| dog days are over |
Sylwester. Kto by się spodziewał, że go dożyję.
Całą drużyną oraz paroma innymi osobami zaproszonymi przez Adama siedzieliśmy w moim domu, a z głośników rozbrzmiewała ABBA. Teresa śpiewała, oczywiście najgłośniej, będąc delikatnie wstawiona. Ja postanowiłam poczekać do północy, siedząc na kolanach mojego superbohatera i spoglądając na resztę moich znajomych. Nawet Michelle nieźle się bawiła. Co prawda, wspomniała coś o tym że, to nie jest jej ulubiony typ muzyki, ale kiedy Tessie zaczęła ją obracać, ta nie miała jak uciec. Uśmiech MJ był szkolną legendą i większość osób, znając nastolatkę tylko z widzenia, było w stanie w nią uwierzyć. Uważali oni, że dziewczyna nie uśmiecha się nigdy, ale patrząc na nią teraz, mogłam od razu to obalić. Uśmiechała się bowiem od ucha do ucha i chociaż deklarowała, że prędzej da się zakopać, niż zacząć śpiewać tego typu piosenki, tak teraz, nawzajem z Teresą, wykrzykiwały tekst Dancing Queen.
Miałam nadzieję, że sąsiedzi z góry nie zejdą i nie zaczną bić w drzwi, grożąc policją. Tyle, że nie byliśmy jedyni w budynku, przygotowujący się do zbliżającego się nowego roku. Rodzice postanowili pójść do znajomych, pozwolili oni nam zaprosić paru gości i odkręcić jednego, czy tam dwa szampany. Zapomnieli jednak, że nie byliśmy zdani tylko na nich. Adam już sam mógł zakupić coś procentowego, podobnie jak dwie dziewczyny o perlistych uśmiechach i współlokator Adama. Właśnie! Stary dziad stwierdził, że w końcu dorósł, więc postanowił raz na dobre wyfrunąć z gniazdeczka i spróbować żyć tak, jak większość rówieśników w jego wieku.
Za to ja, żyłam. Co prawda, sam Peter od czasu akcji nie miał wcale lekko, tak jak można było się domyśleć. Zapewne nie będzie miał nigdy lekko, ale przynajmniej może czarny glut i inne rzezimieszki przestaną z nim walczyć, najlepiej w kilometrowej odległości od mnie. Oczywiście, że się boję o tego cud chłopaka. W szczególności, że wiem jakie mogą być te jego misje, gdzie zwykły patrol, przeprowadzenie staruszki, może skończyć się na ratowaniu całego miasta. W szczególności, jeśli staruszka to przykrywka, a pod nią krył się kolejny stwór o którego istnienie posądzałoby się, nie za trzeźwy umysł, zmęczenie, czy inne rzeczy. Teraz jednak wiedziałam, że nie musieliśmy być w nie zaciekawmy stanie psychicznym, aby coś takiego zobaczyć,a kiedy jest się dziewczyną człowieka pająka, takie rzeczy widziało się dwa razy częściej, a słyszało o nich prawie każdego dnia. W raz z króciutkim zdaniem. „Nie martw się, po tym wszystkim będę pukać w twoje okno, abyś już nie musiała się o mnie martwić." Zawsze pukał, a moje serduszko miękło, kiedy mogłam ściągnąć maskę z jego twarzy i złożyć krótki pocałunek na jego lekko rozchylonych wargach.
– Ludzie za godzinę północ. – odezwał się Harry. Próbował przekrzyczeć głośno rozkręconą muzykę. Miał włosy niczym rozwiane przez wiatr, a oczy, które wiecznie wydawały się poważne, spoglądały na każdego z osoba z szerokim uśmiechem. Ubrany był w szarą koszulę z małymi, białymi ptaszkami oraz czarne, wyprasowane na kant spodnie, a pod jego szyją znajdowała się czerwona muszka. Tessa uwielbiała, kiedy faceci mieli muszki. A mi to było obojętne.
– To jeszcze długo, młody. – parsknął śmiechem Adam. Mój brat w porównaniu do przyjaciela, miał zaczesane włos, delikatnie rozpiętą koszulę, mniej więcej w tym samym kolorze, co Harry oraz jeansy. W dłoniach trzymał nalaną przez siebie whisky z dużą ilością coli i bezwstydnie zarywał do jednej z dwóch zaproszonych przez niego dziewcząt. Przy tym jedną skądś kojarzyłam. – Holly-Molly. Poznałaś już mojego współlokatora, jego dziewczynę i prawdopodobnie moją?
Mulatka, stojąca koło szatyna uśmiechnęła się tylko delikatnie, onieśmielona sformułowaniem studenta. Miała cudowną sukienkę na ramiączkach sięgająca delikatnie przed kolana o kolorze kawy z mlekiem. Jej ciemne oczy wydawały się wręcz za ciemne. Podobnie jak cera, która lśniła niczym ciemny topaz. Również jej dłonie były pokryte kosmetykami, jakby coś urywała przed światem i kiedy tak spoglądałam na kobietę, na pewno nie starszą od mojego brata, przez myśl mi przeszło, że mogłam ją kojarzyć. Pomału puściłam Petera i wstałam z jego kolan. Zanim pewnym krokiem ruszyłam w stronę starszego brata, spojrzałam jeszcze raz na nastolatka, który zachęcał mnie, żebym poszła i dopiero w połowie drogi zauważyłam dlaczego. Prześlizgnął się do Neda i niczym katarynka zaczął mu coś nadawać, tak szybko ,że aż zmarszczyłam nos.
– Holly, to jest Dan. – Położył dłoń na moim ramieniu Adam, a ja odwróciłam się i zmierzyłam współlokatora mojego braciszka wzrokiem. Był wysoki, ale kiedy miało się trochę ponad metr sześćdziesiąt, to wszyscy wydawali się wysocy, za to Dan nie był wyższy od braciszka, chociaż była to różnica paru centymetrów. Z wyglądu przypominał wikinga. Ostra szczęka z parodniowym zarostem, niebieskie oczy oraz wygolone boczki, a z tyłu platynowe włosy związane w mały koczek. Dziewczyna obok mężczyzny miała rude włosy, twarz pełną piegów i dołeczki w policzkach. – Jego dziewczyna, Flo no i Mari, którą poznałem jakiś czas temu, ogólnie to było zabawne...
– Zaczynałam nową, już starą, pracę i leciałam do biurowca, gdzie pracowałam, z kawą, bo oczywiście moja szefowa zażyczyła sobie kawę nie z tej ziemi. I kiedy mijałam zakręt wpadłam na Adama. Cała kawa w pizdu, moja biała koszula w pizdu, ale sam z siebie, zamiast pójść na zajęcia z ekonomi, postanowił pójść ze mną i odkupić kawę i razem wybrać się do mojej pracy. Był to mój pierwszy dzień. Wcześniej pracowałam w fast foodzie. – uśmiechnęła się delikatne, a swoje ciemne loki zarzuciła za ucho. Spojrzała na mnie spod długich rzęs, a mina trochę jej zrzedła. Każdy człowiek przeżył taki moment, kiedy widział osobę i miał przeczucie, że skądś ją bądź go znał. Nie znałam żadnych Mari, ale parę rzeczy zaczęło pomału nachodzić na siebie. Tłumaczyłoby to bardzo ciemne, wręcz nienaturalne tęczówki i krem korygujący na dłoniach. – Możemy się znać? Bo mam wrażenie, że kiedyś się poznałyśmy, ale mam to do siebie, że poznaję bardzo dużo ludzi w szczególności podczas pracy w restauracji poznałam wiele.
– Nazywasz się może Marigold? – zaczęłam niepewnie, a dziewczyna prawie opuściła plastikowy kubeczek, którego chwilę temu trzymała w zaciśniętej dłoni. Na jej twarz wkradł się drobny uśmiech. „Mała bohaterka" wymsknęło jej się, a Adam uniósł brew, jakby nie do końca będąc w temacie, co raczej go dziwiło w szczególności, że był przekonany, że się wcześniej nigdy nie spotkałyśmy. A jednak. – Ta. Pamiętasz ten dzień, jak zgubiłam telefon? To ona mnie uspokoiła, jak wleciałam do łazienki uciekając przed Nelsonem.
– Tym Nelsonem? – uniósł brew Dan, a mój starszy brat przytaknął.
Akcja była grubsza niż mi się wydawało, po tym jak się przebudziłam. Myślałam sobie, no dobra. Przyjdzie policja, wypyta, a to był tylko wierzchołek góry lodowej. Co prawda, bycie sławnym nie trwało długo bo do pogrzebu „złego bandziora", ale jednak, kiedy sprawa była na tyle świeża, że wspomniano imię mężczyzny nawet przy porannej gazecie i dodawano się coś o mnie, to przez twarz słuchacza przechodziło zdumienie, ale w większości niedowierzanie. Sporo osób wiedziało tylko, że w akcję wplątany był sam człowiek pająk oraz iron man. Jednak o jakaś nie znaczącej nastolatce, którą byłam ja, która była głównym powodem, żeby bohaterowie w ogóle przybyli, wiedziało parę osób. Czy przeszkadzała mi ta chwila sławy i pełna garść współczucia? Ani trochę, już i tak w szkole miałam przyjemność spotkania się z bycia rozchwytywaną, tylko dlatego, że nie dałam się zabić i większość ludzi uważała, że mogę wiedzieć kim jest spider-man. Oczywiście, że wiedziałam, kto chowa się pod czerwoną maską, właśnie odwrócił się w moją stronę z tym cudownym uśmieszkiem na ustach. Jednakże, kiedy tylko ktoś mnie pytał, przewracałam oczami i mówiłam, w pewnym momencie wyuczoną na pamięć formułkę, „jakiś facet, brzmiał młodo, pewnie jakiś student, ale twarzy nie widziałam."
Marigold przysunęła się bliżej mnie. Kiedy stanęła tak blisko, można było zauważyć, że nosiła kontakty o ciemno-czekoladowym kolorze, podczas gdy jej złoty kolor, przebijał się gdy tylko spojrzała w bok. Miałam nadzieję, że ta bardzo ciekawa dziewczyna, nie będzie z moim bratem tylko przez miesiąc, jak zdarzyło mu się nie raz z pozostałymi pannami, o których wiedziałam. Pytanie było, o ilu nie widziałam?
Po chwili poczułam stuknięcie w moje ogołocone ramię. Postawiłam dziś na ciemną bluzkę na cieniutkich ramiączkach oraz jeansy z wysokim stanem przetarte na kolanach. Odwróciłam się momentalnie i ujrzałam te oczy, niczym u szczeniaka, tak wielkie i niewinne, że można się w nich było zatracić. Chłopak nie odbiegał od reszty, jeśli chodzi o ubiór, koszula w białym kolorze, czerwona mucha, zacne szeleczki oraz spodnie na kant. Halo to była impreza, nie spotkanie rodzinne! Jedyne Ned postawił na jeansy oraz typowo Hawajską koszulę i kapelusz, który jak uważał, dodawał mu pewności siebie. Peter jednak miał coś, na co raczej nikt by nie wpadł, bo kiedy otworzyłam mu drzwi, jego brązowe włoski przykrywał czerwony fez. Taka czapeczka, co w filmach noszą małpki. „Jak myślisz, kim jestem?" spytał, bo ostatnio nadrabialiśmy kolejne seriale, które nikt nigdy mi nie pokazał. „Doktorem 11!" I jego radość w oczach, kiedy mi się tym pochwalił, była nie do opisania.
– Za piętnaście minut północ. – zaczął niepewnie i pociągnął mnie na środek salonu, gdzie urządziliśmy sobie parkiet. ABBA już dawno przestała lecieć. Ktoś puścił „Take on me" i byłam przekonana, że musiał to być Oliver, którego Teresa musiała pilnować i żeby nic nie popsuł,więc dała mu ważne zadanie. Miał siedzieć zza laptopem w kuchni przy blacie i z trzech rożnych playlist wybierać piosenki. Miał chłopak gust, ale kiedy sobie przypomniałam pewną sytuację aż poczułam jak znów zrobiłam cię czerwona. Nawet czerwieńsza, niż mogłam sobie wyobrazić. Może facet miał pamięć planktonu ale ja swojego tańca w supermarkecie, oraz fakt, że mnie wtedy widział, nie zapomnę od tak.– Coś się stało, Holly?
– Przypomniałam sobie coś. – mruknęłam pod nosem, a nastolatek uniósł brew i delikatnie obrócił mnie po czym znów położył dłoń na moim biodrze. Zauważyłam błysk w jego czekoladowych oczkach, jakby gdyby i jemu przed oczami przeleciała sytuacja ze sklepiku. Puścił mnie po czym sam zaczął tańczyć. – Co ty robisz Peter?
Zachęcił mnie ruchem dłoni abym powtarzała jego ruchy i chociaż wciąż prawdopodobnie wyglądałam, jak ośmiornica wyrzucona z wody, walcząca o ostatni dech, to we dwójkę nie było aż tak źle, a kiedy do naszego grona doszła Tessie, ciągnąca za rękę MJ, zabawa rozkręciła się jeszcze bardziej. Nawet loczek, w swoich wielkich słuchawkach, machał głową w rytm muzyki, nawet nie zauważył, że piosenka włączyła się znowu, my po prostu się bawiliśmy jak na grupę nastolatków i młodych dorosłych przystało. Chociaż starsza część wciąż gadała, nie licząc dziewcząt, które spoglądając to po sobie to po nas postanowiły podejść i także się zabawić.
– MINUTA! – Oliver zrzucił z uszu słuchawki i wyłączył muzykę. Adam włączył telewizor i pogłośnił. Zaczęło się odliczanie. Każdy z nas, oprócz młodszego brata Teresy, dostał po kieliszku, a Dan rozlał szampana.
Wtedy, Peter pociągnął mnie za rękę, trzymając w dłoni moją kurtkę. Czmychnęliśmy do mnie i tak szybko, jak było to możliwe, wspięliśmy się po schodach przeciw pożarowych na dach budynku. Chłopak spojrzał na swój zegarek i zaczął odliczać. 5... W końcu i ja się rozprostowałam, a wiatr zawiał moje nie związane włosy. 4... Czas jakby zwolnił, kiedy ścisnął mnie mocniej za rękę. 3... Płatki białego śniegu opadały na mój czarny płaszczyk i na ciemne włosy chłopaka. 2... Jego oczy mierzyły moje, jakby spoglądał w nie po raz ostatni. Prawdą było, że ostatni raz w tym roku. 1... Pociągnął mój podbródek do siebie. 0... Nasze wargi połączyły się w pocałunku, który mógłby trwać wieczność. Wiwat miasta był prawie tak samo głośny, jak fajerwerki. Oderwaliśmy się od siebie, a w moich oczach pojawiły się łzy szczęścia. Gdyby ktoś rok temu, w tym samym momencie powiedział mi, że za rok będę stała na dachu i całowała się z Peterem Parkerem, roześmiałabym się gorzko przełykając łzy, marzyłabym o czymś takim, ale nigdy nie dopuszczałabym do tego, że jest jakieś prawdopodobieństwo aby w ogóle stało się prawdą.
Chłopak kazał mi czekać w miejscu, ale ja i tak nie chciałam się ruszać. Widok sam zapierał w piersiach. Całe niebo było pokryte tysiącami światełek. To niesamowite, jak coś tak pięknego zanieczyszczało powietrze, chociaż powietrze w NY, nigdy nie należało do najczystszych, tak teraz po prostu mogłam się założyć, że czujniki dwutlenku węgla i innych farfoclów były poza skalą. Jednakże w tym momencie nie chciałam myśleć, tylko się zachwycać. Cicha muzyka, nie do końca wiadomo skąd, dochodziła do moich uszu. Przez chwilę pomyślałam, że może to z Time Square i chociaż był kawał drogi stąd, to właściwie.. Czemu by nie? Nagle Pete przejechał dłonią po moim ramieniu, a ja odwróciłam się momentalnie i zauważyłam rozłożony koc, a na nim dwa kieliszki i butelka szampana. Sam nastolatek, co zabawne ubrany był w strój pajęczaka, a na głowie znów miał czerwony fez, który od razu porwałam i sama założyłam śmiejąc się perliście.
– No to, Holly-Molly życzę ci z okazji nowego roku, abyś nie musiała więcej przeżywać takich przygód. – zaczął, a ja ściągnęłam czapeczkę i przytuliłam ją do siebie. Powoli podeszłam do chłopaka, a upuszczając czapeczkę na kocyk, objęłam szyję nastolatka, delikatnie się na niej zawieszając.
– Jeśli to ty miałbyś mnie ratować, to nie miałabym nic przeciwko. – delikatnie złożyłam krótki pocałunek na koniuszku jego nosa. Chłopak zarumienił się. – No to ja, życzę ci, abyś nie musiał znajdować się w niebezpieczeństwie i w tym roku, tylko same stare babunie byłby w potrzebie. Abyś miał świetne oceny pomimo, że się nie uczysz i nie mam pojęcia Peterze Parkerze, jak ty dostajesz ciągle A. No i oczywiście, czego sobie zapragniesz.
– Czego sobie zapragnę? – uniósł brew, a ja przytaknęłam raźnie. Między nami był tak mały odstęp, że mogłam policzyć wszystkie jego rzęsy, a on skupić się na kolorze moich tęczówek. Po raz kolejny mnie pocałował. – Chcę, aby to, co między nami jest trwało do końca świata.
– A co, jeśli świat skończy się jutro? – spytałam. Oddech miałam płytki, ponieważ zaskoczyły mnie słowa bruneta. Zazwyczaj jednak nastoletnie miłości nie trwały długo. Dwa miesiące, góra trzy. Znaczy, oczywiście zdarzały się i roczne, ale te w 80 % kończyły się czymś bardziej zaawansowanym. A czy to mogłoby się zakończyć czymś zaawansowanym? Spoglądając w jego czekoladowe oczy miałam świadomość, że gdyby tylko chciał, to przychyliłby mi nieba, uchronił przed wszelkim złem. Nasze usta znów się złączyły, a ramiona zacisnęły mocniej. Moje pale błądziły między ciemnymi lokami, a jego gładziły skórę za moimi uszami. – Będziesz wtedy przy mnie?
– Zawsze. – po raz kolejny zamknął mi usta pocałunkiem, a świat jakby przestał istnieć. Moja miłość do niego z każdym dniem wzrastała. Chłopak odsunął się od mnie i podał jeden z kieliszków napełnionym nie najmocniejszym alkoholem. Oboje stuknęliśmy je nawzajem. – Wszystkiego najlepszego z okazji nowego roku, Holly.
Objął mnie w pasie i oboje spojrzeliśmy w dal zastanawiając się nad tym, co takiego zrobiliśmy światu, że był tak przychylny i w końcu naprowadził nasze drogi na siebie. Kiedy tak spoglądałam w dal, przypomniałam sobie wszystkie nasze cudowne wspomnienia, wydarzenia które odbyły się ledwo dwa miesiące temu. Nasze oglądanie gwiezdnych wojen, które skończyło się niezręcznym wtargnięciem ciotki, moje wygibasy w sklepie, wesołe miasteczko, atak w kawiarence, impreza u MJ, te proste pytanie, zaproszenie na bal, pierwsza część balu i oczywiście jego pocałunki w szpitalu, jakbym miała zaraz zniknąć z jego świata. Gdyby to Peter był na moim miejscu, zapewne nie różniłoby się to w ogóle, w końcu dla mnie też był całym światem i teraz, znając prawdę mój żołądek będzie za każdym razem podchodził do serca, kiedy wyruszy na patrol, ale musiałam być silna, w końcu podzielił się czymś ,co było częścią jego życia, a ja nie mogłam mu jej zabronić.
– Poznałaś już Karen? – zaczął, a ja uniosłam brew. Chłopak wyszczerzył te jego perliste ząbki po czym pokazał na maskę i powoli założył ją na moją małą głowę, próbując nie zepsuć już i tak dawno zepsutej fryzury. Przed moimi oczami pojawiło się miliardy światełek i różnych takich rzeczy, co nawet nie wiedziałam z czym to się je. – Karen to takie... Jak tu ci wytłumaczyć. Taki robocik w środku mojego stroju, który trochę mi pomaga. Jak chcesz, to możesz się przedstawić i tak cię zna.
– Cześć Karen tu Holly. – zaczęłam, a zrobotyzowany głos od razu mi odpowiedział, że aż cofnęłam się o krok i poczułam silną rękę chłopaka, który zatrzymał mnie bym stała w miejscu.
– Witaj Holly, jestem Karen, robocik, jak to powiedział Peter. Dużo mi o tobie opowiadał. Tak naprawdę od początku poprzedniego roku zwracał na ciebie uwagę, bo od czasu do czasu na niego spoglądałaś, ale uważał, że musiał się przewidzieć. Potem, jak już w końcu ze sobą gadaliście to strasznie się stresował i nigdy nie wiedział, kiedy w końcu wyznać uczucia do ciebie. I wtedy w kawiarence był tak strasznie wystraszony, że to akurat musiałaś być ty..
– Mam nadzieję, że nie opowiadasz tam żadnych wstydliwych historii, bo karzę panu Starkowi zmienić cię na jakiś inny głos. – zagroził Peter, a robotyczna pani roześmiała się. Trochę mi skóra ścierpła, bo nie spodziewałam się, że jesteśmy na aż tak wysokim poziomie. No dobra Stark i jego zbroja to jedno, ale gadający głos, który rozumie żarty to drugie.
– Jest bardzo miła i mówi mi, że się martwiłeś o mnie. – pomału ściągnęłam maskę i podałam ją chłopakowi, który od razu ją ubrał po czym podał mi dłoń. – Tylko nie znów wycieczka. Jest sto pięćdziesiąt na minusie i pewnie znów się rozchoruję.
– Jakoś wcześniej nie narzekałaś, jak staliśmy. – nie dawał za wygraną, a ja w końcu rzuciłam mu się na szyję tak, że prawię nas przewróciło. Usłyszałam jego perlisty śmiech, po czym oboje stanęliśmy na krawędzi budynku. – Ufasz mi?
– Zawsze. – powiedziałam tak pewna jak tylko się dało, stojąc dwadzieścia dobrych metrów nad ziemią. Chłopak wypuścił pierwszą swoją sieć, a ja zamknęłam oczy.
Nigdy nie przyzwyczaję do lotu. Pomimo, że to niesamowite doświadczenie, to dopiero po dwóch minutach mogłam otworzyć oczy i spojrzeć w dal. Jakbyśmy robili to po raz pierwszy. To był nasz drugi lot. Za pierwszym nawet nie wiedziałam, że to jest mój chłopak, a jednak z tą wiadomością nie czułam się jakoś bezpieczniej, niż wtedy, kiedy leciałam w objęciach człowieka pająka. Byłam zbyt zestresowana faktem, że jestem bardzo wysoko i upadek z takiej wysokości mógłby skończyć się tragicznie. Objęłam chłopaka jeszcze mocniej ramionami, jak i nogami. Delikatnie położyłam głowę na jego ramieniu i spojrzałam w dal. Queen skończyło się w pewnym momencie, a my lecieliśmy nad samochodami na mostem w stronę Manhattanu. Ciekawiło mnie, gdzie się ze mną zabierze. W końcu skończyliśmy na kolejnym wieżowcu. Tym razem widok z niego był niepowtarzalny, bo rzadko kiedy miało się widok na świętowanie nowego roku na Time Square. Muzyka była głośna, podobnie jak ludzie śpiewający razem z wokalistą. Chłopak usiadł na skraju i zaprosił mnie bym usiadła obok niego. Zimny pot ściekł mi po plecach z powodu wysokości, ale wiedziałam, że gdybym spadła to nie miałam się czego bać. Usiadłam obok na co Peter otoczył mnie ramieniem i przyciągnął do siebie. Przymknęłam oczy.
Mogłabym w tym uścisku utknął na zawsze. Zaskakujące jak działa świat. Jednego dnia chłopak nie wie o twoim istnieniu, a drugiego siedzicie razem na wieżowcu i słuchacie muzyki. Uśmiechnęłam się pod nosem. Pomału ściągnęłam maskę z twarzy chłopaka i położyłam ją za siebie. Peter Parker miał cudowne oczy, cudowny nos, usta, kości policzkowe, jego loki także były cudowne. Ktoś musiał bardzo się postarać, albo był androidem. Nie spuszczał on oczu ze mnie, z mojego uśmiechu, który wkradł się po myśli, że nie mógł być prawdziwy. Pochylił się nad mną ,nie wiem który to raz tego dnia, ale pocałował mnie i to z pasją jakby to naprawdę miał być nasz ostatni pocałunek, jakby świat miał jutro dobiec końca.
---
Nie kochani, to jeszcze nie koniec.
To, co mam zamiar wam zaserwować po jutrze bądź w czwartek, to będzie taka masakra, że się nie pozbieracie. Dlatego dla osób o słabych nerwach: to jest te miłe i przyjemne zakończenie.
Jesteście niesamowici i jest mi źle, że często nie mam czasu ani internetu aby opisać na komentarze, ale jestem wdzięczna za każde miłe słowo!
Więcej podziękowań usłyszycie pod "Already gone" a teraz lecę dodawać rozdział Starmana!
BYE MY CHILDREN!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top