Martwa w środku
Owładnęła ją panika. Przecież w środku byli pozostali. Zginęli tak sobie? Leżała tak przez chwilę analizując sytuację.
Yamamoto ma zdolność. Może tworzyć iluzję. Nawet tego nie zauważyłam kiedy zmienił pogląd innych i zamiast aresztować jego aresztowaliśmy Fyodora. Prawdziwy Yamamoto to tak na prawdę Fyodor, który jechał z nami tutaj. Jak mogłam być taka głupia? Oni mogą stracić życie... Jak już nie są martwi...
- Risa! Nic ci nie jest?! - Edgar podniósł ją za rękę i otrzepał ze szkła. Wyjżał na zewnątrz o mało co nie zostając postrzelony, gdyby nie refleks Risy, która rzuciła się na niego kiedy zauważyła sylwetkę Yamamoto na zewnątrz z pistoletem.
- Fyodor który z nami jechał to Yamamoto. To była iluzja a Yamamoto który siedzi w więzieniu to Fyodor - wyjaśniła wisząc nad nim. Szybko podniosła się wyjmując zza pasa swoją broń. Wychyliła się, aby wystrzelić pocisk, jednak zawahała się widząc że przestępca trzyma za fraki nieprzytomnego Chuuye niczym tarczę.
- Nie strzelisz w niego, co?! - spytał wesoło ciemnowłosy wymierzając broń w Rise. Skupiła się i strzeliła w jego dłoń zanim on to zrobił. Zachwiał się tracąc z ręki broń. Momentalnie uwolnił swój sztylet z zamiarem poderżnięcia gardła ofierze.
Nie licz, że ci się uda to zrobić!
Załadowała szybko broń i wystrzeliła w głowę Yamamoto. Nie obchodziło ją czy będzie żył czy nie. Jednak ktoś podłożył mu nogę przez co upadł dostając dodatkowo w twarz pięścią. Kula Risy przeleciała koło niego raniąc go w ucho. Zawył z bólu tamując krwotok z rany. Tuż nad nim stał Kunikida.
- Ranpo - warknął blondyn kiedy detektyw miał już zakuwać w kajdanki bandyte.
Zdali sobie sprawę, że znowu zostali oszukani. Był to jakiś przechodni kompletnie przerażony.
W tym czasie Risa i Poe wybiegli z budynku szukając prawdziwego mordercy.
- Hej! - usłyszała czyjeś wołanie. Odwróciła się kiedy to w jej ramiona wpadł Hirotsu poważnie poturbowany po wybuchu. Chwyciła go mocno, aby nie upadł.
- Gdzie jest Akutagawa? - spytała zdając sobie spraw, że brakuje ciemnowłosego. Nagle doszło do wybuchu gdzieś dalej. Wzdrygnięta ostrożnie oddała rannego w bezpieczne miejsce zaczynając biec tam, gdzie wydobywały się czarne chmury pyłu.
Czemu to jest takie trudne? Czemu nie mogę tego szybko załatwić?! Czemu cierpią inni na moich oczach?!
Kiedy wbiegła do uliczki zobaczyła jak wali się ściana budynku prosto na nią. Przyspieszyła jednak nie zdołała uciec do końca przed gruzami. Jej noga została przygnieciona przez odłamki. Tłumiła krzyk bólu i łzy w oczach jak tylko potrafiła. Kiedy otworzyła oczy zobaczyła przed sobą Yamamoto z lufą wymierzoną w jej czoło.
- Twarda z ciebie sztuka. Nie dziwię się, że Demon jest tobą zainteresowany. Wielka szkoda, że dałaś złapać się tak szybko - mruknął przeładowując pistolet. Wyjęła z kieszeni nóż i machnęła nim raniąc przeciwnika w nadgarstek. Syknął z bólu i zamachnął się, aby uderzyć ją bronią w głowę. Wyzwał ją akurat kiedy czarne szczęki głęboko wbiły się w jego ciało uderzając nim o ścianę.
- Albo zabijasz wroga, albo giniesz, ale nigdy nie odwracaj się do mnie plecami - mruknął właściciel Rashomona wstając z gruzów.
- Tym razem masz dwóch przeciwników i do ani jednego nie możesz odwrócić się plecami - warknęła celując w Yamamoto pistoletem.
- Wystarczy tego dobrego - tuż za Akutagawą pojawił się Dazai. Złapał go za nadgarstek wykręcając go boleśnie. Używając swojej mocy zrobił coś niesamowitego.
Kolejny raz Yamamoto używał mocy. Risa widziała na odwrót a prawda była taka, że Akutagawa był Yamamoto w którego właśnie mierzyła bronią gotowa strzelić. Wstrzymała oddech kiedy wreszcie zrozumiała sytuację.
Do jej uszu dobiegł szczęk kajdanek zamykających się na rękach mordercy.
- Wszystko w porządku? - spytał Ryunosuke wstając ledwo żywy i podchodząc do niej. Używając swojej bestii uwolnił jej nogę spod gruzów, po czym zaoferował jej ramię, aby mogła dojść do bezpiecznego miejsca. Dazai w tym czasie zajął się mordercą.
- Tak łatwo nas oszukał... Wszyscy znaleźli się w niebezpieczeństwie. Gdybym tylko bardziej uważała i przewidziała to... - wyszeptała zaciskając palce na czarnym płaszczu mężczyzny.
- Musisz dostać się do szpitala - zmienił temat wyciągając komórkę. Szybko powstrzymała go gestem dłoni.
- Zrobio się zamieszanie. Lepiej będzie jak udam się do biura i tam opatrzą mi nogę - mruknęła niechętnie.
- Do siedziby mafii najbliżej - odparł zerkając na jej zielone oczy. Speszona odwróciła wzrok kiwając energicznie głową.
- Nie chciałabym robić problemów... Lepiej będzie jak udam się do siebie - odpowiedziała chcąc wyrwać się ciemnookiemu. W niebywałym tempie złapał ją mocniej nie pozwalając na ucieczkę.
- Masz złamaną kostkę, nie dasz rady wytrzymać z nią aż do swojego domu. W mafii zajmją się tobą szybciej - warknął boleśnie pchając ją do przodu do reszty. Bez żadnego sprzeciwu szła z nim.
Nie patrzyła na Dazaia, Edgara czy Ranpo. Nie chciała. Patrzyła na swoje buty sunące po brudnym śniegu. Zanim się zorientowała straciła obraz przed oczami odpływając w pustkę swojego zepsutego umysłu.
Martwa... Tak bardzo martwa w środku. Na zewnątrz wkładam żywą skórę i twarz lecz w środku już od dawna nie żyję. Nie wiem co to jest życie. Straciłam je już w dzieciństwie. Odebrano mi wszytsko i wrzucono do ogromnego ogniska ludzkiej chciwości i niewdzięczności. Z miłą chęcią już dawno zrzuciłabym tą zewnętrzną maskę, ale coś mnie trzyma przy byciu taką... Żywą na powierzchni. Ta cała sprawa. Tak, to ona. Ona mnie napędza tak bardzo. Nadaje sens mojemu życiu. Życiu umarłej osoby.
Otworzyła ciężkie powieki. Nie była w swoim domu, ani tym bardziej w swojej agencji. Domyśliła się, że Akutagawa zabrał ją do mafii. Powoli oddychając rozejrzała się. Na nodze do kolana miała gips. Wiedziała co to oznacza. Westchnęła nieprzyjemnie.
- Ciekawy byłem jak długo będziesz tak spać zanim się obudzisz - mruknął nagle jej szef siedzący na krześle koło niej.
- Moje nietypowe sny zmuszają mnie do obudzenia się w najlepszym momencie. Co tutaj robisz? To mafia - odparła z grymasem na twarzy. Ciemnowłosy prychnął pod nosem opierając ręce o kolana.
- Może masz jakiś ukryty zmysł? Podświadomie wołałem cię mówiąc abyś się obudziła. Jestem tutaj, żeby zobaczyć jak bardzo cię poturbowano - rzekł z uśmiechem. Ostrożnie podniosła się opierając się plecami wyżej.
- Oprócz zdolności do wnikania w mordercę zapewiam cię, że nie mam żadnego innego zmysłu czy daru - odpowiedziała wyraźnie mając dość nowych zdolności.
- Spokojnie ostatecznie i tak już ci się nie będzie przydawać twoja zdolność - nagle uśmiech spłynął z twarzy pracodawcy dziewczyny.
- Teraz będę jej używać coraz częściej... Zaraz, co powiedziałeś? - bąknęła nie do końca rozumiejąc słowa mężczyzny.
- Nie pracujesz już. Masz wolne, przyda się to tobie a już zwłaszcza twojemu umysłowi. Słyszałem, że tabletki już ci nie pomagają a były to jedne z silniejszych. Zrozumiałem, że doprowadziłem cię do twojej granicy. To niczym proszenie cię o popełnienie samobójstwa - odpowiedział spokojnie wyjmując z kieszeni papierosa i zapalniczkę.
- Wolne? Co ty mówisz? Jesteśmy w trakcie śledztwa a ty wysyłasz mnie na wolne? Czy ty się słyszysz?! - warknęła pod nosem zirytowana postępowaniem swojego szefa.
- Rozumiem, że cenisz tą sprawę, ale musisz odpocząć. Jesteś ważna dla mojej organizacji, więc jeśli cię stracę nie będę odpowiedzialnym szefem, który dba o swoich pracowników, rozumiesz? - odpowiedział odgarniając z jej czoła zabłąkane kosmyki włosów. Zacisnęła mocno zęby i pięści.
- Typowy z ciebie ojciec. Jeśli się o mnie martwisz, to powiedz to wprost - warknęła pod nosem marszcząc brwi ze złości. Zaśmiał się pod nosem głaskając ją po głowie.
- Nie ukrywam tego faktu. Poza tym jestem twoim zastępczym ojcem, zapomniałaś? To ja uratowałem cię z sierocińca - posłał jej uśmiech zostając z nią jeszcze jakiś czas. Nie było to przyjemne spotkanie dla nich.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top