Stop!

Wracali z Fydorem do swojego mieszkania w ciszy. Ani Risa ani on nie chcieli rozmawiać o tym, co się zdarzyło na dachu.

            - Te wizję kiedyś cię zabiją - bąknął wreszcie przerywając ciszę. Westchnęła patrząc w bok.

             - One już mnie zabijają - odparła niezbyt podnosząc mężczyznę na duchu.

             - Jeśli nie zrobi tego wcześniej ktoś inny - tuż koło niej w pewnym zaułku rozbrzmiał znajomy głos. Z ciemności wyszedł jej ochroniarz. Na twarzy jak zawsze miał uśmiech.

            - Dopilnuje, aby tak się nie stało. Sama. Nie potrzebuję waszej pomocy - mruknęła chowając nos w szaliku a dłonie w kieszeniach.

             - Czyżbyś planowała samobójstwo? Na tym dachu. Byłoby to dość smutne, skoro chciałaś to zrobić potem - stwierdził podchodząc bliżej niej. Nawet nie drgnęła w tył mimo zaskoczenia.

            - Skąd możesz wiedzieć o takich sprawach, co? - spytała mordując go lodowatym wzrokiem. Sięgnął dłonią po kosmyk jej czarnych włosów. Schylił się nieco i zaciągnął się ich świerzym zapachem.

              - Ponieważ sam chcę się zabić. Samobójca pozna samobójce, nie wiedziałaś? - szepnął nie obawiając się skrzyżowania oczu z jej.

              - Popsułeś humorek Risy jak widzę. A myślałem, że gorzej być nie może - wtrącił się nagle Fyodor obserwując z uwagą zachowanie Dazaia. Obdarzony wróg przestępcy zostawił w spokoju panią detektyw równając wzrok z ciemnowłosym. Kobieta stała miedzy nimi niczym mur. Czuła kłopoty. Jak mało kiedy.

              - Na prawdę? Przecież macie bransoletki z trucizną przekazane przez Saligię, to nie wystarczająco dołujący czynnik oprócz zniszczenia komuś humoru? - mruknął śmiejąc się pod nosem. Tym razem dwójka nie ukrywała zaskoczenia. Spojrzeli po sobie i na Osamu jak na wariata.

              - Skąd... Wiesz? - bąknęła z wielkimi oczami.

Skoro Dazai wie... Czemu żyjemy? I w jaki sposób się o tym dowiedział? Przecież kiedy ktoś się miał o tym dowiedzieć mieliśmy umrzeć...

Myślała oczekując wyjaśnienia od samobójcy. Westchnął wyraźnie rozradowany jej reakcją.

            - To dość podejrzane, że macie takie same brabsoletki i w dodatku nie rozdzielacie się. Na początku miałem zamiar zbliżyć się nieco do ciebie i zabić Dostojewskiego, ale ostatecznie postanowiłem sobie darować po obejrzeniu tego filmiku - wskazał na wnętrze baru za szybą a dokładniej na telewizor i program z wiadomościami. Risa wraz ze wspólnikiem weszli do środka niczym błyskawice.

Dzisiaj sprzed godziny na wszystkich urządzeniach elektrycznych i kanałach pojawiło się dziwne nagranie grupy terrorystycznej grasującej w Yokohamie. Na nagraniu widać siedmiu ludzi związanych linami z maskami na twarzach siedzących na krzesłach. Demon z naszego miasta grozi i przepowiada swoje zamiary oraz ostrzega nieznanych ludzi.

Na nagraniu w okręku siedzieli zamaskowani ludzie. Ubrudzeni krwią szamotali się lecz na darmo. Nagle w głośnikach rozbrzmiał zniekształcony głos.

           - Drodzy obywatele Japonii i miasta Yokohama. Dwa tygodnie temu Saligia zaczęła wstęp tego, co nastąpi za pięć tygodni. Zamierzam wraz z moimi wyznawcami oczyścić kraj ze zgrozy i grzechu za pomocą siły i przemocy. Nie chcemy źle. Oszczędzimy jedynie tych, którzy na to zasłużyli poprawnym zachowaniem. Zwracam się także do dwójki osób. Mieszkańcy tego miasta. Dobrze się znamy, jednak wątpię, aby oni uważali mnie za dobrą osobę. Pamiętajcie o czym wam mówiłem. Inaczej nie będziecie ostatnimi zamordowanymi w tak niemoralny sposób. Oczekujcie następnego pokazu za tydzień - zakończył przemówienie pokazując logo Saligii, czy siedmiolistny kwiat z kolcami otoczony wężem zjadającego swój ogon.

Prosimy o szczególną ostrożność oraz nie wychodzenie z domów o późnych godzinach. Policja czuwa nad naszym bezpieczeństwem i nie pozwoli, aby terroryści zrobili kolejny krok.

Wstrząśnięci uświadomili sobie pewną rzecz. Nie mogą liczyć na żadną pomoc z zewnątrz! Jak oni teraz będą działać w jednostce specjalnej? Risa wyraźnie zniesmaczona tą sytuacją zagryzła warge zębami głęboko myśląc po czym wyszła z resztą na zewnątrz, aby ludzie nie patrzyli na nich jak na wariatów.

            - Moim zadaniem jest ochrona Risy ponad wszystko. To za nią mam zamiar oddać życie, więc nie za ciebie, Dostojewski - zanim się obejrzała czyjeś ramię zakleszczyło ją przy brązowym płaszczu niczym szalik na szyi.

               - Na pewno będziesz umierał ze śmiechu kiedy straciłbym życie, co? Ale byłbyś szczęśliwy, ale teraz oddaj Rise - bąknął Fyodor uśmiechając się ponuro do Osamu. Ten jedynie kiwnął przeciwnie głową z szerokim uśmiechem.

O nie... Ten błysk. Taki sam jak tamtego wieczoru na spacerze. Muszę coś zrobić!

           - Risa nie jest bezpieczna przy tobie. Jesteś nieobliczalny i bezuczuciowy. Prawdziwy potwór - skomentował chłodnym tonem. Detektyw postanowiła działać zanim zrobi to krótyś z mężczyzn. Korzystając z nieuwagi Dazaia wyślizgnęła się spod jego uścisku dalej stojąc murem między wrogami.

              - Dobrze wiesz, że nie mogę rozdzielić się z Fyodorem, więc dlaczego mówisz takie rzeczy? Chcesz go jedynie podkusić do pokazania tego, co robił kiedyś. Zaskoczę cię, ale Fyodor nie jest już taki jak kiedyś. Nie jest potworem - syknęła trzymając jak narazie chłopaków daleko od siebie nawzajem.

              - Nie jest? A skąd to wiesz? - prychnął roześmiany.

              - To nie ty przebywasz z nim całą dobę na tydzień, wiesz? I to nie ty możesz sobie mówić o nim jako o potworze. Dobrze znam twoją przeszłość. Egzekutor Portowej Mafii. Najmłodszy szef w historii. Nieukoronowany król bólu i cierpienia - powiedziała z zimnym wyrazem na twarzy. Nie miała zamiaru poddać się i doprowadzić do bójki. Wtedy Fyodor jak i Dazai mieliby kłopoty.

            - Twierdzisz, że ja jestem potworem mimo, że to co robiłem było lata temu? - spytał ukrywając swoje zirytowanie i rozczarowanie ciemnowłosą.

            - Nie. Ty tak jak Fyodor robiłeś te rzeczy kiedyś. Teraz zamiast zabijać chronisz i pomagasz ludziom jakbyś chciał odpuszczenia u Boga. Rozczaruje was, ale wasze i moje wybryki nie zostaną zapomniane kiedy umrzemy i pójdziemy do piekła. Możemy je jedynie zakryć nieudolnie pokutą - wyjaśniła zerkając także na Fyodora. Patrzyli na nią bez wyrazu starając sie zrozumieć jej słowa. Nie były trudne do rozszyfrowania.

              - Ciekawie to wygląda... W każdym razie miłej drogi do domu, Risa - nagle samobójca odszedł od nich machając jej na pożegnanie. Zaskoczona jedynie stała patrząc na jego znikającą postać. Po chwili poczuła na głowie czyjąś wielką dłoń i odwróciła się do wspólnika przodem.

            - Po co to robiłaś? Poradziłbym sobie sam - mruknął wyraźnie zmarnowany i zły. Takie rzeczy nie są dla niego czymś nowym. Wiele razy stawał z Osamu do walki.

             - Gotowałeś się ze złości, więc plan Dazaia wypaliłby. Bójka na pewno zwróciłaby uwagę ludzi a oni zadzwoniliby po policję myśląc, że to jacyś niebezpieczni pijacy. Odkryliby twoją tożsamość i wróciłbyś do więzienia - odparła wzruszając ramionami. Po chwili patrzenia na nią w szoku prychnął pod nosem uśmiechając się. Poklepał ją po głowie na której miała czapkę. Odszedł zmuszając ją do dorównania z nim kroku.

W mieszkaniu Risa ponownie wróciła do przeglądania papierów a Fyodor do zdobywania informacji z laptopa. Robili to w ciszy, aż wreszcie jedno z nich postanowiło przełamać ciszę.

           - Mam dość - mruknął Dostojewski wstając zza biurka i podchodząc do Risy wziął z jej dłoni papiery siadając koło niej.

             - O co chodzi? - spytała patrząc na niego ze zdziwieniem.

- Jesteś nietypowa. Intrygują mnie twoje zachowania, aż kusi mnie żeby znowu zabawić się na twoich nerwach - zaczął co jeszcze bardziej ją zdezorientowało. - Interesujesz mnie z tak wielu powodów, ale jeden na prawdę nie daje mi spokoju - dokończył patrząc jej w oczy jeszcze bardziej intensywniej.

           - O czym ty mówisz? - mruknęła cicho.

           - Ból Dazaia pochodzi z serca. Mój zaś z umysłu. Trudno z tym i tym żyć. Ale nasze ubolewanie jest niczym w porównaniu z twoim bólem. Ty skrywasz ból w sercu i umyśle i jeszcze się nie poddałaś. To mnie intryguje w tobie--

           - Stop - przerwała mu brutalnie chowajc twarz we włosach. Opuściła głowę w dół mówiąc to jedno słowo pomrukiem smutku i złości.

Przestań. Nie jestem silna. Nie nie poddaję się. Ja już dawno się poddałam jedyne co teraz trzyma mnie przy życiu to ta sprawa z Saligią. Nie znasz mnie, więc skąd wiesz, że jestem silna? Jesteś głupi, Fyodor.

Pomyślała i wstała udając się do łazienki umyć się i mieć święty spokój od mężczyzny. Wolała już śnić kolejne koszmary niż rozmawiać na ten temat z kimś. Jej ból jest tylko i wyłącznie jej sprawą.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top