Hannibal i Czerwony Smok

      - Dlaczego? Dlaczego mi to wtedy zrobiłeś?! - krzyknęła wściekła podejmując się kolejnego ataku na mężczyznę. Uchylił się i złapał jej nadgarstek z bronią, wykręcił go i porwał jej drugą rękę za plecy dziewczyny. Syknęła z bólu dalej nie mając zamiaru się poddać.

         - Może gdybyś była bardziej wdzięczna za mój prezent to inaczej by się to potoczyło - odpowiedział wzruszając ramionami.

         -Wdzięczna? Owinąłeś mnie sobie wokół palca po czym perfidnie zacząłeś na mnie eksperymentować! Mam ci podziękować za tą piekielną zdolność?! - nakierowała pistolet na żyrandol na suficie i strzeliła w niego. Zaczął spadać prosto na nich, przez co Shibusawa odskoczył w bok, Risa w przeciwnym kierunku. Wielki żyrandol roztrzaskał się zaskakując całą dwójkę.

         - Możesz być bardzo wdzięczna. Teraz przynajmniej wiem, że nie działa to tak jak chciałem. Jest to kompletnie bezużyteczne, robić moc w formie kryształu z odłamków innych i liczyć, że da ci więcej egzemplarzy do kolekcji - odpowiedział z anielskim spokojem.

        - Jesteś potworem, Shibusawa - mamrotała pod nosem planując swój kolejny krok. Zamiast tego zobaczyła jak jego ręce przechodzą zmianę i przypominają bardziej gadzie. Po przejściu zmiany Tatsuhiko miał o wiele więcej siły i zwinności. Nagle ujrzała coś za jego plecami.

Był to Dazai. Trzymał palec przy ustach, aby nie pisnęła słowa o jego obecności. Zgadzając się z jego warunkami wycelowała pistolet na Shibusawe. Była gotowa strzelić.

         - Zakończmy to razem. Dołącz do mnie, Risa - zaczął to samo od nowa. Kobieta wywróciła oczami, miała już dość jego słów powtarzanych jak mantre.

         - Po moim trupie - warknęła nieprzyjaźnie zmieniając cel z jego piersi na nogę. Strzeliła. Zaskoczony za późno zrobił unik przez co kula drasnęła go. Zachwiał się chwilę co wykorzystała jeszcze jedna postać w pomieszczeniu oprócz Dazaia.

Fyodor, jakby nigdy nic, trzymał Shibusawe w bezruchu nożem przy jego krtani. Tatsuhiko rzucił na niego przelotnie wzrokiem.

         - Czemu mnie to w ogóle nie dziwi? - mruknął jasnowłosy ze zmęczonym wyrazem twarzy.

          - Może to cię zdziwi! - nie wiadomo kiedy, wykorzystując zdezorientowanie wroga, Risa zbliżyła się do niego i nie oszczędziła sobie siły włożonej w sierpowego. Pochwyciła fraki wyższego mężczyzny zniżając go do swojego poziomu. - Dlaczego nie zginiesz? Dlaczego nie dasz mi spokoju?! - warknęła pod nosem kopiąc go do tyłu. Z jego drogi uciekł Rosjanin a zastąpił go widoczny tylko przez Rise jeleń. Uderzał kopytami o podłogę i stawał na tylnych nogach otrzepując podróże z niewidzialnego brudu.

        - Jest nas o wiele więcej, Shibusawa. Twoi poddani zostali pokonani, na zewnątrz czekają posiłki. Jeśli nie zostaniesz pokonany tutaj, pokonają cię z dala od siedziby. Lecą tutaj również posiłki z Zakonu Wierzy Zegarowej - odpowiedział Osamu spokojnie podchodząc bliżej.

         - Nie straszni mi zwyczajni ludzie. Dajcie nam już spokój, to sprawa pomiędzy mną a Risą - westchnął ocierając usta ze śladowej krwi. Mimo wszystko został odcięty od świata zewnętrznego. Gdyby chciał uciec będzie ścigany już przy samych drzwiach.

        - Risa! - nagle w jej kierunku wyleciała książka. Rzucił ją nie kto inny jak Poe, więc musi to być część jego mocy. Szybko odrzuciła ją prosto na Shibusawe nie chcąc być wciągniętą w inny świat. Niestety jego silniejsze niż normalnie ręce z łatwością rozdarły powieść tuż przed pełną aktywacją zdolności pisarza.

W całym tym zamieszaniu był sens. Najbliżej znajdujący się Risy Fyodor podał jej coś, co zdołał ukraść po drodze tutaj. Odgarnął jej włosy za ucho i wyszeptał...

        - Wiesz co robić - po czym odszedł od niej o krok patrząc i na nią i na czaszkę z trzema śladami zadrapań. Kiwnęła mu wdzięczna po czym wróciła spojrzeniem na zszokowanego Shibusawe. Nie tak miało to wyglądać.

         - Zostaw to - rozkazał zaczynając do niej iść.

Wszyscy jesteśmy tak zmęczeni już tą walką... Na pewno pozostali dzielnie walczą mając nadzieję, że pokonaliśmy go i wszystko się skończy dobrze. Też bym chciała w to wierzyć i mieć siłę pozbyć się tego, którego kiedyś kochałam... I odciąć się od mojej przeszłości!

Rzuciła Tatsuhiko ostatnie nienawistne spojrzenie po czym nakierowała lufe na skroń czaszki i przebiła ją kulą. Rzuciła ją na ziemię i strzelała do niej kilka razy zanim upewniła się, że zgniecienie jej nogą będzie możliwe.

Raz. Dwa. Trzy. I...

Wreszcie zrobiła to. Zamachnęła się i stanęła nogą na czaszce. Pękła pod jej naciskiem i ciężarem. Nikt wcześniej nie próbował zniszczyć jedynej części pierwotnego jasnowłosego, dlatego wpadła na pomysł, że to właśnie czaszka musi być kluczem trzymającym go nieustannie przy życiu.

Patrzyła jak Shibusawa umiera w agonii. Nic nie zrobiła. Stała w miejscu. To ona zapieczętowała jego los. Myślała, że w końcu uwolni się od wspomnień i jego osoby.

Wtedy też do pomieszczenia weszła reszta obecna od początku z Risą jak i nowy przybysze. Między nimi szef Portowej Mafii z Czarnymi Jaszczurkami, detektywi ze Zbrojnej Agencji Detektywistycznej czy też ludzie z organizacji Kasumi. Wszyscy przybyli aby zobaczyć ostateczny koniec wroga.

Ale dlaczego to boli? Dlaczego cierpię widząc go w takim stanie?

Poczuła ciepłe łzy na policzkach. Nie otarła ich. Nie ukrywała ich. Jednak nie chciała płakać. To słabość okazywana przed oczami Tatsuhiko. Konający spojrzał na nią i podszedł odrobinę bliżej. Uśmiechnął się do niej lekko. Gotowi do walki wspólnicy Risy czekali w pogotowiu. Jeszcze się nie poddali.

             - Nie ujdzie ci to tak łatwo, kochana - wysapał cicho do jej ucha. Jasnowłosy obdarzony zamachnął się. Miał coś w dłoni. Kiedy się temu przyjżała był to odłamek z jego kryształu.

              - Risa! - Fyodor krzyknął zrywając się w jej stronę. Było za późno.

Odłamek został głęboko wbity w klatkę piersiową ciemnowłosej. Jednak zamiast trafić w serce Shibusawa trafił ją w pierś z drugiej strony w płuco. Dazai go powstrzymał rzucając się na niego w porę. Detektyw Kasumi zaczęła powoli osówać się na ziemię. Kawałek dalej tkwił w jej ciele. Nie napotkała ostatecznie zimnej podłogi. Ktoś zdołał ją złapać tuż przed rozbiciem sobie głowy. Spoczywała w objęciach Fyodora oparta o jego kolano.

             - Risa! - Edgar nie zdołał jednak do niej podejść. Okropna, zmasakrowana noga nie dawała mu tej możliwości a pomagający mu w staniu Ranpo nawet się nie ruszył z miejsca. Patrzył wielkimi oczami na Rise. Nie tak to przewidywał.

             - Głupia! - syknął Dostoyevski i obejrzał ją wzrokiem, czy nie ma innych poważnych ran.

             - Trzeba ją stąd zabrać - powiedział wreszcie Ranpo. Odzyskał wreszcie kontakt z rzeczywistością.

             - Płuca topią... Mi się we krwi. Myślisz... Że dasz radę mnie zabrać... Do szpitala... Na czas? - wysapała zaczynając czuć krew w ustach i przełyku.

Teraz mogę się udusić własną krwią. Świetna zabawa wam powiem...

Myślała sakrastycznie a w tym czasie Fyodor podniósł ją uważnie i ruszył w stronę wyjścia, gdzie był ich helikopter. Musiała uzyskać odpowiednią pomoc medyczną.

             - Nie zdąży. Zanim dojedziemy ona umrze. Trzeba udzielić pomocy tutaj - odezwał się Ougai podchodząc do Fyodora. Ten zatrzymał się. No tak, Mori kiedyś był lekarzem. Położył Rise bezpiecznie w pozycji półsiedzącej oddając ją w ręce szefa mafii. Ten zakazał jej mówienia i przystąpił do pierwszej pomocy. Deszcz przemoczył wszystkich do suchej nitki, ale był zimny. Ougai pozbył się swojego szalika przykładając go do mostka kobiety.

             - Potrzebna jest szklanka zimnej wody z lodem - powiedział po chwili szukając wzrokiem pewnej osoby. Kiedy już odnalazł Kunikide ten wiedział, że tym razem nie będzie się sprzeciwiał. Szybko użył swojej mocy i podał szklankę z zimnym napojem. Ougai podtrzymał jej głowę podając jej w małych ilościach pić.

             - Nie udusi się przez picie wody? - spytał po chwili Chuuya stojąc przy pani detektyw powoli tracącej przytomność. Po wypiciu wody zaczęła kaszleć.

             - Akutagawa, masz swoje leki zatrzymujące kaszel, które ci dałem? - Mori wyciągnął rękę w jego stronę, aby mu podał opakowanie. Ryunosuke musiał je mieć ze sobą zawsze dlatego znalazł je i podał szefowi. Zaaplikował je ciemnowłosej dzięki czemu już po kilku chwilach odruch kaszlu przestał być jej problemem.

             - Teraz mamy więcej czasu. Kasumi musi się znaleźć w szpitalu i muszą ną operować - Yasono mimo wszystko uśmiechnęła się i pomogła Moriemu wprowadzić Rise do helikoptera. Tam musiała być trzymana, aby turbulencje nie wywołały większych szkód w jej ciele.

             - Kajii - szef mafii spojrzał na swojego podwładnego wymownie. Po chwili słyszać było wielkie wybuchy. Kajii podłożył w całej siedzibie Shibusawy swoje bomby.

Bezpiecznie odlecieli do najbliższego szpitala. Musieli zdążyć na czas. Risa z każdą minutą coraz bardziej słabła. Najzwyczajniej w świecie umierała. Kiedy zamknęła oczy usłyszała przytłumiony i wzrastający harmider wokół niej. Ktoś przyłożył do jej szyi dwa palce, aby sprawdzić puls. Na tym jej świadomość się skończyła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top