| lost stars |

Wieści o tym, że jesteśmy razem rozeszły się szybciutko pomimo, że i tak większości to nie obchodziło, to jednak jednak ci z szkolnych wiadomości nie mogli się powstrzymać, aby nie wspomnieć o nowiuśkiej parze, zaraz potem zaczynając kompletnie inny temat, a dokładnie temat zbliżającego się zimowego balu. Muszę przyznać, nie posiadałam jeszcze sukienki, ale dziś miałam zamiar przejść się z Tess do jednego ze sklepów, gdzie, jak twierdziła, ciuszki były zacne i w okazjonalnych cenach. Gdy wspomniałam o tym mojej mamie, ta powiedziała, że na ten bal powinnam zaszaleć i pozwoliła mi na delikatne przeholowanie z budżetem. Sto dolarów to i tak było dużo więc byłam pewnam że na pewno za tą cenę coś znajdę. Nawet miałam swoją wymarzoną. Morska sukienka na ramiączkach z wcięciem w tali sięgająca do kolan. Nie przepadałam za tymi długimi sukienkami, bo chociaż człowiek wyglądał w nich dostojnie, to ja i moje krótkie nóżki do nich nie pasowały.

– Ziemia do Holls, musimy wstać z tej ławki. – Teresa szturchnęła mnie ramieniem, a ja zamrugałam parę razy. Nagle znów byłam w sali gimnastycznej. W czarnych szortach, białej koszulce oraz tych zarąbistych trampkach w jedno ze znanych dzieł van Gogha. – Jeśli chcesz zdać w-f, to musisz ruszyć ten zadek. Pięć kółek dookoła sali.

Westchnęłam głucho i zawiązałam sznurówki moich butów, po czym wstałam z ławki, która wręcz zaskrzypiała, ale nie była to moja wina, większość z tych mebli pamiętały moich rodziców. Razem z Tess nie biegłyśmy zbyt szybko, ale też nie za wolno, aby nauczyciel nie zaczął narzekać. Po chwili podbiegli do nas Harry i Peter. Nastolatkowie uśmiechnęli się tylko uroczo, dodając coś, że to nie fair, bo w porównaniu do nas, muszą zrobić jeszcze dwa kółka.

– Przecież nadeszło równouprawnienie! – żachnął się Osborn. Jak poparzony spojrzał na nauczycielka, który właśnie postanowił gwizdnąć swoim czerwonym gwizdkiem. Starszy facet burknął tylko coś o tym, że tak to biega jego babka, która ma dziewięćdziesiąt na karku. – Stary cap. A wracając... Skoro mamy równouprawnienie, to dlaczego biegacie mniej? Zgłaszam sprzeciw. Też chcę biegać dwa kółka mniej!

– Przesadzasz Harry... – zaczął Peter przewracając tymi swoimi ciemnymi, niczym niczym obsydian, oczami. Jego brązowe włosy opadały niechlujnie falami na czoło i tak uroczo podskakiwały z każdym jego ruchem. – Dzięki temu mamy większą szansę na stypendium sportowe, czy coś...

– Za sportówkę to musisz napierdzielać niczym ferrari na długie dystanse, albo wygrać w football ze swoją drużyną ileś tam razy z rzędu. My... – spojrzał na swojego przyjaciela, po czym postanowił się poprawić. – Ja, bo ty, to jakiś pieprzony akrobata. Czy wy widzieliście, co on wyczynia na lekkiej atletyce? Ja nigdy sportówki nie dostanę nawet jak będę biegał te dwa kółka mniej.

– Zawsze możesz zostać kobietą. – wzruszył ramionami, co spotkało się z piorunowaniem wzrokiem przez siedemnastolatka. Mruknął coś pod nosem, czego nie mogłam zrozumieć, ale najwyraźniej mój chłopak – jak to cudownie brzmi „mój chłopak" – usłyszał bo szturchnął go, a mini milioner nie był mu dłużny. – Ja mówię prawdę, stary!

Przez resztę biegu Harry nie wchodził na temat równouprawnienia. Moje myśli za to znów wybiegły gdzieś daleko. Za nie powinnam dostać bilet w jedną stronę do piekła, bo wyobraziłam sobie chłopaka, jako przebranego, niczym Freddie w teledysku do „I want to brake free". Musiałam go zmusić aby przebrał się tak na karnawał, bo halloween niestety już było za nami. Tessa za to mogłaby się przebrać za faceta. To by było przebranie idealne! Przynajmniej ja tak twierdziłam, ale nie chciałam od razu na głos dzielić się tym z chłopakiem, szczególności po tym, jak się obraził na Petera po tym, jak o tym wspomniał. Najwyżej później powinnam wspomnieć Teresie, ona uwielbia takie szalone pomysły.

– A o czym myśli moja księżniczka? – Peter nazywał mnie tak tylko, kiedy traciłam kontakt z rzeczywistościom. Od akcji w kawiarence zdarzało mi się niezwykle często. Z drugiej strony nie jedna osoba miałaby podobnie, gdyby jej życie śmignęło przed oczami. Posłałam chłopakowi jeden z tych moich z lekka urażonych wspomnień. – No, co? Tylko się pytam.

– Zastanawiałam się nad tym, co powiedziałeś Harry'emu. – Nastolatek o którym była mowa spojrzał na mnie spod przymrużonych oczu, jakby chciał podpowiedzieć, abym uważnie wybierała słowa, za to oczy Petera wręcz zaiskrzyły. – Kojarzysz ten teledysk z I want to brake free? To wyobraziłam sobie Harry'ego w tym stroju na tych szpileczkach...

– Wiecie co? Biegnijcie sobie te kółka sami. Tess idziemy. – odezwał się czarnowłosy, a moja przyjaciółka spojrzała na mnie i tylko wzruszyła ramionami.

Pobiegli przed siebie, a ja i Peter zostaliśmy sami. To było naprawdę ciekawe doznanie wiedząc, że on i ja jesteśmy razem i możemy truchtać tak naprawdę trzymając się za ręce. Nie robiliśmy tego. Po części dlatego, że biegłam w swoim tempie i jedno małe zatrzymanie, a nawet zwolnienie mogło się skończyć kolką, a facet uważał najczęściej, że udajemy i mówię tu o damskiej części klasy. On nawet kręci nosem, jak ktoś przynosi mu zwolnienie od lekarza. Po drugie, to jednak wciąż nie potrafiłam się przyzwyczaić, było to dla mnie tak abstrakcyjne, jak to, że mój brat pocałował moją najlepszą przyjaciółkę. Obie rzeczy się wydarzyły, ale jednak nie potrafiłam ich przetrawić.

– Masz może plany na wieczór? Bo wiem, że po południu idziesz z Tess przymierzać sukienki i chętnie bym poszedł z wami, ale... Wiesz staż u Starka. – powiedział z małym uśmieszkiem, a ja przewróciłam oczami. Nie ze mną takie numery chłopcze.

– Powiedz po prostu, że szlajanie się ze mną po ciuchlandach nie jest twoim marzeniem i ja to zrozumiem. – powiedziałam rozbawiona, a chłopak teatralnie odetchnął z ulgą. Parsknęłam cicho śmiechem. Nauczyciel koło którego właśnie przebiliśmy postanowił ponarzekać chwilę na nasze tempo, ale nie zajęło mu to długo, bo znalazł kolejną ofiarę. Biednego Neda. – Nie mam planów.

– W końcu otworzyli lodowisko i zastanawiałem się czy... – nie pozwoliłam mu skończyć składając krótkiego buziaka na jego policzku. Chłopak zaczerwienił się po samie ich końcówki.

– Jasne.

| | |

Wpadłam z Teresą do sklepu z sukienkami tak szybko, jak tylko się dało, bo jak się okazało, nie tylko ja miałam napięty grafik. Czarnowłosa przywitała skinieniem głowy staruszka siedzącego za ladą, nieudolnie klikającego coś na telefonie. Najwyraźniej nie miał za dużo do czynienia ze smartphone'ami, a jego mina tylko to potwierdzała. Facet nie miał za wiele włosów, znaczy i tak więcej niż nie jeden dziadziuś w jego wieku. Poprawi swoje przyciemniane okulary. Raczej to też nie za bardzo mu pomagało w walce z elektronicznym ustrojstwem, ale postanowiłam nie wtrącać się.

– Panienko. – odezwał się nagle, a ja wskazałam na siebie palcem nie będąc pewna, czy mówi do mnie. Mężczyzna przytaknął i machnął ręką abym się do niego zbliżyła. Podeszłam do lady. – Próbuję wysłać ten filmik z tego „jutuba" mojej wnuczce, bo bardzo się interesuje tym człowiekiem pająkiem, ale naprawdę nie wiem jak.

Moje serduszko zmiękło. Uwielbiam pomagać, a pomaganie średnio obeznanych z nową technologią staruszków, było jeszcze lepsze. Szybko pokazałam mężczyźnie gdzie i jak i co. Sama nawet przez chwilę spojrzałam na treść filmiku. Było to nagranie z ukrycia, jak facet w czerwonym stroju po kolei obija każdemu złoczyńcy twarz. Chociaż „złoczyńcy" to za dużo powiedziane. Bardziej mali rabusie, którzy za pewnie się z tego utrzymywali. Dziadek uśmiechnął się promiennie i dodał o tym, że mogę sobie wybrać jakiś mały dodatek za darmo. Dobroć zawsze popłaca.

Zaczęłam przedzierać się przez całe wieszaki sukienek w każdym możliwym kolorze, kroju i długości. Na ich końcu dojrzałam Teresę, strojącą przy wiszącym na białej ścianie lustrze. Przykładała do siebie sięgającą do kolan sukienkę bez rękawków o czarnym kolorze. Była rozkloszowana i zapewne gdyby zrobiła obrót musiałaby uważać, żeby nie było widać coś więcej, niż tylko jej halkę. Też lubiłam tego typu sukienki. Były o wiele wygodniejsze i nie musiałam się obawiać o potknięcie się o własne stopy w tych, które sięgały do ziemi. Nie były może one tak efektywne na zdjęciach, ale do tańczenia definitywnie, a ja miałam zamiar przetańczyć cały wieczór. Nic mnie nie powstrzyma nawet złodupiec z Księżyca czy z innego miejsca. Przyjaciółka z uśmiechem podała mi sukienkę, którą musiała wziąć razem z czarną, bo wcześniej jej nie zauważyłam. Definitywnie nie była w jej typie, w końcu była różowa. Nie był to jednak mocny róż, a bardziej pudrowy taki jaki preferowałam. Weszłam do przebieralni obok dopiero teraz postanowiłam spojrzeć na cenę, a pot momentalnie zlał mi plecy. Była ładna, pomimo, że jeszcze jej nie założyłam. Na szczęście jej wartość nie przekraczała wyznaczonej przez moich rodziców ceny. Ubrałam ją na siebie i obróciłam się parę razy. Postanowiłam pokazać się Tess. Uwielbiałam te jej wycięcie w kształcie trójkąta na plecach, oraz to, jak się układał się dół. Nie było w niej przepychu, nie znalazło się na niej ani jednego cekina. Powoli wychyliłam się z przymierzalni. Dziewczyna już czekała, więc odgarnęłam zasłonę i uśmiechnęłam się do przyjaciółki, której szczena opadła do ziemi.

– Wyglądasz zaje...świetnie. – odezwała się rozemocjonowana. Nie wiedziałam, czy to bardziej przez sukienkę czarną, jak jej dusza, którą znalazła, czy przez fakt randki na którą się umówiła, a może była rozemocjonowana tym jakimi królowymi bankietu się okażemy, że nawet te seniorki zmarszczą nosy na nasz widok i schowają się przed naszym blaskiem. – Gdybym była Peterem to bym padła na miejscu. Bierz ją nawet nie przeglądaj innych. To jest ta jedyna.

– Dzięki wróżko za bibidi bobidi bum. – powiedziałam, a dziewczyna parsknęła głośno i dygnęła mówiąc, że zawsze jest do mojej dyspozycji. – A może jakieś buciki mi wyczarujesz?

– Czekaj, gdzieś tu miałam moją różdżkę... – Teresa okręciła się parę razy, co sprawiło, że zaśmiałam się, po czym schowałam się z powrotem do przymierzalni. – POCZEKAJ TU NA MNIE HOLLS! NIE RUSZAJ SIĘ! Chyba widzę coś! I IDEALNY ROZMIAR, BO 37!

|||

Zaśmiałam się widząc, jak niezdarnie Peter stoi w wypożyczonych łyżwach. Każda dziewczyna raczej chciała, żeby to właśnie chłopak był bardziej doświadczony, żeby mógł złapać swoją wybrankę. Niestety między nami się to nie udało, bo stałam pewnie w moich bielutkich figurówkach, które stały u mnie w szafie prawie rok, ale wcześniej bardzo często je używałam. Na początku myślałam, że wszystko pozapominałam, ale jednak nie. Nastolatek spojrzał na mnie niepewnie i zrobił swój pierwszy krok, a jego kolana ugięły się do środka. Może miał za słabo zapięte te łyżwy? Rozkazałam mu wrócić na ławkę i sama zacisnęłam mu rzepy. Co prawda jęknął coś o tym, że nie czuł stopy, ale jeżeli nie chciał skręcić sobie kostek, to tak musiało być. Na głowie miał kask, a ciemne włosy przysłaniały mu trochę widoczność. Uśmiechnęłam się pod nosem i odgarnęłam mu je, po czym zaczęłam go prowadzić w stronę lodowiska. Chłopak niepewnie postawił stopę na lodzie, a zaraz potem drugą. Po chwili nogi zaczęły mu się rozjeżdżać więc chwycił się mocno balustrady, jakby ona chroniła go przed śmiercią.

– Jeżeli nie czujesz się pewnie, to możemy wziąć pingwinka. – wskazałam wolną dłonią na plastikowego pingwinka z dwoma rączkami za które trzymała się jakaś pięciolatka i śmigała szybko, że nawet nie minęło trzy sekundy, a ona już była na drugim końcu placu. – To nie jest żaden wstyd, Peter.

– Nie potrzebuję pingwinka. – odezwał się pewny siebie i na chwilę puścił balustradę, aby znów się do niej przykleić jak miś koala. Pociągnęłam go delikatnie i chociaż chłopak nie chciał, to nie potrafiąc także się zatrzymać po prostu wbrew sobie, jechał do przodu, bo tak mu nakazały łyżwy. Powoli wyprostował się i zaczął robić pierwsze kroczki. – Widzisz Holly, to nie jest takie...

Chłopak nie skończył bo pochylił się za mocno do przodu i ciągnąc mnie za sobą oboje wylądowaliśmy na lodzie. Roześmiałam się cicho. Pomału wstałam i podałam dłoń Peterowi który, z krzywym uśmiechem chwycił ją i z drobnymi problemami stanął na nogi. Znów zaczęliśmy wszystko od początku. Ludzie wymijali nas wielkimi łukami. Jakiś mały chłopiec powiedział nastolatkowi, że idzie mu bardzo dobrze. Też tak twierdziłam, lecz gdy tylko się odzywałam chłopak zawsze mówił mi, że:

– Mówisz tak tylko, bo jesteś moją dziewczyną. – Oj, zakuło to trochę, ale tylko prychałam rozbawiona tym, że nie potrafił mi uwierzyć pomimo, że na początku szło mu tragicznie, a teraz mógł nawet zacząć jechać troszeczkę szybciej niż kiedy weszliśmy.

W końcu postanowiłam go puścić i jechać tyłem dalej nie tracąc z chłopakiem kontaktu wzrokowego, w końcu mógł zaraz się wywalić, a wtedy zapewne rzuciłby wszystko w cholerę i poszlibyśmy zjeść pizzę. Pizza też była dobra, wszystko byleby razem z nim. Pomyślałam, że był już gotowy aby trochę się zabawić. W końcu już nie musiałam go trzymać, a on wyglądał na pewnego siebie. Podjechałam do niego blisko po czym pocałowałam go krótko i odjechałam jak najszybciej. Spojrzałam za ramię i widząc, że chłopak próbuje mnie dogonić uśmiechnęłam się jeszcze szczerzej i zaczęłam jechać jeszcze szybciej. Za drugim zakrętem zadzwonił gong, który powiadomił o tym, że kolejna godzina minęła i parę osób musiało zejść, w tym ja i chłopak. Zahamowałam ostro i odwróciłam się, a chłopak, który nie był tak jeszcze obeznany w łyżwach, jak ja wleciał we mnie i oboje po raz prawdopodobnie piąty albo szósty wylądowaliśmy na lodzie.

– Przepraszam, Holly. – odezwał się, a ja tylko potrząsnęłam głową. W końcu nic się nie stało. Co prawda nabawiłam się nowych siniaków, ale dla takiej świetnej zabawy z uroczym towarzystwem jakim był mój chłopak, mogłam przeboleć parę fioletowych plam na udach, czy pośladkach, zresztą liczyłam się z upadkiem, co prawda nie z tak licznym, ale... – Wyglądasz na przemarzniętą.

Nie wyglądałam, ale zdecydowałam się z nim nie droczyć.

Po tym jak wyszliśmy z lodowiska zaczęło się już ściemniać. Co prawda w takim mieście jakim był Nowy York, nigdy nie było ciemno, to jednak światło słoneczne zaczęło zmieniać się na te, które oświetlały latarnie. Nagle z nieba coś opadło na czubek mojego nosa. To coś było białe i sprawiło, że znów czułam się jakbym miała te parę lat. Zaczął się grudzień, a z nim śnieg. Biały puch, który potrafił sprawić, że większość z mieszkańców lądowała z małymi, bądź większymi złamaniami we szpitalu. Znów czułam się bezpiecznie, a Peter, który przyciągnął do siebie tylko to wzmocnił, Westchnęłam głucho i spojrzałam w niebo, którego barwa nie różniła się od tego, co zwykle. Szare, nie zbyt szczęśliwe. Tyle, że tym razem spadał z niego śnieg.

– Wszystko w porządku Holls? – spytał się, a ton jego głosu był tak delikatny, że nie mogłam na niego nie spojrzeć. Ciemne tęczówki badały mnie wzrokiem, próbując jakby odgadnąć, czym to zajęte są moje myśli. One za to błądziły wokół jego oczu, oraz tego, jak bardzo w nieładzie są czekoladowe włosy chłopaka. Czułam się przy nim bezpiecznie, tak jak tamtego feralnego dnia, kiedy to wydarzyło się to, co się wydarzyło przy człowieku pająku. – Holly?

– Naprawdę znasz człowieka pająka? – powiedziałam, a chłopak uniósł te swoje krzaczaste brwi ogromnie zaskoczony moim pytaniem. Przytaknął niezdarnie, a ja posłałam mu jeden z tych uroczych uśmieszków. – Mógłbyś mu powiedzieć, że to co dla mnie zrobił... Tamtego dnia... Będę mu za to dozgonnie wdzięczna.

– Myślę, że na pewno chciałby sam to usłyszeć. – także uśmiechnął się do mnie, a ja poczułam , jak serce podchodzi mi do gardła. Czy Peter Parker mógłby sprawić, że Spider-man przyjdzie do mnie abym mogła mu podziękować? – Mówił mi, że ma wyostrzone zmysły i zapewne gdybyś go zawołała to by przyleciał.

– Nie chciałabym mu przeszkadzać. – opuściłam wzrok. Przystanęliśmy na chwilę. Chłopak delikatnie chwycił za mój podbródek. Zawsze się ze mną obchodził jakbym miała się stłuc, jakbym była zrobiona z porcelany. Wsadził mi jeden z moich blond kosmyków za ucho.

– Na pewno nie będziesz.

|||

Opatuliłam się kurtką po czym otworzyłam okno, które prowadziło na schody przeciwpożarowe. Po cichu zaczęłam wchodzić nimi na szczyt budynku, co chwila spoglądając przez okna sąsiadów w obawie, że któreś z nich by mnie zauważyło, a wtedy miałabym problem. Serce łomotało mi o klatkę piersiową tak mocno, że był to jedyny dźwięk, który słyszałam. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam do przodu, w końcu nie było tak wysoko, przynajmniej tak sobie wmawiałam. I kiedy doszłam na sam szczyt, stanęłam przy krawędzi budynku. Jednak było wysoko i to bardzo. Cofnęłam się parę kroków. Chłodny wiatr rozwiał moje rozpuszczone blond włosy. Postanowiłam zrobić to, co kazał Peter. Zadrżałam z zimna.

– SPIDER-MANIE! TO JA HOLLY! – krzyczałam tak głośno, jak tylko potrafiłam. Prawdopodobnie i tak mnie nie usłyszał, ponieważ akurat zagłuszyła mnie furgonetka straży pożarnej. Pomyślałam w pewnym momencie, że to wszystko to jedna wielka głupota i nigdy nie powinnam była wychodzić z domu. – Spider-manie!

Śnieg sypał, co raz to ostrzej. Prawdopodobieństwo, że zostałabym chora wzrastało z każdą sekundą. Zacisnęłam mocniej kurtkę, a dłonie wsadziłam kieszeni. Było ciemno, a fakt, że miałam jutro wstać do szkoły nie pocieszał. Miałam się poddać, wrócić do pokoju i następnego dnia wyrzucić Peterowi, że jeżeli on zna człowieka pająka, to ja go zdradzam z Thorem synem Odyna. Na szczęście ugryzłam się tylko w język, bo zauważyłam, że coś śmignęło między budynkami. Obróciłam się, a moje serce stanęło na chwilę. Sam super bohater we własnej osobie.

– Raczej nie sądziłam, że naprawdę się pojawisz. – odezwałam się niepewnie, a odpowiedział mi szczery śmiech. Zaczęłam stąpać z nogi na nogę, nie wiedząc kompletnie, co miałam mu powiedzieć. Wzięłam głęboki wdech, w końcu to nie mogło być trudne. Prawda? – Chciałam ci podziękować za to, że mnie uratowałeś tamtego dnia... W kawiarni. Gdyby nie ty, prawdopodobnie już dawno bym nie żyła. Wiele osób mówi, że przez ciebie skradli broń, ale cieszy mnie, że jednak postanowiłeś nas uratować.

Czułam jak emocje ogarniają całe moje ciało, a po policzkach zaczynają ściekać łzy. Dłoń człowieka pająka zacisnęła się delikatnie na moim ramieniu, a ja nie myśląc długo po prostu się do niego przytuliłam. Mężczyzna odwzajemnił uścisk. Pachniał znanym mi zapachem. Wodą kolońską, którą pachniał także Peter. Musiałam zapamiętać żeby mu wynagrodzić mu za to spotkanie.

– Holly, przyjemność jest zawsze po mojej stronie. – odezwał się niskim głosem, ale słychać było, że nieznajomy mówił tak specjalnie. Po latach w kółku teatralnym można było takie coś usłyszeć. Po mimo, że zaskoczył mnie fakt, że znał moje imię, to tylko uśmiechnęłam się szeroko. Jeżeli znali się razem z Parkerem ,to nie zdziwię się, jak nastolatek o mnie wspomniał. – Jeśli się zgodzisz chciałbym ci coś pokazać...

Przytaknęłam delikatnie, lecz nie byłam świadoma na, co się pisałam. Mężczyzna chwycił mnie w tali i rozkazał mocno się trzymać. Myślałam, że się przesłyszałam, ale kiedy z jego dłoni wystrzeliła pajęcza sieć, a my wznieśliśmy się w powietrze, nie było mowy o przesłyszeniu. Zarzuciłam ręce na jego szyje, a nogi oplotłam wokół jego tali. Głośny krzyk wyrwał mi się z gardła, a w kącikach oczu pojawiły się łzy. Było to za razem cudowne, ale i przerażające. Mogłam spojrzeć w dół i widzieć miliony małych samochodzików oraz ludzi. Mogłam spojrzeć w bok na budynki, ale zamiast tego patrzyłam na superbohatera, który porwał mnie nie wiadomo gdzie. Nie mogłam się doczekać aż opowiem to Teresie oraz Peterowi. Co prawda za pewne nikt mi nie uwierzy, ale cóż... To było coś niesamowitego. Jednakże jeszcze bardziej zastanawiało mnie, co chciał mi pokazać. Był jednak cicho, jakby nad czymś myślał. Zdecydowałam nie nakręcać się na coś niesamowitego. Może gdybyśmy mieszkali na Manhattanie zabrałby mnie na jeden z najwyższych wieżowców. Tu nie było tak wysokich budynków. Chciałam się zapytać o tak wiele, ale zamiast tego napawałam się chwilą. W końcu taki lot nad Brooklynem nie zdarza się za często. Może to właśnie chciał mi pokazać? Miasto, które kochałam z zupełnie innej perspektywy? Minęliśmy budynek w którym mieszkał Peter. W jego pokoju nie świeciło się światło. Znów zaczęłam rozmyślać. Tym razem nad tym, co zrobić aby podziękować Peterowi, bo zapewne gdyby nie on, nigdy bym czegoś takiego nie przeżyła...

„Znamy dane osobowe mężczyzny odpowiedzialnego za napad na kawiarenkę. Nelson Patrickson. Każdy, kto wie gdzie może znajdować się ten mężczyzna proszony jest o powiadomienie policji. Osoby badające sprawę uważają go za ponad inteligentnego, a mały napad na kawiarenkę, to był tylko początek. Pod komisariatem znaleziono notatkę z odciskami palców Nelsona. Uwaga, oto jego treść. '' To tylko początek. Jednakże nie jesteście moim celem. Wy jesteście tylko przynętą na większą rybkę. Wpierw na człowieka pająka, a potem na resztę zasr**ej bandy superbohaterów. Może i przeszli na emeryturę. Może od Berlina siedzą cicho, ale przez nich straciłem wszystko, a oni... Cóż mają i dom nad głową i kochającą rodzinę. Chcę aby poczuli to samo. '' Dlatego też proszę państwa jeszcze raz, aby zgłosić na policję jeśli zobaczycie gdzieś tego mężczyznę. Brooklyn nie jest już bezpieczny, nawet jeśli czuwa nad nami Spider-man.

Dla państwa Rosmery Walt." 


Halo ludzie. Muszę to napisać bo czas. Pozostały nam cztery rozdziały i krótki epilog do końca naszej przygody z człowiekiem pająkiem i Holly.

Man nadzieję że was nie wynudziłam. 

Ten rozdział zawiera wiele rzeczy które niestety trzeba się domyśleć a niektóre się nie da ponieważ cóż nie wiemy co siedzi w głowie bohaterów dlatego od tego jestem ja. Tak, Peter chciał pokazać Holly kim jest ale się rozmyślił. I tak, Stan dostał u mnie małe cameo. 

Jeżeli jesteście zainteresowani jak tam idzie praca to warto mnie zaobserwować i jeżeli lubicie to jak piszę to także zajrzeć na pozostałe pracę. Nie zmuszam oczywiście! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top