cheryl nie mogła sobie darować.

—To ty jesteś ten nowy?— zapytała, marszcząc brwi.

—Teraz rozumiem.— skwitowała Bev, robiąc tę samą minę.

—Nie ma czego.— Bev zaśmiała się z jego zawstydzenia i oddała mu jego słuchawki, zakładając mu je krzywo na głowie. A Cheryl widząc to, jeszcze nim chłopak zareagował, chwyciła je i ułożyła tak jak powinny być.

—Droczę się... Beverly Marsh.— przedstawiła się statsza.

—Cheryl Marsh.— wyciągnęła w jego stronę rękę, ale przypomniała sobie, że nie ma wolnych dłoni, więc zawstydzona szybko schowała rękę.

—Wiem, chodzimy na te same zajęcia. Na wos i angielski.— obie dziewczyny zaczęły we wspomnieniach poszukiwać twarz chłopaka.

—A ty...?— zapytała Cheryl, czekając aż on się przedstawi, bo sama nie mogła go sobie przypomnieć.

—Jestem Ben... Ale wszyscy wołają na mnie...— westchnął ciężko.

—Nowy.— dokończyła Bev, kiwając głową. —Znam gorsze przezwiska.— rzuciła, żeby go pocieszyć. Zamiast tego Cheryl spóściła smutno głowę. W tedy zobaczyła jak z jego plecaka wystaje zeszyt na autografy.

—Może ci się wpiszemy?— zapytała, wskazując na zeszyt. Bev od razu go chwyciła i nie czekając na pozwolenie, wpisała się, dorysowując serduszka. Później przekazała zeszyt i długopis Cheryl. Ta z kolei pod swoim nazwiskiem rysowała gwiazdeczki.

—Powodzenia, Benie z wosu!— powiedziała Bev, oddając mu zeszyt.

—Miłych wakacji, Benie z angielskiego!— dodała Cheryl i obie ruszyły w swoją stronę, zastanawiając się czy na pewno nie pomyliły zajęć.

—Wzajemnie!— odpowiedział, gdy jeszcze były blisko.

—Bądź twardy, nowy!— krzyknęła Bev, gdy oddalały się od Bena.

—Nie odchodź, dziewczyno! To tytuł jednej z piosenek Kidsów!— udały, że tego już nie usłyszały, ale w drodze podśmiechiwały się z tego.

—Ale która?— zaśmiała się Cheryl.

—Nie ważne. Ważne, że zależało mu tylko na jednej!— obie wybuchnęły gromkim śmiechem. Uspokoiwszy się z lekka, kontynuowały swoją przechadzkę z szerokimi uśmiechami.

—Ale miły z niego chłopak.— stwierdziła nagle Cheryl, a Bev pokiwała głową na zgodę.

Były już w pobliżu swojego domu, gdy zauważyły ekipę Bowersa. Obie starały się jakoś przemknąć niezauważenie. Jak na złość, nagle nikogo nie było na ulicy.

—Hej!— krzyknął Patrick Hockstetter. Miał ciemne włosy, sięgające do ramion. Mocno zarysowana szczęka i duże, zielone oczy. Był bardzo szczupły i wysoki. Zdecydowanie należał do przystojnych, ale jego charakter nie odzwierciedlał jego zewnętrza. —Może gdzieś was podwieźć?— reszta grupy podśmiechiwała się. Bowers wpatrywał się w bliźniaczki jak drapieżnik w swoją ofiarę. Bev i Cheryl były różne, ale obie posiadały dwa rodzaje charakterów, których ludzie tacy jak Henry czy Greta nie cierpią. Bev była na nich za silna. Denerwowało ich, że nie mogli jej złamać. A im częściej im się nie udawało, tym bardziej byli zmotywowani. Cheryl za to była zbyt łatwym celem, by nie wykorzystywać tego. Dlatego obie dziewczyny postanowiły zignorować zaczepki i przyspieszyć.

—Nie słyszałyście, suki?!— zawołał Bowers, wyskakując z auta. W kilku krokach przemierzył dzielącą ich odległość. Zaraz za nim ruszyli jego znajomi. —Jak ktoś do was miło, to i wy powinniście być miłe, pierdolone szmaty.— syknął i zaśmiał się. Bev już chciała mu coś odpowiedzieć, ale Cheryl złapała ją mocno za dłoń, niemo prosząc by milczała. —Ale jeżeli będziecie odpowiednio miłe...— tu potarł ręką swoje krocze, wywołując obrzydzenie, z domieszką strachu u obu dziewczyn. —... To wam wybaczymy.— jego znajomi zaśmiali się okrutnie.

Istniał jeszcze jeden powód, dla którego Henry Bowers nienawidził Cheryl Marsh.

—Henry, idź do domu. Pewnie tata na ciebie czeka.— dwa zdania, celniejsze niż najlepsza broń.

Cheryl Marsh wiedziała jak bardzo bał się ojca. I za to nienawidził jej najbardziej.

Henry nie był najlepszy z... Właściwie to z niczego, a jego paskudny charakter tylko bardziej robił mu pod górkę wśród grona pedagogicznego. Dlatego szeryf Bowers poprosił kiedyś wyjątkowo uzdolnioną Cheryl o korepetycje dla syna. Szeryf Bowers był równie obrzydliwy co jego syn. Domyślał się sytuacji rodzinnej Marshów. Wiedział, że dziewczynka jest w pełni uzależniona od ojca. I że na pewno kilka godzin z dala od niego oraz kilka banknotów będą wystarczającą zachętą. Ale Alvin Marsh nigdy w życiu nie puścił by żadnej ze swoich córek do domu, w którym mieszkają sami mężczyźni. Dlatego trzeba było nakłamać, że pomaga koleżance. I tak została nauczycielką Henrego Bowersa. Czy źle wspomina jego nauczanie? Absolutnie nie. To w tedy utwierdziła się w przekonaniu, że nikt nie jest do końca "zły". Kiedy Bowers nie czuł na sobie twardego spojrzenia ojca, które dosięgało go niemal wszędzie - na ulicach Derry, w szkole, wśród swoich znajomych, okazywało się, że jest naprawdę wrażliwym i samotnym chłopczykiem, który nienawidzi ludzi i świata za to, że nie wie co to miłość. W tamtym czasie była wręcz urzeczona swoim odkryciem. Aż do tamtego dnia, gdy była świadkiem kłótni.

Właśnie skończyła z Henrym omawianie wojny secesyjnej. Pakowała już swoje rzeczy. Zeszło im znacznie dłużej niż przewidywała i bała się, że ojciec może być na nią zły.

—Tak w ogóle to... Dzięki.— wymruczał pod nosem, nie patrząc jej w oczy. Uśmiechnęła się widząc to.

—Nie ma za co, Henry.— drgnął słysząc jej uprzejmy głos. Żadko ktoś był dla niego miły. Ale sam sobie na to zapracował.

Nagle usłyszeli trzask drzwi frontowych. Henry od razu cały się spiął i pobiegł na dół. Cheryl wkładała ostatnie rzeczy i wyszła z pokoju. W korytarzu jednak zatrzymał ją głośne plaśnięcie. Po chwili szoku, ostrożnie zbliżyła się do salonu, z którego dobiegał dźwięk.

—Jesteś żałosny, aż mi wstyd, że jesteś moim synem. Przydaj się wreszcie na coś i wyczyść moją broń.— mówiąc to wepchnął chłopakowi pistolet w ręce, przez co skulił się. Miał nieobecny, rozbiegany wzrok. Ręce straszliwie mu się trzęsły. Zachowywał się jakby ledwo stał na nogach. Broń wypadła mu z rąk, a pan Bowers, choć nie drgnął mu ani jeden mięsień, bardzo się zdenerwował, widząc to. Chwyciła broń i wycelował w swojego syna. Ten zaczął się jeszcze mocniej trząść i zakrył oczy dłońmi. —Wyczyść. Moją. Broń.— wycedził, a w tedy Cheryl cofnęła się przestraszona. Uderzyła w szafkę stojącą w przedpokoju, z której spadła ramka na zdjęcia, rozbijając się. Pan Bowers zaskoczony opuścił broń i ruszył w stronę korytarza. Gdy zobaczył przestraszoną Cheryl przez chwilę znieruchomiał. Potem złapał ją mocno za ramię i wyrzucając za drzwi powiedział —To ostatnia wasza lekcja. Więcej się tu nie pojawiaj.— i zamknął jej drzwi przed nosem.

I choć w tedy widziała Henrego jako ofiarę, to po tym co zrobił jej siostrze nie oszukiwała się już więcej, że on się zmieni. On nie chciał, a nikt nie mógł go do tego zmusić. Mimo to, nie lubiła wykorzystywać jego strachu przed ojcem. Sama wychowywała się z przemocowcem, więc wie jakie to ciężkie. Ale to był jej immunitet. Jedyna droga obrony. Miała trzynaście lat, ale gdyby nie była tak romantyczna i moralna, mogłaby trzymać za gardło obydwu Bowersów. No na pewno Henrego, z panem Oscarem różnie mogłoby być.

Teraz Henry również musiał odpuścić i się ewakuować. Ale jeszcze się zemści. Na okrutnym ojcu, który zniszczył mu życie. Na grubiutkim Benie, przez którego będzie musiał uczęszczać na letnią szkołę. Na dziwce Beverly. I na Cheryl Marsh, za to, że za dużo wie.




Welcome! Mamy pierwszy rozdział! Powiem szczerze, że nie znoszę początków... Z góry uprzedzam, że niektóre opinie czy postawy, które będą obierać stworzeni przeze mnie bohaterowie, oraz ci należący do Stephena Kinga (aczkolwiek ich charaktery mogą ulec delikatnej zmianie) mogą być nie pochwalane przez część czytających. Zaznaczam, że książka nie ma na celu propagować usprawiedliwiania zbrodni, a pokazać, że nic nie bierze się z niczego i wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za siebie nawzajem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top