Miętowe oczy

Risa nie mogła dodzwonić się do Dazaia. Bardzo ją to niepokoiło biorąc pod uwagę ostatnie spotkanie z mężczyzną. Wizja także jej nie pomogła. Nie pomogła narazie. Zaczynała dostawać białej gorączki siedząc na kanapie klikając coś na klawiaturze laptopa. Nagle za oknem usłyszała pisk opon.

          - Hm? Co to? - z kuchni wychylił się zaciekawiony dźwiękiem Fyodor. Wyprostowała się chcąc cokolwiek zobaczyć w ciemnościach nocy. Po chwili usłyszała głośne i brutalne pukanie do drzwi. Poderwała się o kulach i chciała zobaczyć kto to lecz uprzedził ją jej lokator.

            - Dazai zaginął! Widziano go w porcie musimy się spieszyć! - w drzwiach stał zalany potem Edgar. Wyraźnie pobudzony patrzył a to na ciemnowłosego a to na panią detektyw.

            - ... Cholera, więc to oznaczała wizja - nagle jakby ją oświeciło. W zawrotnym tępie ubrała na siebie płaszcz i but po czym wpakowała się do samochodu Poe wraz z Dostojewski.

               - Miałaś wizję i mi o niej nie powiedziałaś? - mruknął Edgar odpalając silnik i ruszając w stronę portu.

             - Wole przekazywać informację które rozumiem a nie których nie rozumiem - odparła szukając w nawigacji najszybszej drogi do ich celu.

             - Szef zabronił konsultowania się z tobą. Nie wiem czy dobrze robię, Risa... - bąknął zmartwiony partner kobiety siedząc za kierownicą.

             - Szef zabrania wielu rzeczy. A zakazane rzeczy są po to, aby je odkrywać i łamać zasady czystej gry - odpowiedziała znajdując drogę. Szybko pokierowała partnera do portu w nieco ponad dziesięć minut. Było ciemno. Niewiele widzieli bez latarek w komórkach czy latarni przy chodniku.

             - Gdzie on jest? - szepnął Edgar rozglądając się dookoła z szeroko otwartymi oczami. Nagle znikąd usłyszał wystrzał i dopiero po chwili ból w uchu. Zrozumiał, że ktoś był za nim i wystrzelił kule tuż koło jego głowy. Syknął pod nosem chwytając się za ucho oraz robiąc unik.

           - Edgar! - krzyknęła Risa wyjmując z kieszeni płaszcza pistolet i wymierzyła go w ciemną postać za plecami partnera. Strzeliła, ale chybiła. Podniosła ciemnowłosego za łokieć i doskakała za kontener chowając się z resztą.

            - Co teraz? Kto to jest? - spytał oszołomiony Poe. Kobieta lekko wychyliła się dalej trzymając w dłoni jego łokieć.

           - Nie wiem, ale na pewno nie nasz przyjaciel - mruknęła zerkając na Fyodora co jakiś czas i na Edgara. Niespodziewanie poczuła coś mokrego i oślizgłego na ramieniu. To nie był deszcz czy woda. Była to ślina.

            - Mamy kłopoty - wydukał Fyodor patrząc z resztą w górę. Na kontanerze stał ogromny biały tygrys. Atsushi. Kot zeskoczył na nich i ugodził Rise w ramię pazurem. W ostatniej chwili uciekli z jego pola ataku.

             - Gdzie jest Dazai?! - warknęła ciemnowłosa mając na oku wielkiego kota. Nie mogła go zranić ani zabić. Została ucieczka.

               - Tam ktoś jest! - krzyknął Dostojewski pokazując palcem na dach niskiego budynku. Stała tam ciemna postać mężczyzny.

               - Dazai! - krzyknęła Risa do sylwetki. Dostrzegła lśniące miętowe oczy. Nie zadowoliło ją to. Szybko zatrzymała się widząc broń w dłoni przeciwnika.

             - Musimy uciekać, raczej nic tu po nas! - warknął Fyodor łapiąc za rękę Rise i wpychając ją do ciemnego zaułka wraz z resztą. Tygrys i Dazai byli tuż za nimi. Nie mogli się teraz zatrzymać i przestać uciekać. Edgar postanowił wziąć Rise na ręce, aby zdążyć uciec przed napastnikami. Po drodze rzuciła swoją kulę blokując na chwilę Dazaia i tygrysa.

Kiedy mieli już wychodzić z korytarza tuż przed nimi pojawiła się jakaś furgonetka. Za kierownicą siedział nikt inny jak Kunikida z Ranpo.

              - Szybko wsiadajcie! - krzyknął otwierając im drzwi. Momentalnie wpakowali się do środka unikając śmierci z łap wielkiego kocura. Zdyszeni i wyraźnie pobudzeni z radością podziękowali Bogu za ratunek w postaci Kunikidy i Ranpo.

             - Wyjaśni mi ktoś co tam się działo?! - warknął w pewnym momencie blondyn prowadząc z uwagą pojazd.

            - Dazai jest w Saligii. Tak samo jak Atsushi - odpowiedziała prosto z mostu. Doppo zakaszlał dławiąc się połkniętym z wrażenia powietrzem.

              - Wiedziałem, że coś było nie tak z nim.... Czy Dazai był z tobą dzisiaj? - spytał Ranpo spokojnym tonem głosu.

             - Nie. Nie widziałam go, ale to w końcu tajny ochroniarz, więc mam go zazwyczaj nie widzieć kiedy jest przy mnie - mruknęła w odpowiedzi Risa.

             - Dziwne, bo mówił, że idzie na kolację z tobą do restauracji. Powinnaś być z nim i zajadać homary od jakiejś godziny - odparł spoglądając przelotnie na godzinę. W ciszy spojrzała na Edgara.

              - Możliwe... Że go widziałem - powiedział pisarz cicho. Wszyscy prócz Kunikidy spojrzeli na niego intensywnym wzrokiem.

             - Jak to? Gdzie? - spytała Risa.

             - Kiedy wracałem ze sklepu zauważyłem postać w brązowym płaszczu i kasztanowych włosach. Byłem na moment przekonany, że to Dazai, ale... Kiedy spojrzałem na jego twarz... Zwątpiłem - mówił powoli z paniką w głosie. Risa przeczesała nerwowo ciemne włosy wpatrując się w obraz za szybą pojazdu.

             - Mów jaśniej - powiedziała pewnym głosem Risa. Poe przeszły ciarki. Spiął się i zaczął bawić się palcami.

              - Nie wydawał się być sobą. Emitował od niego chłód i nienawiść... Nie wiem, może mi się wydawało ale miał brudny policzek i coś w dłoni... - nabrał do płuc powietrza robiąc przerwę. Obleciał wszystkich wzrokiem i dodał. - Miał w dłoni nóż motylkowy w krwi tak samo jak policzek.

Nastała cisza. Nagle Doppo zatrzymał się i wysiadł z samochodu. Zauważyli, że są na jakimś odludziu w środku lasu. Risa jakby ocknęła się i ożywiła. Otworzyła drzwi i wypadła z nich na prawdę szybko biorąc pod uwagę jej złamaną nogę. Podeszła go Kunikidy zapalającego papierosa. Z przyspieszonym oddechem próbował zapalić końcówkę, lecz bez skutku. Chwyciła jego drżącą dłoń i pomogła mu zapalić papierosa. Wyrwała mu zapalniczke wraz z jednym petem po czym sama zaczęła wdychać papierosowy dym do płuc.

             - Kurwa - skomentowała wypuszczając dym z ust.

             - I to wielka - dodał blondyn nie patrząc na ciemnowłosą tylko przed siebie na drzewa.

             - Po co zabrałeś nas do tego lasu? - spytała ponownie zaciągając się tytoniem.
  
             - Nie wiem. Jechałem przed siebie nie patrząc na nic - odpowiedział szybko. Prychnęła pod nosem klepiąc go po ramieniu.

             - To teraz jadąc tak samo przed siebie dowieziesz nas do mojego domu. Musimy poważnie pogadać i znaleźć zasięg żeby skontaktować się z mafią. Z nimi też muszę pogadać - odpowiedziała rozumiejąc, że nie ma tutaj zasięgu. Schowała telefon do kieszeni opierając się o pojazd plecami.

             - A na co oni w tej sprawie? To sprawa naszych agencji nie mafii - mruknął wyraźnie zirytowany.

             - To, że z nimi współpracuję a z tego co wiem to sprawa naszych agencji a ja pracuje jestem w jednej z nich. Powinni o tym wiedzieć i pomóc skoro Dazai kiedyś należał do mafii - odpowiedziała dopalając do końca swojego papierosa.

              - Dużo o nim wiesz - skomentował wyrzucając papierosa do śniegu.
    
              - Muszę wiedzieć kim był mój ochroniarz - odparła otwierając mu drzwi kierowcy jakby zapraszała do środka. Spojrzał na nią ze zmęczeniem i wsiadł do środka. - Jak dziecko - mruknęła robiąc to samo po czym odjechali.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top