Kim jesteś?

Minął już prawie tydzień od feralnego morderstwa w teatrze. Risa dalej nie mogła się pogodzić ze swoim losem. Mogła zostać zabita w każdej chwili.

Tego poranka obudziła się jak zawsze wcześniej. Nie mogła spać jednak wystarczały jej te pół godziny. Lecz coś było inaczej. Nie dane jej było normalnie wstać i iść do toalety, ponieważ coś jej przeszkadzało. Spojrzała w dół na swoje ciało i już wiedziała co jest przyczyną tego niespotykanego poranka.

             - Fyodorze Dostojewski masz w tym momencie mnie puścić i usunąć się z mojego łóżka, albo będę zmuszona uczynić na tobie złe rzeczy - warknęła widząc jak zaspany mężczyzna obejmuje ją w pasie i nie ma zamiaru puścić. Po jego worach pod oczami mogła wywnioskować, że znowu siedział do dość późna na laptopie szukając informacji o wrogiej organizacji.

W jego przypadku możliwe jest, że co dopiero położył się i zasnął... Czasami mam wrażenie, że pracuje nad tą sprawą ciężej niż ja i cała policja. Nie rozumiem dlaczego mu tak zależy jednak doceniam to.

Jakimś sposobem wyślizgnęła się od Fyodora i zastąpiła swoje ciało poduszką do której się przytulał. Taki poranek zdążył się pierwszy raz i lepiej niech tak zostanie. Teraz mu daruję, ale podczas śniadania musi mu wyjaśnić, że nie życzy sobie czegoś takiego ponownie. Spanie z prawie obcym mężczyzną w jednym łóżku nie wchodzi w umowę.

Z przyczyny tego, że musieli być blisko siebie albo inaczej trucizna zostanie wpuszczona do ich krwi i zginął Fyodor zamieszkał razem z Risą co nie podobało się Todoyi, Edgarowi jak i mafii. Na szczęście dzisiaj miała dzień wolny więc mogła się jakoś odwdzięczyć przestępcy za jego ciężką pracę.

Przebrana i umyta weszła do kuchni i zaczęła przygotowywać śniadanie dla lokatora. Nigdy nie mieszkała z kimś w domu a czasy kiedy spędzałam czas z pewnego rodzaju bliskimi dawno zaginęły w jej pamięci. Zawsze była sama.

Położyła kubek z herbatą oraz talerzyk z omletem na tacce i zaniosła po cichu do sypialni. Umieściła śniadanie na szafce nocnej obok śpiocha. Zeszła na dół i usiadła w salonie czytając notatki jakie zrobiła ostatniej nocy z pomocą Fyodora.

Nie jest powiedziane, że to koniec morderstw. Ta organizacja może zacząć działać w każdej chwili a aktor był tylko pionkiem. Lider nie pokazuje się tak łatwo. Skoro była pycha to teraz nastąpi atak pod tytułem chciwość. Ofiara i napastnik mogą być wszędzie i każdy może nimi zostać... To na prawdę poważna sprawa...

Myślała tak przy kawie, gdy nagle usłyszała jakieś krzyki na zewnątrz. Wyprostowała się, aby zobaczyć co się dzieję za oknem. Na ulicy grupka chuliganów otoczyła małego chłopca i zaczęła go popychać i grozić mu. Westchnęła zmęczona i ruszyła w stronę wyjścia porywając po drodze szalik i buty.

               - Hej! Co wy tutaj robicie? Zostawcie go - warknęła groźnie na co chłopcy spojrzeli na nią. Wyraźnie wystraszeni faktem, że ktoś widział tą scenę zaczęli uciekać zostawiając umorusanego w śniegu i brudzie chłopca samego. Podbiegła do niego pomagając mu wstać ze śniegu. - Jesteś cały? - spytała z odrobiną zmartwienia w głosie. Dzieciak miał na sobie płaszczyk i szalik. Jego ciemne oczy lekko błyszczały od łez a czarno - białe włosy ułożone były w nieładzie.

                - Moja lalka... - mruknął łamliwym głosem. Risa rozejrzała się dookoła i pośród białego puchu zauważyła starą lalkę. Wygrzebała ją spod śniegu i podała chłopcu. Wyraźnie podniesiony na duchu uśmiechnął się do detektyw przytulając swoją zgubę.

                - Słuchaj... Nie możesz się tak wałęsać sam po ulicy. Gdzie twoi rodzice? Musisz do nich wrócić, rozu... - kiedy tłumaczyła dziecku jak niebezpieczne jest bycie samym na ulicy coś huknęło w oddali. Odwróciła się za siebie i zobaczyła obłok czarnego dymu i buchające iskry. Wstrzymała na moment oddech wiedząc co to oznacza.

Poczuła jak dzieciak łapie ją za rękę. Spojrzała na jego dłoń i zaskoczona nie mogła uwierzyć w to co widzi.

 To... Iluzja, prawda?

Na dłoni chłopca owinięta była kolczatka z drutu którą przy uścisku wbijał sobie w skórę, aż do krwi. Wyślizgnęła swoją dłoń z uścisku malca odchodząc od niego o krok. Z jego buzi nie znikał uśmiech.

                - Ale szkoda, że akurat na ciebie trafiłem, kundelku Akutagawy - odparł radośnie. Przeszły ją ciarki i poczuła dziwne uczucie w umyśle. Niemiłosierne krzyki ofiar morderstw rozbrzmiewały w jej głowie jak w operze. Zatkała uszy upadając na kolana. Przed oczami śnieg miał kolor krwi a koło niej pojawił się okropny i majestatyczny jeleń. Jego poroża pokrywała czerwona ciecz a oczy były całe czarne. 

Bezużyteczna. Słaba. Ohydna. Brzydka. Głupia. Lepiej będzie jak umrzesz.

Krzyczała z bólu. Prosiła o litość i bezsilnie szukała po kieszeniach tabletek na swoje zwidy. Bez skutku. Nagle usłyszała śmiech chłopca. Spojrzała na jego niewyraźną sylwetkę.

               - Wystarczy tego - jakiś stanowczy głos zabrzmiał w jej uszach zanim lalka chłopca wylądowała w rękach kogoś innego. Risa zauważyła, że chłopak wzdrygnął się widząc osobę koło siebie. Została podniesiona i podano jej leki. Nic nie działało.

                - Widzę, że mafia znowu sobie nie radzi z Q... Jakie to smutne - nieznany głos. Odwróciła się i zobaczyła ostatnią ofiarę Saligii obdartą ze skóry. Przeraziła się widząc w dłoni żywego trupa nóż.

                 - Nie zbliżaj się! - krzyknęła podnosząc do góry pistolet na postać. Nagle zniknął z jej oczu. Rozglądała się i nic nie widziała. Zamknęła szczelnie oczy kuląc się w mały kłębek. Po chwili poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Wzdrygnęła się i spojrzała na...

                - Nie mamy czasu na to. Musimy zobaczyć co się stało tam - zobaczyła Fyodora patrzącego na nią z powagą. Wskazywał palcem na czarną chmurę i ogień. Odzyskała trzeźwe myślenie i zerknęła na chłopca trzymanego przez jakiegoś wysokiego mężczyznę w brązowym płaszczu. Kiwnęła zgadzając się z towarzyszem znikając z drogi zmierzając do auta i miejsca wybuchu. Tym razem do celu poprowadził Fyodor widząc w jakim stanie jest Risa. 

                 - To był Q. Obdarzony członek Portowej Mafii - powiedział przerywając ciszę w pojeździe. Zerknęła na niego wyraźnie zdziwiona i dalej w szoku i przerażeniu.

Czy to możliwe, że... Wysłali go do mnie tylko dlatego, że pracuje z Fydorem? Nie zdziwiłabym się, w końcu on jest ich wrogiem... Jednak dalej...

Zatrzymali się w pobliżu parku z którego dochodziły buchające płomienie. Wyszli pospiesznie z pojazdu kierując się na miejsce wypadku. Paliła się zakryta altanka w centrum parku.

                - Musimy... Ugh! Pozbyć się stąd ludzi... - syknęła chwytając się za ranę, która ponownie zaczęła krwawić. Dookoła panował chaos. Straż była w drodze tak samo jak policja i pogotowie. Wraz z byłym przestępcom zaczęli wyprowadzać przechodniów z parku, kiedy Fyodor zauważył coś w środku płonącej altany.

                 - Tam jest jakieś szklane pomieszczenie? Risa - zawołał do siebie detektyw, aby przyjrzała się temu. Faktycznie było tam coś szklanego, jednak nie wiedziała co. Nagle zauważyła ciemną postać w oddali uciekającą z nożem w dłoni.

                - Hej! Zatrzymaj się! - krzyknęła do tajemniczej postaci w czarnej bluzie z kapturem. Zaczęła biec w jego stronę z wymierzonym pistoletem. Napastnik wyjął z kieszeni broń palną i wymierzył obok Risy. Zdezorientowana była pewna, że mierzy w Fyodora. Odwróciła się, aby zastawić towarzysza, jednak jakie było jej zdziwienie, kiedy z płomienie wyszedł dobrze znany jej osobnik.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top