Nie mogę mu powiedzieć..

Po tym incydencie Risa długo zastanawiała się co ze sobą zrobić. Dokończyła w ciszy śniadanie i zerknęła na telefon i na kartkę z numerem do egzekutora. Wydawał się to dla niej jakiś absurd. Wzięła komórkę i zapisała ostatecznie jego numer w kontaktach. Nie widziała jedynego wyjścia z poprzedniej sytuacji. Ona i Akutagawa nie mogą ze sobą przebywać, więc Chuuya dla swojego i ich bezpieczeństwa postanowił rozpocząć pracę na odległość. Mądre posunięcie. Zjechała plecami po kanapie i jęknęła cicho. 

Teraz wydaję się to trudniejsze niż wcześniej... Zadziwia mnie fakt, że chciałabym o tym porozmawiać z Edgarem...

Myślała, jednak wiedziała, że jest to niemożliwe. Mafia jest wrogiem jej agencji. W dodatku nawet gdyby powiedziała Poe nie mógłby zrobić za wiele. Zawsze była sama, więc tym razem też da sobie radę. Zakryła dłońmi twarz odchylając głowę do tyłu. Kiedy otworzyła oczy, aby spojrzeć na sufit zamiast dłoni na twarzy widziała czerwień. Myślała, że to jakiś żart jej umysłu i starała się to olać.

             - Dlaczego?... Dlaczego akurat ja muszę mieć tą denną moc? - szeptała i chciała się wyprostować, aby wstać, lecz tuż przed jej oczami stał zamordowany mężczyzna bez skóry. Odskoczyła do tyłu szybciej oddychając ze strachu.

Pycha.... Pycha, pycha, pycha!!!

Głos mężczyzny krzyczał w jej głowie. Zatkała uszy jednak na darmo. Dalej słyszała jego głos przepełniony bólem.

              - Odejdź! Nie jesteś prawdziwy! To tylko iluzja! - krzyczała mocno zamykając oczy pod powiekami, aby nie widzieć jego twarzy bez skóry. To nie pomogło nawet przy zamkniętych oczach widziała ten straszny widok. Sięgnęła po omacku po telefon. Kiedy otworzyła oczy, aby wybrać numer do partnera mężczyzna zbliżył się do niej jeszcze bliżej i krzyknął. Syknęła z bólu wybierając do niego numer i wyrzuciła ze strachu komórkę widząc, że jest cała ze skóry zamordowanego. Krzyczała i wiła się z bólu a Poe po drugiej stronie połączenia nie musiał się długo zastanawiać co ma teraz robić.

Kilkanaście minut potem ktoś z impetem wszedł do domu agentki. Ona nawet nie zareagowała, jednak dało się słyszeć, że do mieszkania weszło więcej niż jedna osoba.

             - Risa! - usłyszała znajomy głos siedząc zwinięta w kącie pokoju w kłębek. Odskoczyła czując czyjąś dłoń na ramieniu. Widziała przed sobą jakiegoś nieznanego mężczyznę ubranego w gruby płaszcz, jednak jego twarz była zamazana.

             - K... Kim jesteś? - spytała cichym głosikiem wyraźnie przerażona. Tuż koło tajemniczego mężczyzny stał Todoya.

             - To ja, Edgar! Twój partner! Dlaczego...? Masz zwidy. Brałaś tabletki? - spytał patrząc na nią z przerażeniem. Zerknął na Todoye, który był już w drodze do kuchni po szklankę i leki. Zażycie ich nie było jednak proszę, gdyż dziewczyna myślała, że to trucizna.

Kiedy wreszcie się uspokoiła była kompletnie blada i wystraszona. Nie miała siły na nic. Usadowiona na kanapie ściskała poduszkę drżącymi dłońmi. Po jej lewicy i prawicy siedzieli dalej zaskoczeni wspólnicy.

             - Rany, Risa ty to umiesz przerazić kogoś na śmierć - skomentował lekarz sądowy, aby przełamać ciszę. Nie odpowiedziała. Dalej była przerażona, lecz ukrywała to pod zimnym wyrazem twarzy. Wreszcie wciągnęła powietrze do płuc przecierając twarz dłońmi.

             - Wybaczcie... Nie wiedziałam co robić - odpowiedziała cicho. Rudowłosy prychnął i poklepał ją po plecach.

              - Od tego jesteśmy, prawda? Kiedy coś cię dręczy po prostu do nas mów - powiedział posyłając jej jeden ze spokojniejszych uśmiechów.

             - ... Widziałam to ciało. Było żywe i mówiło do mnie. Krzyczało. Obrazy innych zamordowanych. To wszystko mnie... Winiło. Jakby to ja ich... Zabiła. A kiedy wy przyszliście zamiast Poe widziałam jakiegoś obcego faceta... - wyjaśniła im. Nie wiedzieli jak to jest cały czas mieć zwidy.

              - Jak wyglądał ten facet? - spytał bardziej poważnie Todoya.

             - Cóż... Był wysoki i miał ubrany czarny płaszcz zimowy. Długie, ciemne włosy i... Niczym się nie wyróżniał - odpowiedziała przypominając sobie tą osobę.

             - A twarz? - spytał Edgar. Zamilkła tajemniczo spuszczając głowę w dół.

             - Była zamazana... - mruknęła nieprzyjemnie lecz kiedy przymknęła oczy zobaczyła ponownie obdartego ze skóry mężczyznę. Wystrzeliła do tyłu przerażona, przez co pozostali wzdrygnęli się. Medyk westchnął zmęczony.

              - Zrobię herbatę na uspokojenie - wstał i ruszył do kuchni zostawiając partnerów samych.

             - Musi być ci na prawdę ciężko... Nie chciałabyś wziąć sobie trochę wolnego? - spytał czule. Nie lubiła kiedy ludzie tak się o nią martwią. To jest irytujące. Nie wie jak ma się wtedy zachować.

             - Nie mogę zostawić pisarza samego w tej sprawie. A poza tym zaczęłam tą sprawę to ją skończę. Co jak co, ale moja zdolność jest dość pomocna... - odparła cicho.

Hmmm.... Nie mogę mu o niczym powiedzieć. Ciężko mi z tym. Kiedyś Akutagawa może być ze mną sam na sam bez Chuuyi. On ma jednak bardziej użyteczną moc ode mnie... Pierwszy raz czuję się taka bezradna...

Myśląc tak o tym nawet nie zważała na fakt, że oparła głowę o ramię Poe głaskając nerwowo Carla po grzbiecie. Mężczyzna dosłownie zamarzł na moment. Takie zachowanie nie jest dla niej normalne. Zaskoczony objął ją powoli ramieniem.

             - Ten facet z którym cię pomyliłam musi być związany z morderstwem. Może jest mordercą i tym całym "demonem" - uniosła dłonie wyżej robiąc w powietrzu nawiasy. Nerwowo podrapał się po karku wolną ręką.

               - Tak... Mogłabyś go namalować? Przyda się to w jego znalezieniu - spytał cichym tonem. Kiwnęła zgadzając się z nim i wstała kierując się po kartkę. Wyraźnie odetchnął z ulgą kiedy się od niego odczepiła. Nie był przyzwyczajony do takiej bliskości kobiety. Usiadła koło niego z podkładką i kartką zaczynając szkicować ołówkiem tajemniczego mężczyznę z wizji.

Nie bez przyczyny widziałam akurat takiego faceta. Nigdy w moich wizjach nie widzę niczego bez przyczyny. Ten krzyk wcześniejszy ofiary... A potem wizja tego gościa... Ofiara musiała krzyczeć ze złości i bólu jakie uczynił mu ten mężczyzna.

Zanim się zorientowała do pokoju wrócił medyk sądowy ze szklanką herbaty w dłoni. Detektywi siedzieli przy Risie obserwując jej rysowanie. Nie minęło dużo czasu a sylwetka mężczyzny była gotowa. Od dawna wiedzieli, że Risa ma talent do rysowania jednak nigdy nie widzieli jej podczas tej czynności. Byli pełni podziwu.

             - Macie. Tak mniej więcej wyglądał... Niestety z twarzą wam nie pomogę - odpowiedziała podając im gotowe dzieło.

              - Niesamowite! Nie myślałem, że potrafisz tak rysować - skomentował rudowłosy medyk sądowy wytrzeszczając oczy w jej kierunku.

              - Kiedyś robiłam to nałogowo, jednak teraz nieco zmarnowałam ten talent. Jest niepotrzebny w mojej pracy - mruknęła upijając łyk ciepłego napoju.

               - Mogłabyś malować pojedyncze sceny do moich książek?! Byłbym wdzięczy!... Czekaj, co ja gadam? Wybacz, nie chciałem tak nagle o tym mówić... - wystrzelił nagle Edgar, jednak szybko oblał się rumieńcami i umilkł.

                 - Obawiam się, że na razie nie miałabym czasu... Ale kiedyś zastanowiłabym się nad tym - dodała po chwili prychając pod nosem. Przez ułamek sekundy, drobną chwilę, jej usta drgnęły w górę tworząc cień uśmiechu.

Ach, Edgar. Dlaczego przynajmniej tobie nie mogę zaufać? Nie mogę ci powiedzieć...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top