Szmaciana lalka

Obmówili z Chuuyą kilka kwestii i musieli się zbierać po ważnym telefonie z agencji Dazaia. Idąc korytarzem usłyszała cichy śpiew. Zerknęła w odnogę korytarza głównego i zobaczyła na podłodze ślady krwi prowadzące do męskiej toalety. Zatrzymała się wpatrując się w drzwi. Chciała skrzyżować spojrzenie z Fyodorem, ale on już dawno ją wyminął kierując się do wyjścia z siedziby mafii. Przełknęła ślinę i ruszyła za czerwonymi śladami pod jej butami. Po cichu i z uwagą zbliżała się coraz bardziej do toalety.

                - Hej... Jest tam ktoś? Coś się stało? - spytała pukając w drzwi. Nie uzyskała odpowiedzi. Cichy śpiew umilkł po jej słowach. Poczuła jak skacze jej adrenalina. Po chwili słyszała cichy dziecięcy śmiech. Spięła się i chwyciła w pogotowiu pistolet. Ostrożnie chwyciła za klamkę i kiedy miała wkraczać do akcji została wciągnięta do środka toalety i rzucona na śliskie kafelki. Straciła równowagę przez gips. Drzwi się zatrzasnęły i poczuła jak ktoś siada jej okrakiem na brzuchu unieruchamiając ją.

                  - Och! To ty! Jak się cieszę, że znowu się spotykamy, pani detektyw! - zaśmiał się znajomy chłopiec z lalką w ręku. Przerażona przypomniała sobie do czego jest zdolny malec i doszła do jednego, ważnego wniosku. Straciła z dłoni swoją broń.

                    - Zostaw mnie! Zaraz... Co ty sobie robisz?! - dopiero po chwili zauważyła nóż w dłoni Q i podcięte nadgarstki z których wydobywała się krew. Za wszelką cenę chciała się wyswobodzić od chłopca, ale ten był zbyt zwinny i sprytny. Śmiał się i śpiewał cicho jakąś piosnkę.

                     - Nie dokończyliśmy ostatnio naszej zabawy, prawda? Może ją ponowimy? - powiedział podając jej ostrze w dłonie i zbliżając ostrą końcówkę do swojej klatki piersiowej.

                      - Przestań! Niczego... Nie będziemy dokańczać! - warknęła używając całej swojej siły spychając z siebie młodego napastnika. Wykręciła się z jego objęć wyrzucając ostrze z dala od niego. Młodzieniec na chwilę został zdezorientowany, więc wykorzystała ten moment, aby pochwycić go mocno i obejrzeć jego zranione nadgarstki.

                      - Zostaw mnie! Grasz nieczysto! Niedobra babo! - warknął i spróbował ją ugryźć. Zaskoczona odskoczyła od niego co wykorzystał momentalnie. Leciała akurat na umywalkę zasłaniana przez Yumeno, aby zrobiła mu krzywdę.

W ostatniej chwili przechyliła się i ostatecznie to ona skończyła z rozbitymi mięśniami u ramienia i ogromnym siniakiem na przyszłość. Opadła na kafelki ściskając zęby i dłoń na obolałym miejscu. Zapanowała cisza. Leżący obok niej Q patrzył na nią z wyraźnym zmieszaniem i zaskoczeniem.

                        - ... Nic ci nie jest? - syknęła zerkając na niego spod czarnych włosów. Nic nie odpowiedział. Dalej trwał w bezruchu. Podsunęła się do niego uważając, aby nie przestraszyć chłopca. Delikatnie chwyciła jego nadgarstek i zdarła ze swojej koszuli pasek materiału wykorzystując go jako bandaż dla ran. Opatrzyła dzieciaka w ciszy i skupieniu.

Co za szaleństwo... Dobrze, że nie skończyło się niczym gorszym... Najważniejsze jest jego bezpieczeństwo... Ja i tak mam jedynie siniaka a to nic w porównaniu z tymi ranami...

Chłopiec załkał pod nosem. Nie zauważyła wcześniej że płakał. Podniosła wzrok z jego już opatrzonym i bezpiecznych nadgarstków na jego twarz. Podniosła jego podbródek, aby mogła zobaczyć jego oczy.

                      - ... Dlaczego to zrobiłeś? - spytała po cichu ocierając z jego policzka słoną łzę.

                      - Dlaczego mi pomagasz? Chciałem ci wykończyć wcześniej.... Nie rozumiem cię... Jesteś dziwna! Nikt się o mnie nie troszczy, więc o co ci chodzi! - krzyknął ocierając niezdarnie resztę łeż rękawem.

                        - ...Wiem jak to jest. O mnie też się nikt nie troszczył. To co było już się nie odstanie, wiesz? Nie ma co rozpamiętywać tego, co już było. Proszę, daj mi tobie pomóc. Przynajmniej teraz - odpowiedziała chwytając ponownie jego dłonie w swoje. Kiedy już myślała, że przestanie płakać znowu jego oczy zaszły szklistą powłoką. W kącie pomieszczenia zauważyła lalkę Q. Sięgnęła po nią i podała mu ją. Nieśmiało przyjął swoją własność i wstał z ziemi razem z Risą.

                         - Nie dotykaj mnie na przyszłość. Według Ougaia  nie kontroluję swojej mocy, więc mogę ci zrobić nieświadomie krzywdę... - bąknął wychodząc z toalety zostawiając ją samą. Opadła zmęczona na ścianę zdrowym ramieniem.

                          - O mój Boże, co mi jeszcze przygotowałeś? - mruknęła patrząc na swoje odbicie w lutrze. Po chwili zdała sobie sprawę, że dalej jest w męskiej toalecie więc szybko z niej wyszła. Rozejrzała się i dosłownie podskoczyła słysząc jak jej telefon drży w kieszeni. Szybko wyjęła urządzenie i zobaczyła numer Fyodora na ekranie. Odebrała połączenie zapewniając, że już idzie do auta. Rozłączyła się i ruszyła żwawym, kulawym krokiem do wyjścia.

Przy drzwiach usłyszała stukot kopyt. Obejrzała się w bok. Stał tam jeleń. Patrzył na nią czarnymi ślepiami. Odsunął się nieco w bok ukazując stojącego ze spuszczoną głową w dół Atsushiego. Zatrzymała się o mało co nie mdlejąc. Obok białowłosego stał także Dazai. 

                          - Dazai... Znalazłeś At-- - mruknęła robiąc krok do mężczyzny, jednak szybko zatrzymała się. Podnieśli głowy. Ich oczy iskrzyły się ostrym, miętowym kolorem. Zrozumiała, że to kolejna halucynacja, której sens będzie musiała dłużej rozwiązywać. Wzdrygnęła się czując na ramieniu czyjąś dłoń. Odwróciła się i zobaczyła Ougaia.

                             - Coś się stało? - spytał z lekkim uśmiechem. Wypuściła powietrze z płuc wpatrując się w tęczówki szefa mafii.

           - Nie.... Nic poważnego. Muszę już iść - mruknęła momentalnie wyrywając się mężczyźnie wychodząc ostatecznie z budynku. Błyskawicznie wsiadła do auta obok Fyodora zapinając pasy.

           - Ale ci długo zeszło to przyjście - prychnął posyłając jej jeden ze swoich tajemniczych uśmieszków.

            - Po prostu jedź... - warknęła poprawiając swoje rozmierzwione włosy przez wiatr zimowy. Odpalił silnik i ruszył samochodem spod siedziby mafii. Siedzieli w ciszy na początku jazdy leniwie omijając kolejne zakręty. - ... Miałam wizję z Dazaiem i Atsushim - Risa postanowiła złamać ciszę. Fyodor gwałtownie zahamował pojazdem przez co gdyby nie pasy dziewczyna miałaby zęby na szybie.

             - Czemu nie mówisz od razu? - mruknął czekając aż pojawi się na sygnalizacji zielne światło.

             - Pierwsze. Nie hamuj tak ostro! Drugie. Co za różnica czy bym ci powiedziała wcześniej czy później? - warknęła groźnie spoglądając na ciemnowłosego z furią.

             - Wielka różnica. Gdybyś mi powiedziała wcześniej może nie hamowałbym tak ostro tylko normalnie... Co to była za wizja? - spytał dość zimnym tonem. Zerknęła na niego wyraźnie zmęczonym wzrokiem.

              - Stali. Po prostu. Koło nich znajdował się jeleń z morderstwa Saligii. Ich oczy były... Miętowe. Nic nadzwyczajnego, ale-- - zatrzymała nagle urywając swoją wypowiedź.

             - Masz złe przeczucia - dokończył za nią jadąc dalej na zielonym świetle.

             - Dokładnie. Atsushi jest jednym z Saligii. Jeleń to symbol jednego z morderstw Demona. Dazai... Nie wiem czemu tam był. Może to coś oznacza, albo najzwyczajniej w świecie potrzebujemy jego pomocy teraz - odpowiedziała szybko. Wyjęła z kieszeni telefon z zamiarem wybrania numeru do swojego ochroniarza.

             - Dziwna wizja... - skomentował Fyodor parkując pojazd w garażu pod domem. Risa w tym czasie czekała na odebranie połączenia do Dazaia.

             - Nie odbiera... - mruknęła cicho bardzo zaniepokojona. Schowała telefon i z pomocą ciemnowłosego wyszła z auta wchodząc do ciepłego mieszkania.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top