Czarne wino
Minęło już prawie pół tygodnia i nadal nic w sprawie śledztwa. Risa pracowała w domu zgodnie ze słowami Poe. Częściej widziała się z Fyodorem i osfajała się z jego zachowaniem w stosunku do niej.
Mężczyzna przychodził do niej i potrafił nic nie robić i mówić tylko po to, aby spędzić z nią chwilę w ciszy. Kiedy nie zwracała na niego uwagi ten po prostu wchodził jej w paradę i starał się zwrócić na siebie uwagę. Był jak wścibski kocur. Potrzebował uwagi.
Utrzymywała stały kontakt z Portową Mafią. Przy każdej okazji pytała się o stan Chuuyi. Martwia się o niego. Z Hirotsu było o wiele lepiej. Zdążył już wrócić do zdrowia.
- Risa... A ty dalej w tych papierach? - do jej pokoju wszedł Fyodor. Nie zaskakiwał go już widok pracującej dziewczyny. Wiedział, że nie wygra z nią jeśli chodzi o tą kwestię.
- Dobrze wiesz że mamy coraz mniej czasu - mruknęła przecierając zmęczone oczy. Usiadł na jej łóżku obok niej i zwyczajnie wpatrywał się w nią.
Znowu chcę mojej uwagi... Dobrze wie, że nienawidzę gdy patrzy na mnie tak intensywnie...
Zirytowana odwróciła głowę w jego stronę. Nic nie odpowiedział, więc siedzieli tak przez chwilę w ciszy.
- Jak myślisz jakim jestem teraz człowiekiem? - spytał wreszcie z ciekawością w oczach. Nie dała zobaczyć mu swojego zdziwienia owym pytaniem.
- Trochę dziwnym. Potrafisz siedzieć pół godziny przy mnie w ciszy. Typowy kocur chcący czyjejś uwagi - odparła wdychając głęboko.
- Na prawdę? Ale skoro jeszcze mnie nie wyrzuciłaś za próg oznacza to, że ci się to podoba - zaśmiał się przez co wreszcie zerknęła na niego spod czoła. - A co się stało z tym niebezpiecznym człowiekiem? Nie jestem taki twoim zdaniem?
- Osobiście nigdy nie byłeś dla mnie niebezpieczny. Nawet wtedy kiedy zabijałeś. Nie byłam twoim celem a teraz pomagasz w odnalezieniu złego człowieka. Nie wiem czy chcesz się zmienić, czy to po prostu gra, ale wychodzi ci to jak narazie dobrze - odpowiedziała spokojnym tonem wracając do papierów z nadzieją, że przestanie się tak jej przyglądać.
- Risa? - bąknął pod nosem odbierając jej z dłoni dokumenty.
- Hej, oddawaj mi je... - wyskoczyła za porwanymi papierami uniesionymi przez Fyodora w górę. Nagle stało się coś, czego się szczerze nie spodziewała. Dostojewski chwycił jej podbródek dwoma palcami, aby wyrównała wzrok z jego. Dokumenty wylądowały w nieładzie na podłodze. Drugą, już wolną rękę, Fyodor podpierał się, aby nie stracić równowagi. Zamrugała kilka razy. Nie wiedziała co się stało.
Tak sobie myśląc... Z bliska jego oczy są jeszcze bardziej hipnotyzujące niż zazwyczaj. Nigdy wcześniej nie zauważyłam tego.
- Jesteś dziwna. Mówisz takie rzeczy kiedy może nam zostać jeszcze kilka dni życia... Czemu ty? Mówisz te słowa jakbyś nie wiedziała o tym co zrobiłem w przeszłości - mruknął dalej trzymając jej brodę w swoich palcach. Po chwili jednak zaczął przyjeżdżać palcem po jej wardze.
- Pamiętam co zrobiłeś... Ale widząc ciebie w takim stanie pierwszy raz stwierdziłam, że na prawdę wyglądasz na zdesperowanego - odpowiedziała półszeptem. Nie stać ją było na więcej słów. Zapanowała cisza.
- Dziwne. Wszystko jest takie dziwne. Nigdy nie spotkałem takiej dziwnej kobiety jak ty - prychnął wreszcie pod nosem. Jej ciało ogarnęło nieopisane wcześniej ciepło. Nikt wcześniej tak do niej nie powiedział.
- Mówisz, że to ja jestem dziwna, ale tak na prawdę to ty jesteś dziwniejszy. Albo to ja jestem dziwniejsza? Powinnam chyba już dawno wyrzucić cię z mojego domu znając twoją przeszłość a mimo to-- - kiedy miała coś dodać ktoś zaczął dzwonić. Uwalniając się z zapatrzenia w oczy Fyodora wydobyła telefon z kieszeni i odebrała połączenie.
- Kasumi, Chuuya wybudził się ze śpiączki i chce się z tobą spotkać - jak się okazało był to Akutagawa. Jej serce na chwilę stanęło. Nie ze względu na Ryunosuke. Ciszył ją fakt, że będzie się mogła spotkać z Nakaharą.
- Już jadę - odpowiedziała i rozłączyła się zerkając na Fyodora. - Chuuya się obudził. Muszę jechać - wyjaśniła kierując się do wyjścia.
- Sama? Jak poprowadzisz auto kiedy masz nogę w gipsie? - prychnął rozbawiony kierując się za nią. Westchnęła zmęczona przyznając mu tym samym rację.
Po kilkunastu minutach byli wraz z Fyodorem w siedzibie mafii. Stali przed wejściem do pokoju gdzie leżał Chuuya. Risa odważnie pchnęła drzwi i weszła do środka. Leżący na łóżku przytomny rudzielec odwrócił głowę w jej stronę i skamieniał.
- Kasumi! Ty żyjesz! Ach, cholera jaka ulga. Kiedy pytałem innych o ciebie milczeli i nic nie chcieli mi powiedzieć. Byłem nieźle przerażony! Ale jak widzę nic oprócz złamanej nogi ci nie jest? - wybuchł gdy na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Nic mi nie jest. Chcę przeprosić. Gdybym była bardziej uważna nie doszłoby do niczego - podchodząc do jego łóżka ukłoniła się ze skruchą.
- Nie wygłupiaj się. Nikt nie był w stanie przewidzieć takiego obrotu zdarzeń nawet ty. Stało się i nic na to nie poradzisz - odpowiedział szybko drapiąc się po karku z zakłopotaniem. Dziewczyna wyprostowała się patrząc swoimi zielonymi oczami na egzekutora.
- Jak się czujesz? - spytała siadając na krześle koło Chuuyi. Obok niej usiadł także Dostojewski.
- Czyżbyś się aż tak o mnie martwiła? Doceniam to a zwłaszcza od takiej damy - prychnął bawiąc się z nią. Zmarszczyła z irytacją brwi.
- Jak każdy się o ciebie martwię, ale nie myśl o tym jak o czymś specjalnym. Jesteśmy w końcu partnerami - mruknęła. Westchnął z lekkim uśmiechem.
- Rozumiem. Dostojewski, mam nadzieję że dbasz o nią dobrze kiedy ma tą nogę w gipsie - rudzielec zwrócił się do siedzącego koło Risy ciemnowłosego.
- Oczywista sprawa. Choć trudno zapanować nad taką porywczą i oddaną sprawie osobą - burknął od niechcenia.
- Właśnie. Jak sprawa? - spytał zerkając na Rise. Oparła się łokciami o kolana wzdychając.
- Kolejne morderstwo. Mamy podejrzanych, ale zero cennych dowodów oprócz mojej dedukcji - wzruszyła ramionami z grymasem na twarzy.
- Muszę poznać szczegóły... Ale kiedy tylko będę mógł w stanie opuścić to łóżko pójdę do baru i opiję się jakimś dobrym trunkiem... Brakuję mi tego - bąknął zmęczonym tonem.
- Czasami odnoszę wrażenie, że odrobina jakiegoś trunku przydałaby się Risie. Zawsze spięta i nerwowa - skomentował cicho Fyodor patrząc dyskretnie na ciemnowłosą. Ta szybko odwróciła głowę w jego stronę z absurdem wypisanym na twarzy.
- Nie piję, aby się odluzować. Piję z nudów co rzadko się zdarza - odpowiedziała bawiąc się kosmykiem zabłąkanych włosów.
- Może kiedyś zabiorę cię ze mną? - pomyślał na głoś Chuuya na co Dostojewski parsknął.
- Jako twojego trzeźwego towarzysza, który odniesie cię do domu? Wątpię, aby taka drobna kobietka jak Risa uniosła cię aż do twojego mieszkania - skomentował odważnie.
- Oczywiście, że nie taką miałaby rolę! Byłaby po prostu towarzyszką. Trochę samotnie pić samemu - stwierdził wywracając oczami. Zrozumiała coś ważnego. Faktycznie chodzenie do baru samemu, gdzie ludzie przychodzą grupkami i razem się bawią nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy. Ona nie była sama. Chuuya zawsze siedział obok niej i czasami coś mamrotał w jej stronę. Szkoda, że osobnik tego nie pamięta.
- Szczerze... Nigdy nie byłeś tam sam - wyszeptała zerkając ze smutkiem na okno i widok na miasto.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top