Zostań

Wszyscy spędzali czas na pielęgnowanie swoich ran jak kundle po walce z natarczywym kocurem. Niektórych nie uniknęło spotkanie ze szpitalem tak jak Edgara czy Dazaia. Leżeli w tej samej sali, z dala od upragnionego pokoju na innym piętrze. Prosili ordynatora, aby zostali tam przeniesieni, ale za każdym razem powtarzał im ten sam argument. Pacjentka potrzebuję spokoju i obudzić się ze śpiączki najpierw. Czekanie było najgorsze.

W tym czasie Fyodor siedział w swoim małym mieszkaniu przy oknie. Od dawna działające komputery dzisiaj stały wyłączone. Rozdzierająca cisza wypełniała cały dom. Słyszał jedynie szum swojej krwi w uszach i co jakiś czas bicie serca.

Tyle wspomnień wiązało się z tym miejscem. Tyle pamięci zawartych w zwykłych rzeczach Risy.

Trzymał w dłoni bransoletkę z kryształem wypełnionym nieaktywną trucizną. Należała do detektyw Kasumi. Teraz już nie będzie miał właściciela. Od tej bransoletki wszystko się zaczęło. Cała ich wspólna przygoda. Ostatecznie wyrzucił ją gdzieś w kąt i wyszedł z mieszkania z kilkoma rzeczami zapakowanych w walizkę.

Przebrał się w czystą, czarną koszulę ze spodniami. Włosy upiął w kucyka. Rękawy koszuli postanowił ostatecznie podwinąć za łokieć. Tak udał się na zewnątrz do swojego celu.

W tym samym czasie lekarze wzbudzili wreszcie Rise. Pierwsze co ujrzała było to okno szpitalne a za nim leniwe drzewa kołysały się pod wpływem wiosennego wiatru. Śnieg ginął ustępując ciepłu.

             - Fyodor - wyszeptała ledwo pod nosem. Słyszała jak lekarz ordynator coś do niej mówi i wyjasnia, ale ona nie była w stanie się na tym skupić. Za dużo rzeczy się stało wcześniej, aby teraz go słuchała.

             - Risa! - w pewnym momencie usłyszała swoje imię i znajomy głos. Odwróciła się. W wejściu zobaczyła Dazaia prowadzącego Edgara na wózku. Uśmiechali się do niej szeroko widząc, że żyje.

             - Edgar. Osamu - wydukała zaskoczona. Doktorzy postanowili narazie zostawić ich samych. Podjechał Poe bliżej wyrywając wózek z rąk Dazaia.

             - Jak się czujesz? Przeszłaś ciężką operację, ale chyba jest dobrze, prawda? - pytał ją gorączkowo. Przez chwilę patrzyła na niego zagubionym wzrokiem.

             - ... To chyba wiedzą lekarze a nie ja. Ale dobrze się czuję, więc nie martw się. Lepiej powiedz mi o twoim stanie - odpowiedziała wreszcie.

            - To nie jest teraz ważne. Tak bardzo się cieszę, że jestes żywa - jej partner nie mógł ukryć swojego szczęścia nawet na chwilę. Dazai znajdował się tuż obok niego z lekkim uśmiechem wymierzonym w stronę Risy.

             - Świetna robota, Risa - oznajmił kładąc dłoń na jej ramieniu. Kiwnęła głową, lecz dalej oszołomiona miała widoczny mętlik w głowie.

             - Gdzie jest Fyodor? - spytała cicho. Dwójka mężczyzn zamilkła zerkając na siebie.

             - Nie było go tutaj przez ten cały czas - pierwszy odpowiedział Edgar.

             - Nie przyszedł zobaczyć jak się czujesz, Risa. Słuch o nim podobno zniknął - dodał Dazai przeciągając się w miarę możliwości. Kobieta opuściła głowę zakrywając twarz włosami. Westchnęła delikatnie błądziąc gdzieś po swoim umyśle.

             - Chciałabyś się z nim zobaczyć? - podniosła wzrok na Poe. Patrzył jej prosto w oczy. Zauważył żywy błysk w jej tęczówkach. Chciała się zobaczyć z Fyodorem. Miała dużo powodów, aby go ponownie spotkać. Powoli kiwnęła głową.

             - Może być to trudne do znalezienia go pośród jego licznych kryjówek. Możliwe, że nawet udało mu się wylecieć z Japonii - Dazai postanowił nie kolorować sprawy. Nie uśmiechało się nikomu spotkanie z Dostojewskim i Risa zdawała sobie z tego powodu sprawę.

             - Dazai, mógłbyś mi przynieść wody? - spytała spoglądając na niego. Kiwnął spokojnie głową odchodząc od nich na najbliższy odcinek korytarza, gdzie zauważył baniak z wodą i kubkami. 

             - Dobrze, że to wszystko się skończyło, Risa. I to dzięki tobie - Edgar uśmiechał się do niej lekko. Jednak ona narazie nie odwzajemniła gestu. Ostrożnie starała się pozbyć aparatur, aby zrealizować swój mały plan. 

               - Gdyby nie wy nic by się nie udało. Mógłbyś znaleźć lekarza? Myślę, że coś jest tutaj źle przyczepione - wydukała ukazując spod kołdry wystający wenflon spod jej skóry. Miejsce nakłócia zaczęło wypełniać się krwią.

                - Ach, już, już! Poczekaj spokojnie - pisarz szybko wyjechał samodzielnie na wózku z jej sali w poszukiwaniu ordynatora. To była jej szansa. Odłączyła ostatnie kable i wstała z łóżka chwiejnym krokiem. Wiedziała gdzie iść. Przyodziała płaszcz z wieszaka i wyszła na korytarz a potem windą zjechała na parter. Szybko opuściła szpital zmierzając w stronę dobrze jej znanego budynku, a raczej resztek. Znała drogę do swojego starego domu, który został wysadzony. Śpieszyła się, aby nie było czasami za późno.

Będąc już na miejscu rozejrzała się. Reszta domu zniknęła kompletnie posprzątana przez wyburzaczy. Jednak w miejscu, gdzie mniej więcej znajdował się salon ktoś stał. To on. Osoba z którą dzieliła jedną truciznę. Jeszcze go nie zatrzymała. To ona przyspieszyła, aby jej nie umknął. Wyglądało na to, że jeszcze jej nie zauważył stojąc do niej tyłem. W pewnym momencie ruszył przed siebie. Spanikowana Risa była już tylko kilka metrów za nim.

             - Hej! - krzyknęła na co mężczyzna szybko się zatrzymał. Zanim zdarzył się odwrócić do niej Risa wcisnęła się w jego plecy oplatając jego przedramiona z żebrami. Zatrzymała go w mocnym uścisku z którego gotowa była go jie wypuścić.

             - Podejrzewałem, że jakimś cudem uciekniesz tutaj - mimo, że nie widziała jego twarzy słyszała po głosie, że uśmiecha się.

             - Nie wypłupiaj się. Gdzie idziesz? - mruknęła chowając twarz w jego płaszczu. Mówiła każde słowo odrobinę niewyraźnie przez materiał, ale na szczęście Fyodor zdołał ją zrozumieć.

             - Uciekam przed prawem, kochana. Zapomniałaś kim jestem? - na te słowa zacisnęła obręcz na nim jeszcze bardziej. Nie wyobrażała sobie teraz życia bez niego. Zbyt dużo w nim do teraz namieszał, aby sobie tak po prostu odejść.

             - ... Mam znowu założyć nam jakieś bransoletki z trucizną żebyś został przy mnie? - Dostojewski prychnął pod nosem i uniósł dłoń, aby pogłaskać jej ręce złączone na jego przeponie. Pogłaskał jej zimną skórę.

             - Spróbuj jeśli chcesz. Obawiam się, że tym razem nie miałbym nic przeciwko gdybym nie znał konsekwencji. Nie mogę zostać w jednym miejscu na stałe, Risa. Przykro mi, ale jestem ścigany - przestał głaskać jej dłoń. Pozostało mu jedynie ogrzewać jej palce swoimi rękoma.

             - W takim razie udam się z tobą. Nie mam nic do stracenia - odparła pewna siebie.

             - Stracisz więcej niż dostaniesz w przyszłości, Risa - westchnął smętnie. Musiał już iść teraz, albo już nigdy nie odejdzie od niej. Tym samym sprowadzi na nią tak wiele cierpienia, wiedział o tym lepiej niż kto inny. - Zostań tutaj. Masz wiele do zrobienia i utrzymania w harmonii. Tylko proszę o jedno - zbliżył jej dłonie do swojej twarzy. - Kiedy będziesz mnie wspominać, nie roń łez smutku. Nie wiem jak bardzo byś tego chciała, nie rób tego. Na Boga, nie jesteś ich warta - złożył na jej dłoniach ledwo wyczuwalne pocałunki. Jakby miała doczynienia z dotykiem ducha. Następnie ujął jej policzek i zatopił delikatnie swoje usta w jej. Zerkając na nią czekał, aż zamknie smutne oczy, aby mógł zostawić ją z tym chwilowym aksamitnym uczuciem samą.

Tak też zrobił. Odszedł od niej po cichu i już nigdy nie pokazał jej się na oczy ponownie. Zniknął. Nie ważne gdzie szukała nie znalazła go. Została sama w ogromnej i samotnej Yokohamie.

Od tych melancholijnych wydarzeń minął rok. Rok ciężkiej rehabilitacji załamanej Risy, aby teraz mogła choć odrobinę żyć normalnie i spokojniej. Nie należała już do żadnej organizacji. Wiodła zwyczajne życie w zwyczajnej kwiaciarni.

Od czasu do czasu odwiedzał ją jej prawny opiekun. Czasami przychodził Akutagawa aby kupić mały upominek dla swojej siostry. Hirotsu nie okazywał troski otwarcie, ale jego wizyty właśnie taki miały cel. Sprawdzanie stanu Risy. Stałym bywalcem okazał się Chuuya. Najwięcej działo się kiedy akurat w tym momencie znajdował się w środku kwiaciarni Dazai.

Edgar... Wyznał swoje uczucia do Risy. Od początku wiedział, że jest dla niego ważna i inna od reszty. Tłumaczył sobie, że to przez to, że byli partnerami, ale nie. Prawda była inna. Kochał ją jako kobietę. Liczył się z jej uczuciami i wiedział, że nie będzie w stanie odwzajemnić jego uczuć od razu. Jej uczucia były nadszarpnięte ale on jest cierpliwy. Obiecał jej wieczną troskę, bycie kochaną, zaufanie i szacunek. Wtedy też... Risa pierwszy raz się uśmiechnęła. Szczerze, radośnie i słodko. Och, jak zdziwiony i uradowany był wtedy pisarz. Wydawało mu się, że serce wyrwie mu się z piersi. To jedynie napędzało go do czekania na odpowiedź Risy.

Kasumi czasami miewa uczucie, że gdzieś w tłumie ludzi widzi znajomą uszankę i czarne włosy, ale nigdy nie przejmowała się tym uczuciem. Zdawała sobie teraz sprawę ze słów Fyodora. Może nie spotkają się już w cztery oczy, ale z ukrycia... Zawsze będą na siebie spoglądać i cicho czuwać nad swoim bezpieczeństwem.

Dziękuję moje myszki za uwagę! Wszystkie gwiazdki jak zawsze znaczą dla mnie tak wiele jak nic innego w życiu. Wasze komentarze są zawsze piękne i szczere za co cenie sobie wasze zdanie. Zawsze czekam ze zniecierpliwieniem na waszą reakcję z każdym nowym rozdziałem. To wielki zaszczyt pisać dla was i dzielić się z wami moimi uczuciami czy też myślami.

To koniec przygód Risy, na dobre. Wiem, jak bardzo chcieliście, aby zakończyła się ona dobrze. Czy tak się skończyła? To zostawiam wam w komentarzach. "Demon z Yokohamy" zostanie w moim serduszku zawsze na specjalnym miejscu. Mimo, że z czasem uważam, że mogłam fabułę bardziej odpowiednio ułożyć będę miała sentyment do odczuć jakie towarzyszyły mi przy pisaniu tej książki.

Tak jak wszędzie powtarzam, w Nowym Roku pojawi się inna książka z fandomu BSD. "Mary Shelley" opowiada historię kobiety, a raczej człowieka-potwora, i jego pościgu za szczurem, swoimi uczuciami, mroczną przeszłością i sensem życia. Uprzedzam, książka nie będzie humorystyczna. Dużo w niej depresji, samodestrukcji emocjonalnej, rozmów o śmierci, Dazaia czyli samobójstw, zerowego szacunku do siebie w przypadku głównej bohaterki...

Więc cierpliwych zapraszam do czekania! A warto ;) Jeśli nie masz co robić zawsze możesz odwiedzić moje inne książki. A jeśli już to zrobiłeś... Cóż, musisz sobie znaleźć inne zajęcie dopóki nie pojawi się "Mary Shelley". Ufam, że sobie z tym poradzisz ^^

Tak więc tutaj się żegnamy! A przynajmniej narazie...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top