Smok i królik
Po rozmowie ze swoimi towarzyszami postanowiła jak najwięcej odpoczywać, aby szybko wrócić do zdrowia. Jednak gdyby nie duża ilość środków nasennych nie byłaby w stanie zasnąć przez wizje i przewidzenia. Nie spodziewała się, że szef mafii może okazać się tak dobrym lekarzem i otoczyć ją tak doskonałą opieką. Czuła wyścig z czasem. Kolejne morderstwo zbliżało się coraz większymi krokami.
To była jedna z tych nocy, kiedy przynajmniej przez chwilę nie musiała się budzić z koszmaru. Rintarou specjalnie dał jej nawiększy z możliwych środków usypiających dla dziewczyny. Oddychała spokojnie podczas kiedy maszyna mierzyła jej akcję serca. Okno było uchylone, jednak po chwili coś je otwarło. W środku nikogo nie było a mimo to skądś pojawiła się mgła z której wyłoniła się postać. Tak samo jak pod kościołem patrzyła na Rise krwistymi oczami. Bezszelestnie mężczyzna podszedł do niej.
- Risa - dotknął swoimi zimnymi palcami jej policzka. Patrzył na nią z uśmiechem na ustach. W jego wzroku można było znaleźć fascynację i zaciekawiemie.
Dziewczyna szybko otworzyła oczy. Podniosła się lekko rozglądając się. Nie było już mgły czy przybysza. Miała narazie nie wiedzieć o jego przybyciu, ale przeczuwała jego obecność. Kiedy spojrzała na szafkę nocną zamarła zaciskając mocno zęby. Leżało tam jabłko przebite nożem.
- Więc to jednak ty za tym wszystkim stoisz - wydukała cicho pod nosem biorąc do ręki owoc. Chwyciła się końca łóżka podnosząc się z niego ostrożnie, aby nie otworzyć rany. Podparła się o stojak z kropłowką wbitą w jej rękę i wstała.
Muszę kogoś znaleźć. Ougaia, Akuatagawe... Kogokolwiek! Ale o tej porze? Kto by tutaj był w nocy? Nie. Spróbuje najpierw zadzwonić do Fyodora. Skoro już wiem kto jest Demonem nie powinna zagrażać nam trucizna. On musi się o tym dowiedzieć.
Zerknęła na swoje stanowisko. Gdzieś w szafce powinien być jej telefon. Pochyliła się zaczynając szukać urządzenia. W doskonałej ciszy usłyszała stukot butów. Odwróciła się za siebie. Ktoś zbliżał się do jej pokoju. Zaczęła myśleć co może teraz zrobić.
Zanim jednak zdążyła cokolwiek zrobić poczuła okropny, przybijający ból w miejscu wenflonu wbitego do jej skóry. Niekontrolowanie upadła do tyłu. Zauważyła, że ów wenflon został jej brutalnie wyrwany a krew spływała po jej ręcę. Zaskakująco nie poczuła zimnej i twardej posadzki. Wpadła w czyjeś ramiona, które mocno objęły ją, aby nie upadła.
Słabo mi... Coś jest nie tak... Kto mnie złapał? Zaraz... Co to jest? Cholera jasna!
Zauważyła strzykawkę przy jej boku. Nieznajomy wbił jej środek usypiający dlatego zaczęła tracić kontakt z rzeczystwistością. Ostatkami sił odwróciła wzrok za siebie, aby zobaczyć jej oprawcę. Zmarszczyła brwi a jej adrenalina niebezpiecznie wzrosła.
- Zostaw mnie... Tatsuhiko - warknęła słabo a jednak groźnie. Mimo to zdawała sobie sprawę, że teraz w takim stanie nic nie jest w stanie zrobić. Wiedział to także on. Szybko odpłynęła z Morfeuszem.
Śniło jej się coś dziwnego w czasie śpiączki. W czarnej jaskini widziała małego białego królika. Kicał odważnie coraz głębiej w mrok co jakiś czas zatrzymując się, aby coś wywęszyć z powietrza. Sprawiał wrażenie puchatej i miłej kuleczki futra, jednak czerwone oczy wpatrujące się w jeden punkt odpędzały od niego wszelkie istoty. W tle słyszała coraz cichsze odgłosy innych zwierząt. W tym szczekanie psa. Nagle tuż przed małym ssakiem przemknęło coś dużego i lśniącego.
Błyszczące łuski ogromnego gada poruszały się przed oczami królika stojącego w miejscu. Krwistoczerwony, wschodnioazjatycki smok ukazał się w całości przed małym przybyszem dumnie się wypinając. Pomiędzy czarnymi rogami posiadał czerwony kryształ. Patrzył na królika jak na potencjalną ofiarę, lecz także z zaciekawieniem i chęcią pozostawienie go przy życiu aby mógł się więcej o nim dowiedzieć.
Następnie otworzyła oczy. Poznała skądś ten brudny sufit. Jej pamięć nigdy nie zawodziła. Była w tym samym pomieszczeniu w którym pierwszy raz spotkała Fyodora z bransoletką. Podniosła się ostrożnie z niewygodnego łóżka. Nie poczuła na brzuchu znajomych i niewygodnych szwów. Podniosła koszulę do góry, aby przyjrzeć się ranie. Szwy zostały wyciągnięte zostawiając zasklepioną blizne po operacji.
No tak... Ougai i tak miał to zrobić na następny dzień. Zaskoczy go brak szwów i mnie w szpitalu mafii.
Następne co zauważyła to brak bransoletki z trucizną na jej nadgarstku. Musiała się bliżej przyjrzeć właśnie dłoni i drugiej także, aby w to uwierzyć. Na szyi też nic nie miała, więc morderca nie zmienił położenia trucizny.
Zaczęła szukać Fyodora. Domyślała się, że jest w tym pomieszczeniu z nią. Ujrzała go na podłodze. Podeszła do niego uklękając obok jego ciała. Zaczęła lekko szturchać mężczyznę, aby się obudził. Przy okazji zerknęła na jego nadgarstek. Również nie miał bransoletki. Mogła odetchnąć z ulgą na chwilę. Jej towarzysz wreszcie otworzył oczy zerkając na nią jeszcze odrobinę nieprzytomnym wzrokiem.
- Nic ci nie jest? Znowu nas porwał, prawda? - spytał zaczynając siadać na ziemi obok niej.
- Pozbył się także bransoletek - zauważyła pokazując mu swój gładki nadgarstek. Spojrzał na swój i na jej. Faktycznie nie mieli już tej trucizny. Uśmiechnął się z ulgą.
- Musimy stąd wyjść. Zapewne już nas szukają - powoli wstała uważając na blizne i odczuwalne słabości. Podeszła do biurka biorąc z niego swoją komórkę. Dużo nieodebranych połączeń od reszty.
Świetnie. Wszyscy są wkurzeni i pewnie umierają z ciekawości i zmartwienia... Pewnie także będą w takim stanie kiedy dowiedzą się o Demonie.
Pomyślała idąc w stronę pierwszych drzwi. Liczyła na to, że znajdą się już na zewnątrz, lecz okazało się inaczej. Był tutaj długi i kręty korytarz. Spojrzała na Dostojewskiego. Skrzyżowali wzrok spodziewając się jakiejś niespodzianki od Shibusawy. Szli ostrożnie korytarzem uważając, aby nie być zbyt szybkim i głośnym.
- Domyśliłeś się, kto jest Demonem? Nie zdążyłam ci jeszcze o tym powiedzieć osobiście - spytała cicho. Musiała się tego dowiedzieć. Poza tym miała w planach poważnie z nim porozmawiać jak najszybciej.
- Tak. Mówiłaś, że wtedy przed kościołem widziałaś kogoś i mgłę, która pojawia się w obecności jedynie jednego człowieka jakiego znam - odpowiedział ze spokojem i uwagą.
- Współpracowałeś z nim. Co niektórzy nie chcą ci dalej ufać w sprawie śledztwa. Mamy się czego obawiać, Fyodor? - spytała prosto z mostu. Nie chciała i nie miała czasu, aby bawić się w okrężne drogi.
- A ufałabyś mi mimo to? - spytał krótko.
Do tej pory mu ufam, mimo, że słyszałam o jego związkach z Shibusawą. Podchwytliwe pytanie.
- Dopóki nie zrobisz czegoś przeciwko sprawie nie mam teoretycznie podstaw, aby cię podejrzewać.
- Teoretycznie. A praktycznie? - Risa zacisnęła mocniej dłonie. Fyodor świetnie się bawił w swoje gierki z nią, ale czasami przesadzał. Spojrzała na niego ze złością i lekkim zdezorientowaniem.
- Pytanie brzmi czy ty sam chcesz, aby cię podejrzewano. Chcesz, abym myślała, że współpracujesz z nim tak samo jak Todoya? - rzuciła. Obaj zatrzymali się wpatrując się w swoje oczy. Czekała na jego odpowiedź, której nie chciał jej podarować. Jeszcze mocniej zacisnęła palce. - Nie spraw, abym zawiodła moją decyzją innych - powiedziała idąc dalej.
Nagle w coś uderzyła. Niemal się przewróciła, gdyby nie Fyodor za nią. Podniosła wzrok. Tuż przed jej nosem stał jeleń. Jego zakrwawione rogi spuszczały z siebie na nią czerwoną krew. Puste oczodoły zdawały się przenikać do duszy Risy chcąc ją pożreć.
Szybko obleciał ją strach a oddech przyspieszył. Zamknęła oczy czekając na zniknięcie zwidów. Kiedy jednak je otworzyła jeleń dalej stał nad nią.
- Ten jeleń tutaj na serio stoi? - spytała zdziwiona brakiem reakcji ze strony zwierzęcia.
- Tutaj nie ma jelenia. Jest coś innego - odpowiedział pomagając jej się podnieść z niego. Zwierzę odsunęło się jej z drogi odsłaniając pracownię rzeźnika. Weszła głębiej patrząc w jeden punkt w pomieszczeniu. Na jeden z haków na których wisiały wypatroszone świnie. Kątem oka zauważyła, że dopiero teraz jeleń zniknął.
- Trzeba zadzwonić po policję - wydukała cicho.
Dlaczego? Dlaczego dalej atakuje, skoro już wiemy kim jest?! Cholerny Tatsuhiko!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top