| young and beautiful |

 Rano nie zjadłam nawet śniadania. Po prostu tak bardzo stresowała mnie szkoła. Z Peterem nie miałam kontaktu od wypadku w sobotę, a mój telefon miał wrócić do mnie dopiero w środę i to tak najszybciej, bo równie dobrze może przyjść za miesiąc. Wysiadłam z samochodu Adama, który po raz setny mnie przepraszał za to, co się stało. Chciałam zakleić mu twarz. Miałam w torebce nawet parę podpasek, ale stwierdziłam, że nie zniżę się do takie poziomu. Podziękowałam krótko i trzasnęłam drzwiami. Żołądek podchodził mi do gardła. Z moich obliczeń, jak będę go unikać to trafię na niego dopiero w porze lanczu, za to na Tess w sali od chemii, którą miałyśmy jako pierwsze.

Weszłam do otwartej wcześniej przez nauczycielkę klasy i położyłam torbę koło biurka przy którym zazwyczaj pracowałam z Tess. Kobieta nie skomentowała tego, że weszłam do klasy przed dzwonkiem, za bardzo zajęta była przygotowywaniem się do eksperymentu, który przygotowała na dzisiejszy dzień. Miało to związek z tłuszczami, a przynajmniej się tego domyśliłam po wielkim napisie, który widniał na tablicy. Rozpakowałam rzeczy i oparłam o krzesło.

– Co tak wcześnie? – Teresa wpadła do klasy niczym tornado i zajęła miejsce obok. Jej włosy nie widziały dziś grzebienia i wczoraj też nie, bo wciąż miała na sobie te dwa dobierane warkocze, które zrobiłam jej podczas oglądania Roszpunki. – Nie mów, że znów uciekasz przed Peterem.

– Niestety. – wzruszyłam ramionami i oparłam podbródek o stolik. Przymknęłam na chwilę oczy, a objęcia morfeusza zaczęły mnie momentalnie zabierać w krainę snów. Zmusiłam powieki, aby się otworzyły, a sama spojrzałam na Tess, która coś bazgrała w zeszycie. – Czy to jest to, o czym ja myślę? Czyżbyś znów pisała jakąś piosenkę?

– Tak. – przytaknęła krótko. Zmarszczyłam brwi. Żadnych informacji? Czyżby coś się stało? Zawsze mi opowiadała o swoich piosenkach. Najczęściej godzinami, a teraz miałam zadowolić się krótkim, aczkolwiek naprawdę niesatysfakcjonującym „tak". Szturchnęłam ją dłonią. – Nazywa się, grzecznie ujmując, „uciekające serce", a naprawdę ma inne pierwsze słowo, ale nie zmusisz mnie do tego abym je wypowiedziała. Nie chcę siedzieć kozie Holly. I jest o strachu przed wejściem w związek. No i to tyle.

– I jest o tobie i... panu bogatym. – Informacja rozbudziła mnie aż znów wróciłam do pozycji siedzącej i poruszyłam charakterystycznie brwiami sprawiając, że czarnowłosa tylko przewróciła oczami, ale przytaknęła. – Czekaj... Czyli, że zaproponował ci coś o czym ja nie wiem?

– Taa. – mruknęła i wróciła do pisania piosenki. Chciałam powiedzieć coś i to naprawdę głośno, ale co raz to więcej uczniów złaziło się do klasy, a moje ostatnie zdanie zagłuszył dzwonek.

– I MI O TYM NIE POWIEDZIAŁAŚ?

Teresa Friday i Holly Abbott przestały być przyjaciółkami. Tak właśnie głosiłby post na człowieko książce, gdybym miała telefon przy sobie. Jak na złość, po raz kolejny przypomniało mi się, że przecież go nie mam. Jestem z nią przyjaciółką od generalnie przecięcia pępowiny. Przynajmniej dla mnie, bo urodziłam się dwa dni po niej i leżałyśmy w jednym pokoju obok siebie, a ta mi wyjeżdża z ważną informacją o której nawet nie miała zamiaru mnie powiadomić? Chyba, że miała, tylko czekała na odpowiedni moment? TYLE, ŻE KIEDY MIAŁBY ON NADEJŚĆ?! Nadszedł on teraz tylko i wyłącznie przez moje wścibstwo. Założyłam ręce na piersiach postanowiłam po raz pierwszy od wieków skupić się na lekcji, co jakiś czas próbując ukraść zeszyt Tess, kiedy nie patrzyła. Udało mi się, ale tylko na chwilkę, aby dojrzeć słowo „A ty mnie zapytałeś: czy być z tobą chce ,ja obiegłam, uciekłam łamiąc serce twe." Czasem czułam się naprawdę źle, na przykład jak teraz, bo zamiast się obrażać jak pięciolatka, powinnam być przy niej. Świat nie kręci się tylko wokół ciebie, powiedział, kiedyś mój brat, aż dziwne, że teraz go cytuje, że go w ogóle cytuje.

Z każdą lekcją czas mijał co raz do szybciej, a pora lanczu zbliżała się nieubłaganie. W międzyczasie udało mi się nawet pogadać z Tessą, która wyjawiła mi jak to Harry w niedzielę wieczorem zabrał ją do kina i kiedy odprowadzał ją pod drzwi mieszkania, spytał się, czy chce z nim być, tak, nie jako kumple. Powiedziała, że się zastanowi. Co według mnie był bardzo mądrym posunięciem, jeżeli nie była pewna na tyle, że była w nim naprawdę zauroczona. Od samego początku. Nie wiedziałam nawet, co jej poradzić, bo sama nigdy nie byłam w takiej sytuacji, a znając moje szczęście, nigdy nie będę. Chociaż... KTO WIE!

Podeszłam do stolika, gdzie zazwyczaj jadaliśmy paczką, ale, co najlepsze, nikogo nie było. I mówiąc nikogo, miałam na myśli nikogo. Westchnęłam ciężko. No nic, będę jadła sama. Położyłam tackę z miską sałaty z pomidorkami oraz pociachaną marchewką, po czym zalałam ją sosem winegret. Wsadziłam także słomkę w mój kartonowy soczek o smaku jabłkowym i postanowiłam, że jak muszę to zjem w samotności, a przynajmniej spróbuję. Moja samotność trwała dwie minuty z sekundami bo MJ postanowiła przycupnąć z książką o niewolnictwie obok.

– Nie denerwuj się tak. Bo zaraz zwrócisz całe te piękne jedzenie, na które harowali ludzie zza granicy, obrywając tą twoją sałatę w pocie czoła. – Zaczęła. Jej ciemne włosy okalały jej twarz robią za brązową aureolę. Wolałam się z nią nie wykłócać, że moja sałata jest BIO i ogólnie ludziom jest normalnie płacone, bo znalazłaby mi dziesięć argumentów na obalenie mojej tezy. Ja nie jestem mądra w te klocki. Znaczy lubię historię i angielski, ale tego typu rzeczy jak „równa płaca", czy coś, to się uczą na ekonomi, którą nie obejmuje moje rozszerzenie. – Pewnie myślisz, po co pojawiłam się w tym twoim pastelowo różowym świecie. Otóż, miałam odciągnąć twoją uwagę od tego...

Na usta już cisnęło mi się pytanie, ale przerwał mi puszczony na pełną głośność marsz imperialny z gwiezdnych wojen. Odwróciłam się momentalnie w kierunku z którego dobiegał dźwięk przy okazji przez przypadek uderzając dziewczynę kucykiem. Słyszałam jak coś wypluwa i byłam prawie pewna, że mogły być to moje włosy. Do sali wpadła ubrana za Dartha Vadera osoba, a koło niej szedł chłopak z bezprzewodowym głośnikiem w ręku z którego leciała muzyka. Dla osób które nie wiedzą, kim jest Darth Vader. To ten zły w czarnym ubraniu ze starej trylogii. Dowiedziałam się dzięki Peterowi. Wyglądało to na naprawdę zacny „promposal". Którego, byłam gwiazdą? Cholera jasna. MJ chwyciła mnie za ramiona i popchnęła abym wstała. Z kieszeni bluzy wyciągnęła plastikowy pistolet na wodę. Rozkazała mi iść w stronę tego złego.

Czułam się dziwnie będąc w centrum uwagi. Stanęłam przed obliczem astmatyka zwanego Vaderem, a ten zwrócił się do osoby ubranej w maskę szturmowca oraz białe ciuchy. Było widać, że to kobieca sylwetka. Nie miałam pojęcia, kto to może być. Znaczy... domyślałam się, a każda myśl sprawiała, że byłam na skraju płaczu. Ale nie ze smutku. Z radości.

– Holly Abbott. Zostałaś porwana przez mnie, Dartha Vadera, by usłyszeć odpowiedź na jedno pytanie. Czy pójdziesz ze mną na bal? – modulator głosu w paru momentach zawodził, ale i tak głos wydawał się niski i przerażający. Uniosłam brwi i już miałam odpowiadać...

– NIE TAK SZYBKO! PIU, PIU! – zza ławki wyskoczył Peter w stroju Hana Solo i także plastikowym pistoletem w ręce. Ciekawe, czy będzie to wersja deluxe i Han okaże się jedi, bo jeśli chodzi o proszenie na bal, nie każdy się trzyma fabuły, jeśli ktoś robił tematyczne. Peter, aka chyba Han, wyleciał na osobę w przebraniu czarnego złego, a za nim zaczął biec Ned z maską Chewbacci na twarzy, która nawet wydawała dźwięki, gdy tylko otwierał usta. – Nikt na mojej warcie nie będzie prosił Holly o pójście na bal.

Chciałam wielki promposal? To go mam. Tylko czemu czuję się jakoś tak dziwnie? Może dlatego, że za moimi plecami ogrywa się walka na blastery i miecze świetlne, a ja czuję się jakby mnie ktoś do filmu wciągnął i nie mam pojęcia, co robić. Idealny moment aby przećwiczyć improwizację księżniczki potrzebującej pomocy. W końcu to też jest jakby przedstawienie tylko, że nikt nie dał mi scenariusza i nie wiem, czy płakać, czy się śmiać, czy uciekać. Jeden celny strzał z sikawki, a osoba w masce Vadera padła na ziemię. Parę osób zaklaskało. Lecz wrzawa dopiero miała nadejść. Peter poprawił dłonią kosmyki, które opadły mu na twarz pomimo, że z nimi też wyglądał bosko. Nogi mi zmiękły, kiedy stanął przed mną, a jego czekoladowe oczy spojrzały na mnie. Ujął moje dłonie, a jego usta wykrzywiły się w najszczerszym uśmiechu. Moje serduszko zatrzymało się.

– Holly Alexandro Abbott. Czy zrosłabyś mi ten zaszczyt i poszła ze mną na bal? – denerwował się. Jego głos drżał, co raz to bardziej z każdym kolejnym słowem, które wypowiadał w moją stronę. Powinnam go trzymać w niepewności? Ludzie zaczęli skandować głośne „tak", chociaż nie wszyscy, bo usłyszałam parę „zostaw tego luzera" albo „co za szopka". – Holly?

– Przepraszam zapomniałam na chwilę jak się mówi. – mruknęłam dosyć cicho, ale na tyle by chłopak roześmiał się nerwowo. Jego policzki oblały się czerwienią, chyba miał pomału dosyć bycia w centrum. – TAK! Matulu, ja nie wierzę, że to się dzieje. Tak, pójdę z tobą.

Uścisnęłam go i nie zamierzałam puścić. Cały pachniał męskimi perfumami. To był naprawdę ładny zapach, coś w stylu morskiej bryzy. Chłopak odsunął się od mnie i potargał po blond włosach, a ja odpowiedziałam mu tym samym bawiąc się jako ciemnymi włosami. Lubiłam się nimi bawić, a chłopakowi najwyraźniej to nie przeszkadzało. Atencja nami zmalała, bo ludzie odwrócili się do swoich stoliczków. Chłopak chwycił mnie pod ramię i zaprowadził do naszego stoliczka przy którym Ned już wciągał coś do jedzenia. Maskę pozostawił na głowie, a futrzane przebranie najwyraźniej nie przeszkadzało mu aby jeść. Wróciłam z powrotem do swojego lanczu.

– To... – nie potrafiłam się wysłowić, tak jakbym głową wciąż była gdzie indziej. Cóż, po prostu szok nie chciał opuścić moje ciało, a pewność, że to tylko sen i zaraz się obudzę zaczął mnie ogarniać. Peter spojrzał na mnie i uśmiechał się zawadiacko. – Było niesamowite.

– Raczej niesamowicie denne. – za plecami chłopaka pojawił się Flash, którego mina mówiła tylko jedno. Czemu nie byłem pierwszy? Ja czekałam i w ostateczności nawet bym się zgodziła, gdyby ten niski hindus z miną, jakby ktoś zabił mu kota, mnie o to poprosił. Byłam wolna, a do samego balu pozostał miesiąc, więc mógł się pośpieszyć. – Serio? Gwiezdne wojny?

– A ty co byś zaprezentował? – Tess, która siedziała obok Harry'ego spojrzała na hindusa spode łba. Jej błękitne tęczówki lustrowały nastolatka, który prychnął jakby rozbawiony. Dziewczyna przewróciła oczami. – Pewnie nic byś nie zrobił. Po prostu zwieracz ci ściska, więc postanowiłeś podejść i się dowartościować. Przykro mi, ale dopóki ja tu siedzę, to jedyne co poczujesz to ból i to, że przegrałeś. Po raz kolejny, Eugenine.

Parsknęłam śmiechem słysząc imię Flasha, które dla większość osób nie było ono tajemnicą, ale wciąż śmieszyło. W końcu, po coś kazał się tak nazywać. Jednak, po dłuższym zastanowieniu, zawsze mogło być gorzej, bo jest tyle imion, które brzmią naprawdę źle i słyszysz je tylko kiedy ktoś wspomina o zmarłych, starych dziadkach. Z resztą, kojarzyło się przecież z tak pozytywną bajką, jaką byli zaplątani, więc nie powinien tak narzekać. Lepiej być jednym Eugeniuszem na tysiąc, niż jedną Holly na dziesięć. Peter też jest często nadawanym imieniem.

– Nie musiałbym. Moja charyzma by w zupełności wystarczyła. – prychnął zirytowany i odszedł od stolika. Tessa chciała rzucić jeszcze jakimś tekstem, aby go bardziej zirytować, bo otworzyła usta, jednakże machnęła tylko ręką i wróciła do jedzenia.

– Palant. – mruknęła.

Razem z Tess stałyśmy przed szkołą i czekałyśmy na mojego brata, który sam z siebie postanowił po nas przyjechać. Olinek okrąglinek stał za nami z komorą przed nosem i piłką do tenisa w drugiej. Nie wiem skąd ją miał i po co, ale to był Oliver. Jego się nie ogarniało. Loki nastolatka powiewał wiatr i ciągle opadały mu na twarz, więc zirytowany odgarniał je z twarzy. Obok nas przebiegł Peter spojrzał na mnie na chwilę, pomachał krótko i pobiegł dalej. On zawsze jechał tramwajami. Chciałam za nim pobiec i spytać się, czy nie chce zostać podwieziony, bo mieliśmy jeszcze jedno wolne miejsce, ale chłopaka już nie było. Zasuwał jakby miał motorek w tyłku.

– Tereso. – Ze szkoły wyszedł Harry, a Tess zagryzła wargi. Dalej miała na sobie białe spodnie, a pod pachą trzymała hełm szturmowca. Zabrała głęboko powietrze i wypuściła je ciężko. Jej lewa noga zaczęła podrygiwać. Stresowała się. – Unikasz mnie.

– Bo, nie wiem. – jęknęła a oczy utkwiła w chłopaku. Czułam się troszeczkę niezręcznie będąc w oku cyklonu zwanym „kłótnią między Tess, a Harry'm" . Cofnęłam się o krok do tyłu, ale żelazny uścisk czarnuli sprawił, że musiałam zostać przy niej. – Może nie jestem na to gotowa. Nie znamy się długo. Ja się boję wchodzić w związek. I do tego nigdy nie byłam w czymś takim.

– Zaufaj mi Tereso. – podszedł bliżej, a dziewczyna wycofała się prawie wpadając na swojego młodszego brata, który tylko bąknął coś pod nosem, aby patrzyła jak chodzi. Ciemne włosy Osborna były nieogarnięte, jakby przebiegł maraton z metą przed niziutką Tess. Jego jasne oczy mierzyły nastolatkę wzrokiem. Aż wstrzymałam oddech czując odpowiedzialność za pchnięcie ją do akcji. W końcu, ona na moim miejscu zrobiłaby to samo. – Przynajmniej pójdź ze mną na bal.

– Bardzo chętnie pójdzie z tobą na bal. – Może jednak powinnam była trzymać język za zębami? Moja najlepsza przyjaciółka spojrzała na mnie z przerażoną miną. Tyle razy mi pomagała. Teraz moja kolej. Wiedziałam, że później będzie żałować, że w tamtym momencie uciekła. Ja nie uciekłam na stołówce to Tess nie ucieknie tutaj, nawet jeśli zostawię ją z chłopakiem pośpieszając Adasia, aby odjechał jak tylko po nas podjedzie. – Tess? Nie zgadzasz się?

– Ja... – jęknęła. Jasne oczy nie spuszczała z chłopaka, który z plecaka zaczął wyciągać padnięty bukiecik. – To dla mnie?

– Tak. – Podrapał się niezręcznie po karku. – Miałem ci go dać już na pierwszej lekcji, ale spanikowałem w szczególności po wczoraj. Chciałem cię złapać, ale potem była akcja dla Petera, a to mój przyjaciel, twój zresztą też. No i po akcji zaczęłaś mnie unikać. Myślałem, że zrobiłem naprawdę coś nie tak. Jednakże, nie widzę się z nikim innym jak z tobą na tym balu, więc kiedy zobaczyłem jak czekasz przed szkołą, to musiałem cię złapać. Niestety bukiety nie trzymają tak dobrze bez wody... No, więc wygląda nie najlepiej, ale ja mogę kupić ci nowy.

– Cholera jasna. – bąknęła pod nosem. Wzrok na chwilę przeniosła na buty, aby po chwili znów na chłopaka, który czekał na trochę dłuższą odpowiedź niż te dwa słowa. Oliver spojrzał ponad swoją komórkę. – Dlaczego jesteś taki idealny? Dlaczego nie mogłeś po prostu sobie odpuścić jak inni? Nie potrafię. Po prostu nie potrafię nic innego powiedzieć, jak tak.

Uśmiech wpełzł mi na usta kiedy, Harry chwycił za dłonie dziewczyny po czym uścisnął ją. Zgrali się idealnie, bo usłyszałam trąbienie mojego kochanego braciszka. Szczypnęłam loczusia, którego brwi zeszły się, a ja podbródkiem wskazałam na srebrnego mustanga, który należał do mojego taty i nie wiem, jak długo Adam musiał go prosić, aby ten dał mu kluczyki. Chyba, że przystawił mu gnata do skroni... Kto wie! Pobiegłam razem z Oliverem do samochodu i usiadłam na miejscu z przodu obok kierowcy. Zauważyłam jak Teresa zaczyna machać do nas.

– JEDŹ STARY! JEDŹ JAKBY TWOJE ŻYCIE OD TEGO ZALEŻAŁO! – wrzasnęłam w stronę Adama, który aż upuścił swoją komórkę. Włożył okulary na nos i niczym zawodowy kierowca wyścigowy wyjechał z parkingu. Byłam pewna, że słyszałam wrzask Tess. Mówiła coś o tym jaką żmiją jestem i jak miała wrócić do domu. – Jestem z siebie dumna.

– Co zrobiłaś? – Adam skupiony na drodze odezwał się spokojnie, a ja tylko wzruszyłam zadowolona ramionami. Tess będzie obrażona, ale zrozumie, że to dla jej dobra. – Olli?

– Zostawiła moją siostrę z milionerem.

– A teraz tak bez żartów? – uniósł brew. Oliver przewrócił oczami i wrócił do przeglądania czegoś na komórce. – Serio, zostawiłaś Tess samą?

– Olli nie kłamie. Zostawiłam Tess pod opieką jej chłopaka. – uśmiechnęłam się szeroko. Byłam genialna od czasu do czasu. – Znaczy mam nadzieję, że jej chłopaka...


5.32 PM

WrednaZołza: JAK WRÓCĘ DO DOMU TO MASZ WPIERDOL KOCHANA

Barbie: powinnaś mi dziękować kochanie.

Barbie: JESTEM Z WAS TAKA DUMNA I NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ NA WASZE SŁODKIE ZDJĘCIA NA INSTA Z HASZTAGIEM „SŁODZUTKA PARKA".

WrednaZołza: Tu Harry. Tess poszła do kibelka i zostawiła telefon a ja znam jej hasło więc jestem. Dzięki ci blondi. Gdyby nie ty to teraz nie siedziałaby u mnie i nie gralibyśmy razem na moim ps4. Co do zdjęć to oczekuj ich niedługo chociaż kto wie może dopiero podczas balu. Musimy kiedyś wybrać się razem na taką podwójną randkę. Szkoda tylko że Peter bawi się w półśrodki zamiast jebnąć z grubej rury.

WrednaZołza: KURNA.

WrednaZołza: Chyba nie powinienem tego mówić.

Barbie: HARRY?

Barbie: POWIEDZ MI WIĘCEJ!

Barbie: ALE MI SIĘ ŁAPY POCĄ

Barbie: JA TU RYCZĘ .

Barbie: AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA

WrednaZołza: OSZ CHOLERA

WrednaZołza: Znaczy ja się domyślałam ale chujek nawet mi nic nie mówił.

WrednaZołza: TYLKO GO NIE NASKAKUJ BO WTEDY WSZYSTKO JEBNIE A TAK TO PO PROSTU CZEKAJ I W KOŃCU TO WYJDZIE NA JAW. PO PROSTU USPOKÓJ SIĘ I NAJWAŻNIEJSZE NIE PISZ DO NIEGO!

Barbie: Głupia jesteś?

Barbie: I CO BYM NAPISAŁA?

Barbie: HEJ PETER TWÓJ KUMPEL WYGADAŁ SIĘ ŻE TAK NAPRAWDĘ ZALEŻY CI NA MNIE NO I NIE MA CO SIĘ BAWIĆ W KOTKA I MYSZKĘ BO TY MI TEŻ SIĘ PODOBASZ. GENERALNIE CHYBA OD SIÓDMEJ KLASY? NIE WIEM I GENERALNIE ŚLEDZIŁAM CIĘ KAŻDEGO DNIA JAK WYCHODZISZ ZE SZKOŁY ALE NIGDY NIE MIAŁAM ODWAGI DO CIEBIE ZAGADAĆ? JUŻ OD DAWNA WIEDZIAŁAM GDZIE MIESZKASZ I GDYBYŚ WIEDZIAŁ ILE RAZY PRZECHODZIŁAM OBOK TEGO MIESZKANKA TYLKO PO TO ŻEBY MIEĆ ŚWIADOMOŚĆ ŻE JESTEŚ NIE OPODAL TO DAWNO DOSTAŁABYM ZAKAZ O ZBLIŻANIE SIĘ?

Barbie: No zastanów się Tess.

Barbie: MI NAWET PETER KUMPEL PASUJE

Barbie: ALE TO JEST JESZCZE LEPSZE! <3

WrednaZołza: śledziłaś go od siódmej klasy??? to dziwne

Barbie: Harry?

WrednaZołza: Przepraszam ukradł mi telefon.

Barbie: Może lepiej zmień hasło bo nie chce ci teraz przypominać jakie rzeczy się na tej konwersacji znajdują. Zaczynając od zdjęć po sama wiesz co!

WrednaZozła: VOLDEMORT?

Barbie: HARRY ODDAJ TELEFON TERESIE BO SIĘ TAM DO WAS PRZEJDĘ!

WrednaZołza: tsa,m ahy abbufftyunn,alf;pijhgs

Barbie: CO?

WrednaZołza: Znikam zanim chujek znów mi ukradnie telefon a wtedy będziemy biedne.

Barbie: OK ^-^


5.52 PM

Holly: Wiem, co do mnie czujesz.

[Usunąć tą wiadomość?]

[tak] [ nie]

Holly: Dam ci jednak szansę, abyś sam mi to powiedział. Chociaż i ja czuję do ciebie to samo. Płakałam dniami w poduszkę, kiedy dowiedziałam się, że lubisz Liz, a na mnie nigdy nie spojrzałeś. Tak bardzo chciałam być z tobą, ale wiedziałam, że nic na siłę. Mama mówiła mi, że powinnam była zaczekać, a tata żebyś o mnie zawalczył, bo taki facet, co od razu pokazujesz, że mu się podobasz to generalnie cię nie szanuje. Ty byś mnie szanował. Wiem to, bo nie skrzywdziłbyś muchy, a przynajmniej nie specjalnie. Och mój kochany Peterze, tak bardzo chciałabym abyś już mi to powiedział, co wiem i abym mogła w końcu trzymać twoją dłoń. Ugh wyszło to jak fragment z harlekina. I tak przecież tego nie przeczytasz więc, co mi tam.

[Usunąć tą wiadomość?]

[tak] [ nie]

Holly: Za tydzień wybieram się na przesłuchanie do Nędzników na Broadwayu i będę się starała o jakąś drobną rolę. Przyjdziesz? Adam będzie, Tess też. Po prostu jesteś dla mnie ważny.

Peter: OCZYWIŚCIE ŻE PRZYJDĘ

Peter: Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo mnie to cieszy że prosisz mnie abym przyszedł co prawda przyjdzie też Tess i twój brat ale no nie cała szkoła!

Peter: Odwołam wszystkie staże na ten dzień. Właściwie to kiedy masz te przedstawienie w szkole? To od razu tam też poproszę o wolne.

Holly: Oh. DO TEGO JESZCZE MASA CZASU! ALE JAK COŚ, TO CI POWIEM

Peter: super c: a teraz muszę uciekać!

Holly: uciekaj ;) 


---

Ogłoszenia na szybko. Jutro jadę na wakacje aż nad może śródziemne i nie wiem czy będę miała czas oraz internet aby cokolwiek dodać więc dodaje dziś.  Uwielbiam moment kiedy Peter prosi Holly na bal bo wpadłam na niego jakoś przez przypadek i to było jak "omg, tak!" Dziękuję za wszystkie komentarze w szczególności jednej osóbce którą jak na złość nie mogę oznaczyć ale zadedykuje jej rozdział <3 za sprawdzenie tych rozdziałów. Pokazałaś mi ile tak naprawdę znajduje się tu błędów i aż mi głupio, bo w większości to literówki i jak będę miała więcej czasu to na pewno je poprawię! <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top