Widzisz mnie jako człowieka
Razem z Fyodorem i Dazaiem szukali jakiś poszlak i śladów. Na darmo. Postanowili wszystko przedyskutować w jej domu. Rozmowa była żywa i interesująca. Każdy miał swoje zdanie na temat kolejnego ataku Saligii, jednak wszyscy najbardziej liczyli się z Risą. W końcu ona miała odpowiednią moc do tego typu rzeczy.
- Najpewniej był to jakiś pracownik zabijający swojego szefa... Jednak nie jesteśmy pewni dopóki nie zbadają tożsamości ofiary - powiedziała notując wszystko w swojej głowie i łącząc ze sobą różne fakty.
- Tak... W każdym razie. Portowa Mafia wyraziła chęć współpracy... Zapomniałem ci o tym powiedzieć - Poe podrapał się po karku zdając sobie sprawę jak zareaguje dziewczyna. Zakrztusiła się połkniętym powietrzem z wrażenia.
- C.. Co? Dlaczego mi nie powiedziałeś?! Kiedy oni tak powiedzieli? - spytała zdenerwowana swojego partnera.
- K-Kiedy byłaś nieprzytomna po ataku w barze! Przyszli do szefa i powiedzieli, że chcą nam pomóc w sprawię z Saligiią! - odpowiedział nerwowo zasłaniając się dłońmi przed wściekłą Risą. Chwyciła go za fraki zbliżając do siebie z furią.
- I mówisz mi to dopiero teraz?! - kiedy już miała doprowadzić Edgara do zawału ktoś wbił palce w żebra. Podskoczyła w miejscu puszczając partnera i oglądając się za siebie. Koło niej siedział uśmiechnięty Osamu wyraźnie rozbawiony reakcją Risy na jego dotyk.
- Jak podejrzewałem to zawsze działa na kobiety - skomentował dumnie rozsiadając się przy niej.
- To było z zaskoczenia, wiadome, że tak zareagowałam a nie inaczej - warknęła uspokajając się i uciszając się do końca drogi do domu.
Dużo nie zdziałali rozmawiając o spekulacjach na temat pożaru w parku. Po jakimś czasie Risa i Edgar dostali wiadomość od Todoyi, że zgodnie z jej przypuszczeniami ofiarą padł szef pewnej większej korporacji... Współpracującej z mafią. Teraz nie dziwili się, że Portowa Mafia chcę współpracować. Jak na razie dwie ofiary Demona z Yokohamy były z nią powiązane, więc pewnie muszą nie dawać sobie rady sam na sam z wrogiem.
Obrady w jej domu trwały dłużej niż przypuszczała. Robiło się już ciemno. Jej goście opuścili już jej mieszkanie więc została sama z Fyodorem.
- Portowa Mafia... Tak? - szeptała do siebie po cichu.
Mam ochotę iść do baru, gdzie zazwyczaj widywałam Chuuyę. Kto by powiedział, że nagle zacznę z nim pracować. Zbieg okoliczności, czy przeznaczenie, co?
Poczuła nagle jak kanapa ugina się koło niej. Odwróciła wzrok od szklanki z wodą na jej towarzysza.
- Co powiesz na małą przechadzkę? - spytał z uśmiechem na twarzy. Zaskoczyła ją jego propozycja. Czyżby miał także moc czytania w myślach? Przez chwilę jedynie patrzyła na niego ze zdumieniem, ale ostatecznie kiwnęła głową na zgodę.
- Możemy iść do mojego ulubionego baru - zaproponowała wstając z kanapy i kierując się do ubrań i drzwi.
- Nie mam nic przeciwko jeśli nie spróbujesz mnie opić. Szanse są marne - odpowiedział wyraźnie rozbawiony i podekscytowany wyjściem z Risą.
- Spokojnie, chcę jedynie się odprężyć przy dobrej muzyce na żywo - zapewniła go owijając się szalikiem. Postanowili iść pieszo.
Jej myśli dalej chodziły wokół dzisiejszego morderstwa. Nie była w stanie się uspokoić. Biały puch otaczał ich spokojnie spadając z nieba.
- Lubię tą porę roku, wiesz? - zauważyła, że po kilkunastu minutach spaceru w ciszy Fyodor zatrzymał się i patrzył w nocne niebo. Wyrównała z nim krok i spojrzała tam, gdzie on.
- Dlaczego? Wolisz zimno niż ciepłe lato? - spytała ciągnąc narzucony przez mężczyznę temat.
- Można tak powiedzieć. Ludzie wtedy kryją się w domach przy swoich kominkach podczas gdy ja wychodzę na zewnątrz ciesząc się spokojem od nich - odpowiedział wyraźnie zrelaksowany tą chwilą.
- ... Nie lubisz ludzi, prawda? Uważasz ich za zły gatunek - stwierdziła spokojnie.
Ja także nienawidzę ludzi pod pewnymi aspektami...
- Jesteśmy podłym gatunkiem. Nadajemy się jedynie do kłamania i zabijania sobie nawzajem. Najgorsi są jednak obdarzeni. Nienawidzę ich z pewnego powodu - powiedział wzdychając. Zgadzała się z nim. Także nie przepadała za ludźmi.
- Tutaj nie różnimy się zbytnio. Obdarzony, czy nie... Na tym świecie jedynie śmierć jest sprawiedliwa - mruknęła zamykając oczy i oczyszczając umysł ze zbędnych na ten moment rzeczy. Czuła na sobie intensywny wzrok swojego towarzysza. Wreszcie otworzyła swoje oczy i spojrzała na niego. Niemylnie wpatrywał się w nią swoimi fiołkowymi tęczówkami.
- Jesteś dość... Inna od swoich rówieśników, wiesz? Inni to zwyczajni grzesznicy. Ty, niby taka sama jak oni, ae coś wyróżnia cię z tłumu. Co to może być? Nie rozumiem - spytał nagle robiąc się śmiertelnie poważny. Znała jego moc. W każdej chwili mógł ją zabić jednym dotykiem palca.
- Cóż... Razem mamy ten sam problem. Człowiek lubi zmieniać pogląd na osobę z którą dzieli los - zrobiła pauzę podwijając rękaw i ukazując bransoletkę z trucizną. Napawając się każdą przyjemną chwilą zimowego krajobrazu. Zaskoczyła swoimi słowami groźnego przestępce. Nigdy nie spodziewałby się takich słów od jakiejś osoby.
- ... Rozumiem. Na prawdę jesteś inna od pozostałych. Myślisz, że moglibyśmy zmienić plany i po prostu pochodzić bez celu po okolicy? Będąc w więzieniu nie miałem okazji wychodzić na zewnątrz zbyt często - spytał a na jego twarz znowu wypłynął uśmiech.
- Oczywiście. Pójście do baru było jedynie propozycją... - odpowiedziała po czym ruszyli dalej. Rozmowa kleiła może nie jakoś wspaniale, ale w dopuszczqlnym stopniu. Risa nigdy nie pomyślałaby, że będzie miała jakiegoś rodzaju dobry kontakt z mordercą.
Błądząc po uliczkach bez celu stracili nawet poczucie czasu i bytu. Nagle napotkali większą grupkę ludzi wracających z imprezy. Kiedy tak się mijali jeden z chuliganów zamachną się i klepną Rise w pośladek. Ta zatrzymała się otaczając siebie ponurą aurą.
- Ładna sztuka z ciebie, panienko. Może kontynuuję panienka drogę z nami? - zbliżył się do niej chłopak szeptając każde słowo prosto do jej ucha. Fyodor chciał zareagować, jednak wtedy Risa przemówiła.
- Obawiam się, że nie skorzystam. A ty potrzebujesz leoszego wychowania i mniej alkoholu - odwróciła się do niego i zdzieliła jego policzek swoją dłonią. Z morderczym wzrokiem wpatrywała się w zataczającego się nieznajomego.
- Ty suko! - już się rzucał w jej kierunku, kiedy na jego reakcję odpowiedział Fyodor. Podłożył mu nogę przez co chuligan wylądował na betonie ze złamanym nosem. Wyczuwając kłopoty z grupą Risa spojrzała na Fyodora. Ten charakterystyczny błysk w oku. Rządziła nim wodza walki. Chciał więcej krwi, przemocy i bólu.
To był znak do odwrotu. Wściekły Fyodor oznacza same trupy i problemy z prawem. Postanowiła wykorzystać osłupienie grupki znajomych i chwycić wspólnika za rękę.
- Tym razem sobie odpuścisz dla naszego dobra - wyszeptała pod nosem zanim zaczęła uciekać przed pijakami z Dostojewskim zaraz za nią.
Ucieczka trwała już dłuższy czas. Opadali z sił a chuligani dalej ich ścigali. Wreszcie, niespodziewanie, to Fyodor wykonał krok do pozbycia się ich. Złapał Rise za nadgarstek i wciągnął za kontener ze śmieciami. Trwali tak przez kilka minut.
Kilka minut pozwoliły Risie zauważyć coś niepokojącego. Zauważyła bowiem jak słaby był jego uścisk na jej nadgarstku kiedy przyciągał ją do siebie. Dał radę ją do siebie przyciągnąć tylko dlatego, że straciła czujność.
Jest dość osłabiony... Tylko dlaczego? To dlatego już nie zabija? Może jest chory... Jeśli tak to musi mieć jakieś leki, ale nie zauważyłam żadnych w moim domu prócz moich. Mam wrażenie, że ukrywa przede mną wiele rzeczy...
Kiedy ona rozmyślała nad jego tajemnicami Fyodor uświadomił sobie co jest takiego niezwykłego w Risie. Jako jedyna osoba z którą miał styczność w swoim życiu nie uważa go za potwora. Widzi w nim jedynie człowieka takiego jak ona.
Chuligani przebiegi tuż obok nich. Nie zauważyli ich za kontenerem. Mogli wyjść z ukrycia i wracać do domu, jednak nie zrobili tego. Fyodor jeszcze przez kilka chwil wpatrywał się w zamyśloną Rise tuż obok jego ramienia. Nie zauważył też, że dalej trzyma ją za nadgarstek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top