| be my baby |
– Pocałować Spider-mana, poślubić Thora i zabić Czarną Panterę... – razem z Tess siedziałyśmy na krzesełkach wzdłuż boiska do footballu. Miałyśmy wolną godzinę, która kończyła się lunchem, więc postanowiłyśmy wybrać się na lody, a potem schować się gdzieś przed ludźmi i się powygłupiać. Teresa przytaknęła z uznaniem. – No, to dla ciebie... Loki, Ultron oraz... Kto tu był jeszcze takim mega złym gościem...
– Dlaczego ja zawsze dostaję od ciebie rzezimieszków! To z Harrego Pottera, to z innych filmów, ale zawsze tych złych. – uniosła ręce do góry zirytowana.
– Bo ty uwielbiasz czarne charaktery. O, wiem! Zimowy żołnierz. – uśmiechnęłam się, widząc jak Tess zagryza wargi. Uderzyłam w punkt. Założyła ręce na piersiach i zamyśliła się.
– Pocałować Lokiego, poślubić Zimowego Żołnierza, no i ukatrupić Ultrona! Powiedz mi, kto by chciał poślubić, albo pocałować Ultrona? To jest, jak pocałować suszarkę albo toster. – wzruszyła ramionami. Uśmiechnęła się szeroko i uderzyła mnie w ramię, a ja zmrużyłam oczy nie rozumiałam, co chciała mi przekazać. Wskazała podbródkiem na boisko. Spojrzałam średnio dyskretnie we wskazaną przez nią stronę. Flash biegł w naszą stronę. Zagryzłam wargi. Czego on od nas chciał i czego od mnie? Chyba, że się mylę i chce czegoś od Tess. – Ciekawe, co się stało, że go przywiało?
Flash nie był typem sportowca. Był ścisłowcem i przy okazji wrednym typkiem, z którym nie chciało się kumplować, chyba, że za cel wzięło się bycie trochę wyżej w szkolnej hierarchii. Ja i Tess nie przeszkadzałyśmy nikomu, plus każda należała już do jakiejś grupy. Ja do aktorów, a Tess do tak zwanego Big Bandu z którym grają od czasu do czasu koncerty z różnych okazji. To przed meczem, to z okazji rocznicy założenia szkoły. Jednakże na stołówce zawsze siedziałyśmy razem.
– Jessica się rozchorowała, a je nie chciałem sam oprowadzać nowego po szkole. Więc przyszedłem do ciebie... Albo do was. – zdyszany stanął przed nami. Uniosłam brew. Nie wiedziałam, że jakiś nowy ma dojść do szkoły. Tessa chyba wiedziała, bo przytaknęła delikatnie głową. Wstała z krzesełka, a papierek w którym miała wcześniej owiniętego loda wyrzuciła za siedzonko. – Ratujecie mi skórę. Ma stać przed szkołą za piętnaście minut. Co wy na to jeśli zrobiłybyście by to same?
– O nie Flash. Sam nas w te gówno wpakowałeś, to i ty masz w nie wdepnąć. – Teresa uniosła palec przed nos chłopaka. Pomału ruszyła w dół, spojrzała tylko za nami. Poprawiłam kucyka zawiązując mocniej gumkę i ruszyłam za Tess i chłopakiem. – Mam nadzieję, że będzie bardziej milusi, niż mówiła Ophra. Niby z idealnego domu.
– A jak się on w ogóle nazywa? – uniosłam brew. Truchtałam, co raz to szybciej, ponieważ Tess uwielbiała biegać zamiast chodzić, a ja normalnie chodziłam bardzo powoli, dodatkowo miałam na nogach błękitne baletki, które nie były stworzone do biegania, tylko do poruszania się z gracją. Miałam nadzieję, że nie porobią mi się bąble na piętach, ani po bokach stóp.
– Harry Osborn. Pewnie, ci to nic nie mówi, ale wpisałam jego imię i nazwisko w Google i wiesz co? Jego ojciec to jakiś naukowiec w tytułami etc. – uniosła ręce do nieba i roześmiała się gorzko. – Jeżeli nie dostaniemy wypindrzonego lalusia, to zacznę wierzyć w cuda i to, że da się jeszcze wychować dobrze dzieci z kasą jak lodu.
Tak też szliśmy, całą trójką rozmawiając na temat niemianego Harry'ego. Teorie o których wspominała Tess, nie mieściły mi się w głowie. Ludzie mają nieźle namieszane pod czerepem, aby to wymyślać. Harry miał mieć prawie dwa metry i być rudym, albo karłem na którym eksperymentował ojciec, tudzież lalusiem, ę, ą, który rozkaże nam wnosić swój plecaczek do klasy. Najbardziej obawiałam się tego trzeciego, ale wiedziałam, że nie powinno się zwracać uwagi na stereotypy. Równie dobrze mógł być to spoko chłopak z którym można pograć w Fife, czy omawiać nową część Gwiezdnych Wojen.
W końcu, gdy byliśmy na miejscu przed szkołą zaparkował czarny mercedes, a z miejsca z tyłu wysiadł chłopak, który wyglądał, tak jak tysiące innych uczniów. Ciemne włosy opadały mu w nieładzie na błękitne oczy. Miał minę jakby nie był zbyt zadowolony. Odruchowo zacisnęłam dłonie obawiając się, że jednak naprawdę mógł być tym przypadkiem, któremu wszystko nie pasuje. Ubrany był w granatowy sweterek oraz ciemne spodnie, wyprasowane na kant. Obawiałam się, czy nie jest mu za gorąco. Nie był wysoki. Co prawda dobre dziesięć, dwadzieścia centymetrów wyższy od mnie, ale nie przekraczał metru dziewięćdziesięciu. Na pewno nie. Przez ramię miał przewieszoną torbę. Czekał, aż odjedzie samochód, a gdy Mercedes z piskiem nawrócił, uśmiechnął się delikatnie i wyciągnął dłoń w naszą stronę. Tess badała go bardzo, ale to bardzo bacznie wzrokiem. Roześmiałam się cicho. Chyba wpadł jej w oko. Wszystko lepsze od mojego brata. Może jej minie.
– Nazywam się Harry Osborn. Miło was poznać. – odezwał się tym jedwabistym głosem. Szczeka Teresy opadła do ziemi. Dziewczyna wpadła po pachy. Teraz wie jak ja się czuję! W końcu będziemy mogły się wspierać nawzajem.
– Holly Abbott. – uścisnęłam pierwsza rękę. Uśmiechnęłam się odsłaniając perliście białe zęby. Nie miałam ich wybielanych jakoś specjalnie, one po prostu takie są, bo dwa razy dziennie je myje. Powinnam trzy, ale wstaje za późno i nie mam jak rano. – Witam cię w naszych skromnych progach. To Teresa Friday. Jakbyś miał jakieś pytania, to bardzo chętnie ci odpowie i jak coś, to pokarze okolice. A to Flash Thompson. To on będzie przynudzał, o tym gdzie co jest. Tylko się skup, bo nie chcemy, abyś już następnego dnia się zgubił.
– Mam dobrą pamięć. – uśmiechnął się delikatnie do mnie, a potem przeniósł wzrok na Teresę, która okryła się szkarłatem. Dawno nie widziałam, kiedy była tak czerwona. Wyszczerzyła się i pomachała energicznie. Coś czułam, że jak tylko znikniemy za zakrętem, dostanę wywód o tym, jak to już jest przegrana na starcie, bo zachowała się zbyt impulsywnie i prawie walnęła w Flasha machając w stronę Harry'ego. Chłopak niczym jednak nie zrażony odmachał jej, ale dwa razy bardziej delikatnie.
Tak też ruszyliśmy razem przez korytarze, opowiadając po kolei o każdej klasie i o każdym kibelku. W końcu w niektórych uczniowie umarli i niby w Halloween straszyli wychodząc z lustra albo z wucetu. Harry był tym faktem rozbawiony, więc postanowiłam podrasować niektóre szkolne legendy, które już same w sobie były bardziej komiczne, niż przerażające. Jak to, że nauczycielka od sportu była ukrytym jednorożcem, bo ktoś widział ,jak się przemienia. Oczywiście historia była tak absurdalna, że przez tydzień ludzie się z niej śmiali, ale i tak spoglądali inaczej na kobietę. Biedna pani Silberwings, naprawdę ją lubiłam, ale żarciki doprowadziły do tego, że postanowiła się zwolnić. Jednak chłopakowi najbardziej przypadła do gustu historia o nawiedzonym kontrabasie, który kiedyś spadł na ucznia i go zabił. Sama widziałam kontrabas na oczy i nie wyglądał jakoś szczególnie na opętany, ale nikt go nie ruszał, bo przyjęło się, że ten kto na nim zagra, ten umrze w przeciągu tygodnia. Do tej pory nikt nie zagrał. Komiczne, ale taka prawda.
5. 15 P.M.
WrednaZołza: NIENAWIDZĘ CIĘ ZA TO ŻE POWIEDZIAŁAŚ ŻE JAK COŚ TO HARRY MOŻE WBIĆ I ZAPYTAĆ SIĘ O CO TYLKO CHCE.
Barbie: a co?
WrednaZołza: dostałam od niego zaproszenie na fb
Barbie: ????? przyjęłaś?????
WrednaZołza: Oczywiście, że przyjęłam i teraz do mnie pisze i tak trochę boję się cokolwiek napisać i w ogóle, ale jestem taka szczęśliwa. W końcu znalazłam kogoś, kto chce ze mną pisać.
Barbie: EJ
WrednaZołza: i jest rodzaju męskiego ( ͡° ͜ʖ ͡°) jak tam twoja rybka
Barbie: Pakuje się do niego, za piętnaście minut wyjeżdżamy, ale jak coś to wal śmiało, nie wyłączam danych komórkowych, bo za bardzo się boję, że nadejdzie cisza, a wtedy mogę z tobą popisać
WrednaZołza: NIE NADEJDZIE WYPLUJ TO!!!!!!!!!!
WrednaZołza: JESTEŚCIE DLA SIEBIE STWORZENI, JAK... JACK I ROSE
Barbie: mam go zostawić aby utonął?
WrednaZołza: nawet mnie nie wkurzaj Holly
WrednaZołza: dobrze wiesz, co mam na myśli
WrednaZołza: KTOŚ TAM WAS STWORZYŁ ABYŚCIE KIEDYŚ SIĘ POBRALI I MIELI MAŁE DZIECIACZKI KTÓRE BĘDĄ SKAKAĆ NAD WASZYMI GŁOWAMI
WrednaZołza: MAM BYĆ WASZĄ DRUCHNĄ WIĘC NIE MA BATA
Barbie: a potem nagle zniknie
Barbie: przyjdzie potwór i go zabierze
Barbie: już parę razy znaleźliśmy się w niebezpieczeństwie, więc skąd ta pewność, że w ogóle się kiedyś pobierzemy
WrednaZołza: TY TO JESTEŚ PESYMISTKA, ŻE JA CIĘ KRĘCE.
WrednaZołza: JAK BĘDĘ U CIOCTKI FAY TO WYCIĄGNĘ JEJ KARTY DO TAROTA I KURDE I POWRÓŻE
Barbie: I wywołasz jakiegoś demona...
WrednaZołza: nie.
WrednaZołza: CHODZI MI O TO, ŻE WTEDY POKAŻE CI ŻE MAM RACJĘ, BO KARTY BĘDĄ POKAZYWAĆ SZCZĘŚLIWE ZAKOŃCZENIE, A JAK NIE TO MARSZ SIĘ BAWIĆ
WrednaZołza: NIEGRZECZNIE ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Barbie: TESS! PRZESTAŃ
WrednaZołza: Przypominam ci że będziesz u niego nocować Holly ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Barbie: UGH!
Mama zapakowała mnie, jak na tygodniowy wypad w góry, a większość rzeczy w moim plecaku, to było jedzenie. Po części kupione w markecie, ale było też ciasto, które mama postanowiła sama upiec. Niestety zapłatą było to, że nie była razem z nami na oglądaniu wieczornych wiadomości, ale za to przygotowała ciasto z nadzieniem wiśniowym i bitą śmietaną, a wszystko to, posypała wiórkami czekoladowymi i przełożyła biszkoptem. Brat uwielbiał te ciasto, ale dostał po łapach, gdy tylko zbliżył się do niego chociażby kawałek.
Tato postanowił zawieźć mnie pod sam budynek, ale niestety torby musiałam wtargać sama. Uścisnęłam go tylko i zaczęłam wspinać się po schodach, aby w końcu dojść do mieszkanka Parkerów. Zadzwoniłam dzwonkiem kładąc torbę z jedzeniem pod nogami. Pani Parker stanęła w drzwiach z uśmiechem na ustach. Wzięła od mnie torbę pomimo, że powiedziałam, iż nie jest to problem i wniosę ją sama. Kocham tą kobietę, pomyślałam, kiedy tylko weszła do drobnej kuchenki przyniosła mi kakałko i pokazała salon. Kazała się rozgościć, wspominając coś o tym, że Peter powinien zaraz wrócić. Tyle że jej głos nie brzmiał tak pewnie. Zmarszczyłam nos. Czyżby nie wiedziała gdzie Peter jest? To było trochę nieodpowiedzialne. Postanowiłam spojrzeć na gablotkę z opakowaniami na płyty DVD. Było tam wszystko, od trylogii parku jurajskiego, po parę musicalów i disnejowskie bajki, oraz całą serię ze starym Sherlockiem Holmesem. Wyciągnęłam Gwiezdne Wojny. Okryłam się czerwienią wyobrażając sobie, jak Peter mnie pyta, czy oglądała z nadzieją na potwierdzenie, a ja tylko zaprzeczam. Mój brat, jak i cała rodzina nie przepadali za filmami s-f, z tym że Adam od czasu do czasu jakiś obejrzał, a rodzice nigdy. Wychowałam się bajkach Disneya oraz Harrym Potterze, którego rodzice nie pochwalali, ale nie przeszkodziło mi to z obejrzeniem wszystkich części. Rodzice woleli filmy na faktach, oraz piękne miłosne historie. Oczywiście raz podeszłam do gwiezdnych wojen, ale zaczęłam od pierwszej części, a nie od starej trylogii więc tylko się wynudziłam i odpuściłam. W końcu kolejne części nie mogły być lepsze. Odłożyłam opakowanie na miejsce. Większość filmów znałam tylko z nazwy. Za moimi plecami pojawiła się May.
– Znając Petera, pewnie będzie prosił cię na klęczkach, aby znów obejrzeć starą trylogię gwiezdnych wojen. – roześmiała się cicho. Jej wzrok powędrował na zdjęcie na którym była ona, mały Peter, oraz mężczyzna, którego nie kojarzyłam. – Nie daj się. Obejrzycie coś innego. Na przykład... Dumę i uprzedzenie albo Pamiętnik. Pamiętnik jest ładny.
– Pamiętnik znam na pamięć. – przyznałam, a kobieta przytaknęła głową. – A gwiezdnych wojen, ani nawet powrotu do przyszłości, nigdy nie oglądałam. Wiem jak to brzmi, ale taka jest prawda...
Kobieta miała już się odezwać, kiedy do salonu wpadł Peter. Stanęłam jak wryta. Powiedzmy sobie szczerze, nie dochodziło do mnie, że to wszystko to prawda. Czułam się jakby to wszystko, to był tylko sen i zaraz miałam się obudzić. Peter miał na sobie czarny t-shirt i spodnie dresowe. Włosy miał poplątane, a jego ciemne oczy były skupione na mnie. Uśmiechnęłam się słabo. Jak tu się przywitać? Przełknęłam ślinę po czym postawiłam krok w jego stronę, a on krok w moją. Objęliśmy się nie niepewnie. Oboje byliśmy zawstydzeni. Odeszliśmy od siebie na chwilę.
– Cóż... Co tam? – zaczął. Ta rozmowa nie miała sensu. Chciałam się tylko zamknąć w kibelku i zacząć pisać Tessie, jak bardzo zły to był pomysł. Zamiast tego postanowiłam, że chyba trzeba jakoś to zacząć. – Wybrałaś już jakiś film?
– Tak. – odezwałam się niepewnie. Czułam, że zaraz się ugotuję. Ciepło buchnęło z całej mojej twarzy, a dłonie i kark zaczęły się pocić. To jest najdłuższa rozmowa z Peterem Parkerem odkąd go zobaczyłam na pierwszym roku HS. Nie licząc tego, kiedy się spotkaliśmy. To jest prawdziwa rozmowa, nie przypadkowe spotkanie, ani rozmowa przez telefon. – Chyba się skłonie w kierunku Gwiezdnych Wojen. Nie oglądałam ich i...
– NIE OGLĄDAŁAŚ GWIEZDNYCH WOJEN?! – uniósł brwi w tak uroczy sposób, że czułam, jak moje nogi robią się jak z waty, a przy okazji zawstydziłam się jeszcze bardziej. Czułam, że tak zareaguje, w końcu jest geekiem. Ruszył w stronę gablotki, a ja się odsunęłam. Chwycił za opakowanie ze starą trylogią po czym wyciągnął z niej płytę z częścią czwartą i włożył ją do odtwarzacza. – Co ty, w jaskini się wychowałaś? Znaczy... Nie chciałem cię urazić.
– Moi rodzice nie lubią takich filmów... – wzruszyłam ramionami.
Chłopak zaczął się krzątać, a ja nie wiedziałam, co mam zrobić, więc w końcu usiadłam na kanapie. Ciotka chłopaka spoglądała na niego z uniesionymi brwiami. W końcu rozkazała mu usiąść na kanapie i odpalić ten film, a sama zabawi się w kelnerkę przez jakiś czas. Wytrzeszczyłam gały. CO OZNACZA PRZEZ JAKIŚ CZAS? Czy ona chce nas zostawić samych? Chciała. I tak zrobiła, bo gdy ponalewała nam kakałka i położyła miskę z piankami oraz kubek z paluszkami założyła czarny płaszcz i powiedziała, że wróci około dziesiątej. Podciągnęłam kocyk w kotki, który od niej dostałam, pod sam nos. Nie chciałam, aby chłopak widział, jak bardzo czerwona byłam. Postanowiłam się skupić na filmie, ale nie było mi dane, ponieważ co parę sekund słyszałam jego komentarz.
– Nie potrafię sobie wyobrazić, jakie teraz muszą tobą targać emocje, skoro oglądasz to po raz pierwszy. PATRZ! – wskazał palcem na hologram księżniczki, którą poznałam w pierwszych minutach filmu. Była naprawdę piękną kobietą. Oczywiście Peter musiał wspomnieć, że aktorka nie żyje. DZIĘKI PETER. – Pomóż mi Obi-Wan Kenobi jesteś moją jedyną nadzieją...
– Możesz być cicho. – bąknęłam, a chłopak spojrzał na mnie zmieszany. Nie chciałam aby to zabrzmiało ostro, ale zabrzmiało. Przysunęłam się kawałek do niego. – Nie chciałam być nie miła, ale ja naprawdę oglądam to pierwszy raz i byłoby miło gdybyś był cicho.
– Ale nie potrafię. – Przynajmniej był szczery.
Odkąd tylko zobaczyłam Hana Solo wiedziałam, że to będzie mój crush i Peter też to widział, więc wymsknęło mu się, że będzie z Leią, a ja pisnęłam cicho. Co prawda zepsuł mi zabawę w pewnym sensie, ale nie byłam na niego zła. W końcu, nawet przyzwyczaiłam się do tego, że komentuje film albo niektóre sekwencje powtarza razem z bohaterami. W końcu siedzieliśmy prawie że ramię w ramie, a ja za każdym razem, kiedy tylko chciał wyjawić kolejny spoiler zaczęłam wpychać w niego pianki, które położyłam sobie na kolanach. W końcu i one się skończyły. Nie miałam czym go zapchać, więc zatykałam mu usta i śmiałam się głośno, kiedy posyłał mi te spojrzenie zbitego psa. Myślałam, że będzie gorzej, a zamiast tego dostałam naprawdę przyjemny wieczór. Już nie spinałam się tak bardzo, kiedy coś do mnie mówił. Wręcz byłam wyluzowana. W końcu i czwarta część się skończyła, a chłopak postanowił od razu włączyć kolejną. Melodia rozbrzmiała, a chłopak na cały głos zaczął ją śpiewać, za to ja postanowiłam głosem cudownego lektora przeczytać tekst, który się wyświetlał. Miałam niezłą dykcję, ale to tylko i wyłącznie wina ćwiczenia.
– Tu będzie dużo Hani. – stwierdził głośno, a ja uniosłam brew. – Hana i Lei.
Parsknęłam śmiechem, ale nie odezwałam się więcej. Relacja między Hanem, a Leją chwyciła mnie za serce. Po mimo, że wpierw był dla niej nie zbyt miły, to potem można było czuć tą chemię. Co prawda i z chemii nie byłam najlepsza, ale można było ją poczuć. Naprawdę. Pod sam koniec filmu w scenie gdzie para wyznawała sobie miłość, peter postanowił zatrzymać film i odwrócić się w moją stronę. Moje serce waliło mi jak oszalałe.
– Powinniśmy odegrać tą scenę. – roześmiał się głośno i wstał z kanapy.
– Kocham cię. – powiedziałam szczerze, ale on nawet tego nie wiedział.
– Wiem. – odezwał się niskim głosem. Po czym spojrzał za kanapę w stronę drzwi wejściowych w których stała Ciocia May. Jej mina mówiła wiele. – Ciociu my tylko graliśmy...
Ból bo Peter, który jest tak bardzo sobą...
Jak tam wasze wrażenia bo Infinity War? Też jesteście tak samo zniszczeni psychicznie jak ja?
Przecież teraz będzie, co raz to więcej Petera, a ja nad każdym jego słowem, które piszę płaczę.
Osoba którą się zainspirowałam do stworzenia wyglądu Harry'ego:
SEE U KIEDYŚ TAM ;;
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top