Pies w kościele

W głowie dalej krążył jej Dazai i pies. Przed oczami miała widok nowej ofiary. Nie czuła się najlepiej po tym wszystkim. Czuła jak jest już na skraju swojej wytrzymałości psychicznej. Musiała jednak mimo wszystko trzymać się do końca tej sprawy. Potem ma już zaplanowaną dla siebie odpowiednią przyszłość. 

              - Zapomniałaś ostatnio tego - podszedł do niej nagle podając jej coś do dłoni. Zaskoczona spojrzała na niego i na swoją dłoń. Był w niej mosiężnie zdobiony, złoty zegarek kieszonkowy z wizerunkami dwunastu znaków zodiaku.

Wszystko dookoła niej zaczęło się zmieniać. Fyodor zniknął tak samo jak ich kryjówka a zastąpiło się to znajomym pokojem z sierocińca Risy. Przy oknie zauważyła małą, zapłakaną dziewczynkę trzymającą w dłoni ten sam zegarek. To ona. Codziennie za pomocą tego zegarka odliczała czas do którego szef sierocińca opuszcza pokój jednej z jej koleżanki. Na twarzy zawsze miał ohydny uśmiech. Nie była w stanie jej pomóc.

             - Fyodor... Nie miałam tego zegarka od długiego czasu. Nie mogłam go mieć przy sobie i tutaj go zostawić - powiedziała przenosząc wzrok na osobnika obok.

             - Kiedy go zgubiłaś? - spytał spokojnie zaczynając zastanawiać się nad zaistniałą sytuacją.

             - Hmm... Było to w czasie, kiedy polowałam na Akutagawe - odparła po chwili przypominając sobie tamte czasy. Wtedy nosiła zegarek zawsze przy sobie a potem gdzieś go zgubiła. Dostoyewski miał coś powiedzieć, kiedy komórka dziewczyny zagrała znajomą melodię. Wyciągnęła urządzenie napotykając numer Chuuyi. Odebrała szybko.

             - Dzięki Bogu odebrałaś. Nie ma czasami u ciebie Akutagawy? Miałem z nim iść na patrol, ale nagle zniknął - zaczął egzekutor. Fyodor zbliżył ucho do komórki, aby podsłuchać słowa rudzielca.

             - Nie ma go tutaj - odparła smętnie.

             - Przeklęty kundel. Szef nas zabije jeśli nie pójdziemy na patrol. Nie pozwala chodzić w pojedynkę po mieście ze względu na Demona - tłumaczył Nakahara. Nagle myśli Risy przykuło jedno słowo z wypowiedzi egzekutora. Kundel. Czarny kundel z jej zwidów. Nagle wszystko zaczynało się dziwnie układać w całość.

             - Czy mówił coś przed odejściem? - spytała gorączkowo. Zaczęła się niepokoić, co zwróciło uwagę Fyodora. Patrzył na nią kątem fiołkowych oczu.

             - Dostał wiadomość chyba. Ostatni raz widziałem go z komórką w dłoni - odparł nie wiedząc do czego zmierzają. Risa zaczęła gorączkowo nad czymś się zastanawiać.

             - Dobra. Oddzwonie do ciebie za chwilę. Spróbuje zadzwonić do Akutagawy a ty powiadom Hirotsu - powiedziała przeczesując włosy. Rozłączyła się olewając przeczenia Chuuyi.

             - O czym myślisz? Zwidy? - spytał Fyodor patrząc na nią uważnie. Już wybrała numer do mordercy czekając aż odbierze.

             - Nie odbiera. Musimy pojechać do najbliższego kościoła. Możliwe, że Dazai wysłał do niego jakąś wiadomość i wyruszył na spotkanie z nim w kościele - zadzwoniła ponownie z takim samym skutkiem. Mężczyzna nie odbierał.

             - A kobieta? Słyszałaś śmiech kobiety - zauważył. Spojrzała gdzieś przed siebie jakby szukając odpowiednich słów w białej ścianie.

             - Jest tam także morderca ofiary. Była to kobieta, więc zapewne to jej śmiech - odpowiedziała gorączkowo szukając dookoła siebie swojej broni. Ciemnowłosy westchnął podając jej pistolet z szafki obok niego. Podziękowała mu kiwnięciem głowy omijając go i kierując się do wyjścia i auta.

             - Zadzwonię do pozostałych - powiedział idąc zaraz za nią. Wyciągnął z ukrytego schowka broń zapasową i sztylet. Ruszył za nią wchodząc do samochodu. Poinformował wszystkich pozostałych o miejscu spotkania i jak ważna ta sprawa jest. Podczas kiedy rozmawiał z Poe ten zadał bardzo ważne pytanie jakie usłyszała również Risa.

              - Nie możemy działać jako byli agenci. Powiadomić agencję o naszy krokach? - zapadła cisza. Dziewczyna faktycznie zapomniała o tym fakcie. Przygryzła wargę myśląc. Fyodor zapalił silnik.

             - To nasza sprawa. Nic agencji do tego - odparł odważnie jej towarzysz czekając aż Edgar rozłączy się zgadzając się z jego słowami. Patrzyła na niego zaskoczona.

             - Żartujesz sobie? Nie odpowiedziałam ci nawet - wydukała.

             - Wiedziałem, że myślisz podobnie - odpowiedział z uśmiechem na ustach. Burknęła coś speszona pod nosem pozwalając Dostojewskiemu wcisnąć pedał mocniej i przyspieszyć.

W międzyczasie Risa za wszelką cenę chciała skontaktować się z Akutagawą. Miała coraz gorsze obawy z każdym kolejnym nieodebranym połączeniem. Trzaskała nerwowo paznokciem o ekran komórki wpatrując się w drogę.

Nagle jej komórka zadrżała. Widząc znajomy numer żałowała jedynie tego, że nie był to numer Ryunosuke. Odebrała wstrzymując powietrze.

              - Risa, gdzie jesteś do cholery? - odezwał się po drugiej stronie jej były szef.

             - A czy to ważne? - odparła trzymając nerwy na krótkiej smyczy.

             - Nie jedź tam. Nie możesz tam być skoro jest tam kolejny z morderców ta sprawa cię wykańcza już! - warknął. Czuła przez telefon jak zły i zdesperowany jest jej ojciec zastępczy.

Skąd wie? Skąd on wie o naszym planie?! Może... Wyciągnął to od Poe? Edgar jest zawsze uległy szefowi... Cholera!

             - Przyznaj to. Beze mnie twoja agencja w ogóle sobie nie radzi. Zrobiliście jakieś postępy od zobaczenia ciała? Zapewne żadnych. Moja moc jest fundamentem tej firmy dlatego jeśli odeszłam nie ma sensu jej utrzymywać - odpowiedziała. Te słowa zaciekawiły Fyodora. Były dość mocne.

              - Nie chcę patrzeć jak jakieś durne śledztwo odbiera mi ciebie! Nie chcę cię widzieć na miejscu inaczej w inny sposób porozmawiamy! - krzyknął. Zaniemówiła otwierając szerzej oczy. Jego głos usłyszał nawet kierowca Risy.

             - Doceniam twoje słowa, ale muszę to dokończyć. Nie powstrzymasz mnie bo wiesz jak ta sprawa jest dla mnie ważna. Zobaczy się pod kościołem - pożegnała się szybko rozłączając rozmowę. Zamknęła telefon wypuszczając powietrze. Opadła na fotel przecierając ze zmęczenia czoło.

             - Dobrze sobie radzisz, ale obawiam się, że nie tylko z nim będziesz musiała poważnie porozmawiać. Kiedy wrócimy z tego miejsca będziesz musiała mi coś wyjaśnić  - poklepał jej nogę zerkając na nią kątem oka, aby pilnować drogi.

              - Proszę nie. Tylko nie poważne rozmowy. Wykończy mnie dzisiaj spotkanie z naszym byłym szefem a co dopiero kolejna z tobą - westchnęła zauważając już wysokie wieże kościoła.

             - Też się nie mogę doczekać - parsknął pod nosem skręcając na tyły wielkiej budowli, gdzie czekali już pozostali z ekipy. Wyszli z pojazdu upewniając się, że nie widać ich ukrytych pod ubraniami broni. Użyjął jej potem.

             - Co dokładnie było w twojej wizji? - spytał po chwili Hirotsu dokańczając palić papierosa.

             - Dokładnie to, że jeśli nic nie zrobimy za trzecim strzałem z pistoletu Dazai zabije Akutagawe. Wchodzimy, czy modlimy się o zbawienie dla mordercy? - mruknęła idąc przodem. Wszyscy spoważnieli rozumiejąc prawdziwą powagę sytuacji. Tutaj chodziło o życie, czyli nie ma żartów.

Weszli do kościoła trzymając się w zwartym szyku. Wypatrywali niebezpieczeństw, jednak jedyne co zobaczyli to stojącego przy jednej z przednich ławek Akutagawe. W dłoni trzymał swoją komórkę. Risa zauważyła, że coś z niej skapywało. Kiedy wreszcie udało jej się wyostrzyć lekko wzrok zdołała wyłapać i zidentyfikować ciecz. Była ona czerwona. Krople krwi opadały na zimną, marmurową podłogę i na położony na niej dywan.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top