Sekret
Była regularnie odwiedzana przez Ougaia oraz Akutagawe jednak jeszcze nie spotkała się z Chuuyą i Hirotsu. Ich stan był poważny po wybuchu auta. Mijał już prawie tydzień co oznaczało, że zbliża się dzień trzeciego morderstwa Saligii. Ubrała się w cieplejszy sweterek, wzięła kule i wyszła ze swojego pokoju.
Na korytarzu usłyszała stukot kopyt. Wstrzymała oddech i odwróciła się za siebie. Po korytarzu przechadzał się jeleń z krwistymi rogami. Zauważając ją odwrócił się do niej przodem i ustawił się do szarżowania. Mrugnęła kilka razy aż nagle jeleń zmienił się w tafle krwi a na niej spoczywało ułożone truchło poćwirtowanej kobiety.
- Kasumi? - ktoś złapał ją za ramię. Podskoczyła wystraszona odwracając się. Stała koło niej blondynka z upiętymi włosami. Była to Higuchi. Zdążyła ją już poznać. Zerknęła z powrotem na miejsce gdzie powinno być ciało, jednak nic tam nie było. Odetchnęła z ulgą.
- Wybacz. Wiesz gdzie jest Chuuya? Muszę go odwiedzić - mruknęła dość drżącym głosem.
- Chodź, zaprowadze cię - odpowiedziała kładąc dłoń na jej plecach. Niemrawo, podpierając się o kule, pokicała z kobietą do pokoju obok.
W środku leżał nieprzytomny egzekutor podpięty do kroplówki i innych urządzeń mierzących funkcję życiowe. Obok na łóżku leżał także Hirotsu, jednak on był przytomny.
- Dam sobie już radę - burknęła do jasnowłosej czekając aż zostawi ją samą. Wyszła z pomieszczenia posłusznie podczas kiedy Risa powoli podeszła bliżej. Usiadła ostrożnie na krześle witając się z siwym mężczyzną.
- Dobrze się spisałaś z Akutagawą - skomentował mężczyzna zerkając na jej zielone oczy.
- Nie zrobiłam niczego wielkiego. Jedynie... Leżałam pod gruzami... - bąknęła zła na samą siebie. Brodaty osobnik prychnął pod nosem.
- Zrobiłaś więcej niż sobie zdajesz sprawę - mruknął cichym głosem przymykając oczy. Zrozumiała, że potrzebuje teraz spokoju i odpoczynku, więc zostawiła go. Wróciła wzrokiem do rudego wspólnika.
- Przepraszam, Chuuya. Powinnam to przewidzieć - szepnęła patrząc na jego leniwy wyraz twarzy kiedy spał. Taki niewinny i niepozorny. Poprawiła mu poduszkę delikatnie klepiąc go po ramieniu na pożegnanie.
Powoli wstała biorąc do dłoni kule po czym wyszła z pokoju najciszej jak tylko potrafiła, aby nie obudzić Hirotsu i Chuuyi. Odwróciła się, aby skierować się do swojego łóżka, jednak napotkała dużą przeszkodę.
- Spokojnie, jestem tym prawdziwym Fyodorem Dostojewskim - odparł mężczyzna pokazując ukradkiem bransoletkę na nadgarstku. Zaskoczona wciągnęła do płuc powietrze jakby zaraz miała coś powiedzieć.
- ... Przepraszam, powinnam zadziałać szybciej. To musiało być straszne kiedy zabierali cię do więzienia i w dodatku ja cię złapałam - odpowiedziała szybko spuszczając głowę w dół. Poczochrał ją po ciemnych włosach jak dziecko.
- Przywykłem do tego. Nie pierwszy raz wsadzają mnie do więzienia, choć tym razem byłem nieco zaskoczony. Jak noga? - spytał zerkając na gips. Westchnęła ciężko ze zmęczenia.
- Myślę, że spokojnie mogłabym już wracać... - mruknęła niepewnie rozglądając się za kimś z mafii.
- Świetnie. Więc wracajmy do domu. Chciałbym ci coś pokazać - odparł z uśmiechem. Spojrzała na jego fioletowe oczy z zainteresowaniem.
Chce mi coś pokazać? Co to może być? Może jakieś dokumenty dotyczące Saligii czy Demona... Albo rozwiązanie sytuacji Yamamoto. Nie. Słyszałam, że podobnie jak poprzednik został otruty przez Demona. A przynajmniej tak powiedział Mori gdy mnie odwiedził.
Myślała sobie, kiedy zauważyła, że Fyodor ominął ją czekając na nią na korytarzu. Wzięła się w garść i doskoczyła do niego udając się do wyjścia z siedziby Portowej Mafii.
Po drodze spotkała znajomą pielęgniarkę, która się nią opiekowała. Dała jej wypis z oddziału, po czym spokojnie wyszli z Fyodorem na zewnątrz.
Była to zimna noc. Opatulona w płaszcz, szalik i czapkę i tak czuła przeszywający mróz. Nie umknęło to uwadze mężczyzny. Odrobinę zbliżył się do niej otwierając jej przed nosem drzwiczki od auta.
- Lepiej wsiadaj szybko do auta skoro ci zimno - odparł skręcając w kierunku nowego samochodu dziewczyny. Zdziwiona spoglądała na pojazd. Był to samochód wyższej półki, lecz nie wiedziała skąd Fyodor miał pieniądze na takie.
- Skąd... - bąknęła zerkając na swojego towarzysza.
- Szef ci je załatwił. Służbowe auto rzecz jasna - odpowiedział z uśmiechem. Westchnęła. Mogła przewidzieć, że jej przybrany ojciec pomyśli również o tym. Wsiadła na miejsce pasażera i odjechała w stronę domu. Po drodze nieco rozmawiali ze sobą przez co droga nie wydawała się taka długa i męcząca.
Na miejscu z pomocą Fyodora wysiadła z samochodu, niestety złośliwy los chciał, aby stanęła na lodzie i poślizgnęła się. Na szczęście wpadła w objęcia ciemnowłosego dzięki czemu nie złamała sobie drugiej nogi. Mocno trzymając się jego płaszcza podciągnęła się ostrożnie zerkając na twarz Dostojewskiego. Jego lekki uśmiech poruszył zimne serce dziewczyny tym razem.
- Niezdaro. Złamiesz sobie drugą nogę od razu po wyjściu ze szpitala mafii? Aż tak bardzo ci się tam spodobało? - spytał żartobliwie podnosząc ją z lodu i przenosząc w bezpieczniejszy śnieg. Oparła się o jego ramię kiedy podnosił kule, aby nie stracić równowagi. Ostatecznie weszła do mieszkania o kulach bez pomocy lokatora.
- Niezdara... Zaraz, co z pracą? - burknęła uświadamiając sobie, że przez cały czas kiedy przebywała w szpitalu nic nie zrobiła w sprawie Saligii.
- Spokojnie. Narazie wejdź do pokoju i odwróć się nie podglądając - pomógł jej ściągnąć płaszcz. Zasłonił jej oczy dłońmi i poprowadził do salonu.
- Jeśli złapałeś Demona to nie każ mi czekać aż go zobaczę - mruknęła sakraztycznie zatrzymując się dalej z zamkniętymi oczami.
- Też bym chciał aby to była prawda, ale to coś innego - odpowiedział odchodząc od niej. Słyszała jedynie jego kroki i szuranie krzesła po podłodze. Po chwili zapadła cisza. Chciała się już odwrócić z irytacją jednak do jej uszu doszedł aksamitny dźwięk wiolonczeli.
Czy to... On gra na wiolonczeli? Nigdy o tym nie wspominał... Podoba mi się jego gra... Taka czysta i piękna. Zaraz... Czy on gra Adama Hursta? Mojego ulubionego wiolonczeliste? Skąd wiedział, że uwielbiam "Sekret"?
Kusiło ją aby odwrócić się, ale Fyodor zaprotestował cichym kaszlem. Drgnęła i sztywna czekała na koniec utworu. Zastanawiało ją skąd Fyodor wiedział o tej piosence. Aż tak bardzo go zainteresowała?
- Todoya powiedzia mi że uwielbiasz ten utwór. Chciałem wykorzystać także fakt, że wracasz ze szpitala a że umiem grać na wiolonczeli to pomyślałem, że mały prezent z tej okazji nie zaszkodzi - odpowiedział kiedy skończył grać. Risa odwróciła się do niego przodem. Siedział na krześle z dużym instrumentem w dłoniach.
- Todoya wszystko umie wypaplać... - mruknęła pod nosem z grymasem, który szybko przeistoczył się w spokój. - Jest mi na prawdę miło z twojej niespodzianki - odparła głośniej, aby ją usłyszał.
- W ramach podziękowania uśmiechnij się. W ogóle tego nie robisz co mnie niepokoi - odparł wyraźnie zmartwiony o stan dziewczyny.
- Nie dane mi jest się uśmiechać. Nie robię tego już od lat, ponieważ nie mam po co - odpowiedziała siadając na kanapie koło mężczyzny.
- Uśmiech jest ważny. Dużo możesz nim zyskać, ale jest też dobry żeby odwdzięczyć się za dobry koncert - odparł wbijając wzrok w jej szmargdowe oczy. Zacisnęłam mocniej pięści napinając każdy centymetr ciała.
Kiedy miała coś powiedzieć usłyszała dzwonek w telefonie. Wzdrygnęła się i szybko chwyciła komórkę.
- Kasumi Risa. Słucham - odparła poważnym tonem. To co usłyszała w odpowiedzi zaskoczyło nią na tyle, że zatrzęsła się ze strachu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top