Jesteśmy partnerami
W nadmorskim mieście powoli zapadała noc. Młoda kobieta nareszcie skończyła swoją robotę i szybkim, lecz zmęczonym krokiem kierowała się w stronę mieszkania.
Kolejne morderstwo nad wodą. Miała tego serdecznie dość, jednak wiedziała, że nic na to nie poradzi. Jako specjalistka z wydziału kryminologii oraz agentska - detektyw przyzwyczaiła się do wracania wieczorami do domu i wstawania w środku nocy na nagłe zlecenia. Czarne, długie i proste jak druty włosy opadały jej kaskadami po plecach a zmęczone i znudzone zielone oczy wpatrywały się na drzwi domu.
Mieszkała sama w wielkim, drogim domu w centrum Yokohamy. Z okna widok miała na wielką wierzę, siedzibę Portowej Mafii. Tak, graniczyła z nimi ich terytorium i nie przejmowała się tym. Dopóki ona nie przekracza granic, organizacja nie ingeruje w jej życie. Odpowiadało jej coś takiego.
Kiedy tylko znalazła się we wnętrzu mieszkania rzuciła teczkę w kąt, ściągnęła buty i udała się na kanape, aby upaść na nią jak kamień i wpatrywać się w sufit.
Kolejna nudna sprawa... Mam dość takich spraw. Czy ci mordercy muszą być tacy przewidujący? Sprawiają mi tylko więcej problemów...
Mówiła sobie w myślach wzdychając cicho. Po kilku minutach zgarnęła się z wygodnej kanapy i rozebrała się z szalika i płaszcza.
Był to już początek zimny, jednak śnieg jeszcze nie spadł.
Zaparzyła sobie ciepłą kawę i udała się do laptopa w swoim biurze. Miała jeszcze dużo do roboty. Papiery, wykłady i opłaty rachunków. Uczyła się dodatkowo, sama dla siebie. Przeglądał różne strony związane z kryminologią i medycyną sądową. Musiała być najlepsza w swoim fachu.
W wolnym czasie czytała także podesłane na jej pocztę fragmenty książek pisanych przez jej partnera i nowego pracownika jej wydziału, Edgara Allana Poe. Mężczyzna mimo nieśmiałego charakteru przywykał powoli do kobiety a ona do niego.
Zbliżała się już czwarta nad ranem. Po umyciu się i przebraniu w koszulę nocną młoda agentka była gotowa do snu, kiedy dostała wiadomość na telefonie. Pomyślała wtedy, że nigdy nie będzie jej dane odpocząć jak normalnej osobie. Sięgnęła do szafki nocnej i odpięła komórkę od ładowarki czytając wiadomość.
----------
Od // Edgar Poe
Wybacz, że piszę o tej porze jednak jest nagła sprawa. Przyjdź pod adres jaki ci podam.
----------
Przymknęła podirytowana oczy i wciągnęła do płuc powietrze. Akurat teraz kiedy była na prawdę zmęczona musiała dostać powiadomienie o jakimś morderstwie. Przeczesała włosy i wzięła się za odpisywanie partnerowi.
----------
Od // Risa Kasumi
Rozumiem, będę za 15 minut.
---------
Zwlekła się z łóżka i przystąpiła do przebierania się i szykowania na kolejne beznadziejne śledztwo. Wiele razy myślała o zmienieniu pracy, jednak za każdym razem zdawała sobie sprawę, że jej psychika jest na tyle zniszczona, że nie da rady gdzie indziej funkcjonować.
Zrezygnowana spojrzała na lustro i ujrzała swoje odbicie. Zmęczona życiem kobieta w wieku dwudziestu czterech lat, która jest obdarzona diabelską mocą widząca codziennie kilka zamordowanych ciał. Ogromne wory pod oczami, których nawet nie miała czasu maskować pod makijażem, którego z resztą nie lubiła. Chwyciła torbę i ubrana wyszła na dwór do swojego auta kierując się pod podany adres przez Poe.
Jak się okazało na miejscu stał ogromny teatr otoczony przez policję i oddziały specjalne. Wyszła ziewając z auta kierując się za taśmy do wypatrzonego wcześniej Edgara. Przywitała się z nim i jego szopem po czym wzdychnęła.
- Gdzie jest ofiara? - spytała obserwując ciemnowłosego pisarza.
- Spójrz w górę - podpowiedział jej wskazując na najwyższą wierzę teatru na której zwisały zwłoki mężczyzny obnażonego ze skóry. Ręce miał wyciągnięte i przywiązane do budynku w taki sposób, jakby obejmował nimi cały widok. Miał na sobie jedynie czerwone szaty i koronę.
Najpewniej rekwizyty "pożyczone" z teatru...
Pomyślała z sarkazmem zakładając ręce na krzyż przy piersi. Policjanci już brali zmasakrowane ciało przez okno, aby przechodni nie patrzyli na nie i zajęli się nim lekarze sądowi.
- Jak dawno się to stało? - spytała patrząc na ślady spływającej po murach krwi.
- Niedawno. Szacują, że jakąś niecałą godzinę temu - odpowiedział Poe podążając za wzrokiem partnerki. - Myślisz, że to sprawka mafii? - spytał poważnym tonem.
- Zdecydowanie nie. Oni nie fatygowaliby się ze ściąganiem z kogoś skóry żywcem - odpowiedziała pewnym tonem przecierając rękawem płaszcza senne powieki. Wreszcie ciało zostało przeniesione na dół, więc pani detektyw z partnerem udali się do środka teatru, aby je zobaczyć z bliska. Risa wyciągnęła z kieszeni podręczną maseczke, aby nie wdychać zapachu zdechlizny. Przykucnęła przy ciele i zaczęła się mu przyglądać.
- Gdzie jest skóra? - spytał właściciel szopa. Oficer policyjny odwrócił się w jego stronę ze zmartwioną miną.
- Zostało spalone razem ze schowkiem na przebrania - odparł mężczyzna.
- Pobierzcie DNA z czego innego. Popatrz na to, Edgar - kobieta przywołała do siebie partnera, aby zobaczył małą karteczke upchaną do ust nieszczęśnika. Wyciągnęła bez słów dłoń w stronę jednego z policji prosząc o coś do wyciągnięcia przedmiotu. Ten dał jej małe szczypce, dzięki krótym bez problemu wyciągnęła kartkę. Włożyła rękawiczki i rozwinęła papierek.
Superbia
Nie wiedziała co to może znaczyć, ale było napise europejskim pismem. Włożyła poszlake do woreczka oddając je policji. Stanęła i zamknęła oczy.
- Hannibal i Czerwony Smok - wyszeptała cicho. Kiedy otwarła oczy tuż przed nią zakołysała się wskazówka od zegara a ludzie zaczęli znikać tak samo jak ciało. Stała samotnie aż wreszcie ruszyła w głąb teatru.
Idę po cichu. Skręcamy w kierunku schowka na przebrania, dobrze wiem, że tam jest moja ofiara. Podchodzę ofiarę od tyłu i zatykam jej usta i duszę. Wyjmuję z kieszeni nóż, którym zaczynam obdzierać ofiarę ze skóry żywcem. Nikt nie słyszy jej krzyków. Zamknięte na cztery spusty małe pomieszczenie na tyłach teatru jest idealne. Dodaje ofierze koronę i peleryne. Wkładam ostatni element układanki, czyli przygitowany wcześniej skrawek papieru z napisem do ust ofiary. Zanosze ostrożnie ciało na wierzę przyczepiając je przez okno. Wychodząc z teatru podpalam schowek ze skórą i ubraniami. Przyciskam schowany w spodniach przycisk aktywujący bombę.
Wreszcie znalazła się z powrotem pośród policjantów i swojego partnera. Zaskoczona i pobudzona tym, co widziała drgnęła w stronę wyjścia.
- Tu jest bomba! Morderca podłożył bombę, wszyscy na zewnątrz! - krzyknęła głośno szarpiąc Poe za rękaw wybiegając z teatru. Gdy miała schodzić po schodach pośród uciekających ludzi ładunek eksplodował a siła z jaką wybuchł odrzuciła ją kilka kilometrów dalej razem z pozostałymi.
Kiedy otworzyła oczy dym i zgliszcza zastawiały ramiona Poe ochraniające ją. Spojrzał na nią pytająco z obawami. Zbulwersowana wstała z ziemi łapiąc partnera za ramiona.
- Co ty robisz?! Ochraniaj siebie nie mnie - jąknęła marszcząc brwi.
- Jesteśmy partnerami, tak? Musimy chronić się nawzajem... - mruknął cicho odwracając wzrok. Nie patrzył jej już w oczy, ponieważ zatkała go jej reakcja. Zamilkła bacznie mu się przyglądając, po czym westchnęła otrzepując się z brudu. Rozejrzała się dookoła siebie.
- Nic ci nie jest? - spytała na co Edgar kiwnął przecząco. - Jest ktoś ranny?! - spytała następnie resztę ludzi. Widziała, że kilku z nich leży nieprzytomnych na ziemi w krwi. Na szczęście żyli, więc zadzwoniła po karetkę i straż.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top