Co teraz?
Fyodor i Risa znajdowali się już w podpalonym bloku, gdzie znajdowała się kolejna ofiara Saligii. Edgar zadzwonił do swojej partnerki błyskawicznie po tym jak się dowiedział o sytuacji czego szybko pożałował. Nie doszła do niego w porę wiadomość od szefa, że Risa została oddalona z całej sprawy. Zdruzgotany Poe nie wiedział co zrobić, więc zadzwonił do swojego zaufanego przyjaciela podczas kiedy Risa szykowała się do kolejnego użycia swojej mocy. Wszyscy opuścili pomieszczenie zostawiając kobietę samą ze zwłokami.
Pani Gokura jest sama w mieszkaniu. Dobrze znam jej grafik dnia i kiedy nadażają się takie szanse na morderwto. Planowałam to od dawna. Czekałam na odpowiedni moment i sygnał do działania. Dzwonie do drzwi. Ofiara posłusznie mi otwiera nieświadoma niebezpieczeństwa. Rozmawiamy o niczym ważnym po czym idzie do kuchni. Po drodze mija mały schowek. Korzytsam z sytuacji wpychając kobietę do wnętrza. Zatykam jej usta i zamykam szczelnie drzwi. Obchodzę się z nią delikatnie. Jak z własną partnerką. Biorę nóż i odcinam jej długie włosy. Nie ma szans uciec kiedy ma zawiązane kończyny. Palce, nos, język, uszy i oczy pozbywam się bez problemu. Kiedy nadchodzi czas na grubsze obszary ciała dobywam wzięty ze sobą tasak. Dłonie, stopy, kolana, ręce, głowa i szczęka. Rozłupuje jej klatkę piersiową i wydobywam z niej serce co robię także z mózgiem. Moje arcydzieło układam w całość na środku salonu. Koło ciała postawiam złotą wagę. Na jednej szali umieszczam serce a na drugiej mózg. Zakrywam ciało, aby nie spłonęło podczas pożaru, który potem wzmieciłam.
Szybko wpuściła powietrze do płuc niekontrolując odruchu. Zachwiała się na nogach stojąc nad ciałem. Czuła jak jej głowa pęka z bólu. Szybko oddychając odwróciła się do drzwi chcąc wpuścić resztę oddziału, jednak zauważyła, że już stoją i czekają na koniec jej przedstwienia. Zauważa także kogoś nowego na miejscu.
- Hej, nie jesteś z agencji? - spytała pokazując palcem na blondyna w kucyku.
- Tak i-- - kiedy chciał coś powiedzieć dziewczyna szybko zatkała usta dłonią i ruszyła nieudolnie w stronę łazienki przepychając z drogi ludzi. Edgar ruszył za nią wiedząc co to oznacza. Nachyliła się do zlewu, aby uwolnić zawartość żołądka. Ciemnowłosy odgarnął jej włosy z twarzy. Posłał Kunikidzie zakłopotany uśmiech po czym zamknął drzwi toalety pozwalając dziewczynie spokojnie ustąpić torsją.
Po kilku minutach partnerzy wyszli z toalety. Risa kompletnie blada a Poe zmartwiony o jej stan do granic możliwości.
- Jedź do domu - powiedział zaskakująco pewnym i surowym głosem co było dla kobiety nowością.
- ... Ale w takim stanie? - bąknęła zdziwiona postawą partnera. Zaniemówił na chwilę rozglądając się dookoła siebie.
- Fyodor się tobą zajmię - odpowiedział po chwili przekazując ją w ręce jej towarzysza.
- Mogę ją zawieść - wtrącił się nagle Kunikida zerkając na dziewczynę. Nie była przekonana, lecz ostatecznie ustąpiła dalej będąc w szoku po postawie nieśmiałego do tej pory Edgara.
Wyszli z budynku a blondyn pomógł jej wsiąść do samochodu. Sam zajął miejsce za kierownicą odpalając pojazd i kierując się z pomocą ciemnowłosej do jej domu. Skupiony na prowadzeniu Doppo zerkał na Rise obok niego.
- Co widziałaś? - spytał przerywając ciszę. Westchnęła ciężko bawiąc się materiałem płaszcza.
- Mordercą jest jakiś kochanek ofiary. Ktoś bliski jej sercu, ale ona nie odwzajemniała jego uczuć. Chciał mieć każdy kawałek jej ciała dla siebie więc pociął ją na kawałki. A serce? Skoro nie mogło należeć do niego wyjął je z jej piersi tak samo jak mózg. Umieścił je na szali chcąc pokazać, że nie była sprawiedliwa dla niego dlatego szala przechylała się bardziej pod mózgiem. Kochał ją a ona go nie wybrała. Innymi słowy szalona, jednostronna miłość była przyczynął a Saligia na drugim miejscu - odpowiedziała szybko na jednym wdechu. Kunikida na moment odwrócił głowę w jej stronę zaskoczony. Mruknęła coś pod nosem widząc jego reakcję.
- Niesamowite muszę przyznać - skomentował na co dostała białej gorączki.
Nic nie wie. Tak jak reszta. Czemu mnie to tak denerwuje, powinnam przywyknąć i olewać te zbędne i nic nie warte uwagi komentarze...
Zgodnie z tym co powiedziała nie odpowiedziała na jego słowa. Postanowiła oszczędzić sobie nerwów i tłumaczenia.
- Morderca nie wiedział, że w ten sposób zabije swoją miłość? Że nie wyzna w ten sposób swojej miłości? - spytał odwracając się do drogi.
- Teraz w lewo. Nie możesz go postrzegać za osobę trzeźwą na umyśle. On myślał o tym jak o wyznaniu swojej miłości, ale i jednocześnie pokazaniu jej winy. Swojego rozczarowania, smutku i złości - odpowiedziała gestykulując dłońmi. Kunikida kiwnął na to wszystko głową przyjmując jej punkt widzenia.
Kiedy skręcił w lewo zgodnie z jej wskazówką w coś uderzył. Ostro zachamował myśląc, że potrącił kogoś, jednak niczego nie było na drodze. Obok nich usłyszał warknięcie drapieżnego kota. Odwrócił wzrok w bok, ale jedyne co zobaczył to znikający biały ogon ogromnego tygrysa.
- Co to było? - sykneli, lecz nagle doznali olśnienia. Spojrzeli po sobie mówiąc jedynie jedno słowo. Atsushi. Wyskoczyli z auta kierując się za stworzeniem.
- Zostań tutaj. Jakbyś go zauważyła to daj znać i nie daj się zabić - ostrzegł ją przed wejściem w zieleń.
- Zabić? - bąknęła marszcząc brwi.
- Atsushi czasami nie panuje nad swoją zdolnością. Uważaj na niego - wyjaśnił i zniknął z jej oczu. Chciała za nim iść, ale z nogą w gipsie dużo nie zdziała. Stała tak na chodniku rozglądając się dookoła. Była to dość późna godzina a jedne światło jakie było wydobywało się z latani. W pogotowiu chwyciła za broń.
Usłyszała nagle głośne warczenie. Wycelowała lufę w kierunku skąd usłyszała głos kiedy nagle wyskoczyła na nią ogromna bestia. Ryk białego trygrysa zwalił ją z nóg. Przeleciał tuż nad jej głową a kiedy wystrzeliła pocisk ten odbił się od ciała kota. Zamknęła oczy czując jak spotyka się z gruntem. Zanim jednak się ocknęła po Atsushim nie było śladu. Tuż koło niej leżała jednak karteczka z wydrukowanymi literami.
"Superbia, avaritia, luxuria, invidia, gula, ira oraz acedia. Trzy spełnione, cztery czekają. Czas mija, pani detektyw."
Wiedziała, że list zaadresowany był do niej. Demon ma rację. Czas mija szybko. Zbliża się jej koniec tak jak Fyodora.
- Kasumi! Coś się stało?! - z krzaków wyszedł zdyszany blondyn podnosząc dziewczynę z ziemi.
- Atsushi... Należy do Saligii. Musieli go wcielić do armii. Zbierają ludzi z mojego otoczenia. Ha. Ciekawe kto będzie następny? - prychnęła z sarkazmem opierając czoło o rękę jasnowłosego.
- Co ty mówisz? Atsushi po złej stronie? Niemożliwe, nie on... - mruknął zmuszając ją do podniesienia wzroku. Spojrzał jej w oczy.
- Kunikida... Wybacz za tą chwilę słabości, ale... Boję się. Boję się o ciebie, Dazaia czy innych. Przeze mnie możecie zostać złapani przez Saligie... - szeptała dość załamanym głosem. Chciała opuścić głowę, jednak ten mocno objął jej policzka zmuszając do patrzenia w jego oczy.
- Nie martw się o nas. Nie poddamy się tak łatwo a Saligia nas nie złapie. Musisz teraz zadbać o siebie. Jesteś silna. Bardzo silna, ale... Jeden człowiek nie da rady ochronić wszystkich ludzi. Ale jeśli chcę przyjemniej spróbować to niech zadba o siebie najpierw - odpowiedział poważnym tonem. Zapadła cisza. Ciemnowłosa jak najszybciej chciała się zapaść pod ziemię. Była w takiej beznadziejnej sytuacji. Zacisnęła zęby i pokazała Kunikidzie list od Demona. Odeszła nieco oglądając szkody na samochodzie. Wielkie zadrapanie na masce. Będzie musiała odwiedzić mechanika.
- Ten cały Demon nie wie w co się wkopał skoro próbuje nastraszać Rise. Nie wie chyba kto jest jej ochroniarzem - tuż koło blondyna pojawił się Dazai. Z mrocznym uśmiechem odwrócił się do Risy. Zaskoczona jego obecnością chciała go wypytać o milion rzeczy jednak zrezygnowała.
- Nie potrzebuję ochroniarza. Poradzę sobie sama. Zawsze byłam sama, więc i teraz dam sobie radę, tak? - mruknęła mało przyjaźnie chcąc wsiąść do auta.
Co teraz? Co mam zrobić? Muszę się trzymać od nich z daleka. Może w ten sposób ich ocale... Ale... Przecież Atsushiego w ogóle nie znałam... Może znałam go? Coś nas kiedyś łączyło? Przyjaźń? Z tego co widziałam w aktach też był w sierocinicu. Pytanie czy w tym samym co ja... Jeśli tak to może...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top