Nienormalny dzień

Risa wróciła do swojego "mieszkania" wraz z Fyodorem. Reszta miała czekać na jej znak do akcji a przypilnować tego miał sam Dostojewski. Usiadła na materacu wzdychając. Oczy niemiłosiernie ją piekły błagając o odrobinę snu i odpoczynku.

              - Odpocznij trochę. Powinienem namierzyć go do jutra, więc nie pozostaje ci nic innego jak czekanie - odezwał się zmierzając do innego pokoju, mniejszego. Zauważyła, że miał tam kilka uruchomionych monitorów komputerów. Postanowiła podążyć za lokatorem i przyjrzeć się nowym rzeczom. W środku zobaczyła mniaturowe centrum hakerskie z kablami, monitorami i klawiaturami na ziemi i szafkach.

            - Jak to sobie wytrzasnąłeś? - wydukała zaskoczona. Zerknął na nią przelotnie.

             - Haker może więcej niż sobie zdajesz z tego sprawę - odpowiedział rozbawiony jej reakcją. Postanowiła zostawić ten temat w spokoju. Westchnęła przechadzając się po pokoju.

             - Od rana nie miałam halucynacji. Nie wiem czy to dobrze czy źle - powiedziała przejeżdżając palcem po zakurzonym parapecie przy zasłoniętym oknie.

             - Jesteś aż tak tym zaskoczona, że czujesz się nieswojo? Zapewe będąc na twoim miejscu czułbym się podobnie - odparł siadając przed jednym z monitorów. Cały czas śledziła jego kroki. Nie mogła oderwać od niego oczu, co zaczynało nawet ją zadziwiać.

On był przestępcą. Risa, nie możesz oderwać wzroku od mordercy. Co ci się stało? Nie rozumiem samej siebie w tym momencie... Chyba nie... O nie... Znowu to samo. Cholera przywiązałam się do niego. Tak samo jak do Tatsuhiko. Cholera! 

Zacisnęła dłonie w pięści. Widząc jej dziwne zachowanie Fyodor szturchnąl ją w nogę. Oprzytomniała wreszcie patrząc na niego pytająco.

              - Coś się stało? Przez moment chyba byłaś nieobecna.

              - Pójdę po coś do jedzenia. Potem zapewne nie będzie okazji, bo pochłoniesz się pracą - powiedziała wychodząc ostatecznie z pomieszczenia. Wyciągnęła z kieszeni płaszcza portfel. Przełożyła go do kieszeni w spodniach po czym ubrała na siebie coś cieplejszego i wyszła z domu.

Czując na skórze zimny i orzeźwiający powiew wiatru wypuściła z płuc powietrze. Opadła na ścianę budynku zasłaniając oczy dłońmi ukrytymi za rękawiczkami. 

               - Risa! Pospiesz się, bo już tęsknię! - niemal doznała zawału słysząc krzyk Fyodora z okna nad nią. Spojrzała na niego w górę zdezorientowana. 

                - Wygląda na to, że nasz młoda detektyw Kasumi nareszcie sobie kogoś znalazła - po drugiej stronie drogi szła starsza kobieta z zapewne swoją równie starą przyjaciółką. Uśmiechały się i dość niedyskretnie szeptały do siebie komentarze na widok Risy i Fyodora.

                 - Gdyby mój mąż mi mówił takie rzeczy czułabym się kochana a tak to?! Co ja mam... Mówi tylko, abym się pospieszyła bo głodny... - odparła druga marudząc. Kobiety spojrzały na nią. Czując na sobie wzrok lokatora i ów pań poczuła się nerwowo i szybko wystrzeliła w stronę głównej ulicy, gdzie znajdował się najbliższy sklep.

Gubiąc za sobą gapiów weszła wreszcie do upragnionego celu swojej podróży. Odetchnęła z ulgą nie widząc dwóch kobiet. Skierowała się do najbliższego działu ze świerzymi produktami. Zamierzała wykonać szybkie danie. 

Krewetki z dipem majonezowo- cytrynowym... Powinno się udać zrobić. Jedno z tych dań, które umiem wykonać najlepiej. Potrzebuję oprócz krewetek mąkę, jajka, olej arachidowy, bułkę tartą oraz sól i piepsz. Do tego majonez i drobne przyprawy do smaku.

Szybko udała się po owe składniki, aby nie tracić czasu. Zgodnie ze słowami Fyodora musiała narazie czekać na jego wyniki poszukiwań, więc postanowiła naładować energię do jak najbardziej możliwego poziomu. Gotowanie to jedno z tych zajęć, jakie pozwalają jej jakoś się wyluzować. Nie zawsze miała także czas na nie, więc nie rozwinęła tego talentu jak narazie do końca. 

Zapłaciwszy za zakupy wyszła ze sklepu wracając do mieszkania. Pierwszy raz od dłuższego czasu prowadziła w miarę normalną część dnia. Szła do domu z zakupów, gotowała, odpoczywała jak normalny człowiek. Na krótką chwilę zapomniała o swojej siwej rzeczywistości. 

Wróciła do mieszkania. Ściągnęła z nóg buty po drodzę pozbywając się szalika i rękawiczek. Zdjęła płaszcz wieszając go na wieszaku. Jak zdążyła zauważyć Fyodor już siedział przy komputerzę pracując ciężko nad lokalizacją ich wroga. 

Chyba nawet nie zauważył, że weszłam... To dobrze. Może uda mi się go zaskoczyć, ale nie na długo zapewne. Na pewno zauważy jak zacznę gotować krewetki.

Położyła delikatnie siatkę na blacie zerkając ostatni raz do pokoju. Żadnej reakcji z jego strony. Postanowiła przystąpić do przyżądzania jedzenia. 

 W misce rozbiła widelcem jajko i dodaj mąkę, wymieszała to na gładką masę. Oprószyła krewetki solą i pieprzem po obu stronach. Obtoczyła je najpierw w jajku z mąką a następnie w tartym chlebie starając się nie zamaczać samego ogonka. Rozgrzała w między czasie garnek z olejem. Czekała aż wrzucone do niego krewetki stanął się chrupiące i brązowe.

W tym czasie do ciemnego pokoju Fyodora rozświetlającego jedynie światłem monitorów dotarł zapach potrawy przyżądzonej przez Risę. Przerwał pracę zdając sobie sprawę z tego, że nawet jej nie zdołał przywitać kiedy przyszła. Po cichu wstał ze swojego miejsca podchodząc do drzwi. Odwrócona do niego tyłem była łatwo narażona na jego niespodziankę. Zaszedł ją od tyłu powstrzymując się od śmiechu. 

             - Ani się waż. Mam talerze w rękach - warknęła odwracając się do niego przodem. Westchnął przyłapany na gorącym uczynku. Wreszcie spojrzał na jedzenie. 

               - To ty to zrobiłaś? - spytał zaskoczony.

             - Na prawdę mam na to głupie pytanie odpowiadać? Oczywiście, że ja - wydukała przerwacając oczami. Ominęła go kładąc jedzenie na małym stoliczku. Wróciła się po dipu i wreszcie mogła usiąść przed swoją porcją. Fyodor uczynił to samo spoczywając na przeciwko niej.

               - Przyjemnie jest przyżądzić i zjeść posiłek z kimś, prawda? Biorąc pod uwagę to, że mieszkałaś sama. Dla mnie to przyjemność - powiedział biorąc do dłoni swoje drewniane pałeczki. 

               - To nie takie złe uczucie. Lubię gotować, więc to dla mnie żadna przeszkoda - odparła zamaczając jedną krewetkę w sosie. 

               - To świetnie. Ja nie przepadam za gotowaniem, więc dobrze, że na siebie trafiliśmy - uśmiechnął się lekko zjadając kęs krewetki. 

              - Nie będę dla ciebie gotować cały czas. Naucz się sam a nie wykorzystuj innych - wydukała patrząc na niego morderczym wzrokiem. Nie będzie jej wykorzystywał do swoich osobistych celów życiowych. 

              - Więc musisz mnie nauczyć, bo krewetki wyszły ci doskonale - przełknął zawartość ust. Na moment zapanowała cisza. Rise głowiła pewna sprawa. Dźgała skorupiaka setki razy zanim wreszcie odezwała się.

             - Jak możesz być taki spokojny? Lada dzień możemy iść do Shibusawy i walczyć z nim i jego sługami. Co jeśli komuś się coś stanie? - odłożyła na chwilę jedzenie na bok. Ona uspokoiła się podczas zakupów, ale teraz znowu do je głowy wkradły się ponure myśli. 

            - Oczywiście, że możemy nie wrócić stamtąd wszyscy. Znam poziom niebezpieczeństwa na jakie wszyscy się pisaliśmy idąc tam z tobą. Jednak wiem też, że gdybyś ty tam nie szła nikt z nas by nie wrócił. Masz niską samoocenę, więc zapewne to jeszcze do ciebie nie dotarło, że jesteś najlpesza z nas wszystkich zaraz po mnie - wyjaśnił ze spokojem. Zacisnęła mocniej dłonie. 

             - Skąd ta pewność? Jesteś spokojny tylko dlatego, że ja idę? Zapewniam cię, że nie jestem tutaj najlepsza. Potrafię przerazić się swoich własnych wytworów wyobraźni - zaczęła się z nim sprzeczać.

               - Posłuchaj. Każdy ma swoje słabości i obawy. Ty nienawidzisz swojej mocy i Shibusawy. Gdybyś mogła to trzymałabyś się od tych rzeczy najdalej jak potrafisz - odparł odkładając pałeczki. Wyglądał teraz bardziej poważniej. Wystarczyło tylko, aby zniknął z jego twrazy uśmiech.

              - Skoro tak dobrze mnie znasz to może pozwolisz mi dowiedzieć się czego ty się obawiasz i nienawidzisz. Może to śmierć? Unikasz i próbujesz oszukać własną śmierć? - patrząc tak w jego oczy nie była w stanie zobaczyć jak jego dłoń powoli wędruje do jej. Kiedy wreszcie złapał jej rękę było dla niej za puźno, aby uciec od niego. 

               - Boję się jednej, jedynej rzeczy. Utraty pani detektyw Risy Kasumi. Bez niej jestem zwyczajnym potworem. Poza tym, zawsze z nią jest zabawnie - odpowiedział cichym i przyjemnym dla uszu głosem. Opuszkiem palców głaskał jej dłoń. 

               - Przestań. Zjedz to i możesz iść go szukać. Wyraźnie zbyt długo cię tutaj zatrzymuję - powiedziała zrywając kontakt wzrokowy z mężczyzną. Kontynuowali jedzenie w ciszy. Nie chcieli denerwować samych siebie, choć wiedzieli już na swój temat jedną rzecz. Jedno dla drugiego coś znaczy.

Po posiłku zmyła nayczynia i umyła się szybko po czym udała się do spoczynku. Kątem oka spojrzała jeszcze do pokoju Fyodora. Siedział przy komputerze wpisując jakieś kody. Pochłonięty pracą stracił rachubę czasu nie wiedząc, że jest środek nocy. Zmęczona ułożyła się wygodniej i postanowiła zamknąć oczy. 

Śnił jej się kolejny dziwny sen. Znajdowała się w wielkiej twierdzy podobnym do zamku. Na wielkiej sali tańczyli goście w tym Todoya i reszta morderców Saligii wraz ze swoimi ofiarami. Reszta przypadkowych gości mieli na twarzach czarne "X". Stała tak pomiędzy nimi aż wreszcie jakimś cudem znalazła się na środku. Usłyszała strzał broni. Odwróciła się za siebie. Lśniąca podłoga zmeniła się w czerwone maki. 

Stał przed nią wysoki mężczyzna. Miał na sobie ciemną koszulę i spodnie. Na ramiona narzuconą miał jasną marynarkę. Wyraźnie nie zdążył ogolić zarostu. Przyrudawe włosy opadały niedbale na jego czoło zaś ciemne, niebieskie oczy patrzyły na nią. Goście utworzyli okręg. Pierś mężczyzny zaczęła wypęłniać się makami. Ktoś z ludzi wystąpił z kręgu.

            - Odasaku! - dopiero kiedy postać pojawiła się przed nią łapiąc upadającego rudego osobnika zrozumiała kto to jest. Dazai. Wyglądał jakby błagał ów mężczyznę, aby nie umierał i został przy nim. Nie mogła wykonać żadnego ruchu.

Muzyka zmieniła się w rytm walca. Dopiero teraz, niekontrolując swojego ciała, odwróciła się widząc znajomą postać. Tuż przy niej stał Tatuhiko podnosząc jej dłoń do swoich ust. Szykowanie ubrany, niczym biały królewicz, uśmiechnął się do niej muskając wargami jej dłoń. Chwycił ją w talii i przyjęli pozycję do tańca. Kołysali się w rytm muzyki nie odrywając od siebie oczu. Goście śmiali się i klaskali na ich widok. Wszystko wydawało się takie perfekcyjne i piękne. Jednak musiała to zakończyć. Robiąc obrót sięgnęła dłonią po szkarłatny kryształ przy piersi jasnowłosego partnera. 

Otworzyła oczy. Była w domu. Przykryta kołdrą wyciągała przed siebie dłoń z zamiarem pochwycenia czegoś niewidzialnego. Wypuściła z płuc powietrze czując, że je wstrzymywała od jakiegoś czasu.

               - Odasaku... 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top