Mam cię!
Poe i Todoya jeszcze chwilę zabawili u Risy po czym musieli wracać do pracy za sprawą telefonu od szefa. Posiedziała jeszcze trochę u siebie w domu po czym nareszcie ubrała się i postanowiła wyjść na miasto do centrum. Było zimno, jednak nie miała zamiaru zrezygnować ze swojego planu.
Czy to na pewno bezpiecznie chodzić po mieście kiedy robi się nieco ciemno a na wolności grasuje wariat? Czemu nie? Przecież jestem detektywem z policji chcącym się jedynie dowiedzieć prawdy i wpakować go do paki...
Mówiła sobie z wyraźnym sarkazmem. Westchnęła wypuszczając z płuc powietrze. Niewzruszona szła ulicą wreszcie dochodząc do centrum.
Na środku ulicy odgrywała się ciekawa scena. Aktorzy z pobliskiego teatru rozkładali właśnie wszystkie rzeczy szykując się na spektakl. Zdziwiona była, że akurat o takiej porze dnia zaczyna się przedstawienie.
- Um... Przepraszam. Co tutaj się dzieję? - spytała jakiegoś przechodnia. Ten odwrócił się do niej z serdecznym uśmiechem.
- Aktorzy z tego teatru co został wysadzony będą przedstawiać jakąś sztukę tutaj. Ma to być w ramach podziękowania mieszkańcom za okazaną pomoc czy coś takiego - odpowiedział jej miły człowiek.
- Dziękuję - odparła i kiwnęła głową przepraszając za najście. Człowiek odszedł a ona wpatrywała się w aktorów.
- Ach, przepraszam! - kiedy usłyszała te słowa dosłownie w tym samym momencie ktoś ją pchnął w ramię przez co straciła równowagę i upadła na kostkę. - Nic ci nie jest?! - ten sam głos zatrzymał się przy niej. Uniosła głowę, aby nakrzyczeć na przechonia, lecz rozmyśliła się widząc owego osobnika.
Przed jej oczami mignął na chwilę obraz namalowanego mężczyzny. Długie, czarne włosy, ciemny, zimowy płaszcz i wysoka postura. Blada skóra jak mogła wywnioskować po dłoniach. Tak samo wyglądał ten mężczyzna, który teraz stał przed nią z wyciągniętą do niej ręką.
Czy to... Ten sam facet?
Myślała zanim wstała z pomocą przechodnia.
- Przepraszam, ale śpieszę się. Odegram się za to! Zaczekaj na mnie, dobrze? Po występie porozmawiamy - powiedział w pośpiechu posyłając jej przepraszający uśmiech i zniknął w tłumie. Stała tak przez dłuższą chwilę analizując i łącząc ze sobą fakty.
To może być on... Jednak tego twarzy nie widziała. Mogłabym wykorzystać tą sytuację i porozmawiać z nim na temat morderstwa. Wydaje się to dobre rozwiązanie, jednak co jeśli to jakaś pułapka? Dziwne, że zaprosił mnie na rozmowę skoro widzi mnie po raz pierwszy... To dobrze być teraz samą?
Myśląc o tym wyjęła z kieszeni telefon i wybrała numer do swojego szefa. Uspokoiła się nieco czekając, aż pracodawca odbierze połączenie.
- Halo? Risa, coś się stało? - usłyszała znajomy głos w komórce.
- Panie Sakunoto chyba znalazłam mordercę z teatru. Chciałabym o podesłanie kilku ludzi, jednak prosiłabym o ich dyskrecję dopóki nie będę na sto procent pewna - odpowiedziała marszcząc brwi.
- Czekaj, Risa! Uspokój się i opowiedz mi wszystko od początku - zaczął wyraźnie zdezorientowany jej słowami. Nagle do głowy przyszła jej pewna myśl. Nie miała czasu na wyjaśnianie.
- Poe ma rysunek. Na jakieś sześćdziesiąt pięć procent jestem pewna, że to ten facet - powiedziała podając jeszcze swoje położenie po czym rozłączyła się widząc znajomą twarz w tłumie. Podbiegła do znajomej osoby przepychając się przez ludzi, aż wreszcie dosłownie wleciała w rudego egzekutora w kapeluszu.
- Ach, ostro... Kasumi?! - Chuuya złapał ją za ramiona nie pozwalając jej upaść. Złapała się jego płaszcza podnosząc się i spoglądając mu w oczy.
- Musimy porozmawiać. Poważnie - dodała chwytając go za rękaw ciemnego okrycia i zaczęła go prowadzić do ustronnego miejsca między dwoma budynkami, gdzie ludzie się nie kręcili.
- O co chodzi? - spytał bardziej poważniej zerkając na nieco niższą od niego dziewczynę. Oparł się o mur bloku czekając na jej wyjaśnienia.
- Słuchaj... Opowiedz mi o tym zamordowanym agencie. Znałeś go? Cokolwiek? - spytała pociągając nosem. Westchnął wypuszczając z ust parę.
- Miał na imię Takuro. Hoshino Takuro. Miał jedynie tam pracować i wydać nam swojego szefa. Jak łatwo się domyślić musiał być bardzo przemądrzały skoro morderca napisał "pycha" na karce w jego ustach... Nie był nikim ważnym, zwykłym kablem w sprawie - powiedział spokojnie.
- Morderca zabił go, ponieważ był... Dobrze szła mu ta misja? W sensie czy spodobał się szefowi? - przerwała myślenie zadając kolejne pytanie.
- Z tego co mi wiadomo, to tak. Do czego zmierzasz? Wiesz kto za tym stoi? - teraz to on zadał jej pytanie. Zamyśliła się.
- Oprawca był zapewne zazdrosny o stosunki między ofiarą a szefem. Widząc jego zachowanie chciał ośmieszyć ofiarę i powiedzieć wszystkim jaki był na prawdę pisząc na kartce o pysze... W takim razie był pracownikiem teatru. Miał kluczę do schowka i... Był aktorem - w tym momencie zamieściła oczy na ledwo widocznym aktorze, którego spotkała przed chwilą. Teraz była pewna na osiemdziesiąt procent swojego zdania. Niebieskie oczy podążyły za spojrzeniem detektyw.
- ... Co jeśli to nie on? - spytał dobywając broni przy pasie. Zatrzymała go kładąc swoją dłoń na jego. Zauważając to wzdrygnął się i nieco zaczerwienił na policzkach. Może i był draniem dla innych, ale co do kobiet stawał się szybko miękki. Czasami piękna płeć potrafiła kompletnie odjąć mu mowę.
- Mówisz to do osoby, która widziała go w wizji... Na osiemdziesiąt procent to on - mruknęła przeczesując czarne włosy. - Nie możecie wkroczyć do akcji. Nie jestem tutaj sama - dodała na co Nakahara spoważniał i zaczął się rozglądać za agentami.
- Ty mała... - warknął zaciskając dłonie w pięści. Lekka złość opanowała Nakahare. Jej agencja i mafia nie mogą długo znajdować się w jednym miejscu. Prędzej czy później dojdą dziwne podejrzenia i walki.
- Teraz nikogo nie ma, jednak zaraz przybędzie tutaj kilka agentów, aby go potem złapać. Mają czekać na mój znak - odpowiedziała spokojnym tonem patrząc na scenę, gdzie chodził podejrzany. Egzekutor wyraźnie się zrelaksował.
- To nie zmienia niczego. Powinnaś najpierw skonsultować się z nami a potem z twoimi ludźmi. To nasz człowiek zginął - skomentował również obserwując aktora.
- To tak jakbym zdradzała swoich i przechodziła na waszą stronę. To, że z wami współpracuję nie oznacza, że wam ufam - odparła robiąc krok w stronę tłumu. Nagle została złapana na łokieć i zatrzymana. Odwróciła się do Chuuyi.
- Będę w pobliżu - oznajmił i zniknął w tłumie. Nie wiadomo dlaczego, ale odetchnęła z ulgą.
Godzinę potem spektakl zakończył się i czekała przy scenie na swoją ofiarę. Zanim się obejrzała została zaproszona do pobliskiego baru. Przedstawiła się pod fałszywym imieniem i nazwiskiem chcąc bliżej porozmawiać z mężczyzną.
Idealnie gra spokojnego i wesołego. Widać jak bardzo dobry jest w tym, co robi...
Delikatnie przechodziła na temat wybuchu i morderstwa, aż wreszcie zauważyła nagłą zmianę charakteru u mordercy.
- Takuro nie był dobrą osobą. Przewyższał się nad innymi, traktował nas jak swoich poddanych. Kiedy widział szefa od razu stawał się potulny. Dziwny przypadek, prawda? - zaśmiał się nerwowo drapiąc się po głowie. Obserwowała go dociekliwie, aż wreszcie wzdychnęła opierając brodę o złączone dłonie.
- To był niezły powód do morderstwa, co? - spytała na co ciemnowłosy wzdrygnął się.
- O czym ty mówisz, Akita? - bąknął nieco podirytowany i spanikowany.
- Podziwiam za talent artystyczny, jednak dla dobrego detektywa to przyjemność słuchać twojej paplaniny kłamstw. Byłeś tam wtedy. Denerwowało cię to, że taka osoba jak Takuro jest ceniony przez szefa. Twoja ofiara została nieco dłużej, aby odnieść stroje i wtedy ty zaatakowałeś. Dorwałeś go w schowku i tam obdarłeś ze skóry a potem uśmieszyłeś go zawieszając na budynku. Spaliłeś wszelkie dowody i umieściłeś bombę. Sprytne, ale nie wystarczalne dla mnie - skomentowała wyjaśniając mu to, co zrobił. Patrzył na nią wielkimi oczami. Czuł strach. Ogromny strach i złość. Zaśmiał się nagle.
- Zrób ze mną co chcesz. Ja jestem szczęśliwy, że wykonałem swoje zadanie. Saligia oczyści świat ze zła. Ze wszystkich grzeszników, aby powstał nowy świat. Nowa Japonia i każdy następny kraj. Przyczynie się do tego jeszcze bardziej... Pozbywając się ciebie! - krzyknął wyjmując pod stołem pistolet i strzelając w nogę detektyw.
- Teraz! - warknęła a kilku z siedzących w barze mężczyzn stało wymierzając w mordercę bronią. Strzelili w jego dłoń, pozbawiając go pistoletu. Na jego nadgarstku zauważyła metalową bransoletkę z fioletowym kryształem. Złapał się za krwawiącą rękę i wybuchnął panicznym śmiechem. Szybko wyjął z kieszeni scyzoryk rzucając w Rise i trafiając ją w brzuch. Krzyknęła z bólu.
- Skoro tak to wygląda to nie mam wyboru! I tak czuję się szczęśliwy! - powiedział między śmianiem się i nagle upadł nieprzytomny na ziemię. Jeden z agentów podbiegł do Risy a pozostali do ciała psychopaty.
- Nie żyje - ocenił jeden z nich sprawdzając puls ofiary. Nagle w pomieszczeniu rozproszył się gaz a agenci i klienci zaczęli ginąć i tonąć we własnej krwi. Jedynie ciężko ranna Risa straciła przytomność.
- Mam cię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top