35. Ojciec

Spodziewałam się ponownej wizyty w pałacu, mimo to, gdy nadeszło stosowne zaproszenie, wystosowane przez żołnierzy króla (czytaj: pójdziesz sama lub zaciągniemy cię siłą), byłam zaskoczona. Zupełnie jak Chantal, która akurat przyszła w odwiedziny razem z dziećmi, choć je zabrała głównie po to, aby odciągnęły od nas Noah'a i go zmęczyły.

- Pójdę z tobą - oznajmiła oglądając się za siebie. - Chciałeś coś tam załatwić, nie Noah? W takim razie weź dzieciaki do mojej matki.

- Jasne.

- W takim razie idziemy! - Chantal wyciągnęła mnie z domu, ciągnąc entuzjastycznie za żołnierzami. - Zauważyłam, że on coś taki nie w sosie - rzuciła, kiedy wsiadłyśmy do auta.

- Wiesz jak wygląda sytuacja - mruknęłam lekko zdziwiona tym, że Demony pozwoliły mi jechać wraz z Chantal. Zaproszenie ewidentnie było skierowane jedynie do mnie.

Może przekonały ich szare bojówki i czarny podkoszulek, w którym wyglądała jakby była gotowa do walki? Nie. To musiało mieć coś wspólnego ze spojrzeniem jakie posyłała naszej eskorcie. Nie byli wstanie wytrzymać wzroku Chantal, zapewne dlatego woleli zgodzić się na obecność Demonicy.

- Aż tak jest zafiksowany na punkcie posiadania dzieci? - wyszeptała chwytając mnie za rękę. Jej różowe tęczówki wypalały dziurę w moim policzku.

- Nie. Nie wiem - przymknęłam oczy, ściskając ciepłą dłoń kobiety. - Mówił, że to nie ma dla niego znaczenia, ale wiem też, że nie chce, żeby Poczekalnia zniknęła. Siłą rzeczy jest z nią związany.

- A ty próbujesz wszystkiego, aby go nie zawieść?

- I tak. I nie - mruknęłam czerwieniąc się. - Próbowałam chyba każdej możliwej metody - leków, jedzenia, zaproponowanych metod... ach i prawdopodobnego błogosławieństwa cioci, która była u nas tydzień temu. Myślę, że to też mogłoby pomóc...

- Babcia Noah'a była tu razem z tą czarownicą?! - wykrzyknęła Chantal mocno chwytając moje dłonie, aż się skrzywiłam. - O matko! Będziecie musieli uprzedzić gości... o ile ktoś odważy się zostać u was na noc.

Parsknęłam śmiechem, całkowicie się rozluźniając. Chantal miała tę zdolność dostrzegania najdrobniejszych rzeczy, przez co cała sytuacja nabierała zabawniejszego sensu. Naprawdę lubiłam tę Chantal, która ponownie nauczyła się żyć po ostatecznym pożegnaniu się z Mike'm. Wreszcie była bardziej otwarta, częściej się uśmiechała, była radośniejsza i waleczna. Jednak przede wszystkim żyła pełnią życia, ciesząc się nim wraz z dziećmi.

- To nie czarownica.

- Masz racje. Wiedźma - przytaknęła Chantal ze złośliwym uśmieszkiem. - Przez nią nie mogłam spokojnie odetchnąć. Widzisz, kiedyś widziałam je obie - Noah nam je przedstawił - czułam się jak na skazaniu! Obie przyglądały się nam wszystkim, oglądały dom i paplały coś cicho. Zapewne, gdyby nie Noah, użyłyby swoich sztuczek w moim domu! To byłoby naprawdę straszne, ale o ile to nie mój dom zaczarują, to mi wszystko jedno.

- Ej! To nie tak, że kompletnie się z tym zgadzam - wyszeptałam czerwieniąc się jeszcze bardziej - lecz to jakaś metoda!

- Moim zdaniem wszystko przyjdzie w swoim czasie - mruknęła Chantal opierając się wygodniej o oparcie. - Nie powinniście się tak spinać na punkcie dziecka. Znaczy, jasne jesteście poddawani krytyce - szczególnie Noah - ale bez przesady.

- Co?

- Nie słyszałaś? - Chantal zachichotała nerwowo, klepiąc mnie po kolanie. - W takim...

- O czym ty mówisz? - spytałam marszcząc czoło. Od razu straciłam dobry humor.

- Nasze prawo jest dość brutalne, Ela - wyszeptała Demonica obejmując mnie ramieniem po matczynemu. - Naciska na Demony lub ich żony, gdy ci nie mogą mieć dzieci, zmuszając do rozwodu. Większość Demonów chce, by nasza populacja była dominująca na tej planecie. Król nic nie może z tym zrobić, bo taka jest wola większości. Dlatego też pojawiają się naciski i krytyka działań Noah'a, który zostawia cię przy sobie.

Wypuściłam powietrze przez usta, starając się powstrzymać drżące dłonie. To mógł być jeden z powodów, dla których Noah tak się starał, żebym zaszła w ciążę. Nie chciał rozwodu i bał się, że w końcu dotrą do mnie te pogłoski lub też będę osobiście krytykowana. O ile nikt w firmie, rodzinie nic nie powie, o tyle obcy już tak.

- Wybacz. Nie powinnam była ci o tym mówić.

- Powinnaś - zaprzeczyłam przeczesując włosy. - Ten głupek znów zgrywa rolę bohatera.

- Użyłabym innego określenia - rzuciła natychmiast Chantal, mocno mnie ściskając. - Pozwolę sobie zostawić to dla siebie, jako że wystarczająco dużo usłyszałaś. I przez to mi głupio. Mógł ci nie mówić, aby cię nie stresować - uśmiechnęła się do mnie słabo. - Czytałam, że stres to najgorszy wróg człowieka, więc może Noah też o tym wie?

- Jeśli Iskrze przeszedł, taki artykuł, przez palce to pewnie wie - parsknęłam próbując zmusić się do wyrzucenia z myśli o tej dyskryminacji u Demonów.

Mimo to chodziło mi po głowie, że powinnam odpuścić. Poczekalnia była ważna, ważniejsza od czyjegoś małżeństwa, ale... Mike chciał bym była z Noah'em. Tylu osobom nie przeszkadza mój problem, więc pewnie powinnam zostawić to w spokoju, lecz to mógł być również powód, dla którego jechałam do króla. Co prawda nie wyglądała ona na osobę, która zmusiłaby mnie do rozwodu, lecz znałam ją zbyt krótko, aby być całkowicie pewna.

- Będę musiała poczekać na ciebie na zewnątrz - rzuciła Chantal. - Jestem pewna, że mnie nie wpuszczą, bo nie byłam zaproszona. Wobec tego dzwoń, jakby coś się działo.

*******

- Mirela! - król od razu ucieszyła się na mój widok. Szybko też zaprosiła mnie na krzesło ustawione tuż koło swojego. - Przygotowałam smaczne przekąski! Tym razem żadnych ciasteczek owsianych - zapewniła mnie wygładzając zwykłą, niebiesko- zieloną sukienkę.

- Dzień dobry - zdobyłam się na wątły uśmiech.

- Uch, doszły do ciebie pogłoski? - spytała kobieta krzywiąc się. - Nie powinnaś się nimi przejmować. Zawsze narzekają te stare pryki, które nie mogą dostosować się do zmieniających się czasów. To przez nich nie mogę zrobić wielu rzeczy, na które mam ochotę... Niestety stara data jest uparta i niechętna na zmiany.

- Mimo to...

- Opowiem ci coś! - przerwała mi pochylają się w moją stronę. Szybko napełniła mi talerzyk słodkimi bułeczkami, ciastkami, ciasteczkami i wszystkim co się mogło na nim zmieścić. - Twój ojciec pozwolił mi, ci o tym powiedzieć, kiedy ostatnio się z nim widziałam. Aż nie mogę się doczekać twojej reakcji!

- Słucham? - zamrugałam gwałtownie unosząc wzrok ku Demonicy.

- Nie mówił ci? O! Uroczo - ucieszyła się niewinnie.

- N- nie o to chodzi. Mój ojciec tu jest?

- O! - kobieta zamrugała z zaskoczenia. - Hmm, ten stary tchórz bał się ci powiedzieć... To ci nowość - mruknęła popijając sok pomarańczowy. - Ilja.

- Ilja?

- Tak ma na imię. Opowiadał mi o tobie i tym jak dobra jesteś w nauce. Widzisz, Demony mają naturalną zdolność nauki języków, wobec czego myślę, że przeszło to na ciebie. Mogło, bo to też całkiem możliwe u ludzi...

- Ilja?! Przecież on wygląda... Jak on może być...?

- Tak wiem, to takie niesprawiedliwe! Uzdrowiciele mają tak cholernie dobrą zdolność, że aż im zazdroszczę. Ich wiek zatrzymuje się stosunkowo szybko, co jest takie przydatne w niektórych sytuacjach - wyjaśniła cmokając z zazdrością. - Mogą wyglądać jak nastolatkowie, choć w rzeczywistości mieć kilkadziesiąt lat. Do tego nie posiadają cech wyglądu charakterystycznych dla Demonów... Ale do rzeczy! - król klasnęła w dłonie. - Tak jak mówiłam, twój ojciec jest zablokowanym Demonem. Stało się to z mojego powodu. Moja matka po urodzeniu mnie, poprosiła Wielkiego Medyka Królewskiego - posiadał taki tytuł - żeby ukrył moją prawdziwą płeć. Mój ojciec był gotów rozwieść się z matką, która miała ogromne trudności z zajściem w ciążę. A, gdy wreszcie to się stało, obiecał, że się z nią rozwiedzie jeśli dziecko nie będzie chłopcem. W tych czasach rozwódkom było ciężko. Mama nie chciała żebym cierpiała z powodu jej problemów. Wiedząc o tym, Ilja, starał się jak mógł, aby nam pomóc. Ojciec dbał tylko o to, bym była odpowiednio wyedukowana; praktycznie mnie nie odwiedzał - co ułatwiało sprawę do czasu moim osiemnastych urodzin, kiedy zaczął szukać mi żony. Ilja wymyślił, by mój obecny mąż, Henry, udawał mnie, a ja jego dziewczynę. Jego rodzice mieli tyle dzieci, że nadanie mi tożsamości nie było problemem. Problemem było to czego nie przewidzieliśmy - nagłego pojawienia się mojego ojca w moim pokoju, tuż przed wielkim przyjęciem na moją cześć. Ojciec poczuł się zniesławiony, zdradzony, zniesmaczony. Był wściekły. Nie chciał słuchać wyjaśnień - od razu wygnał matkę i wykonał rytuał zablokowania Ilji. Byłam bezradna, choć wiedziałam, że nic nie może mi zrobić, bo wyjdzie na jaw kłamstwo królowej, jego ignorancja i "spisek" medyka. Wobec tego musiał zgodzić się na wymyślony plan, po czym zamknął mnie na pięć lat w moim pokoju, bym przemyślała swoje winy. W tym samym czasie wdrażał Henrego w tajniki rządzenia Demonami, choć jasnym było, że było to bezcelowe. Mąż nie miał żadnych ambicji przejęcia władzy. Uczył się jedynie dla mnie. Dlatego właśnie do dziś większość uważa go za króla a mnie za królową.

- Co stało się z Ilją? - spytałam z nagłej ciekawości. Oczywiście byłam zła, że był przy mnie, ale nic nie powiedział. Zaczęłam nawet rozumieć jego zachowanie.

- Ukrywał się do śmierci mojego ojca - odparła Demonica spoglądając w dal. - Potem wrócił, chociaż wiedział, że nie da się cofnąć rytuału. Chciał pomóc młodej władczyni. Później zakochał się i resztę już znasz.

Miałam mętlik w głowie. Wspominałam każdą sytuację związaną z Ilją, czując jak nabierają sensu. Miałam ojca, ojca który nie zrezygnował ze mnie - ostatecznie wrócił. Pomagał, wspierał, stał się moim kolegą.

- Z powodu jego czynów, postanowiłam zgodzić się na jego życzenie - odezwała się król, zwracając moją uwagę.

- Życzenie?

- Jestem wstanie na krótką chwilę przywrócić mu jego zdolności - powiedziała. - Ilja chciał cię uleczyć. Chce w ten sposób wynagrodzić czas, gdy znikł pogrążony w rozpaczy. A ja chcę cię nagrodzić za pozbycie się kogoś, kto krzywdził mój lud w tak brutalny sposób. To co spotkało ciebie i Noah'a jest okrutne.

Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, przynajmniej podziękować, lecz w tej samej chwili otworzyły się drzwi. Dziwnie było widzieć Ilję niepewnie kroczącego w moją stronę i wiedzieć, że to mój ojciec. Demon w dodatku.

- Och, jak krępująco! - zawołała Demonica z rozbawieniem. - Zróbcie coś nim ta atmosfera nas przygniecie.

Przyglądałam się surowej urodzie Ilji, jego czarnym włosom, szarym oczom, jego masywnej, umięśnionej sylwetce. Był ubrany niczym jakiś profesor szykujący się na poważną rozmowę ze studentem.

Wstałam przytrzymując się stolika. Musiałam być tak samo przerażona, podekscytowana i niepewna co Ilja, bo król wybuchła śmiechem wskazując nas palcem z uciechą.

- Mówiłam, że jesteście do siebie podobni!

- To nie pomaga - syknął Ilja z zażenowaniem widocznym na twarzy.

- Pamiętaj, to twoja córka - mruknęła Demonica nagle zainteresowana swoim sokiem.

- Ela... - mężczyzna zawahał się wpatrując się we mnie niepewnie. - Mogę ci pomóc? Wiem, że to nie wynagrodzi mojego zniknięcia, ale naprawdę chcę ci pomóc.

- Co powinnam zrobić? - spytałam wpatrując się w ojca.

- Więc się zgadzasz? - w szarych oczach mężczyzny zabłysła nadzieja i radość.

- Myślę, że warto spróbować - wyznałam wyginając palce ze zdenerwowania. - Gdyby to się udało, miałabym jeden problem z głowy.

- Siadaj! - zawołał popychając mnie lekko na krzesło. Następnie klęknął przede mną uśmiechając się radośnie. - Możesz poczuć niewielki dyskomfort w podbrzuszu, który zniknie po chwili - ostrzegł mnie, nim zwrócił wzrok ku królowi. - Jestem gotowy.

- Zaboli.

- Wiem - szepnął Ilja.

Nagle z mężczyzny wydobyło się zielonkawe światło, które zaczęło wnikać we mnie, gdy tylko mnie dotknął. Jego palce zacisnęły się na mojej ręce, powstrzymując mnie przed jej wyszarpnięciem, kiedy zabolało mnie ciało. Po dosłownie minucie cofnął dłoń, a wraz z tym znikł ból.

Zakręciło mi się w głowie.

- Gratulacje - odezwał się Ilja cofając się. Przykucnął przyglądając mi się z dziwnym, nieodgadnionym wyrazem twarzy.

- Dziękuję - wyszeptałam oddychając głęboko z ulgą. Nie miałam pojęcia czy to zadziałało, lecz sam fakt jakiejkolwiek próby dodawał mi otuchy.

- Z dzieckiem, o dziwo, wszystko w porządku - dodał.

- Z dzieckiem? Wiesz to trochę za szybko na... - urwałam mrugając pośpiesznie. - Mówisz poważnie? Jestem w ciąży?

- Tak - przytaknął Ilja dalej wpatrując się we mnie z marsową miną. - To drugi tydzień.

Zakryłam usta dłoni, płacząc ze szczęścia. Wiedziałam, że cierpliwość popłaci! Tak się bałam i martwiłam... Noah na pewno się ucieszy! Nie mogłam czekać, musiałam mu to powiedzieć. Zaraz. Teraz.

- Muszę iść! - wstałam gwałtownie, po czym chwyciłam za rękę Ilję podciągając go do pozycji pionowej. Uścisnęłam ojca. - Zadzwonię do ciebie! Mam tyle pytań, choć nadal jestem zła, to również ciekawa. Wreszcie mam ojca... Muszę powiedzieć Noah'owi!

Nie oglądając się za siebie, ruszyłam biegiem do wyjścia. Tym samym błyskawicznie wystraszyłam Chantal, która ustawiła się w pozycji bojowej szukając ścigających mnie ludzi. Nikt, jednak za mną nie biegł.

- Jestem w ciąży! - krzyknęłam obejmując radośnie Demonicę. - Tak się cieszę! Jak powinnam powiedzieć o tym Noah'owi? Powiedzieć prosto z mostu, czy jakoś się do tego przygotować? Teraz czy może chwilę poczekać? - zadawałam pytania tak szybko, że nawet Chantal nie mogła za mną nadążyć.

- Co?

- Je...

- To słyszałam - przerwała mi. - Mówisz poważnie?! - zawołała uśmiechając się szeroko. - Gratulacje! Zaraz, skąd wiesz?

- Wszystko ci opowiem po drodze! Noah do mnie pisał, żebym przyjechała do niego do Gmachu Rady. Szybko!

******

Podekscytowana szłam za strażnikiem do pokoju, gdzie miał znajdować się Noah. Nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu, który cały czas wypływał mi na usta. Mąż z pewnością będzie szczęśliwy. Och, nie mogłam się doczekać, by przekazać mu radosną nowinę i zobaczyć jego minę!

- To tu - oznajmił strażnik wskazując ciemne drzwi, które dla mnie otworzył.

- Dziękuję!

W pomieszczeniu znajdowały się dwie osoby - mężczyzna w średnim wieku w eleganckim garniturze i Kaspian ubrany w szare dżinsy oraz białą koszulę. Ten ostatni unikał mojego spojrzenia, w przeciwieństwie do urzędnika o burgundowych włosach i ostrych, zielonych oczach.

- Gdzie Noah? - spytałam zaczynając powoli się denerwować.

- Kazał ci przekazać, że to najlepsza decyzja z możliwych - wychrypiał Kaspian przeczesując fioletowe włosy palcami, po czym rozmasował kark. - Nie chce być cierpiała, więc złożył papiery rozwodowe. Dostaniesz sporą sumę, udziały w firmie i zostaniesz w niej na swojej dotychczasowej pozycji.

- Żartujesz, prawda? - zapytałam słabo, rozglądając się po małym, zapełnionym regałami pomieszczeniu. Masywne biurko i tabliczka na nim potwierdziły moje obawy. - Więc zdecydował, bez informowania mnie osobiście? Znowu... mnie od siebie odpycha?

- Po prostu uznał, że tak będzie lepiej - powiedział cicho Kaspian wreszcie na mnie spoglądając żałośnie, przepraszająco jakby to on popełnił jakiś błąd a nie Noah. - Nie chciał żeby spotkała cię krzywda.

- I uznał, że w takim razie sam mnie skrzywdzi, bo tak będzie lepiej? - przerwałam Demonowi tracąc całą odczuwaną radość, podekscytowanie i chęć oznajmienia radosnej nowiny. - Dlatego chce mnie wynagrodzić jakimiś tam pieniędzmi i udziałami?

Wtedy w oczy rzuciła mi się ciężka kotara. Zza niej wystawały szare buty o czerwonych podeszwach. Od razu je poznałam, ponieważ były moim dziełem.

Noah był tam, chowając się niczym tchórz, nie potrafiąc samemu sprostać wyzwaniu. Prychnęłam ruszając w stronę biurka. Urzędnik od razu podał mi dokument podpisany już przez Noah'a. Zraniona, niewiele myśląc, chwyciłam długopis zamaszyście podpisując się w miejscu wskazanym przez Demona. Następnie chwyciłam małą karteczkę, znajdującą się na biurku i napisałam: "Jak zawsze jest dokładnie tak jak tego chcesz".

Następnie odrzuciłam długopis kierując się ku wyjściu. Z trudem powstrzymywałam łzy.

- Mirela... - zaczął bezradnie Kaspian wyciągając do mnie rękę.

- Zobaczymy się w pracy - oznajmiłam zatrzaskując za sobą drzwi.

Nie miałam pojęcia w jaki sposób udało mi się znaleźć drogę do wyjścia, ale jakoś znalazłam się na zewnątrz. Tam wypatrzyła mnie Chantal, ponownie cierpliwie na mnie czekając. Widząc moją zapłakaną, zrozpaczoną twarz, rzuciła się w moją stronę. Była na tyle szybka, by zdołać mnie złapać, nim osunęłam się na ziemię.

Zemdlałam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top