| shut up and dance |

życzę miłego czytanka 

pod koniec dowiecie się czemu jestem teraz taka miła.


Spojrzałam w moje odbicie w lustrze i zaczęłam się zastanawiać, czy to nie sen. Miałam wiele, bardzo podobnych do tego, co właśnie się działo, z Peterem Parkerem w roli głównej, oczywiście. Moje powieki pokrywał delikatny różowy kolorek, a usta czerwona pomadka, włosy miałam zakręcone. Postanowiłam zostawić je wolne, co nie robiłam za często. Raczej byłam fanką kucyków i koczków. Usłyszałam delikatne pukanie do drzwi, a przez nie wszedł mój tato. Logan Abbott był najukochańszym ojcem na świecie. Zabieganym i tak naprawdę rzadko, kiedy miał dla mnie wystarczająco czasu, ale kiedy go znajdywał nie mogłam narzekać. Uśmiechnął się pod nosem, a w jego oczach pojawiły się łzy. Wiedziałam, że i ja długo nie wytrzymam. Dokładnie dwadzieścia sekund po których sama zaczęłam odpędzać łezki, mrugając szubko. Wtuliłam się w tatę, a ten uścisnął mnie jeszcze mocniej i nie chciał mnie puścić. Ostatnio, jak było Homecoming nie okazywał aż tyle uczuć, w końcu sama uznałam tamten bal za wielką wiochę na którą wcale nie chciałam iść, po części dlatego że Parker był z inną, ale jak już ktoś mnie zaprosił to nie mogłam odmówić, a i tak przez ponad połowę razem z Teresą i dwoma innymi uczennicami uspokajaliśmy Liz. Dziewczyna bardzo szybko zmieniała nastawienie od „jak wróci to go zajebię" po chlipanie i powtarzanie „to moja wina." Teraz nie zdziwiłabym się, jakby nie zaczął rozmowę o tym jak to szybko dorastam. Do tego idę na bal z moim chłopakiem.

– Baw się tam Holly. – odsunął się od mnie po czym uniósł wskazujący palec. – Tylko nie za dobrze. Ja wiem, jak to wygląda na takich balach. Niby nauczyciele pilnują, ale i tak się jakoś dzieciakom się udaje zwiać.

– Tato. – bąknęłam rumieniąc się delikatnie. Przynajmniej oszczędził mi sprawy z ptaszkami i pszczółkami, a nie chciałam się rozstawać w gniewie. – Wiesz, że ja i Peter...

– Wiem słonko. – wyciągnął w moją stronę dłoń i chciał potargać moje włosy, ale w ostateczności zawisła ona nad moją głową. Pokręcił głową i zabrał ją momentalnie. – Matka by mnie zabiła jakbym ci ją zepsuł. Wyglądasz cudownie. Jakby coś było, to dzwoń. Nie po to ci dałem nowy telefon abyś po prostu o nim zapomniała.

Przytaknęłam głową chociaż zapewne nie będę miała w ogóle potrzeby, aby wyciągać telefon, a zresztą miałam zamiar zostawić go w kurtce, aby mnie nie rozpraszał. Bal jest raz na rok więc można sobie opuścić na parę godzin i bawić się ze znajomymi, chociaż bardzo zastanawiałam się, czy by nie nagrać występu Tess. Na pewno zrobi to ktoś inny, pomyślałam. Razem wyszliśmy z mojej sypialni, a zza rogu pojawiła się mama z komórką w ręku. Flesz na chwile mnie oślepił, a ciche przekleństwo doszło do moich uszu, tak samo jak uwaga Adama o dolarze, którego później mama musiała wpłacić do skarbonki. Zamrugałam parę razy aby cokolwiek zobaczyć, a kobieta która mnie wychowała uścisnęła tak mocno, że przez chwilę nie wiedziałam, czy zaraz się nie uduszę. Adam pozwolił sobie postać, opierając się o blat w kuchni, posyłając zadowolone spojrzenie. W końcu to on dziś robił za szofera. Mojego i Petera, bo Tess musiała uciec wcześniej, przynajmniej tak mi powiedziała, a czy nie będą się po prostu miziać z Harrym w kanciapie, tego nie wiedziałam.

– Kupiłam Peterowi taką małą różyczkę z agrafką, żebyś mogła ją przypiąć. – odezwała się Margaret Abbott, a głos jej drżał. Ja naprawdę nie chciałam się popłakać, ale najwyraźniej moi rodzice próbowali do tego dopuścić. – Adaś chodź się przydaj i zrób nam rodzinne zdjęcie.

– To ja do tej rodzinny nie należę? – oburzył się, ale wiedziałam, że robił to specjalnie. Podszedł do mamy i wziął od niej komórkę po czym odsunął się i zrobił parę zdjęć. Tyle dobrze, że przynajmniej on wyłączył przeraźliwe jasne światło, które wcześniej mnie oślepiło. – Dobra. Gotowe.

I już chciał zabrać swoje cztery litery i uciec, ale mama chwyciła go za rękaw i pociągnęła do reszty rodziny po czym rozkazała mojemu starszemu bratu ustawić się koło mnie. Sesja zdjęciowa zapewne trwałaby bez końca, gdyby nie dźwięk dzwonka do drzwi. Podekscytowana prawie podskoczyłam w miejscu. Tato postanowił iść otworzyć drzwi, mama podała mi małą różyczkę w kolorze podobnym do mojej sukienki, którą miałam wpiąć w marynarkę chłopaka. Zestresowana wyrwałam kwiatka z rąk mamy potykając się o własne buty na obcasie. Wpadłam prawie na ojca i przeciskając się między nim, a ścianą wślizgnęłam się między dwóch najważniejszych mężczyzn w moim życiu. Adam był na trzecim miejscu. Chłopak uśmiechnął się promienie, a w dłoniach trzymał małe pudełeczko z bransoletką z kwiatków idealnie dopasowaną do mojego ubioru. Nie wiedziałam, jak się za to zabrać. Ostatnio drętwo po prostu wsadziłam kwiatek, a chłopak kazał mi samej zawiązywać korsarz. Teraz wszystko było zupełnie inne. Razem z chłopakiem weszliśmy do mojego domu. Mama wyleciała z telefonem mówiąc, że nie wypuści nas dopóki nie narobi odpowiedniej ilości zdjęć.

– Zaraz się mamo przez ciebie spóźnimy. – przewróciłam oczami. Pomału, troszkę bawiąc się agrafką i będąc na skraju załamania, bo metalowa rzecz nie chciała współpracować, zapięłam kwiatka, a chłopak rozpakował bransoletkę i sam mi ją zawiązał. Wydawał się taki szczęśliwy i choć od czasu do czasu się spinał to wiedziałam, że gdy tylko znikniemy z pola widzenia rodziców się rozluźni. Chłopak objął mnie niemrawo i spojrzał w obiektyw podobnie zrobiłam ja. – Długo jeszcze?

– Skarbie. Musimy to upamiętnić i to w HD, a telefon nie chce współpracować. – powiedziała lekko zirytowana po raz kolejny przyciskając przycisk. Nawet kucnęła aby robić zdjęcia jak profesjonalny fotograf, że aż przerażało mnie, jak będą one wyglądać. Spojrzałam na nastolatka, a on na mnie. Uśmiechnął się delikatnie, a jego czekoladowe oczy badały mnie wzrokiem. Dzisiejszego dnia żaden kosmyk nie ośmielił się nawet odstawać od reszty. – GOTOWE!

Chłopak wziął mnie pod rękę i poprowadził w stronę wyjścia. Byłam mu wdzięczna, bo pantofelki, które wybrała dla mnie dobra wróżka o imieniu Teresa, chociaż były przepiękne, to ciągle się w nich potykałam. Adam wyszedł za nami i zamknął drzwi. Obserwował nas bacznie, jakby czekając na jakiś fałszywy ruch, który będzie mógł przekazać rodzicom. Tyle, że nie byliśmy już dziećmi, więc raczej nie powinien postąpić, jak wredny Brutus. Brat odpalił samochód, a my usiedliśmy z tyłu. Niewinnie chwyciłam go za rękę, a Peter rozluźnił się nieco. Oparłam głowę o jego ramię.

– Na jakim etapie jesteście? – Zmarszczyłam momentalnie nos. Mój chłopak spiął się tak bardzo, że jego ramiona przestały być wygodne i musiałam spojrzeć na brata, który spoglądał na mnie w lusterku. Postanowiłam zamordować go wzrokiem. Ten sobie nic z tego nie robił, wręcz widziałam w tych jego piwnych tęczówkach, jak próbował powstrzymać się od śmiechu, widząc moją reakcję. – Mi możecie powiedzieć. Jeżeli się Holluś wstydzisz przed rodzicami powiedzieć, że wasze przytulanie nie kończy się tylko na głaskaniu po główkach, to właśnie jest ten moment.

– Zaraz wysiądę i wezmę stopa. – powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Czemu nasze relacje muszą przypominać sinusoidę? Tak, przynajmniej to zapamiętałam z lekcji matematyki. Na przemian wyznawaliśmy sobie, jak to byśmy nie potrafili bez nas żyć oraz dogryzaliśmy tak bardzo, że moje pięści szły w ruch. Nie biłam go, po prostu unosiłam zaciśniętą pięść grożąc, że jeszcze jedno słowo i poczuje gniew Holly Abbott. – Nie wiem, czy ci sprawia przyjemność, żeby zawstydzać mojego chłopaka, czy co, ale ja mam na ciebie haki. Przy okazji także na moją przyjaciółkę, ale nie wiem, czy Harry byłby tak szczęśliwy, że...

– Myślałem, że chcesz dojechać na miejsce Holls. – burknął. Prawą dłonią sięgnął w stronę gałki i pogłośnił radio. Normalnie, to już bym się podłączała z moją muzyką, ale po takiej akcji pozwoliłam nam obu ochłonąć i pozwolić sobie na słuchanie panny Grande. Cóż... Mogło być gorzej. Zawsze mógł lecieć Justin Bieber, a jego tolerowałam tylko w wieku dwunastu lat.

Peter spojrzał na mnie spod uniesionych brwi. Zagryzłam wargi i wlepiłam wzrok w tapicerkę. Odkurzył ją, co mnie niezmiernie ucieszyło, ale to nie było teraz najważniejsze. Właśnie wkopałam moją najlepszą przyjaciółkę. Przecież Harry nie zrozumie, albo zrozumie opacznie i naśle jakiś mafiozów na mojego brata. Jak mówiłam, my za sobą nie przepadaliśmy ale tak szybko nie chciałam się go pozbyć. Spojrzałam przez okno, a moim oczom ukazało się miasto w którym się urodziłam. Ulice były odśnieżone podobnie jak chodniki. Gdyby nie trochę śniegu leżącego na poboczu, prawdopodobnie można by było zapomnieć, że w ogóle spadł. Po mimo, że nie minęła nawet piąta to tylko lampy oświetlały ulice. Grudzień ma bardzo krótkie dni i normalnie bym narzekała, ale czując delikatną dłoń chłopaka moich marzeń na mojej nie zwracałam już na to tak dużej uwagi.

Kiedy dojechaliśmy wyskoczyłam jako pierwsza i szybko pożegnałam się z bratem, przybijając mu krótkiego żółwika. Bąknął coś o bezpieczeństwie oraz o telefonie z którego miałam zadzwonić trochę wcześniej niż minutę przed zakończeniem, aby miał czas przyjechać. Peter delikatnie pociągnął mnie w stronę szkoły i pomógł przejść zabójcze schodki. Już z zewnątrz można było usłyszeć muzykę i zobaczyć kolorowe światła. Weszliśmy przez drzwi, a w progu powitała nas moja nauczycielka od matematyki. Uśmiechnęłam się trochę zbyt mocno, ale cóż miałam poradzić, że mnie zestresowała samym staniem. Pewnie zaraz by mnie odpytała. Przyśpieszyłam kroku i zatrzymałam się momentalnie koło ludzi z samorządu zajmujących się szatnią. Chłopak ledwo wyhamował pomimo, że to ja byłam w szpilkach. Chyba pomału ogarniałam jak się w nich porusza. Z uroczym uśmieszkiem podałam moją kurteczkę i mimo drobnych sprzeciwień, także Petera. Jedna z dziewcząt wskazała nam drogę do sali pomimo, że zapewne nawet głuchy albo ślepy znalazłby wejście. Muzyka dawała po bębenkach, a światła po oczach.

Wpadliśmy do środka i to dosłownie, bo drzwi okazały się być lekkie, a ja popchnęłam je z całej siły. Jedno było pewne, zrobiliśmy niezłe wejście smoka. Nikogo to nie obchodziło. Ludzie się bawili, tańczyli, podpierali ściany albo stali przy stoliku z przekąskami. Cała sala była udekorowana w tematyce zimowej. Styropianowe śnieżynki zwisały z sufitu sali gimnastycznej. Kolorystyka była dosyć chłodna, bo dominował błękit, ale wielokolorowe światła dodawały trochę ciepła w tej lodowej krainie. Koło przekąsek zauważyłam Neda oraz MJ. Najwyraźniej jednak nie tylko ja, bo to Peter zaczął mnie ciągnąć w ich stronę. Puszysty koleżka widząc swojego przyjaciela odłożył szybki kawałek ciasta na talerzyk i uściskał bruneta, ale nie długo bo zauważył mnie więc nie obeszło się bez miśka dla mnie. MJ w ładnej niebieskiej sukience także objęła nas krótko.

– Gdzie Tess? – zapytałam się, a mulatka wskazała brodą na parę, która bawiła się świetnie na środku parkietu. Co prawda wyglądało to tak jakby młody Osborn miał zaraz wyrwać jej ręce, ale Teresa nadążała. Włosy mała przepięknie upięte, a twarzyczkę pokrywał mocniejszy makijaż. W końcu była panią ciemności, chociaż musiałam przyznać, że Tessie w makijażu to widok nowy także i dla mnie. – Najwyraźniej bawi się lepiej od mnie. Nie miała grać?

– Lekka zmiana planu. Ma zagrać za... – dziewczyna spojrzała na zegarek. – Piętnaście minut więc nie martw się, niczego nie straciłaś. Możesz jeszcze nawet potańczyć, czego ja nie zrobię bo mój towarzysz nie ma zamiaru tańczyć.

– Mam dwie lewe nogi. – odezwał się Ned przepraszająco po czym chwycił za swoje ciasto i zaczął je pałaszować. Gdyby wzrok Michelle mógł zabijać to nasz kolega zapewne leżałby martwy. Chłopak zauważył jednak spojrzenie rówieśniczki, bo przełknął głośno smakołyk. – Spytaj się Holly, może pożyczy ci Petera na chwilę albo dwie.

– Nie po to się zgodziłam, aby stać pod ścianą.– obruszyła się, a ja spojrzałam na nastolatka, który chyba naprawdę chciał być matką Teresą i zatańczyć z nią chociażby ten jeden taniec.

– Przecież ty zawsze stoisz pod ścianą! – zauważył Ned, a mulatka już ostrzyła pazury, aby zaraz wbić mu je w serce i bez litości wyrwać je z klatki piersiowej chłopaka.

– Bo czekam, aż ktoś mnie w końcu zaprosi. – przewróciła oczami. Kiedyś też wyznawałam to samo, co Michelle tyle, że ten ktoś, to był ten sam chłopak, co odstawił scenę żywcem wziętą z Gwiezdnych Wojen tylko po to aby zaprosić mnie na bal. Warto było poczekać. Oj warto.

– No to chodź MJ. – powiedział nagle Peter chociaż wpierw skrzyżowaliśmy nasze spojrzenia. Niechaj się nasza kochana Michelle wyszaleje. Chociaż raz w życiu. – Następny tanieć jest nasz, Holly-Molly.

Czułam jak moje policzki robią się czerwone. Pierwszy raz nazwał mnie tym przezwiskiem, ale uważałam je za urocze. Nie było tak przesłodzone, jak misiaczki i pysiaczki więc osoby trzecie nie musiały w trybie natychmiastowym udawać się do łazienki, aby wyrzucić z siebie za dużą ilość słodkości. Sama także sięgnęłam po ciasteczko i spojrzałam na parkiet. Piosenka się skończyła, a Harry pocałował Teresę krótko, a moje serduszko aż podskoczyło. Byli tacy uroczy jako para, że aż poczułam poczucie winy zaczęło dawać o sobie znak. Prawie wszystko zepsułam, bo powiedziałam o dwa lub trzy słowa za dużo. Para udała się ze seny, bo zapewne przyjaciółka musiała się pomału szykować na występ. I stałam tam trochę jak ten kołek, ale przecież piosenki trwały po trzy minuty więc to nie była nieskończoność i mieliśmy miliony innych piosenek. Mój wzrok przykuł Flash, który widząc mnie zaczął powoli ruszać w moją stronę. Marzyłam aby piosenka się skończyła i nie chodziło mi o to, że MJ tańczyła z moim partnerem. Flash Thompson zbliżał się definitywnie za szybko.

I jak za pomocą magicznej różdżki piosenka się skończyła, a mój chłopak podszedł do mnie i wyciągnął jak najszybciej na parkiet. Żwawa piosenka opisywała emocje, które odczuwał piosenkarz, kiedy się zakochiwał. Mogłam się z nią utożsamiać, chociaż moje zakochanie zaczęło się już dawno temu to emocje, które przesiąkały mną, kiedy Peter Parker był obok, nie różniły się zbytnio. Tańczyliśmy bez planu, co jakiś czas okręcając się nawzajem i wykonując ruchy wyrwane z „Gorączki sobotniej nocy" z Travoltą. Właśnie, ciekawe czy puszczą jakiś kawałek z Grease, zastanowiłam się. Piosenka się skończyła i zanim zmieniła się na powolną DJ zapowiedział, że po niej wbija Teresa z zespołem. Nastolatek niepewnie położył dłonie na moich biodrach, a ja o wiele śmielej na jego ramionach po czym przysunęłam się trochę bliżej, spoglądając prosto w oczy chłopaka.

Peter Parker był moją miłością i obawiałam, że rozstanie z nim złamałoby mi serce, więc nawet nie przyjmowałam tego do wiadomości. Lecz wydawało mi się, że on czuł do mnie to samo, co ja do niego. W końcu jego oczy nie mogły kłamać, a spoglądały na mnie z troską i uwielbieniem. Zawsze miałam problem z kontaktem wzrokowym, ale patrząc na niego, mogłam zupełnie się zatracić. Położyłam podbródek na jego ramieniu i wtuliłam się w nastolatka jeszcze mocniej. Nic mnie nie obchodziło w tym momencie, ani świat, ani ludzie, ani to, że można już było usłyszeć, że piosenka się zaraz skończy. Chłopak odwzajemnił uścisk i był on tak silny, jakby bał się mnie wypuścić, jakby bał się, że ucieknę, ale ja przecież nie ucieknę.

– Przepraszam. – szepnął mi do ucha, a ja zamrugałam parę razy. Piosenka się skończyła, a Peter Parker puścił mnie momentalnie i uciekł. – Przepraszam, Holly.

A ja tak stałam, niczym kołek patrząc tępo w scenę na którą weszła Teresa, witając się z publicznością. Wszyscy podeszli, chcąc być jak najbliżej zespołu, tylko nie ja. Do mnie nie dochodziło nic, tylko dźwięki i światło, które teraz zaczęło mnie irytować. Ciepły głos nastolatki powitał wszystkich uczniów, a odpowiedział jej wiwat. Byłam pewna, że zatrzymała wzrok na mnie, ale jak to powiedział Freddie Mercury „Show musi trwać". Nie chciałam zepsuć momentu kiedy to Teresa Friday miała zaświecić niczym supernowa. Czułam jak pierwsza łza zaczęła ściekać mi po policzku. Muzyka instrumentów powoli docierała do moich uszów. Teresa wybrała klasyk tyle, że troszeczkę inaczej rozpisany. Powolne „Toxic" wypełniało salę i gdyby nie ten moment stałabym z przodu i śpiewała najgłośniej tak jak to robiła reszta publiczności. Świat przestał mieć barwy.

Jeszcze chwilę temu powiedziałam, że rozstanie z Peterem złamałoby mi serce na amen. Złamało. Z wielką gulą w gardle wpadłam do łazienki i opierając się chłodne kafelki ześlizgnęłam się na podłogę pociągając nosem, co chwila wpadając w ataki histerii. Ledwo mogłam oddychać, a mój szloch prawdopodobnie było słychać nawet w sali. Podciągnęłam kolana pod brodę, która drżała mi niemiłosiernie. Tak bardzo potrzebowałam teraz kogoś, kto by mi pomógł położył dłoń na ramieniu powiedział, że chłopcy już tacy są, ale i tak pomoże mi skopać tyłek temu, który mnie zranił. Potrzebowałam Teresy, która nie mogła w tym momencie przy mnie być. Usłyszałam, że ktoś otworzył klamkę, a w drzwiach pojawiła się dziewczyna. Troszkę starsza od mnie o podobnym kolorze włosów do moich, ale dosyć ostro zarysowanej szczęce. Uklęknęła przy mnie, a z małej torebeczki wyciągnęła całe opakowanie chusteczek.

– Co się stało? Ktoś cię zranił? – spytała, a ja mogłam była przyznać, że skądś ją kojarzę. Możliwe, że po prostu widziałam ją na przerwie, podobnie jak tysiąc innych uczennic. Pociągnęłam nosem i chwyciłam za chusteczkę, którą podarowała mi nastolatka. Położyła mi dłoń na kolanie i uśmiechnęła się bardzo delikatnie. – Chłopak?

– Chyba... Chyba ze mną zerwał... – wychlipałam, a dziewczyna uścisnęła mnie mocno. Poczułam, jak emocje znów wzbierają, a kolejny przypływ łez zalewa moje już czerwone i podrażnione policzki. – Nie wiem... Po prostu uciekł... Powiedział „przepraszam", ale... Ale ja nie rozumiem, co chciał mi przez to powiedzieć... Myślałam, że między nami wszystko jest dobrze.

– Faceci są gorsi od Fizyki, a wiem, co mówię bo ledwo ją zdałam. – odezwała się melodyjnym głosem. Nie odwracała od mnie wzroku jakby badała moje zachowanie i analizowała w jaki sposób mogłaby najlepiej mi pomóc. – Czasami mówią językiem Urdu, a dziwą się, że to oni nie mogą nas zrozumieć. Może to tylko nieporozumienie, a nawet jeśli to koniec. Dziewczyno, jesteś piękna jeszcze nie jeden padnie przed tobą na kolana, a teraz obmyj twarz bo widzę, że tusz nieźle się trzyma, wyjdź na dwór, a jak trochę ochłodniesz to wróć i się baw. Na pewno jest wiele chłopaczków, którzy by chcieli z tobą zatańczyć, a jak nie to podejdź to mnie, to ci znajdę pięciu partnerów. Obiecuję.

Uniosłam kąciku ust. Blondynka pomogła mi wstać po czym, pytając się uprzednio, czy wszystko jest już w porządku, wyszła. Opłukałam twarz lodowatą wodą, tak jak powiedziała nastolatka. O dziwo makijaż, to było moje ostatnie zmartwienie. Wyglądam jak potwór. Może nieznajoma miała rację i powinnam się przewietrzyć? W końcu na pewno wiedziała lepiej, zresztą i tak nie miałam nic do stracenia. Wyszłam z łazienki i nawet nie zabierając kurtki z komórką, którą dostałam po tym jak moja zniknęła. Chciałam wyjść tylko na chwilę, a trochę chłodku miało zrobić mi dobrze. Nauczycielki nie było, więc bez problemu wyszłam i przeszłam się kawałek, aby usiąść na ławeczce. Było przerażająco zimno, ale w tym momencie średnio mnie to obchodziło.

Wiedziałam, że to szło jakoś za gładko. Cały ten uroczy związek, który pojawił się znikąd. Może tak naprawdę nigdy mnie nie kochał? To skąd by była ta troska? Moje myśli plątały się i nie pomagały mi w poszukiwaniu rozwiązania. Po chodniku szła osoba nie zdziwiło mnie to, bo równie dobrze mógł to być bardzo spóźniony uczeń, jednakże przeszedł mnie dreszcz. Wzięłam głęboki wdech. Poznałam ten płaszcz. To był ten sam, który widziałam przez okno. Wstałam szybko z ławki i zaczęłam się wycofywać, a osoba za mną przyśpieszyła kroku. Usłyszałam zwalnianie bezpiecznika. Stanęłam i odwróciłam się widząc mężczyznę z telewizji. Teraz w świetle latarni widziałam go dokładnie. Nie wyglądał tak samo, jak na zdjęciu. Jego twarz wydawała się bardziej zmęczona, włosy miał dłuższe i przetłuszczone oraz posiadał tygodniowy zarost.

– Holly, Alexandra, Abbott. Dziewczyna Petera Parkera. – odezwał się mężczyzna, a ja nie potrafiłam nawet przełknąć śliny. W co ja się wpakowałam? Mężczyzna wyciągnął z kieszeni moją zgubę. Czułam jak kręci mi się w głowie. Dlaczego nie mogłam krzyczeć? – Słyszałem, że chłopak cię wystawił, więc chyba się nie zezłościsz, jak resztę dnia potowarzyszę ci ja.

Ktoś zaszedł mnie od tyłu, próbowałam się szarpać, ale nieznajomy chwycił mnie za nadgarstki, a inny przyłożył namoczoną czymś szmatę do mojej twarzy. Zapach sprawiał, że pomału traciłam kontakt z rzeczywistością. Przez myśl mi przeszło, że jeszcze mogę zostać uratowana przez człowieka pająka. Zjawi się nagle i mnie uratuje, a bandziorów wsadzi do pudła. Moje niedoczekanie. Świat zmienił kolor na czerń, a ja pomału leciałam w nicości. Czy to był koniec? Czy już tak dużo razy ocierałam się o śmierć, aby ta w końcu dopięła swego? Czy uczucie spadania to lot z człowiekiem pająkiem? Zanim kompletnie odpłynęłam zauważyłam, że mój ranking superbohaterów się zmienił. To człowiek pająk zajmował pierwsze miejsce, w rankingu jak i w moim sercu. 


widły oraz inne ostre narzędzia możecie kupić tu: [...]

oprócz tego, wiem że czkaliście z miesiąc na rozdział który myślałam że będzie najdłuższy a wyszedł jeden z krótszych. Mam nadzieję że jednak zawartość rekompensuje ilość. (dobra Epi już podpisałaś na siebie wyrok śmierci nie kop dołka...)

i jeśli ktoś chce zobaczyć obrazki, edity i inne rzeczy związane z demons które wstawiam od czasu do czasu to zapraszam na mojego twittera : Episkey_1

ostatnio nawet zrobiłam jeden inspirowany Dumą i uprzedzeniem:

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top