Nigdy więcej
Risa miała na sobie białą koszulę z bufiastymi ramionami a u dołu długą do ziemi czerwoną spódnicę. Nogi miała bose. Szła po zimnej ziemi przed siebie. Czuła jak trawa bawi się z jej skórą u stóp, jednak nie zwracała na to uwagi.
Przystanęła nagle. Nie było niczego przed nią widać. Tylko czerń. Jej oczy nie miały żadnego wyrazu.
Ruszyła dalej. Jednak następny krok był inny. Nie czuła już twardej ziemi. Czuła się jakby stąpała po wodzie. I tak właśnie było. Ciecz otulała jej stopy. Spojrzała na nie. Byłaby normalnie zaskoczona i lekko przerażona tym widokiem.
Chodziła po czymś innym niż woda. Była to krew. Wsiąkała do jej spódnicy i brudziła stopy. Nie przejęła się tym i szła dalej.
Kiedy jednak podniosła wzrok zobaczyła coś, czego wcześniej tutaj nie było. Wielkie mosiężne wrota. Nie wiedziała gdzie one mogą prowadzić. Pojawiła się mgła. Zaczęła się denerwować i rozglądać.
Przed nią wyłoniła się postać spod kościoła. Wyraźnie był to mężczyzna. Miał długie, rozczochrane i białe włosy. Ubrany w biel zbliżał się do niej sięgając po nią długimi palcami z czarnymi paznokciami.
Nie ruszyła się. Patrzyła na jego zagadkowy uśmiech i przenikliwe, krwiste oczy. Kiedy już miał jej dotknąć i miejsce serca usłyszała głos za nią.
- Risa... Risa! - odwróciła się za siebie odrywając oczy od mężczyzny przed sobą. Nagle wszystko zniknęło.
Otworzyła oczy. Szybko przymknęła je rażona ostrym światłem. Kiedy odzyskała ostrość widzenia zobaczyła stojącego nad nią Ougaia. Zrozumiała, że jest w oddziale szpitalnym mafii a wszystko co widziała przed chwilą było snem.
- Jak się czujesz? Jesteś po dość trudnej operacji, więc radziłbym narazie się oszczędzać - powiedział popuszczając więcej płynu w kroplówce podpiętej do dziewczyny.
- Tam ktoś był. Pod kościołem - wydukała słabym głosem. Rozejrzała się. Faktycznie była w ciężkim stanie. Czuła wielkie osłabienie i jak lek z kroplówki dostaje się do jej krwioobiegu. Westchnęła ciężko czując dyskomfort.
- Było tam dużo ludzi. Zapewne ktoś z agencji lub z mafii. Narazie powinnaś się skupić na odzyskaniu sił - powiedział ze spokojem, za którym kryła się niepewność i syres. Przejechała dłonią po brzuchu. Czuła szwy.
Potnęli mnie. Zapewne, aby wyciągnąć kule, ale dlaczego szwów jest tak dużo a rozcięcie takie duże?
Zastanawiała się kompletnie nie słuchając Moriego w tym momencie.
- Co mi zrobiłeś? - spytała patrząc na niego podejrzanie.
- Musiałem nie tylko wyciągnąć kule, ale zrobić porządek z krwawieniem i zniszczoną nerką - odparł uśmiechając się do niej. Zmarszczyła brwi dając znak, że chcę poznać szczegóły o nerce. Widząc jej wyraz twarzy odszedł do szafki wyjmując z niej coś. Odwrócił się do niej przodem ukazując słoik a w nim nerke dziewczyny zalaną specjalnym roztworem.
- Święci najmilsi. Co teraz z tym masz zamiar zrobić? - spytała zaskoczona postępowaniem Rintarou. Zaśmiał się pod nosem widząc jej reakcję.
- Może powinieniem wcielić się w Hannibala Lectera? - zaproponował kładąc słoik na szafce nocnej dziewczyny.
- Smacznego, obyś się udusił kawałkiem - wydukała odrobinę zniesmaczona odpowiedzią szefa mafii. Wtedy do pomieszczenia ktoś wszedł. Jak okazało się był to Chuuya. Spojrzał na swojego szefa witając się z nim cicho.
- Wydaję się, że narazie nie będę tutaj potrzebny. Porozmawiajcie chwilę, ale nie przemęczaj się, detektyw Kasumi - powiedział doktor Ougai wymijając egzekutora przy wyjściu.
- Nie zapomniałeś głównego składniku kolacji? - spytała sakrastycznie przymykając oczy. Uśmiechnął się.
- Cieszę się, że towarzyszy ci poczucie humoru. Pożegnaj się z nią. W końcu nie ty dzisiaj zjesz tą nerke - odparł zostawiając dwójkę samych sobie.
- Tylko mi nie mów, że to jest twoja nerka i to o niej mówił szef - wydukał rudzielec wchodząc głębiej do pomieszczenia. Zerknęła na niego ze zmęczeniem.
- Muszę tłumaczyć? Twój szef ma bardzo wyszukane poczucie humoru i jednocześnie osobliwe lektury na wieczór - odpowiedziała smętnie. Nakahara prychnął pod nosem siadając na wolnym łóżku obok niej. Zdjął z głowy kapelusz kładąc go na pościeli. Wreszcie spojrzał na nią poważniej.
- Byłaś w śpiączce prawie tydzień - powiedział. Risa niemal nie dostała ataku serca. Słysząc jej bicie serca w urządzeniu egzekutor pożałował tych słów.
- Ile?! Powinnam być na nogach i szukać tropów... Nie poradzą sobie beze mnie - mówiła zdenerwowana łapiąc się na głowę.
Pewnie stoimy w miejscu z poszukiwaniami... Co teraz? Muszę szybko wrócić do zdrowia, ale jak z takiego stanu wrócić szybko do normalnego? To jest raczej niemożliwe! Cholera... Za chwilę będzie kolejne morderstwo...
- Uspokuj się narazie. Dobrze wiesz, że nie tylko używasz mózgu do myślenia - upomniał ją wzdychając. Miał rację. Musiała się najpierw uspokoić i z nim porozmawiać.
- Na zewnątrz kościoła ktoś był. Na pewno nie żaden agent - powiedziała już bardziej spokojnym tonem. Zerknął na nią kątem oka.
- Jak wyglądała ta osoba? - spytał zainteresowany tematem. Nie odpowiedziała od razu. Słyszała jego szepty w głowie. Tak znajome a jednak znienawidzone i splugawione.
- ... Znajomo - wydukała cicho. Rudzielec podniósł się patrząc na nią uważnie. Widząc jego reakcję zaczęła mówić dalej. - Znamy tą osobę doskonale. Pokonałeś go już kiedyś z Dazaiem. Potem Osamu dołączył do jego szeregów. Atsushi pokonał go i zabił, choć teraz nie jestem pewna czy nie powstał ponownie.
- Pokonałem wiele ludzi z tym szczylem. Ale chyba po twoich słowach myślimy jedynie o jednym owym przedstawicielu - patrzyli na siebie ze złością w oczach. Ich dawny przeciwnik jest potężny, ale skoro już został pokonany w przeszłości, zapewne uda im się także tym razem.
- Kolekcjoner może być naszym Demonem z Yokohamy. Nie pokazał się bez powodu - stwierdziła zaciskając dłonie na pościeli łóżka.
- Skąd ta nienawiść do niego? Dziwiłbym się gdybyś go lubiła, jednak bije od ciebie taka nienawiść... Coś się stało? - spytał bez problemu wyczuwając atmosferę jaką zrobiła dziewczyna w jednym momencie.
- Razem z Shibusawą byliśmy w dość... Bliskich stosunkach. Jednak potem zrobił coś, czego nigdy mu nie wybaczę. Nigdy - w każdym jej słowie było tyle nienawiści, że Nakahare przechodziły ciarki. To musiała być poważna sprawa.
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że ten koleś zrobił ci coś w stylu tego szefa sierocińca? - spytał obawiając się najgorszego.
- Coś jeszcze gorszego... Nie każdy obdarzony musi mieć swoją moc od początku... Dobra, ten temat zabrnął za daleko - kiwnęł głową nie chcąc dalej prowadzić tej rozmowy.
- Skoro on prawdopodobnie powrócił... Czy powinniśmy ufać Fyodorowi? - spytał rudzielec zostawiając poprzedni temat w spokoju. Nie chciał rozzłościć dziewczyny jeszcze bardziej. Odwróciła głowę w bok na okno. Była piękna pogoda. Świeciło słońcę roztapiając śnieg i tworząc kałuże na drogach.
- Nie wiem. Prędzej czy później zapewne się z nim spotkam. Wtedy z nim porozmawiam - odparła uspokajając szybki oddech. Zapanowała cisza. Przez jakiś moment nikt nic nie mówił.
- Tak w ogóle szef przedstawił ci swoją ofertę? - spytał nagle doznając olśnienia. Prychnęła pod nosem odrobinę zmęczona już.
- Oczywiście. Uprzedził, że zadba o moją nerkę jak najlepiej.
- Nie o to mi chodzi... Słyszałem, że skoro odeszłaś od agencji chciałby zaproponować ci dołączenie do mafii. Co byś na to powiedziała? - powiedział. Odwrociła twarz w jego stronę.
- Mafia zabija. Wystarczy mi zabijania niewinnych ludzi w mojej głowie przez moc. Odmówiłabym mu na samym początku - odpowiedziała spokojnie. Nie ma zamiaru do nich dołączać mimo, że ma tutaj znajomych w postaci Chuuyi czy Hirotsu i Akutagawe. Nie chciała się także przywiązywać, bo jak przywiązała się do Todoyi to teraz jego zdrada bardzo nią wstrząsnęła.
- Mogłabyś postawić mu swoje warunki.
- Chuuya. Wyraziłam już swoje zdanie. Jeśli Ougai faktycznie tutaj się zjawi z taką propozycją już wiesz co mu odpowiem - powiedziała pewnym siebie głosem. Egzekutor westchnął bawiąc się swoim kapeluszem.
- Zabawnie by było cię mieć tutaj. Robota byłaby może odrobinę przyjemniejsza - skomentował cicho.
- ... Nie przywiązuj się do mnie. Nasze zawody są bardzo niebezpieczne, więc w każdej chwili możemy nie spotkać się ponownie. Poza tym relacje bolą. Najbardziej kiedy podejdziesz zbyt blisko a druga osoba postanowi odejść - odpowiedziała chłodnie.
- Taa... Ale czasami nie da się nie przywiązywać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top